Dwie rzeczy były dla mnie jasne, gdy zaczęła się walka i tak naprawdę czystka w „wymiarze sprawiedliwości”, co jest warunkiem podstawowym, aby zbliżyć się do normalności. Przede wszystkim wiedziałem, że prawo nie będzie miało żadnego zastosowania. Widziałem tyle orzeczeń i tyle absurdów na sali sądowej, że nauczyłem się jednego. Nie ma takiego przepisu prawa, którego nie dałoby się postawić na głowie, z drugiej strony gdy czegoś w kodeksie brakuje, to sędzia zawsze może sobie dopisać lub dopowiedzieć. W tej materii swego rodzaju mistrzostwem popisywał się Rzepliński. Mało kto pamięta, ale słynne zabezpieczenie w postaci zawieszenia przepisów ustawy na mocy art. 755 kpc, stosowanego przy zabezpieczeniach pozwów, to nie jest pomysł Gersdorf. Jako pierwszy po tak bandycką „podstawę prawną” sięgnął właśnie Rzepliński i „zawiesił” ustawę o TK. Rzepliński poszedł jeszcze dalej, w następnym przypadku po prostu „nie widział ustawy”, wcześniej na antenie TVN24 ogłaszał sentencję wyroku na kilka tygodni przed posiedzeniem.
Jedno trzeba Rzeplińskiemu oddać, to był wyjątkowo bezczelny, arogancki sędzia, a przy tym tak zdeterminowany, że nic na nim nie robiło wrażenia, przekraczał każdą granicę w obronie stołka. Gersdorf w bezczelności mu nie ustępuje, ale determinacji i odwagi zdecydowanie jej zabrakło. Wiele razy pokazała, że się boi, bo i miała czego się bać, dlatego w SN mieliśmy nieco inna sytuację, co nie oznacza, że łatwiejsza. Obie „nadzwyczajne kasty” próbowały „wyrokami” zastraszyć władzę ustawodawczą i wykonawczą, dodatkowo uruchomiono całą machinę medialną i „autorytarną”, czyli wszystkich „konstytucjonalistów”, prawników, sędziów, profesorów z Polski i ze świata. Tak doszliśmy do drugiej jasnej rzeczy. Prócz łamania i poniewierania prawa, w celu zastraszania przeciwnika, na pomoc ruszyła kolubryna propagandowa. Wszystko razem sprowadza się do gry psychologicznej, w której byli esbecy, sekretarze PZPR i „nadzwyczajna kasta”, przez całe wieki żyjąca w poczuciu bezkarności, są najlepsi. Wdrożenie reformy sądownictwa generalnie sprowadzało się do pokonania lęków i presji, w czym z kolei doskonały jest Jarosław Kaczyński. Żaden inny polityk w Polsce, może z wyjątkiem Macierewicza, nie odważyłby się na taką akcję i nie wytrzymałby takiej presji.
Nie dzieli się skóry na niedźwiedziu i nie ogłasza zwycięstwa przed metą, ale w tym przypadku mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że wojna psychologiczna już została wygrana. Przewidziałem to wiele miesiąc temu, gdy Andrzej Duda i jego doradcy przestraszyli się świeczek. Pisałem, że to tylko teatr reżyserowany przez ostatnich generałów bezpieki, a gdy zapadną decyzje i wejdą w życie przepisy koniec będzie taki sam, jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego. Dokładnie tak się dzieje, rzecznik Sądu Najwyższego parę dni temu zapowiedział, że Gersdorf opuści SN, gdy prezydent powoła nowego prezesa. Gersdorf nie miała odwagi, ale była dyscyplinowana do pewnych działań i pod siłą szantażu, z duszą na ramieniu, realizowała rozmaite prowokacje. Więcej z Gersdorf wycisnąć się nie da i co więcej nie ma sensu cisnąć. Oni wiedzą, że przegrali i teraz zacznie się gadanie o „pisowskim” Sądzie Najwyższym, o sędziach dublerach, czyli powtórka z rozrywki. Kładę wszystkie pieniądze i długie przy tezie, że głównym czynnikiem, który zdecydował o wprowadzeniu zmian, była odwaga polityczna Kaczyńskiego i to On pokonał esbecką szkołę psychologii.
Ilustracja © brak informacji / www.gazetaprawna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz