21 grudnia 1968 roku statek kosmiczny „Apollo 8” wyruszył w podróż do Księżyca. Była to druga załogowa misja w amerykańskim programie lotów kosmicznych „Apollo” i zarazem pierwsza z dwóch prób lotu na orbitę księżycową bez lądowania na Księżycu (czego dokonała załoga „Apollo 11” w następnym roku). Nawet największe kiedykolwiek zbudowane (do dzisiaj!) silniki rakiety Saturn V, która wyniosła ich na orbitę okołoziemską i dała początkowy napęd w podróż „Apolla 8” nie mogła bardziej przyspieszyć lotu.
Apollo 8 przed startem (na szczycie rakiety Saturn V) |
24 grudnia 1968 r. astronauci Frank Borman, Jim Lovell i Bill Anders weszli w orbitę dookoła księżycową i dokonując szeregu pomiarów i fotografując jego powierzchnię okrążali Księżyc. Około godziny 10:34 rano (czasu w Houston, czyli ok. 16:30 czasu w Polsce), po ukończeniu czwartego okrążenia, statek „Apollo 8” zgodnie z planem wykonywał obroty wokół własnej osi (nadal podążając wokół osi Księżyca) i - szczęśliwym zbiegiem okoliczności - tym razem jedno z okien statku wyglądało na odbierający dech widok: wschód Ziemi ponad powierzchnią Księżyca.
– Och, mój Boże! Zobaczcie ten widok, tutaj! – prawie krzyknął podnieconym głosem Bill Anders. – Ziemia wschodzi. Co za piękny widok.
Bill Anders był pokładowym fotografem, który cały czas robił zdjęcia wyznaczonych wcześniej celów różnymi aparatami fotograficznymi z filmem wysokiej rozdzielczości dla potrzeb przyszłych lotów na Księżyc i natychmiast zrobił pierwszą fotografię wschodzącej Ziemi.
– Hej, nie rób tego, to nie było w planach – zażartował Frank Borman widząc, co fotografuje. Anders zaśmiał się i w tym momencie zauważył, że używa aparatu fotograficznego załadowanego czarno-białym filmem.
– Masz pod ręką kolorowy film, Jim? – spytał Anders – Szybko, podaj coś z kolorowym...
– O kurde, ależ widok! - w tym momencie dołączył do niego Jim Lovell, który później wspominał, że obraz Ziemi wschodzącej ponad powierzchnią Księżyca był tak niespodziewany i tak piękny, że po prostu zatkało go z wrażenia.
– Pospiesz się, daj mi cokolwiek z kolorem – ponaglił go Anders – Najlepiej do fotografii na zewnątrz.
Na pokładzie znajdowało się wiele aparatów, załadowanych różnymi filmami. Wszystkie były tak zmodyfikowane, aby najlepiej wykonywały zdjęcia w w warunkach, do jakich zostały zawczasu przystosowane, stąd prośba Andersa o aparat z obiektywem i filmem do robienia fotografii na zewnątrz.
– Masz?
– Szukam. Może być C368? – odparł Lovell.
– Cokolwiek, byle szybko.
– Masz – Jim podał mu aparat. W tym momencie jednak statek „Apollo 8” wykonał już ok. ćwierć obrotu wokół własnej osi i Ziemia zniknęła z pola widzenia.
– Za późno, przegapiliśmy – stwierdził Bill Anders.
Hasselblad 500 EL (załogi wszystkich statków Apollo używały taki sam model) |
Wziął jednak podany mu przez Jima aparat oznaczony jako C368 (skrót od Camera #3/1968), którym był bardzo zmodyfikowany dla potrzeb NASA aparat fotograficzny Hasselblad 500 EL (EL oznaczało, że posiadał elektryczny przesuw filmu). Sam aparat załadowany był kolorowym filmem Ektachrome o szerokości 70mm, wyprodukowanym także specjalnie dla potrzeb NASA przez Kodaka. Aby jak najbardziej obniżyć wagę sprzętu zabranego w podróż na pokładzie statku (w tym aparatów), gdy każdy dodatkowy gram ładunku przekładał się na zużycie kolejnych kilogramów napędu, z aparatu całkowicie usunięto tzw. „lustrzankę”, zastępując ją zwykłym metalowym kółkiem na obudowie aparatu, przez które nim celowano (a przede wszystkim służącym do mocowania aparatu, aby nie latał swobodnie po kabinie w stanie nieważkości i nie przeszkadzał).
Kilka sekund później Jim Lovell, będąc bliżej drugiego okna statku, zauważył, że teraz w tym oknie pojawił się widok wschodzącej Ziemi.
– Hej, tutaj, stąd widać! – zawołał.
– Daj mi zrobić, tu widok jest dużo lepszy – powiedział Anders, mając zapewne na myśli aby Lovell odsunął się od okna i zrobił mu miejsce, jednak jeszcze zanim Lovell to uczynił, Anders wycelował aparat w Ziemię widzianą ponad jego ramieniem w oknie i błyskawicznie zrobił drugą, a zarazem pierwszą kolorową fotografię. To właśnie ta fotografia stała się później sławną „Wschodzącą Ziemią” kopiowaną w milionach egzemplarzy i znaną wszystkim z plakatów, filmów, a nawet znaczków pocztowych. Była to też pierwsza kolorowa fotografia naszej planety w historii.[1]
– Bill, stąd świetnie widać, rób stąd – ponaglił go Jim Lovell, nieświadomy faktu, że Anders już zrobił jedno zdjęcie. W tym momencie jednak zauważył, że aparat automatycznie przesunął film po zrobieniu zdjęcia.
– Zrobiłeś? – spytał.
– Tak.
– To zrób parę! Zrób jeszcze kilka! Daj mi aparat.
– Chwileczkę, nie podniecaj się tak – odparł Anders – daj mi ustawić odpowiednio ustawić aparat.
Podał aparat Jimowi, który zrobił nim następne zdjęcie.
– No udało mi się. Niech mnie, jaka [to będzie] piękna fotka! Czas 1/250, przesłona f/11 – dodał. W tym momencie Bill Anders przejął od niego aparat.
– Teraz zmień ustawienia, zmień czas – powiedział Lovell. Oczywiście chodziło mu o to, aby wykonać kilka fotografii o różnej przesłonie i różnym czasie naświetlania, gwarantując w ten sposób, że po wywołaniu filmu przynajmniej jedno z nich będzie musiało być dobre (a więc nie prześwietlone czy też niedoświetlone).
– Tak, zmieniłem. Zrobiłem dwa różne. – odparł Anders.
– Jesteś pewny?
– Tak, ale... zresztą, ona [Ziemia] wzejdzie znowu [po kolejnym okrążeniu], chyba?
Szczęśliwie dla nas ani Anders, ani Lovell nie czekali na wykonanie kolejnego okrążenia orbity Księżyca aby zrobić fotografie. Jak się później okazało, tak samo jak po trzech poprzednich okrążeniach Księżyca, tak i w pozostałych podczas tego lotu nie doświadczyli więcej widoku wschodzącej Ziemi w żadnym z okien swego statku, gdyż - z powodu powolnego obracania się statku wokół własnej osi - za każdym następnym razem mieli widok w złą stronę, a pozostałe 3 z pięciu okien już po pierwszym okrążeniu zaszły mgłą i zamarzły z powodu gwałtownych różnic temperatur podczas okrążania Księżyca.
Później, już po wywołaniu i opublikowaniu fotografii przez NASA, magazyny „Nature”, „National Geographic” i wiele innych uznały „Wschód Ziemi” ("Earthrise") za jedną z najważniejszych fotografii w dziejach. Całe szczęście dla nas, że rząd Stanów Zjednoczonych nie pozwala na nakładanie żadnych praw autorskich swoim pracownikom (a więc NASA i astronautom) i wszystkie fotografie, filmy i inne prace są z góry przeznaczone do użytku publicznego (w domenie publicznej). Z drugiej strony zaciekawiło mnie kiedyś, co uważa na ten temat i jak czuje się człowiek, którego praca od 45 lat jest kopiowana przez cały świat w milionach (a być może nawet w miliardach) kopii i który nigdy nie otrzymał za to nawet złamanego centa. Skontaktowałem się z synem Billa Andersa (z pewnych ciekawych przyczyn on sam nie mógł wtedy odpowiedzieć, o czym być może innym razem) i poprosiłem o zadanie mu tego pytania. Odpowiedź była krótka:
– Great! – czyli „czuję się z tym świetnie”, lub „nie przeszkadza mi to”. Jednak innym razem, zapytany o to samo podczas dłuższej rozmowy Bill Anders odpowiedział:
– Żaden z nas nie robił tego dla pieniędzy. Nikt z nas [tego nie robił]. To był czas odkrywania, czas nauki. Wszyscy uczyliśmy się czegoś nowego. Szczerze? Cieszyłem się, że nawet Ruski [dosłownie, użył słowa "russkie"] to wydrukowali u siebie, czyli w czymś ich wyprzedziliśmy. Pamiętaj, że wtedy […] aż do 16 lipca [1969 roku, dnia startu statku „Apollo 11”, którego załoga wylądowała na Księżycu] nie wiedzieliśmy, czy sowieci znów nie ogłoszą czegoś znienacka i cały czas oczekiwaliśmy informacji o rozpoczęciu lotu na Księżyc przez [sowieckich] kosmonautów. […] Dopiero gdy „Apollo 11” był już w drodze doszło do nas, że tym razem to jednak my wygramy ten wyścig [wyścig między ZSRS a USA o to, kto wyląduje pierwszy na Księżycu]. […] Absolutnie nikt z nas nie myślał wtedy o pieniądzach, prawach autorskich. Jakie prawa autorskie? Wszystko było [finansowane] za pieniądze podatników, [więc] to naród posiada prawa autorskie. My byliśmy szczęśliwi, że możemy brać w tym udział.
Jednak na "Earthrise" nie koniec „niespodzianek”, jakich zaserwowali ludzkości astronauci na pokładzie „Apollo 8”. Na żądania amerykańskich stacji telewizyjnych i oczywiście za zgodą NASA, załoga zabrała ze sobą także kamerę telewizyjną, za pomocą której transmitowano obraz na żywo do NASA, a stamtąd był retransmitowany przez wszystkie główne stacje telewizyjne w USA, a za pomocą łącz satelitarnych - także przez (teoretycznie) wszystkie stacje telewizyjne na świecie. Oczywiście, z uwagi na ówczesną sytuację polityczną na świecie, wiele z państw wrogich USA nie zdecydowało się na retransmitowanie wyczynów amerykańskich śmiałków z orbity Księżyca. Jednak jedna z tych transmisji, nadana między 21:30 a 22:00 (czasu wschodnioamerykańskiego) została retransmitowana łączami satelitarnymi przez ok. połowę państw świata i przeszła do historii. Nie tylko dlatego, że obejrzało ją wtedy na żywo ponad miliard ludzi (czyli co czwarty żyjący wówczas na ziemi człowiek), ale też z powodu swego przesłania.
Borman, Lovell i Anders, każdy z nich praktykujący i wierzący Chrześcijanin, w ten wigilijny wieczór Bożego Narodzenia zdecydowali się, aby przekazać światu przesłanie pokoju i na zmianę zaczęli czytać pierwszych 10 wersów z biblijnej Księgi Rodzaju (Genesis). Był to naprawdę śmiały nawet w tamtych czasach gest religijny, za co NASA zostało później zaskarżone do sądu federalnego przez pewną ateistyczną idiotkę, która poczuła się wielce urażoną tym wydarzeniem (ale to już osobna i wcale nie ciekawa historia… w skrócie: sąd oddalił jej powody, a ją samą - chyba ze złości - wkrótce zeżarł rak; jak napisałem wcześniej, to nieciekawa historia).
– …właśnie zbliżamy się do wschodu Słońca nad Księżycem – rozpoczął Bill Anders – i… dla wszystkich ludzi, tam na Ziemi, załoga statku „Apollo 8” ma dla Was przesłanie, które teraz chcielibyśmy nadać: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. A ziemia była pustkowiem i chaosem; i ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód. A Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód. I rzekł Bóg: «Niech stanie się światłość». I stała się światłość. I widział Bóg, że światłość była dobra i uczynił Bóg rozdział między światłością i między ciemnością.” – Po czym przekazał mikrofon Jimowi Lovellowi, który kontynuował:
– „I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak wieczór i poranek stały się pierwszym dniem. I rzekł Bóg: «Niech powstanie sklepienie pośrodku wód, niech rozdzielą się wody od wód.» I Bóg stworzył sklepienie, i oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem. I tak się stało. I nazwał Bóg sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek drugiego dnia.” – zakończył Lovell, dając mikrofon Frankowi Bormanowi, który przyjął go z radosnym śmiechem i także kontynuował czytanie Biblii:
– „I rzekł Bóg: «Niechaj wody pod niebem zbiorą się razem w jednym miejscu. I niech się ukaże suchy ląd.» I tak się stało. I nazwał Bóg suchy ląd Ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzami. I widział Bóg, że to było dobre.” Tym cytatem załoga statku Apollo kończy dzisiejszą transmisję, życzymy dobrej nocy, powodzenia, Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i niech Bóg błogosławi Was wszystkich, Was wszystkich tam, na starej, dobrej Ziemi. – zakończył Borman.
[wideo z polskim tłumaczeniem]
Jak wyjaśnili później astronauci, nawet w NASA nie wiedziano, co zamierzają powiedzieć. Poproszono ich jedynie o „coś właściwego i odpowiedniego” na Wigilijny wieczór i dano im zupełnie wolną rękę. Wszyscy trzej zgodnie przyznali też, że zdecydowali się na odczytanie akurat tych wersów, gdyż Księga Rodzaju stanowi podstawę wielu religii, nie tylko Chrześcijaństwa.
Na tym jednak nie zakończyły się niespodzianki.
Wkrótce po zakończeniu transmisji, mając ponad 2 godziny „wolnego czasu” w oczekiwaniu na odpalenie rakiet w podróż do domu, cała trójka zorganizowała dla siebie… nieformalną, wigilijną mszę świętą. Jak powiedział Anders, nie wiedzieli przecież, czy powrócą cało na Ziemię, więc modlili się przez około pół godziny prosząc Boga m.in. o bezpieczny lot. Pamiętajmy, że był to pierwszy lot w dziejach ludzkości poza tzw. niską orbitę okołoziemską. Był to pierwszy lot zupełnie nowego statku kosmicznego. Pierwszy załogowy lot gigantycznej rakiety Saturn V. Pierwszy lot ludzi na Księżyc, którzy też stali się pierwszymi, którzy zobaczyli co jest po drugiej stronie Księżyca. I wiele innych „pierwszych” dotyczyło tego lotu.
Mająca złe przeczucia i koszmary Susan Borman, żona Franka Bormana, która wymusiła na nim przyrzeczenie, że to będzie jego ostatni lot, zapytała przed lotem Chisa Krafta, ówczesnego dyrektora Załogowych Lotów Kosmicznych NASA:
– Czy tym razem Frank na pewno wróci? (Was Frank coming back this time?)
Kraft, znany z udzielania szczerych (albo żadnych) odpowiedzi miał jej odpowiedzieć:
– Mają 50% szans na powodzenie. (They've got 50/50 chances)
Tak więc nawet w NASA dawano im jedynie jedną szansę na dwie, że ich lot na Księżyc powiedzie się i uda im się bezpiecznie wrócić na Ziemię.
Cała podróż miała kilka niebezpiecznych momentów, od których zależało powodzenie całości lotu i przetrwania załogi. Jednym z nich było ponowne uruchomienie głównego silnika rakietowego na lot powrotny. Ponieważ silnik był tylko jeden i przez wszystkie dni lotu znajdował się w kosmicznej próżni i w temperaturze zbliżonej do absolutnego zera, stąd absolutnie nikt w NASA nie miał pojęcia, jak to wpłynie na jego funkcjonalność. Spierano się nawet o to, czy w ogóle uda się go ponownie uruchomić po tak długim okresie uśpienia w lodowatej próżni.
Silnik jednak odpalił i wystrzelił załogę „Apollo 8” w podróż do domu, a Jim Lovell zameldował do oczekujących w skupieniu ludzi w Centrum Kontroli Lotu o powodzeniu. Podczas gdy wiadomość od niego zebrała spontaniczne owacje, Lovell także dodał z radością:
– A jednak Święty Mikołaj istnieje! (Please be informed there is a Santa Claus)
W tym momencie załodze „Apollo 8” nie pozostało już nic innego, jak czekać na kolejny niebezpieczny punkt ich misji, czyli wejście na orbitę okołoziemską pod właściwym kątem. Wejście pod zbyt małym kątem spowodowałoby, że ich statek „odbiłby się” od Ziemi i poszybował na powrót w kosmos, tym razem już na wieki; natomiast zbyt duży kąt spowodowałby, że spłonęliby w atmosferze. Jednak to miało nastąpić dopiero po kolejnych trzech dniach powrotnego lotu, a w międzyczasie nastąpiła kolejna niespodzianka – tym razem dla załogi „Apollo 8”.
Po uruchomieniu silnika załoga przystąpiła do świątecznego obiadu i wtedy Frank Borman, Jim Lovell i Bill Anders ze zdumieniem odkryli, że ich racje żywieniowe przeznaczone na ten obiad, zamiast codziennej, mrożonej lub suszonej papki, składają się tym razem z kawałków prawdziwego, upieczonego i nafaszerowanego indyka (który jest tradycyjnym amerykańskim daniem świątecznym), a w paczuszkach oczekiwały też na nich miniaturowe buteleczki z brandy! (amerykańską wódką destylowaną z wina).
27 grudnia 1968 roku „Apollo 8” wszedł na orbitę Ziemi z prędkością ponad 38 000 km/h, na krótki czas ustanawiając rekord prędkości z jaką jakikolwiek człowiek kiedykolwiek poruszał się (został później pobity przez załogę „Apollo 10”, która ustanowiła istniejący do dzisiaj rekord: ponad 39 tys. km/h) i szczęśliwie wodował amerykańskim zwyczajem na Pacyfiku, skąd załogę zabrał lotniskowiec amerykańskiej Marynarki Wojennej i przetransportował do USA.
A przesłanie nadane 24 grudnia 1968 r. przez trzech amerykańskich śmiałków z okołoksiężycowej orbity do dzisiaj pozostaje najodleglejszą wiadomością i transmisją przesłaną w historii ludzkości, gdyż pomimo upływu 45 lat od tego wydarzenia, jak dotąd żaden człowiek nie odbył bardziej odległej od Ziemi podróży niż wówczas uczynili to astronauci Frank Borman, Jim Lovell i Bill Anders.
© DeS
(Digitale Scriptor)
24 grudnia 2013
specjalnie dla: Ilustrowany Tygodnik Polski ☞ tiny.cc/itp2
(Digitale Scriptor)
24 grudnia 2013
specjalnie dla: Ilustrowany Tygodnik Polski ☞ tiny.cc/itp2
(od lewej) James A. Lovell Jr., William A. Anders, Frank Borman
[1] Autor pomylił się w opisie. Pierwsze barwne fotografie całej Ziemi zostały zrobiona już wcześniej, w tym także przez samą załogę Apollo 8 na samym początku ich podróży na Księżyc, co można zauważyć przeglądając katalog wszystkich fotografii z wyprawy, jaki został udostępniony przez NASA. Jednak żadna z tych fotografii nie była dostępna aż do czasu powrotu Apollo 8 na Ziemię, gdy taśmy fotograficzne i filmowe zostały wywołane i zaprezentowane prasie przez NASA. Fotografia zwana obecnie „Earthrise” została wówczas opublikowana jako pierwsza, stąd jest to pierwsza powszechnie znana kolorowa fotografia Ziemi, jednak nie jest to pierwsza barwna fotografia, jaką zrobiono. [dopisek od Redakcji ITP]
Ilustracje:wszystkie
za wyjątkiem ostatniej ilustracji: © Getty Images
Wideo: © Archiwum / YouTube
ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.
Taa polecieli... chyba do ukrytej bazy NASA z której nadawali swoje fantastyczne transmisje "z księżyca" lol lol lol lol
OdpowiedzUsuńA ziemia jest płaska, nie?
UsuńWesołych Świąt wszystkim Polakom!
Bądźmy dokładni: płaską ziemię podtrzymują Święte Słonie stojące na skorupie Pana Wielkiego Żółwia, przecież wszyscy to wiedzą.
UsuńDla niedowiarków dowodem niech będą zdjęcia zrobione z kosmosu które NASA do dzisiaj ukrywa: https://i1.wp.com/i19.servimg.com/u/f19/15/63/66/42/discwo10.jpg
https://planetruthblog.files.wordpress.com/2015/04/febed-the_cosmology_of_a_flat_earth_by_captainzammo.jpg
LOL @anonimowy :-)))) No rzeczywiście te fotografie są najlepszym dowodem ROTFL
UsuńPytanko: gdzie jest stary artykuł o lądowaniu na księżycu tego autora? Nigdzie nie mogę znaleść
Skąd wypełzają te wszystkie debile? Boże, daj im choć jedną aktywną komórkę w mózgu bo to udręka dla reszty ludzkości!
OdpowiedzUsuńUsuńcie te debilne komentarze. Przecież są nie na temat. Każdy koment o płaskiej ziemi to nic tylko spam
Polecieli do Hollywood i z powrotem
OdpowiedzUsuń