A dlaczego to Polacy mają płacić za krzywdy i szkody wyrządzone przez niemieckich bandytów okupujących ich kraj?
Prezydent Andrzej Duda, przemawiając 11 listopada na pl. Józefa Piłsudskiego, powiedział:
– Chciałbym, żeby pałac z powrotem stanął, chciałbym, żeby był widomym znakiem tej Polski, która wzrasta. Chciałbym, żeby był to budynek publiczny, który będzie mógł zobaczyć także od wewnątrz każdy z moich rodaków i w którym będzie mógł także załatwić różne swoje sprawy.
Tego samego dnia prezydent podpisał deklarację o przywróceniu, czyli odbudowie, Pałacu Saskiego. Nie jest to pomysł nowy, lecz ciągle po 1989 r. powracający. Na poważnie przygotowaniami do odbudowy Pałacu Saskiego zajął się prezydent Warszawy, śp. Lech Kaczyński. Przeprowadzono przetarg na odbudowę pałacu i rozpoczęto prace archeologiczne. Niestety Hanna Gronkiewicz-Waltz wstrzymała wszystko w 2008 r., twierdząc, że trwa kryzys gospodarczy. Powoływała się również na „konieczność ochrony zabytkowych fundamentów”. Tak bezczelni jak Bufetowa nie byli nawet komuniści, którzy po zmianie ekipy rządzącej w latach 70., nie bacząc na „zabytkowe fundamenty”, zgodzili się na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Pięć lat temu powstało także stowarzyszenie Saski 2018, które za cel postawiło sobie odbudowę pałacu na stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, które właśnie świętowaliśmy. Niestety pod rządami PO i w czasach prezydentury Bufetowej było to niemożliwe.
Przypominam tę deklarację prezydenta Dudy, ponieważ przekaz medialny z 11 listopada zupełnie został zdominowany – co nie dziwi – przez Marsz Niepodległości, w którym swój patriotyzm i dumę narodową zaprezentowało ćwierć miliona rodaków maszerujących ulicami Warszawy. Jak wiemy, historia Pałacu Saskiego sięga XVII w., a w 20-leciu międzywojennym był on chlubą stolicy i wielką atrakcją turystyczną. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobną rolę odgrywał po restytucji. Warto przypomnieć, że pałac był nie tylko dawną rezydencją królewską. To w jego pomieszczeniach działał zespół płk. Jana Kowalewskiego, który złamał sowieckie szyfry, co umożliwiło rozgromienie bolszewickich armii w 1920 r. To w Pałacu Saskim w grudniu 1932 r. trzej współpracujący z Biurem Szyfrów matematycy: Marian Rajewski, Henryk Zegalski i Jerzy Różycki po raz pierwszy złamali kod niemieckiej Enigmy. Jak więc widzimy wybudowany w XVII w. Pałac Saski jest także symbolem tej najnowszej historii Polski
To tyle, jeżeli chodzi o historię, która jak widzimy, sama głośno wzywa Polaków do odbudowy tego zabytku i dziwi się, że przez niemal 30 ostatnich lat nikt tego nie zrobił w rzekomo wolnej i niepodległej Polsce. Ja chciałbym zwrócić uwagę na zupełnie inny aspekt związany z odbudową pałacu. Po pierwsze, jak najgłośniej na całym świecie powinna wybrzmieć odpowiedź na pytanie, dlaczego my, Polacy, w ogóle musimy Pałac Saski odbudowywać. Dlaczego zniknął on z pejzażu Warszawy? Ten świat powinien dowiedzieć się, że to niemieccy zbrodniarze i barbarzyńcy w zemście za Powstanie Warszawskie wysadzili pałac w powietrze, wykonując rozkaz Hitlera, który nakazał stolicę Polski zrównać z ziemią. Zrobili to w pośpiechu na trzy tygodnie przed wkroczeniem Sowietów do Warszawy. Akcja wysadzania Pałacu Saskiego w powietrze trwała od 27 do 29 grudnia 1944 r., więc niedługo będzie 74. rocznica tej dzikiej niemieckiej zemsty. Oto, jak zaraz po wojnie ten bezprzykładny akt barbarzyństwa opisywał światowej sławy filozof prof. Władysław Tatarkiewicz:
Zniszczenie cudzego mienia dokonane z premedytacją i planowo jest złem oczywistym, niewątpliwym, niedającym się kwestionować. A właśnie takie zło zostało przez Niemców wyrządzone. Polska została planowo i z premedytacją zniszczona ogniem i dynamitem. Zniszczenie zostało przeprowadzone z całą świadomością, rozmysłem, przygotowaniem, systemem, metodą. Nie było przypadkiem, chwilowym impulsem, szałem wojennym. Jeśli to był impuls i szał, to trwał bez przerwy przez pięć i pół lat okupacji.Teraz krótka dygresja. Prof. Władysław Tatarkiewicz, który doceniany był przez świat naukowy jeszcze przed wojną, po zainstalowaniu w Polsce sowieckiej władzy wykładał na Uniwersytecie Warszawskim i nie ukrywał swojego krytycznego stosunku do komunistów. Odsunięto go od wykładów na uczelni po donosie siedmiu studentów i jednocześnie członków PZPR. Na ich czele stał Henryk Holland, ojciec wspierającej dzisiejszą totalną opozycję Agnieszki Holland, znanej z hasła „żeby było tak, jak było”. Jak widzimy sztafeta antypolskich pokoleń trwa w najlepsze.
Apeluję do polskich władz, wszystkich patriotycznych mediów i rozsianej po całym świecie Polonii, aby bombardowały światową opinię publiczną informacją o sprawcach wyburzenia Pałacu Saskiego w Warszawie tak długo, aż świat w końcu zada Niemcom następujące pytania. A dlaczego to Polacy mają płacić za krzywdy i szkody wyrządzone przez niemieckich bandytów okupujących ich kraj? Dlaczego to na oczach rządu w nieodległym Berlinie ma dziać się ta epokowa wprost niesprawiedliwość? Dlaczego to polskie ofiary mają z własnych portfeli pokrywać koszty diabelskiego dzieła niemieckiego okupanta? Odbudowa Pałacu Saskiego to nie tylko przywrócenie Polsce i Warszawie kawałka naszej historii i wspaniałego zabytkowego budynku. To także doskonała okazja, aby przypomnieć światu zbrodnie, jakich Niemcy dopuścili się na polskim narodzie. To także doskonała do wykorzystania okazja w dyplomatycznej walce o należne nam od Niemiec reparacje wojenne.
O tym, jak odbudowa Pałacu Saskiego jest niewygodna dla Berlina, mogliśmy się przekonać natychmiast po podpisaniu przez prezydenta wspomnianej deklaracji. Oto podległy prezesowi Ringier Axel Springer Polska Markowi Dekanowi „Newsweek”, kierowany przez redaktora folksdojcza Tomasza Lisa, natychmiast piórem niejakiego Tomasza Urzykowskiego w artykule pt. „Odbudowa Pałacu Saskiego, czyli jak fałszuje się historię” napisał:
Niech nie zwiedzie nas efektowna kolumnada, pałac w formie z 1939 roku nie był reprezentacyjny, nie miał głównego wejścia ani eleganckich wnętrz – tłumaczy Jarosław Trybuś, główny kurator wystawy Muzeum Warszawy. Kurator i znawca architektury dodaje też, że Pałac Saski od 1842 roku był wielokrotnie przebudowywany i remontowany. Jak na ironię rozbudowę pałacu, którego kształt odbudować chce inicjatywa Saski 2018, ufundował rosyjski kupiec o nazwisku Skwarcow. […] W walce o „historyczną prawdę” zwolennicy odbudowy mają jeszcze jednego przeciwnika. Jak na ironię jest nim sama historia. Trybuś tłumaczy: – Budowa byłaby przede wszystkim, użyję mocnych słów, historycznym fałszerstwem. Decyzję o tym, by po wojnie nie odbudowywać pałacu, podjęli ludzie, którzy przeżyli tę wojnę. Widzieli zniszczone miasto i pamiętali, jak wyglądało przed wojną. To ci ludzie w pełni świadomie zdecydowali pozostawić jedyną w mieście trwałą ruinę, by przypominała o tym, czego doświadczyła Warszawa [chodzi o Grób Nieznanego Żołnierza – przyp. red.], trzy luki na tle ściany drzew. Poruszający, piękny obraz – komentuje Trybuś. Michał Krasucki, naczelny konserwator zabytków miasta stołecznego Warszawy, dodaje, że pozostawienie placu takim, jaki jest, to decyzja celowa. Architekci, którzy decydowali się na odbudowę miasta, rekonstrukcje setek kamienic, gmachów czy pałaców, postanowili w tym właśnie miejscu pozostawić pustkę i fragment ruin jako świadectwo zniszczenia, które wyrządziła nam wojna. Takie miejsca znajdziemy też w Hiroszimie czy Berlinie. To pomniki, tyle że pomniki pustki.Pan Trybuś powinien jednak dodać, że ci ludzie, którzy „przeżyli wojnę i podjęli decyzję, aby nie odbudowywać pałacu”, to byli komuniści i namiestnicy Stalina. Tylko oni mogli wtedy decydować. Trybuś i cytujący go Urzykowski doskonale wiedzą, że nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie trudno jest znaleźć zabytkową wielowiekową budowlę, która by w swoich dziejach nie podlegała przebudowie lub nie przeżywała trudniejszych chwil, czasem chyląc się nawet do upadku. Ten artykuł zamieszczony w „Newsweeku” jest wyjątkowo podły i w istocie antypolski. Warto pamiętać, że nadzór nad tym niemieckim tygodnikiem sprawuje człowiek, który wykorzystując polskie sądy, próbuje zamknąć usta niezależnej i w 100 proc. polskiej „Warszawskiej Gazecie”.
Każdy uczciwy dziennikarz, szczególnie niemiecki, powinien zapytać rządu w Berlinie, czy to moralne i etyczne, żeby Polacy za własne pieniądze wznosili z niebytu to, co zniszczyli na ich ziemi Niemcy. Tym bardziej powinna to uczynić niemiecka gazeta wychodząca w Polsce. Jeśli tego niemieckie media działające w Polsce nie czynią, to znaczy, że są tak jak w latach okupacji jedynie „szczekaczkami” coraz bardziej znienawidzonymi przez Polaków. Jeżeli dzisiejsi Niemcy to rzeczywiście inni ludzie, niemający już nic wspólnego ze swoimi barbarzyńskimi i zbrodniczymi przodkami, to tylko czekać jak za Odrą niczym grzyby po deszczu rodzić się będą oddolne inicjatywy organizujące zbiórki pieniędzy na odbudowę zniszczonego przez ich przodków pałacu. Już dzisiaj próbowałem szukać w internecie pierwszych jaskółek, czyli honorowych Niemców, którzy zdobędą się na taki ludzki gest dziejowej sprawiedliwości, ale niestety na próżno. Obawiam się, że za tydzień, miesiąc i rok będzie tak samo. No, chyba że u Niemców zadziała inny sentyment. W końcu Sasi wywodzili się z ludu pochodzenia germańskiego osiadłego w średniowieczu w Dolnej Saksonii i Westfalii.
© Mirosław Kokoszkiewicz
31 grudnia 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl
31 grudnia 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz