Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Czy katolik ma ojczyznę? Niech upadnie „Wieża komunistów”

Czy katolik ma ojczyznę?


Często słyszymy, że katolicy i hierarchia katolicka tak naprawdę nie posiadają władz i ojczyzny w Polsce, są podlegli Watykanowi. Od takiego twierdzenia blisko już nawet do oskarżeń o zdradę. Najczęściej podobne argumenty padają z ust ludzi, którzy niewiele wspólnego mają z Kościołem i raczej szukają możliwości wyszydzenia naszej religii. To oczywiście argument stary jak świat i znakomicie rozwinięty na kursach młodych (pryszczatych jak Wiktor Woroszylski) agitatorów ludowych PZPR. Czasem takie argumenty padają także z ust wyznawców panslawizmu (radykalnie Moskwą podszytych).

Na kanwie takiej wątpliwości warto jednak zastanowić się nad problemem „ojczyzny katolików”. Może istotnie ojczyznę mamy jedynie niebieską, a na ziemi zastępuje ją Watykan?

O niebieskiej ojczyźnie nie potrafię wiele napisać, to domena teologów i lepiej niech tak zostanie.
Intryguje mnie jednak stosunek katolika do ziemskiej ojczyzny, polskich katolików do Polski po prostu.

Czy istotnie jesteśmy jakąś „piątą kolumną Watykanu”? Tego typu twierdzenia nie wytrzymują jednak najprostszych nawet dowodów logicznych. Skoro w katolickiej nauce społecznej jako podstawowy mamy przedstawiony tzw „ład, porządek kochania”, to właściwie sprawa już jest rozstrzygnięta. Obowiązki zaczynają się w rodzinie i najbliższym sąsiedztwie, a sięgają służby całej wspólnocie zamieszkującej narodowy teren. Ojczyzna jest – jak to celnie ujął Norwid – wielkim zbiorowym obowiązkiem. Czy zatem można być katolikiem nie będąc Francuzem, Włochem, Polakiem? Czy można być katolikiem nie poczuwając się do służby żadnej bliskiej zbiorowości?

Nieprzypadkowo dzisiejsi wrogowie idei państw narodowych grupują się w najbardziej antykatolickich kręgach. Czasem wystarczy spojrzeń na wrogów, aby zrozumieć kim się jest.

Dzisiejsi neomarksistwowscy włodarze kontynentu, w większości uzurpatorzy nie podlegający żadnej grupie wyborców, agresywnie propagują ideę „odnarodowienia” kontynentu. Twierdzą wręcz, że pozbycie się państw narodowych jest bramą do nowego, szczęśliwego świata i wspaniałej przyszłości. W rzeczywistości pozbycie się narodów i tradycyjnych ludzkich związków, bo przecież rodzina dla nich też stanowi zbędny artefakt rozwoju ludzkości, sprawi, że ludzie stracą wypróbowany grunt pod nogami, staną się w pełni zależni od coraz bardziej anonimowych i nie podlegających kontroli administratorów. Właściwie zostaną poddani absolutnej, administracyjnej tresurze, w której eliminowane będą wszelkie zachowania i myśli, które odstają od pożądanego modelu mieszkańca kontynentu.

W większości krajów naszego kontynentu kampanie propagujące Europę bez ojczyzn zostały ze sobą nieprzypadkowo sprzęgnięte. Walka z religią oznacza także walkę z patriotyzmem i umiłowaniem własnej wspólnoty. Ludzie oderwani od narodowych wspólnot stracą pewność siebie, stracą siłę sądzenia i podejmowania decyzji w oparciu o tradycyjne modele weryfikacji. To wszystko zostanie zastąpione przez wszechwładzę biurokratycznego molocha.

Ci sami zatem, którzy walczą z ideą „narodów” i poszanowania dla tradycji, przekonują nas do tego, że jako katolicy nie mamy żadnych ojczyźnianych powinności. Wręcz wciskają nam w głowy twierdzenie, ze właśnie jako wyznawcy Chrystusa nie możemy mieć powinności wobec ziemskiej ojczyzny. Oni uważają wręcz, że oddanie życia za ojczyznę, służba jej wielkości, to zaprzeczenie naszych ideałów i droga wiodąca do nazizmu i kseonofobii.

Odkąd to jednak my – ludzie niezależni i do wolności wyprowadzeni z jaskini – zwykliśmy przejmować sposób myślenia naszych przeciwników?

Jeśli oni wiedzą lepiej co my wyznajemy, to właściwie po co nam księża i Kościół, wystarczy udać się do najbliższego agitatora, a on rozwieje nasze wątpliwości. Tylko odkąd to wilki troszczą się o bezpieczeństwo owczarni?

Kilka dni przed swoim uwięzieniem prymas Stefan Wyszyński powiedział:
„"Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże - nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce - nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył - nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas działa przeciwko narodowi i naszej ojczyźnie - nie wierzcie. Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej".
Nie ma polskiego kościoła bez polskiego patriotyzmu. Kto nie kocha Polski nie ukocha także Naszego Mistrza. To banalne i każde dziecko, znające słynny wiersz Bełzy, to wie.

Smutnym jest, że dziś tak fundamentalnie pewne dla Polaków twierdzenia muszą być dowodzone i ponownie propagowane w publicznej przestrzeni.

Słuchając tego, co dziś rozgłaszają ludzie wytrzebieni z przynależności i czyniący sobie z tego sztandar znów możemy posłuchać Wielkiego Prymasa, który sprawę podsumował w swoim – jednoznacznym i lapidarnym stylu:
„I biskup katolicki i kapłan katolicki i każdy katolik w Polsce też jest Polakiem i też stanowi naród. My ludzie ochrzczeni, weszliśmy całą siłą naszego chrześcijańskiego ducha w życie narodu i temu narodowi ani krzywdy, ani ujmy nie przynieśliśmy. Dlatego nie pozwolimy sobie zatkać ust przekupną dłonią".
Czy pozostały nam w świadomości jeszcze jakieś wątpliwości? Jeżeli tak, to spróbujcie – na użytek myślowego eksperymentu – oddzielić dziś polskość od katolicyzmu i odwrotnie.

Katolicyzm na polskich ziemiach bez polskich pierwiastków jest po prostu niemożliwy i szybko zostałby rozpuszczony i zdominowany przez żywioł germański lub ruski. Z kolei jak zdefiniować polskość unikając jej odniesienia do kwestii religii? Toć bez krzyża nawet orzeł staje się ptakiem, którego można zamknąć w każdym ogrodzie zoologicznym na świecie.

Czy jest to przypadkiem, że tylu wspaniałych księży zginęło w obronie Polski? Czy walcząc w obronie ojczyzny popełniali świętokradztwo?

Skąd zatem wzięło się teologiczne pojęcie „wojny sprawiedliwej”? Pisali o niej zarówno Święty Augustyn, jak i Święty Tomasz. Wojna sprawiedliwa musi być zaakceptowana przez legalną władzę i jednocześnie musi mieś słuszne podstawy do jej rozpoczęcia – twierdził Akwinata, a Tomasz dodawał: „każda wojna sprawiedliwa musi mieć słuszną intencję”. Papieska konstytucja „Gaudium et spes” dokładnie precyzuje warunki prowadzenia wojny sprawiedliwej określając jednocześnie co – w przebiegu takiej wojny – jest zbrodnią popełnioną nie tylko przeciwko ludzkości, ale też przeciwko Bogu.

Skoro zatem nasz Kościół tyle rozważań poświęcił wojnie sprawiedliwej, to chyba jest oczywistym, że dostrzega konieczność obrony ziemskiej ojczyzny i jej mieszkańców przed agresją ze strony innej kultury, nacji czy światopoglądu.

Jeśli więc Bóg (w Starym i Nowy Testamencie) dopuszcza walkę w obronie ojczyzny, to jak może nas wyzuć ze wspólnoty, która nas określa i nadaje nam wartość. Nie można sobie wyobrazić prawdziwego wyznawcy Jezusa, który nie posiadałby realnej ojczyzny i obowiązków wobec niej. Jeśli bowiem nie cenimy ziemskiej ojczyzny, to nie tęsknimy także do tej niebieskiej. Bez ojczyzny stajemy się bezwolni i bezpańscy. Groźny stan.


Niech upadnie „Wieża komunistów”


Naszym wielkim przewinieniem jest fakt, że gubimy w sobie dziecko. Dziecko, które potrafi dziwić się i zachwycać światem. Dziecko ma także piękną właściwość zadawania prostych pytań i szukania prostych odpowiedzi.

Kiedy ten istotny brak okazuje się być ważny i decyduje o spostrzeganiu świata? Ano wtedy, gdy przychodzi nam oceniać to co dzieje się wokół i jednocześnie znajdować syntezę błędów, do których nie chcielibyśmy doprowadzić w przyszłości.

Taką oto inwokacją przygotowałem się do przeprowadzenia bardzo prostego sylogizmu. Jeżeli ktoś znajdzie w nim lukę będę niezwykle zobowiązany, za powiadomienie mnie o tym fakcie.

Zacznę jednak od początku: Raymond Aron, nieoceniony francuski myśliciel – pomimo faktu że był Francuzem w czasach, gdy ta nacja oszalała na punkcie Jeana Paula Sartre – potrafił uderzać wkomunizm i komunistów czystym prawym prostym „na szczękę”. Tak więc Aron zwykł twierdzić, że nie sposób być jednocześnie inteligentnym, uczciwym i …komunistą. Znakomicie też zripostował twierdzenie Karola Marksa mówiące o tym, że „religia jest opium dla ludu” i przytomnie stwierdził, że to raczej „komunizm jest opium dla intelektualistów!”. Tacy jak Aron nie rodzą się już nad Sekwaną, tam przeprowadzono tak misterną rewolucję w umysłach, że dziś Aron wylądowałby za swoje poglądy w więzieniu. Nie przeczy to jednak temu, że miał racje i rozumował z precyzją chirurgicznego skalpela. Niczego nie ujmuje mu tez fakt, że był ulubionym myślicielem Czesława Miłosza, który właśnie od Arona zapożyczył swoje opowieści o „heglowskim ukąszeniu”.

Skoro zatem komunizm nigdy nie był niczym dobrym, to musi kojarzyć się z grzechem, złem, a więc i szatanem. Do czego zmierzam?

Otóż jeśli komunizm jest czystym złem, to każdy kompromis, pakt z komunizmem, musi być także złem, lub w zło się obracać ! Może owocować tylko powiększaniem zła.

Przyłóżmy teraz to – teoretyczne – rozważanie do całkiem konkretnej sytuacji. Pomyślmy o dzisiejszej Polsce i o zjawiskach, które sprawiły, że ciągle jeszcze nie spełnia ona wymagań niepodległego państwa. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest właśnie kompromis ze złem – „Okrągły stół”.

Jeśli więc opowiada się o historycznych zasługach „rokowań” przy „Okrągłym Stole”, to mamy do czynienia z faktycznym wywróceniem tradycyjnej logiki i porządku wartości. Kompromis ze złem zawsze jest złem, kompromis z komunizmem owocuje komunizmem (złem) innej generacji. Nie można dotykać brudu i się nie ubrudzić. Mówienie o tym, ze tak proste wnioskowanie jest …faszyzmem jest w istocie przyznaniem się do intelektualnej bezsilności i próbą unikniecia dyskusji poprzez sprowokowanie emocji i agresji.

Zdawałoby się, ze taka konstatacja jest całkiem oczywista i prosta. Mamy jednak rok, w którym wypada stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Ludzie, którzy wychwalają zasługi z początku dwudziestego wieku zdaja się być ślepymi na to co zdarzyło się po roku 1989. Byłem niedawno na festiwalu ”Niepokorni Niezłomni Wyklęci” w Gdyni. Tam pewien starszy pan powiedział mi wprost: czcimy 1918 rok, bo potem nie mamy już za bardzo co czcić, no bo jak wyznaczyć moment odzyskania niepodległości po 1989 roku? Co ma być taką przełomową datą? Mianowanie rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego? Pierwsze wolne wybory, a może nieudana lustracja? Bo do dekomunizacji przecież nigdy nie doszło.

Kompromis z komunizmem był w istocie tryumfem komunizmu, ludzie zaangażowani w akty zdrady i poddania Polski pod władanie Związku Sowieckiego zdobyli nowe narzędzia władzy. Jednego dnia kładliśmy się spać w PRL – u z sekretarzami PZPR na czele, aby następnego obudzić się w Trzeciej Rzeczpospolitej z tymi samymi sekretarzami, ale teraz już liberałami dysponującymi dużymi pieniędzmi i pouczającymi wszystkich wokół o regułach „kapitalistycznego wolnego rynku” i demokracji.

Tym razem zamiast chować się za słabnącym murem militarnej siły schowali się za kapitałem, który pozwolono im ukraść, zabrać społeczeństwu, na którego ciele żerowali przez dziesiątki lat.

Jeśli nie wiemy jak oceniać zjawiska społeczne musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na to jakie efekty wydadzą, jakimi owocami nas uraczą.

Umowa pomiędzy generałem Czesławem Kiszczakiem a starannie wyselekcjonowanymi przez niego ludźmi z „opozycji”, przyniosła utworzenie oligarchii wywodzącej się niemal wyłącznie z szeregów dawnych służb komunistycznych i z partyjnej nomenklatury z okresu PRL.

Świat stał się prosty – wyznacznikiem wartości człowieka stała się ilość posiadanych przez niego pieniędzy, dobra materialne. Był to niezwykle sprytny manewr, bowiem wykluczał sądzenie za przeszłość, dochodzenie czym dzisiejsi milionerzy zajmowali się w PRL i co mieli na swoim sumieniu.

Ludzi, którzy buntowali się przeciwko tak – jawnemu przecież – oszukańczemu manewrowi odsyłano do psychuszek i zabijano śmiechem w mediach. Nieprzypadkowo komuniści – właśnie przy „Okrągłym stole” zagwarantowali sobie praktyczne pierwszeństwo w tworzeniu telewizji i pakiet kontrolny w innych popularnych mediach. To miała być dla nich – obok wymiaru sprawiedliwości – tarcza ochronna.

Dziś, kiedy zdziwieni słuchamy w TVN lub czytamy w „Gazecie Wyborczej” opinie jaskrawo odbiegające od prawdy historycznej i zdrowego rozsądku, to pamiętajmy, że to właśnie media używane były – przez minione trzydziestolecie – jak szpicruta do utrzymywania Polaków w posłuchu wobec Republiki Okrągłego Stołu.

Dziś tą właśnie republikę – która blokuje nam osiągnięcie prawdziwej niepodległości i suwerenności – obalić można jedynie na drodze powszechnego powstania. Nie chodzi tu jednak o urządzenie krwawej łaźni, bo tez i karabiny nie maja być bronią tego powstania. To musi być powstanie, w którym główną naszą bronią będą nasze głowy, a ściślej mówiąc to jaki użytek uczynimy z naszej wiedzy, zapału i dążenia do przemian. To musi być powstanie rozsądku, wiary, miłości do Ojczyzny przeciwko nieuprawnionej okupacji naszego kraju przez zdemoralizowaną i skłonną do kupczenia interesami Polski „elitę”. W Polsce musi nastąpić szybki i gwałtowny w swojej wymowie proces wymiany elity.

Musimy wzniecić polskie powstanie w kulturze, w naukach humanistycznych, w edukacji i w administracji. Musimy odbić z niemieckiej niewoli polskie media.

Wszystkie te postulaty brzmią banalnie, często dyskutujemy o nich w naszych domach. Cóż więc ma się właśnie teraz zmienić?

Problem w tym, że my te wszystkie przemyślenia skrzętnie chowamy dla siebie. Pora więc na zmianę jakościową, musimy się uaktywnić, połączyć w kluby, stowarzyszenia, kręgi koleżeńskie i razem ruszyć do działania. Mamy zmienić kraj, a więc wysiłek musi zaowocować powstaniem zupełnie nowej siły społecznej, siły która zacznie stawiać warunki politykom.

Nie łudźmy się bowiem, bez naszego nacisku żadna partia polityczna nie odda państwa w ręce jego obywateli. Zawsze znajdzie się powód do tego, aby rządzili krewni i znajomi….

Dlatego właśnie potrzeba jest zupełnie nowego ruchu, nowej energii…potrzeba jest powstania, które przeora Polskę społecznie, moralnie i mentalnie. Tylko takie powstanie na dobre zakończy szkodliwy żywot Republiki Okrągłego Stołu. „Wieża komunistów”, którą wzniósł „Okrągły stół” musi na naszych oczach widowiskowo upaść. Niepodległość wymaga bowiem zdarzeń wielkich i gwałtownych.


© Witold Gadowski
bez daty (grudzień 2018 - styczeń 2019)
źródło publikacji:
www.gadowskiwitold.pl


Czytelniku! Jeśli uważasz, że to co robi autor jest słuszne, możesz dobrowolnie wesprzeć prawdziwie niezależne dzienikarstwo przy pomocy PayPal wysyłając dowolną sumę na adres witold@gadowskiwitold.pl lub tradycyjnym przelewem bankowym na konto:
Witold Gadowski
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289





Ilustracja © brak informacji / www.pogotowieflagowe.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2