W lutym amerykański „Newsweek” zamieścił obszerny artykuł pióra Michaela Edisona Haydena, w którym dziennikarz informował, że w październiku 2017 r. użytkownik zidentyfikowany jako Q zaczął publikować na stronie internetowej 4chan niejasne, niepokojące wiadomości związane z jakoby nadchodzącą „burzą”.
Autor postu twierdził, że jest funkcjonariuszem rządowym wysokiego szczebla. Niektórzy nawet uwierzyli, że to sam prezydent Donald Trump zamieszcza wiadomości na 4chan i na podobnej stronie internetowej o nazwie 8chan. „Dziś QAnon, znany również jako TheStorm, to najszybciej rozprzestrzeniająca się i najbardziej rozpowszechniona prawicowa teoria spiskowa”, mogliśmy przeczytać w lutowym „Nesweeku”.
Dwa miesiące później, w kwietniu, „The New York Times” również nazwał QAnon teorią spisku oraz „ogromną, wiecznie mutującą fantazją na temat prezydentury Trumpa”, która ukazuje, „do jakiego stopnia niektórzy zwolennicy Trumpa przekonują samych siebie, że jego prezydentura jest dobra dla kraju”. Autorka, równie sążnistego jak w „Newsweeku” tekstu, pani Michelle Goldberg, już w tytule brzmiącym: Teoria konspiracji, która mówi, że Trump jest geniuszem, sugerowała, kto stoi za tą teorią – prawicowi, konserwatywni wyborcy i wielbiciele obecnego prezydenta. Podobny materiał na temat QAnon opublikowały w tym czasie również inne gazety mainstreamu: „The Washington Post”, „The Week”, „The Daily Beast”, magazyn „Time”. Jednak coraz częściej przekonanie o tym, że sprawa jest dęta i że jest tylko odsłoną kolejnej teorii spisku, zaczęło słabnąć. W jego miejsce zaczęła wciskać się wątpliwość, każąca postawić pytanie, czy jednak coś w tym wszystkim nie jest na rzeczy.
Dlaczego usłużni wobec establishmentu dziennikarze zajęli się tym problemem, chcąc nie chcąc, nagłaśniając go i czyniąc jeszcze bardziej popularnym? Odpowiedź zdaje się być prosta – zjawiska nie dało się już dłużej ignorować. Mimo że „fenomen Q” usiłowano przez wiele miesięcy zabić milczeniem, „płatnym mordercom” spraw niewygodnych dla systemu, których pełno w usłużnych redakcjach, nie udało się dokonać tej zbrodni.
Mimo że media mainstreamu raczej wolą przedstawiać QAnon jako problem wymyślony przez „prawicowych oszołomów”, coraz częściej do społeczeństwa przebijają się fakty związane z anonimem działającym w sieci.
Peter Skurkiss na stronie internetowej American Thinker postanowił zebrać całą dotychczasową wiedzę na temat anonima działającego pod nickiem QAnon.
Q twierdzi, że jest wysokiej rangi urzędnikiem rządowym z poświadczeniem bezpieczeństwa Q wydanym przez Departament Energii USA, ulokowanym w kręgach władzy. Q dodaje, że był zachęcany przez innych podobnie myślących agentów w rządzie do wysyłania do opinii publicznej informacji o rzekomym planie prezydenta Donalda Trumpa dokonania swoistego zamachu na członków skorumpowanego głębokiego państwa.
Według Q, w społeczności wywiadowczej jest więcej dobrych ludzi niż złych. Rozróżnia on cywilne agencje wywiadowcze (CIA, NSA, FBI) i wywiad wojskowy. Te pierwsze są skorumpowane przez złych aktorów usadowionych na szczytach władzy (John Brennan, James Clapper i James Comey, żeby wymienić tylko kilku), podczas gdy agencje wojskowe pozostają lojalne.
Q często pisze, że trwający niekonstytucyjny zamach stanu przeciwko prezydentowi jest sprawą niezwiązaną z żadną partią. Bowiem tyle samo jest złych republikanów, co złych demokratów. Niektóre jego posty mogą wydawać się przesadne, uważa Skurkiss. Jak chociażby te wskazujące na toczące się sprawy przed trybunałami wojskowymi dla zdrajców w rządzie. QAnon mówi też, że POTUS, czyli prezydent USA, bowiem literowiec został utworzony z oficjalnej nazwy urzędu prezydenckiego: The President of the United States (POTUS), potajemnie współpracuje ze specjalnym prokuratorem Robertem Muellerem, byłym żołnierzem piechoty morskiej, aby doprowadzić głębokie państwo do upadku.
Peter Skurkiss, choć w swej opinii wobec anonimowego aktywisty działającego w internecie prezentuje stanowisko wyważone i raczej przychylne, nie odrzuca możliwości, że QAnon może być maniakiem, trollem internetowym, prowokatorem, ale też „może być tym, za kogo się podaje – prawdziwą okazją”. Trudno to wszystko jednoznacznie ocenić, bowiem jego posty są anonimowe i jak na razie niemożliwe jest wyśledzenia komputera, z którego wysyła teksty.
W wiadomościach Q potwierdza, że wrogowie monitorują jego posty. Biorąc pod uwagę zakres działalności Q, jest to z pewnością prawda. Dlatego jeśli Q jest tym, za kogo się podaje, to, co wypuszcza do internetu, prawdopodobnie zawiera dezinformację pomieszaną z prawdą. W końcu dlaczego miałby ujawnić cały swój plan wrogowi? Czy Q próbuje zasiać strach w głębokim państwie, a tych lojalnych jeszcze funkcjonariuszy służb cywilnych ośmielić do działań antykorupcyjnych? Czy może przygotowuje publiczność do nadchodzącej burzy? – zastanawia się Peter Skurkiss.
Jedno jest pewne, QAnon stał się tak bardzo popularny i mimo że działa anonimowo, zyskał miliony wielbicieli, dlatego iż jego poglądy na rzeczywistość Ameryki, na jej zdemoralizowany establishment polityczny, zarówno wywodzący się ze środowiska demokratów, jak i republikanów, są dokładnie takie same jak społeczeństwa. Ludzie po prostu odnajdują swoje poglądy w opiniach, że władze działają niezgodnie z interesem tych, którzy je wybrali, że łamią konstytucję, prawo, a nawet zasady zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Gdyby w społeczeństwie nie było uzasadnionej nieufności, a w niektórych kręgach nawet nienawiści, do rządu, sprawę Q udałoby się establishmentowi zamieść pod dywan, gdzie dzieliłaby miejsce z teoriami na temat starożytnych cywilizacji stworzonych przez obcych, amerykańskich baz po drugiej stronie Księżyca czy też istot pozaziemskich, jakoby żyjących pośród nas, uważa autor American Thinker.
U nas raczej nie zdarzyłby się taki przypadek. Sitwy okrągłostołowe są względem siebie bardzo lojalne, więc nadzieja na to, że wśród nich znalazłby się dysydent, który pro publico bono zacząłby ujawniać brudy i wstydliwe zakamarki kiwających nas od 30 lat miernot, byłaby płonna. Choć, z drugiej strony, pomarzyć zawsze można. Marzenia jeszcze nie zostały obłożone podatkiem, nie zostały też ovatowane. Korzystajmy więc z okazji. Póki jeszcze czas.
Gdy Q opublikował link do informacji na rządowej witrynie ... w niecałe 2 minuty później witryna zawaliła się, gdyż ponad 2,2 miliona jego czytelników równocześnie próbowało wejść na podany przez niego adres
Ilustracje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz