W POLIN szkolą anarchistów
Dużo ostatnio na naszych łamach o suwerenności i wolności, a w zasadzie o ich deficycie. Właściwie przekonujemy się o tym niemal każdego dnia. Jedyny z tego pożytek jest taki, że nawet część ślepo zakochanych w Unii Europejskiej pięknoduchów zaczyna rozumieć, że w naszym przypadku określenie, wolny jak ptak, oznacza ptaka siedzącego w klatce, który owszem może się poruszać, ale tylko w pewnych ściśle określonych granicach, a o swobodnym lataniu nawet nie może pomarzyć. Niestety w 1989 roku po tak zwanym upadku komunizmu wykorzystano te kilka dekad naszego podporządkowania Moskwie i potraktowano nas jak ptaki wychowane w klatce, które zupełnie już nie wiedzą, co znaczy być prawdziwie wolnymi. Przeniesiono nas po prostu do nieco większej i ładniejszej klatki wmawiając, że to jest ta prawdziwa i upragniona wolność. Organizatorzy tego przedstawienia myśleli zapewne, że wolność wykoślawionym komunizmem Polakom jest tak potrzebna jak wolność prasy analfabetom.
Ta pogarda pseudo elit III RP do naszego narodu trwała przez niemal trzy dekady.
Niestety wygląda na to, że do prawdziwej wolności musimy dopiero dorosnąć.
Dużo i krytycznie piszę o tak zwanych czerwono-różowych elitach III RP, ale nie zapominajmy, że przez cały czas po 1989 roku obok nich istniały w polskiej polityce także elity prawicowe, które choć nie rządziły to delikatnie mówiąc również nie grzeszyły mądrością i dalekowzrocznością. To one wspierały niektóre pomysły i projekty, które od samego początku groziły Polsce opłakanymi konsekwencjami. Co najgorsze, skutków tych złych decyzji nie da się już cofnąć, przynajmniej w przewidywalnej przyszłości. Totalitarna lewacka inżynieria społeczna wprowadziła poprawność polityczną, która bardzo ułatwia rządzenie narodami Europy i dyscyplinowanie polityków, którzy próbują się z tego nowego totalitaryzmu wyrwać. Mówiąc o tych złych decyzjach wspieranych na przykład przez polityków PiS w tym braci Kaczyńskich była budowa Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i to w sytuacji, kiedy w Polsce nie ma do dziś Muzeum Historii Polski z prawdziwego zdarzenia.
A teraz krótka informacja, która ukazała się w ostatnich dniach. Jak się dowiadujemy jeszcze w tym miesiącu finansowana przez Georga Sorosa, Helsińska Fundacja Praw Człowieka oraz Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar zorganizują szkolenie dla sędziowskiej „kasty nadzwyczajnych ludzi” na temat formułowania pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z siedzibą w Luksemburgu. Przekładając to z polskiego na nasze chodzi o uczenie sędziów jak mają dosypywać paliwa do Brukselskiej lokomotywy, aby ta mogła dalej rozjeżdżać polskie reformy, które są niezbędne dla zwiększenia suwerenności naszego państwa. Na dziś chodzi o reformę sądownictwa, a przecież już słynna włoska dziennikarka i pisarka, Oriana Fallaci pisała, że: „Wolność oddzielona od sprawiedliwości jest tylko połową wolności”. Wygląda więc na to, że Berlin i Bruksela są skłonne zgodzić się tylko na tę jedną połowę wolności i suwerenności Polski. Ale nie informacja o tym szkoleniu najbardziej mną wstrząsnęła. Okazuje się, że warsztaty ze szkodzenia Polsce odbędą się w Muzeum Żydów Polskich POLIN. Oto treść zaproszenia:
„Szanowni Państwo, w imieniu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka uprzejmie zapraszam Państwa do udziału w praktycznych warsztatach na temat formułowania pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Warsztaty odbędą się w ramach II Kongresu Praw Obywatelskich organizowanego przez Rzecznika Praw Obywatelskich (14 grudnia 2018 r., 11.40-13.10, Muzeum Historii Żydów Polskich) i zostaną przeprowadzone przez prof. Agnieszkę Frąckowiak-Adamską (Uniwersytet Wrocławski), dr. Marcina Szweda (Helsińska Fundacja Praw Człowieka) oraz adw. Katarzynę Wiśniewską (Helsińska Fundacja Praw Człowieka). Z poważaniem, dr Marcin Szwed”.
Wchodzę na stronę internetową muzeum POLIN, aby sprawdzić jakie są zadanie tej placówki wzniesionej miedzy innymi za grube miliony wyciągnięte z kieszeni polskiego podatnika. Dodam, że placówki dofinansowywanej co roku kolejnymi milionami budżetowych dotacji. Chcę sprawdzić czy w tych zadaniach mieści się próba sparaliżowania polskiego sądownictwa, czyli mówiąc dosadniej zanarchizowanie naszego państwa. Czytam, że misją muzeum POLIN jest:
„Przywracać i chronić pamięć historii Żydów polskich, przyczyniając się do wzajemnego zrozumienia i szacunku wśród Polaków i Żydów, społeczeństw Europy i świata”.A jaka jest wizja muzeum? Czytam dalej:
„Tworzyć nowoczesne muzeum, centrum edukacji i kultury, platformę dialogu społecznego - instytucję oferującą głębokie doświadczenie i promującą nowe standardy obcowania z historią”.Jak widzimy na oficjalnej stronie muzeum POLIN nie ma ani słowa o tym, że zajmować się ono będzie szkodzeniem polskiemu państwu i udzielaniem pomocy wszystkim tym, którzy dążą do obalenia legalnego polskiego rządu wybranego z woli narodu w demokratycznych wyborach.
Tylko wyjątkowi naiwniacy mogli uwierzyć, że Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN będzie normalną i uczciwą placówką historyczną. Przypomnę tylko opisywane już przeze mnie wydarzenia w muzeum, które były tylko pretekstami do ataku na Polskę i Polaków. Oto w dniach 25-27 października odbyła się tam konferencja zatytułowana, „Jak rozmawiać o Sprawiedliwych? Reprezentacje w kulturze, znaczenie w edukacji”. Stała się ona pretekstem do kolejnego haniebnego ataku na Polaków i Kościół. Oto mała próbka w wykonaniu uczestnika konferencji, Włodzimierza Paszyńskiego, byłego wiceprezydenta Warszawy:
„Nie wolno zapominać, że ożywione po latach upiory antysemityzmu, węsząc różnorakie łupy, z radosną łatwością potrafią się wkomponować w krajobraz także i dziś. Tak zwany suweren ośmielony wstrzemięźliwą postawą Kościoła z niekłamaną radością brał i bierze udział w przygotowanych dlań igrzyskach”.Opisywałem już na łamach „Warszawskiej Gazety” zorganizowany w muzeum POLIN wykład prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Michała Bilewicza zatytułowany: „Epidemie mowy nienawiści, Jak blisko Marca 68’ jesteśmy?” czy debatę „Obcy w domu. Wokół Marca 68’” z udziałem Adama Michnika i Jana Lityńskiego. Zarówno wykład jak i debata były tylko pretekstami do bezpardonowego ataku na „polskich antysemitów” nacjonalistów i PiS-owski rząd. Przy każdej okazji, kiedy Polaków atakuje się za nacjonalizm warto przypominać kłamcom i oszczercom te słowa Henryka Sienkiewicza: „Tylko nikczemne i złośliwe indywidua lub absolutni głupcy mogą porównywać nacjonalizm polski z charakterystycznym nacjonalizmem niemieckim lub czarnosecinnym rosyjskim. Nacjonalizm polski nie tuczył się nigdy cudzą krwią i łzami, nie smagał dzieci w szkołach, nie stawiał pomników katom. Zrodził się z bólu, największej tragedii dziejowej. Przelewał krew na rodzimych i na wszystkich innych polach bitew, gdzie tylko chodziło o wolność”.
Jednak wydarzenia organizowane w muzeum POLIN, które w skrócie przypomniałem, przynajmniej próbowały udawać jakieś związki z historią i można było je na siłę podciągnąć pod statutową działalność muzeum. Jednak grudniowe warsztaty dla sędziów to już jest jawna bezczelna prowokacja i antypolska demonstracja oraz kolejny dowód na to, że za nasze pieniądze powstał i utrzymywany jest ośrodek obcej i wrogiej Polsce propagandy, który zachowuje się jak zagraniczna eksterytorialna placówka wyłączona spod jurysdykcji polskiego państwa.
Niezapomniany „Kisiel”, Stefan Kisielewski mówił, że: „Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju”. Cytat ten często wykorzystujemy, kiedy chcemy skrytykować rządzących, którzy nieudolnie próbują likwidować szkody, które sami spowodowali. Do powstania na terytorium polskiego państwa i to w samej jego stolicy antypolskiej żydowskiej placówki niestety przyczynili się także politycy mieniący się prawicowymi. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że patrząc z dzisiejszej perspektywy jest to placówka wroga Polsce i Polakom i niestety nieusuwalna gdyż każda próba jej likwidacji wywołałaby niewyobrażalny medialny i polityczny światowy jazgot. Myślę, że nawet odebranie muzeum POLIN corocznej dotacji budżetowej jest mało prawdopodobne z powodu klangoru jaki by się rozległ od Waszyngtonu przez Berlin, Brukselę aż po Jerozolimę. Jednym słowem tak jak już kiedyś pisałem, sami zapłaciliśmy za sznur, na którym teraz nas wieszają szczerząc zęby w szyderczym uśmiechu świadczącym o całkowitym poczuciu bezkarności. Podsumowując jednym zdaniem, „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”.
Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
© Mirosław Kokoszkiewicz
12 grudnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
12 grudnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Koncert lokajów Berlina
Ten tekst poświęcony ludziom o niewolniczej mentalności mógłbym ciągnąć w nieskończoność, podpierając się kolejnymi cytatami. Z ich słów, szczególnie tych dotyczących stosunków polsko-niemieckich, jak po wykręceniu brudnej szmaty zostaje tylko lokajstwo, służalczość, lizusostwo, serwilizm i kapitulanctwo. Ci ludzie wycierający sobie na co dzień gęby słowem „wolność” sami nie potrafią być wolni, gdyż kompletnie nie rozumieją znaczenia tego słowa. To są przypadki beznadziejne.
Warszawska wizyta przedstawicieli niemieckiego rządu na czele z kanclerz Angelą Merkel wywołała ożywioną dyskusję na temat stosunków polsko-niemieckich. Jak to zwykle u nas bywa, najmocniej wybrzmiał głos tych wielkich politycznych i dziennikarskich mędrców, u których dominującą cechą jest mentalność niewolnicza, tak charakterystyczna dla przedstawicieli społeczeństw postkomunistycznych. Nikogo nie powinno dziwić to, że owe lokajskie dusze najczęściej gnieżdżą się w lewackich ciałach. Oto pierwszy przykład.
Na stronie postkomunistycznej „Polityki” redaktor Adam Szostkiewicz napisał:
Zamiast zająć się rozgrzebanymi obchodami stulecia niepodległości, prezydent Duda zajął się reperacjami wojennymi od Niemiec. Uczynił to w prasie niemieckiej na tydzień przed rządowymi konsultacjami polsko-niemieckimi. W rozmowie z niemieckim tabloidem „Bild” stwierdził, że sprawa reparacji nie jest zamknięta. Władze niemieckie uważają, że jest. Wypowiedź prezydenta muszą przed planowanym spotkaniem analizować politycy, eksperci i doradcy kanclerz Merkel. Angela jest politycznie zmęczona, ale nie aż tak, by nie oddzielać już polityki krajowej i kłopotów swego koalicyjnego rządu od niemieckiej polityki zagranicznej. Jeśli podczas spotkania temat reparacji podejmie szef polskiego rządu, to będzie problem. W Berlinie dobrze wiedzą, jaki jest obecnie porządek dziobania w polityce polskiej.Co nam tak naprawdę powiedział Szostkiewicz w tych kilku zdaniach? On mówi, że polsko-niemieckie stosunki powinny polegać na wzajemnym spijaniu sobie słodyczy z dziobków i unikaniu za wszelką cenę niewygodnych dla Niemiec tematów. Takim niewygodnym tematem są właśnie należne Polsce reparacje wojenne, a poruszanie tej kwestii przez polskich polityków Szostkiewicza wprost przeraża. Co by zrobił mentalny lokaj Szostkiewicz, gdyby bogaty sąsiad splądrował i puścił z dymem jego dom, a członków rodziny wymordował? Szostkiewicz najprawdopodobniej dla utrzymania poprawnych stosunków z sąsiadem nie poruszałby tej drażliwej kwestii i zrezygnował z należnego zadośćuczynienia, bo przecież bogaty sąsiad jest do tego stopnia wspaniałomyślny, że powala mu od czasu do czasu wejść do swojego sadu i nazbierać do czapki trochę jabłek. Szostkiewicz tak kończy swój lokajski wywód:
Dobra polityka powinna być skuteczna. Nie ma podstaw, by spodziewać się, że Niemcy zmienią stanowisko w sprawie reparacji. Przez lata wypłacały słusznie należne Polsce odszkodowania. Nie podważały tego, nie uchylały się, dotrzymywały ustaleń. Po likwidacji PRL pomogły wprowadzić Polskę do wspólnoty europejskiej.Jak widzimy, według Szostkiewicza powinniśmy się cieszyć z tej czapki jabłek i dalej wdzięczyć się do pana zza Odry, który być może okaże kiedyś wdzięczność i obstaluje nam piękną haftowaną złotą nicią liberię godną hotelowego boya.
To są podstawy, by zakładać, że Berlin chce współpracy także z pisowską Warszawą, bilateralnej i w ramach Unii Europejskiej. I na tym można nadal budować politykę korzystną dla obu naszych państw. Ale na domaganiu się reparacji nie można osiągnąć korzyści, chyba że na chwilę w krajowych sondażach poparcia. Można za to jeszcze bardziej popsuć nasze relacje z największym partnerem handlowym Polski.
Kolejnym przykładem mentalności niewolniczej jest Radzio Sikorski. W wywiadzie dla niemieckiego publicznego radia Deutsche Welle nie tylko wylał kolejny kubeł pomyj na PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Rzucił też w niemiecki eter pytanie:
– Tylko czy chcemy z Niemcami współrządzić Europą, czy też wolimy się samomarginalizować, wynajdując powody do sprzeczek z Niemcami.
Oczywiście te „powody do sprzeczek” to krytyka niezwykle niebezpiecznego dla Polski projektu Nord Stream 2 i wspominane już reparacje. Całą rozmowę Radzio zakończył tak optymistyczną, jak i lizusowską obietnicą:
– Mam nadzieję, że to się zmieni za rok, gdy odsuniemy PiS od władzy.
Sikorski ma w Niemczech doskonałą prasę, szczególnie po 28 listopada 2011 r., kiedy to w Berlinie jako szef polskiego MSZ złożył tak zwany hołd lenny, apelując do Niemiec:
– Przejmijcie odpowiedzialność.
Warto przypomnieć fragment tamtego przemówienia, zwłaszcza że jego autor zarzuca obecnej władzy „samomarginalizację”. Sikorski mówił:
– Co, jako minister spraw zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 r.? Nie jest to terroryzm, nie są to talibowie i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to nawet rosyjskie rakiety, którymi groził prezydent Miedwiediew, mówiąc, że rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro. I domagam się od Niemiec tego, abyście – dla dobra waszego i naszego – pomogli tej strefie euro przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa.
Berlin natychmiast obsypał Sikorskiego komplementami.
– To, co powiedział Radek Sikorski, jest bardzo ważne dla Europy. A fakt, że powiedział to w Berlinie, jest niezwykle znaczącym sygnałem. […] Szczególnie wyeksponował rolę Niemiec dla rozwoju Europy. Zaszczyca nas to i pokazuje, jak stabilne i pełne zaufania stały się polsko-niemieckie stosunki – mówił ówczesny szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle. Oczywiście bicie w ten lokajski bębenek trwało długo, a już szczytem poddaństwa lewackiej watahy okazanego niemieckiemu basiorowi był tekst Witolda Gadomskiego w „Gazecie Wyborczej”, który w artykule zatytułowanym Tylko Niemcy nas uratują pisał:
„Jeśli proces integracji ma przyspieszyć, to tylko na warunkach narzuconych przez Niemcy. I bardzo dobrze”.Na koniec przejdźmy do nieco młodszego lokajskiego narybku. Głos zabrał również Bartosz T. Wieliński, który po ogłoszeniu przez Angelę Merkel odejścia z polityki napisał nie tyle tekst, co wielkie epitafium sławiące umierającą politycznie kanclerzycę. W artykule Kto nas zrozumie tak jak Merkel czytamy:
Zmierzch jej politycznej kariery to dla Polski zła wiadomość. Niemcami w najnowszej historii nigdy nie rządził polityk tak Polsce przyjazny. Merkel rozumie naszą historię, a nawet w niej uczestniczyła. […] Polska powinna wykorzystać czas, jaki pozostał Angeli Merkel, by szybko poprawić stosunki z zachodnim sąsiadem i rozwiązać spór z Unią Europejską o rządy prawa. Niestety po ostatnich występach prezydenta Dudy w Berlinie, gdzie atakował niemieckie media i poparł postulat, by Niemcy wypłacili reparacje wojenne, można odnieść wrażenie, że jest na odwrót.W zasadzie ten tekst poświęcony ludziom o niewolniczej mentalności mógłbym ciągnąć w nieskończoność, podpierając się kolejnymi cytatami. Z ich słów świadczących rzekomo o znajomości meandrów polityki zagranicznej, szczególnie tej dotyczącej stosunków polsko-niemieckich, jak po wykręceniu brudnej szmaty zostaje tylko lokajstwo, służalczość, lizusostwo, serwilizm i kapitulanctwo. Nie wspomnę już o braku godności i honoru nawet w szczątkowej postaci. Ci ludzie wycierający sobie na co dzień gęby słowem „wolność” sami nie potrafią być wolni, gdyż kompletnie nie rozumieją znaczenia tego słowa. To są przypadki beznadziejne. Owszem, można wziąć konia mocno za uzdę i siłą zaciągnąć do wodopoju. Niestety nie można go zmusić, żeby po dotarciu na miejsce napił się tej wody, jeżeli nie czuje prawdziwego pragnienia. Tak więc lokaj już na zawsze pozostanie lokajem.
Zakończę jednak akcentem optymistycznym. Są jeszcze w Polsce politycy, którzy niemiecką politykę wobec Polski widzą taką, jaką ona jest w rzeczywistości. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS) stwierdził bez cienia wątpliwości:
– Polityka niemiecka wobec Polski jest w dużej mierze niezmienna, niezależnie od tego, kto jest kanclerzem. Niemcy po prostu chcą Polskę kolonizować, wykupując przemysł, wykupując media, banki, tworząc strefę zbytu swoich produktów. Ta polityka jest cały czas taka sama. Klasyczna Mitteleuropa. Dlatego nie spodziewam się wielkich zmian, jeśli chodzi o podejście do Polski.
© Mirosław Kokoszkiewicz
11 grudnia 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Koncert lokajów Berlina”
www.WarszawskaGazeta.pl
11 grudnia 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Koncert lokajów Berlina”
www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz