Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Łajdactwo w masce szlachetności. Wokół niedawnego „wtargnięcia”

Łajdactwo w masce szlachetności

        „Już z nowym wrogiem toczy walkę” - pisał Janusz Szpotański w swoim nieśmiertelnym poemacie o Towarzyszu Szmaciaku. Ale nie tylko Towarzysz Szmaciak walczył z coraz to nowymi wrogami, których nieubłaganym palcem wskazywała mu Partia. Podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej Naczelnik Państwa, Prezes – Generał Jarosław Kaczyński poderwał swoich wyznawców do walki z nowym wrogiem, którego nieubłaganym palcem wskazała Partia – mianowicie z „antysemityzmem”. Naczelnik Państwa nie szczędził „antysemityzmowi” gorzkich słów krytyki, nazwał go „chorobą”, w dodatku przywleczoną do naszego nieszczęśliwego kraju przez „diabła”. Prezes Jarosław Kaczyński zawsze był wirtuozem intrygi, ale tym razem jego wirtuozeria osiągnęła szczyty finezji. Nie tylko taktownie powstrzymał się przed bliższym określeniem personaliów „diabła”, który przywlókł do naszego nieszczęśliwego kraju „antysemityzm”, nie tylko dzięki temu nie musiał też nazywać Partii, która nieubłaganym palcem wskazała mu nowego wroga, ale też zyskał pretekst, pod którym nie tylko będzie zwalczał potencjalną konkurencję polityczną dla trzódki swoich wyznawców, ale wykonywał zadanie oczyszczenia przedpola dla jerozolimskiej szlachty, by mogła okupować nasz nieszczęśliwy kraj bez konieczności uciekania się do terroru.
O tej ostatniej intencji wygadał się pan premier Mateusz Morawiecki, który wprawdzie też chciałby uchodzić za wirtuoza intrygi, ale od pana prezesa Kaczyńskiego mógłby się jeszcze wiele nauczyć. Przemawiając w Chełmie pan premier Morawiecki zapowiedział zwalczanie pod pretekstem „antysemityzmu” Obozu Narodowo-Radykalnego, a to z pewnością nie będzie ostanie słowo.

        Rzecz w tym, że zgodnie z ustaleniami poczynionymi w Magdalence, gdzie generał Czesław Kiszczak, z gronem osób zaufanych, wśród których, obok Lecha Wałęsy, był również Lech Kaczyński – ustalał, jak ma być - naszym nieszczęśliwym krajem mają na zmianę administrować ekspozytury starych kiejkutów, odgrywające przepisane role. Jedna – obozu modernizacji, czyli inaczej – obozu zdrady i zaprzaństwa, a druga – obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, inaczej zwanego obozem oszołomów. Przy takich ustalenia i przy takim rozpisaniu ról, najważniejszym zadaniem każdej ekspozytury jest pilnowanie, by ani z jednej, ani z drugiej strony, nie pojawiła się żadna polityczna alternatywa. Ekspozytury są w tej sprawie dyskretnie, ale skutecznie wspomagane przez stare kiejkuty, które zza kulis dyrygują nasza młodą demokracją, wykonując przy okazji rozmaite zadania dla central wywiadowczych państw poważnych, na których służbę zostali w swoim czasie „odwróceni”. Dla trzódki prezesa Kaczyńskiego groźba takiej alternatywy rysuje się ze strony ruchu narodowego, choćby z tego względu, że zarówno prezes Kaczyński w swoim emploi, jak i narodowcy, odwołują się do podobnego elektoratu. Ale tego nie można oczywiście powiedzieć wprost, natomiast można, a nawet trzeba, walczyć z „antysemityzmem”, którego narodowcy są jak gdyby naturalnym nosicielem.

        Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – powiada porzekadło. O ile tedy w bezcennym Izraelu, podobnie zresztą, jak w diasporze żydowskiej, przynajmniej od 1897 roku, to znaczy – od Kongresu syjonistycznego w Bazylei – dominującą ideologią jest syjonizm, czyli żydowski nacjonalizm, nabierający z czasem coraz wyraźniejszych cech szowinistycznych, o tyle Żydzi i skaczący przed nimi z gałęzi na gałąź szabesgoje, energicznie zwalczą nacjonalizmy narodów mniej wartościowych. Jest to logiczne, bo nacjonalizmy ze sobą walczą, więc nic dziwnego, że nacjonalizm żydowski zwalcza nacjonalizmy konkurencyjne, a strategiczną bronią ultymatywną w tej nieustającej wojnie są właśnie oskarżenia o „antysemityzm”.

        Rzecz w tym, że o tym, kto jest antysemitą, decydują Żydzi i w dodatku zazdrośnie strzegą tego monopolu, podobnie jak monopolu na „holokaust”. To nie prezes Kaczyński, ani JE abp Gądecki będzie decydował ani o tym, co to jest, ten cały antysemityzm, ani też – kto jest antysemitą. „Nie ten Żyd, co Żyd, ale ten, kogo partia wskaże” - tłumaczył w 1968 roku koledze Antoniemu Zambrowskiemu jego współtowarzysz z więziennej celi. Prezes Kaczyński może tylko „zwalczać”, podobnie jak JE abp Gądecki może „potępiać” grzech antysemityzmu – ale o tym, co to jest, ten cały „antysemityzm” i kogo w związku z tym trzeba „zwalczać” albo „potępiać”, decydują odpowiednie gremia żydowskie. W związku z tym można zaobserwować ewolucję antysemityzmu.

        Twórcą tego określenia był niemiecki dziennikarz Wilhelm Marr, który tą nazwą określił nastroje, jakie pojawiły się w niemieckim społeczeństwie po słynnym krachu na berlińskiej giełdzie po wojnie francusko-pruskiej. Jak pamiętamy, Bismarck wymusił na Francji wypłacenie kontrybucji w wysokości 5 mld franków w złocie. W związku z tym w ciągu trzech lat na Niemcy spadł prawdziwy deszcz francuskiego złota, w następstwie czego giełda berlińska oszalała. Jak grzyby po deszczu powstawały spółki-wydmuszki, w które niemieccy ciułacze inwestowali swoje oszczędności – ale kiedy dopływ złota ustał, wszystkie wydmuszki poupadały. Ciułacze potracili wszystko, natomiast giełdowi grynderzy, wśród których 95 procent było Żydami, z Gerszonem Bleichroederem, bankierem kanclerza Bismarcka, na czele, niezmiernie się na tym krachu wzbogacili. Zostało to zauważone i wywołało nastroje, które Wilhelm Marr nazwał „antysemityzmem”. O ile jednak ówcześni antysemici, zwłaszcza w postaci karykaturalnej, skłonni byli przypisywać Żydom winę za wszystkie nieszczęścia nękające świat – a jest to pogląd nie wytrzymujący krytyki już na pierwszy rzut oka, bo na przykład za wybuchy wulkanów, czy trzęsienia ziemi Żydzi raczej nie odpowiadają – to obecnie antysemitą jest ten, kogo nie lubią Żydzi. Zatem można być antysemitą również „bez swojej wiedzy i zgody” - żeby posłużyć się uniwersalną formułą, bardzo w swoim czasie popularną w gronie Episkopatu Polski. W tej sytuacji walka z „antysemityzmem” i „antysemitami” oznacza w praktyce oddanie inicjatywy politycznej w ręce żydowskie. To właśnie wynika z płomiennej deklaracji pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej.

        Na tym tle lepiej rozumiemy zagadkowe milczenie zarówno Naczelnika Państwa, prezydenta Dudy, jak i premiera Morawieckiego, na temat amerykańskiej ustawy, która w Izbie Reprezentantów opatrzona jest numerem 1226. Chociaż z punktu widzenia interesów Polski i bezpieczeństwa narodu polskiego nie ma w tej chwili sprawy ważniejszej, prezes Kaczyński, lansowany przez swoich wyznawców na „zbawiciela Polski” („Ja-ro-sław Pol-skę-zbaw!”), nie ośmielił się poruszyć tej sprawy podczas rozmowy z amerykańskim sekretarzem stanu Rexem Tillersonem. Jeśli Naczelnik Państwa zachowuje się tak, jakby go ta sprawa w ogóle nie obchodziła, a rządowa telewizja, która codziennie w głównym wydaniu „Wiadomości” pokazuje tylko spust surówki w elektrowni Kozienice z panem premierem Morawieckim na pierwszym planie, a w tej sprawie trzyma mordę w kuble, to być może pan Tillerson doszedł do wniosku, że Polska nie ma większych zmartwień, jak walkę z „antysemityzmem” i przyłączył się do sztorcowania Polski, wraz ze strategicznymi partnerami naszych Umiłowanych Przywódców z bezcennego Izraela.

        Tymczasem bezcenny Izrael się rozdokazywał i bombarduje cele na kontrolowanym przez rząd terytorium Syrii. Akurat w niedzielę wieczorem w moim kościele parafialnym p.w. Św. Teresy na Tamce, prowadzona była zbiórka pieniędzy na pomoc dla syryjskich rodzin w Aleppo, które spod władzy „bezbronnych cywilów”, których CIA za pośrednictwem miłującej pokój Arabii Saudyjskiej uzbroiła i wyszkoliła – co w przystępie szczerości wychlapał pan senator McCain, dostały się pod władzę syryjskiego rządu. Oczywiście wpłaciłem, co się należało – bo trzeba miłować bliźniego swego, nawet jeśli mieszka w strefie bombardowanej przez bezcenny Izrael. Dzięki temu bezcenny Izrael będzie miał co bombardować, no a my, pod przewodnictwem Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, będziemy walczyć z „antysemityzmem” i zgodnie z aktualną linią Partii, potępiać ten „grzech”, do którego mniej wartościowe narody tubylcze podjudza „diabeł” - który, jak wiadomo, jest agentem Putina.

Wokół niedawnego „wtargnięcia”


        Media podały wiadomość, że na teren polski ambasady w Tel Awiwie „wtargnęła” grupa Żydów „ocalałych z holokaustu”. Jest to o tyle dziwne, że już w roku 2014 powstała specjalna służba do ochrony polskich ambasad (Służba Ochrony i Kontaktu), zatrudniająca ponad 80 funkcjonariuszy, na których resort spraw zagranicznych już w roku 2014 wydał co najmniej 5 mln złotych. Czy w polskiej ambasadzie w Tel Awiwie pracują funkcjonariusze Służby Ochrony i Kontaktu, a jeśli tak, to dlaczego dopuścili do „wtargnięcia” na teren ambasady grupy „ocalałych z holokaustu”? Oglądałem zdjęcia tych „ocalałych” i odniosłem wrażenie, że większość z nich stanowiły osoby młodsze ode mnie, co oznaczał, że urodziły się po wojnie – a już zdążyły „ocaleć z holokaustu”. Z jednej strony to bardzo dobrze, że im się to udało, bo wyobraźmy sobie tylko, jaki klangor by się podniósł, gdyby im się to nie udało, ale z drugiej strony wygląda na to, że w miarę upływu czasu liczba „ocalałych z holokaustu” będzie rosła w postępie co najmniej arytmetycznym, a być może, że w porywach – nawet w postępie geometrycznym. Tylu „ocalałych z holokaustu” to nie żarty i dopiero na tym tle lepiej rozumiemy niecierpliwość żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, które nie mogą już się doczekać zrealizowania przez Polskę ich „roszczeń”. Do nie dawna były one szacowane na 65 mld dolarów, ale ostatnio Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego - ta sama, która w polskiej ustawie z 1997 roku o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, w ramach łapówki za przyjęcie Polski do NATO, została wyfutrowana nieruchomościami w Polsce, których ogólną wartość oceniam na około 7 miliardów dolarów – więc organizacja ta przedstawiła Ministerstwu Sprawiedliwości w Warszawie wyliczenie składników mienia do których organizacje przemysłu holokaustu roszczą sobie pretensje szacowane już nie na głupie 65 miliardów dolarów, tylko na ponad 300 miliardów dolarów! No ale skoro trzeba pozatykać gęby rosnącym w postępie arytmetycznym hordom „ocalałych z holokaustu”, to 65 miliardów może nie wystarczyć. Co więcej – kiedy Polska zostanie już wyszlamowana, to przyjdzie kolej na następne kraje europejskie – na przykład – na słodką Francję, która nadaje się do wyszlamowania jeszcze lepiej, niż Polska, nie tylko ze względu na reżim Vichy, ale przede wszystkim ze względu na to, że jest bogatsza od naszego nieszczęśliwego kraju.

        Nie uprzedzajmy jednak faktów, chociaż dobrze byłoby uświadomić tę możliwość lekkomyślnemu panu prezydentowi Macronowi, żeby nie wygadywał głupstw. Szkoda, że Pani Nauczycielka nie przekazała mu tej zbawiennej prawdy, że głód wypędza wilka z lasu i że każdy kij ma dwa końce – bo w przeciwnym razie by się zreflektował przynajmniej na tyle, by nie szermować oskarżeniami o „antysemityzm”. Ale co tu wymagać od pana prezydenta Macrona, kiedy jeszcze przed I wojną światową Tadeusz Boy-Żeleński, najwyraźniej mając na myśli prezydenta Macrona pisał: „A młody? Głupie to, płoche... Tylko pobrudzi pończochę.” Mniejsza zresztą z nim i wróćmy a nos moutons, czyli do funkcjonariuszy Służby Ochrony i Kontaktu – o ile tacy byli tempore criminis w ambasadzie RP w Tel Awiwie. Dlaczego nie zapobiegli „wtargnięciu” gromady „ocalałych z holokaustu” na teren ambasady, skoro jej ochrona należy do podstawowych obowiązków? Mozliwosci są trzy. Po pierwsze – że pod pretekstem, iż Izrael jest naszym „strategicznym partnerem”, polskie władze w swojej naiwności, nie zainstalowały w tej ambasadzie żadnego funkcjonariusza SoiK w przekonaniu, ze ze strony izraelskiej żadne niebezpieczeństwo ambasadzie zagrażać nie może. Jest to całkowicie prawdopodobne, bo poziom głupoty jest wśród naszych Umiłowanych przywódców znacznie większy, niż to przewiduje konstytucja, o czym mogliśmy przekonać się na własne oczy na podstawie ich postępowania wobec Ukrainy.

        Ale jest jeszcze inna możliwość, że wprawdzie funkcjonariusze SoiK w ambasadzie w Tel Awiwie byli, ale mieli surowo zakazane sprzeciwiać się Żydom, nawet gdyby ci próbowali wtargnąć na teren eksterytorialnej przecież ambasady. To też jest możliwe, bo przecież pamiętamy, jak to rząd pani premierzycy Ewy Kopacz nie ośmielił się sprzeciwić izraelskiemu Knesetowi, kiedy ten , nawet nie zadając sobie trudu powiadamiania o tym rządu polskiego, wyznaczył sobie na terenie Polski posiedzenie, no a teraz, rząd „dobrej”, a nawet „Jeszcze lepszej zmiany” nie ośmielił się udzielić izraelskiej ambasadoressie w Warszawie eskorty do granicy, tylko - już po ostentacyjnym wystrychnięciu przez nią naszych Zasrancen na dudków – z rewerencją zaprosił ją na „rozmowy”, chociaż w tym momencie jej wiarygodność stała się zerowa. Okazuje się, że słynna „postawa służebna” z której zasłynął już w latach stalinowskich Tadeusz Mazowiecki, bardzo się wśród Umiłowanych Przywódców upowszechniła zwłaszcza w stosunku do Żydów. W tej sytuacji trudno się dziwić prostym funkcjonariuszom SoiK, że nie ośmielili się sprzeciwiać”ocalałym z holokaustu” kiedy ci „wtargnęli” na teren ambasady.

        Ale jest jeszcze jedna możliwość, równie prawdopodobna, jak i poprzednie. Że Służba Ochrony i Kontaktu, podobnie zresztą, jak wszystkie inne służby opłacane przez naszych, Bogu ducha winnych podatników, tak naprawdę nie służą ani naszemu państwu, ani obywatelom, tylko kręcą lody na własny użytek w myśl zasady: „W Urzędzie dają broń i władzę, a wkoło kraj, jak Zachód dziki!” , więc tylko głupiec powstrzymałby się przed kręceniem lodów. Toteż nic dziwnego, że pochłonięci swoimi zajęciami funkcjonariusze nie mieli głowy, by zajmować się jeszcze ochranianiem jakiejś ambasady, która zresztą – powiedzmy sobie szczerze i otwarcie – nie bardzo wiadomo, po co właściwie w Tel Awiwie jest, skoro w Warszawie urzęduje na przykład pan Lejb Fogelman, który lepiej i szybciej naszym Umiłowanym Przywódcom powie nie tylko, jak jest, ale przede wszystkim – jak ma być?


© Stanisław Michalkiewicz
13-14 lutego 2017
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2