Bardziej od głupoty „Misia” martwi poziom naiwności Macierewicza i całego PiS
Cóż, w ostatnim czasie naprawdę mógłbym zaczynać prawie każdy tekst od triumfalnego „A nie mówiłem”. O tym, że asystent Macierewicza jest nie tylko intelektualnym i mentalnym dwunastolatkiem, pisałem wówczas, gdy to było kompletnie niemodne w kręgach prawicowych. Ba! Za takie pisanie dostawało się najgłupszymi inwektywami z ruskim agentem i pomagierem WSI na czele.
Tak było i żaden racjonalny argument nie przemawiał, wszystko załatwiało się „patriotyzmem” i „lojalnością”. Nie brakowało też laudacji w związku z bohaterskim odbiciem placówki NATO przez asystenta Macierewicza.
Zebrałem jak ubogi w torbę za pisanie prawdy o beznadziejnym młodym polityku i jeszcze bardziej oberwałem za krytykę Macierewicza. Po zatrzymaniu Bartłomieja S. wraz z kolegami, co dla mnie było kwestią czasu, bo Misio” nie jest taki głupi jakiego udaje, ale robił "poważne biznesy", chciałbym popełnić jeszcze jedną herezję. Nie wiem, który to już raz potwierdzają się trzy prawdy i paradoksy dotyczące Macierewicza. Człowiek idealny do zadań niemożliwych, niezastąpiony w warunkach partyzanckich i człowiek kompletnie pogubiony w roli sprawującego władzę. Głuchy na logikę zdarzeń i polityczny racjonalizm, uparty, zapatrzony w siebie, nigdy nie zmienia zdania, choćby wszystkie fakty przeczyły teorii Macierewicza. No i wreszcie ostatnia rzecz. Z jednej strony zawsze podejrzliwy, doszukujący się zdrady tam, gdzie często mamy do czynienia jedynie z głupotą lub mieleniem ozorem. Z drugiej strony nieprawdopodobnie naiwny i łatwowierny, o ile osoby z najbliższego otoczenia zapewnią Macierewicza, że słuszna jest linia naszej władzy.
Komplet wymienionych cech, może z wyjątkiem partyzanckiej natury, doprowadził do kilku nieszczęść i strat naraz. Pierwszy poważny kryzys wizerunkowy PiS to cała afera z udziałem „Miśka” i Macierewicza. Nic i nikt nie był w stanie do Macierewicza dotrzeć, ani Mariusz Kamiński ze swoimi niepokojącymi ustaleniami, co do szemranych biznesów i stylu życia „Miśka”, ani nawet sam Jarosław Kaczyński razem z Beatą Szydło. Przekonanie co do własnych racji, bez posiadania racji, doprowadziło do dymisji Macierewicza, ale to dopiero pół biedy. Cała bieda w tym, że po drodze wszedł do języka powszechnego i utrwalił się termin „Misiewicze”, który odbija się czkawką do dziś. Pomniejsze biedy to kryzys na linii PiS-Andrzej Duda i nie o wetach ustawy mówią, ale późniejszych działaniach Macierewicza, gdy Jarosław Kaczyński zarządził reset i miłość z rozsądku.
Nie piszę o tym wszystkim po to, aby się nad Antonim Macierewiczem pastwić, to jest polityk, który ma swoje zasługi, ale jakoś tak się dziwnie składa, że wielokrotnie stawiał na fatalnych ludzi i wybierał ślepe polityczne drogi. Ostatnia z nich, to „partia Rydzyka”, od czego w kuluarach PiS, parę tygodni temu, aż huczało. Trzeba sobie uczciwie i głośno powiedzieć, że zbyt wiele tu „przypadków”, aby nie wyciągnąć odważnych wniosków. Pora zweryfikować legendę Macierewicza i wewnętrzne funkcjonowanie PiS o dwie naiwności: naiwność Macierewicza i naiwność całego PiS. Podobnie jak nie ma ludzi nie zastąpionych, tak nie ma ludzi, którym by władza i pieniądze nie namieszały w głowie. Czy do tego dojdzie decyduje wyłącznie pozycja w strukturach władzy i kwota do pozyskania.
Macierewicza o udział w szemranych interesach nie podejrzewam, to nie ten typ polityka, ale jeśli chodzi o napawanie się władzą, to nie pierwszy raz zaliczył spektakularną porażkę. Fakt, że polityk tej klasy zaufał i bronił do upadłego kogoś takiego, jak „Misiek” jest bardzo smutnym i niepokojącym faktem. PiS też powinien z tej sprawy wyciągnąć daleko idące wnioski. Niestety nie ma innej drogi niż metoda zastosowana swego czasu wobec Andrzeja Leppera. Choćby nie wiem jak zasłużony i lojalny, to sprawdzać trzeba każdego i pytać w CBA, do jakich knajp chodzi, z jakimi ludźmi pije i co sobie ostatnio kupił za niemałe pieniądze. A jeśli się okaże, że pije z byle kim i zarabia krocie, to nikt, choćby Macierewicz, w takiej sytuacji nie ma nic do gadania, zwłaszcza, że naiwność w polityce to zbrodnia.
Giertych, Michnik i Lis stawiają Kaczyńskiemu pomnik uczciwego polityka i biznesmena
Jest taka technologia obróbki mózgu, którą się wyjątkowo brzydzę, dlatego miejmy to za sobą już na starcie. Każda poważna afera nakręca się sama, ludziom nie trzeba tysiąc razy powtarzać o co w aferze chodzi, no i przede wszystkim nie trzeba powtarzać, że w ogóle jest jakaś afera. Na dzień przed odpaleniem „sensacji” niemal wszystkie „autorytety” zajęły się jednym i drugim. Jeśli do tego dodać czas i kontekst, a mamy 8 miesięcy do wyborów i jeszcze nie ostygła urna Adamowicza, to całość wygląda tak żałośnie jak tylko mogą wyglądać sensacje „autorytetów”.
Szkoda więcej słów i zaklinania rzeczywistości, wzajemne przepychanie się w piaskownicy, czy mamy, czy nie mamy do czynienia z aferą, to zadanie dla smarkatych. Dorośli ludzie zajmują się sprawami dorosłych i temu zawsze warto poświęcać uwagę. W mojej ocenie jest jedna rzecz, która może martwić i to bardzo – samo nagranie taśm. Nie wiem, który raz okazuje się, że w Polsce nie ma żadnych speców od fachowej roboty, choćby na poziomie bułgarskich służb specjalnych. Fakt, że do siedziby na Nowogrodzkiej wchodzi sobie jakiś Austriak z jakimś kuzynem cali oblepieni pluskwami, jak peerelowski śmietnik, to bardzo smutny fakt. Jedyny mit jaki upadł, po „taśmach Kaczyńskiego” to profesjonalizm ochrony Prezesa PiS. Niestety tutaj rzeczywiście mamy kompromitację lub co najmniej naiwność, o czym pisałem wczoraj: Bardziej od głupoty „Misia” martwi poziom naiwności Macierewicza i całego PiS.
Całą resztę „sensacji” uznać należy za jedną wielką laurkę i co więcej zniesienie ulubionej blagi „salonów”, jaką częstowano Kaczyńskiego. W rozmowie Prezesa PiS z austriackim biznesmenem i kuzynem Tomaszewskim, słychać przede wszystkim Kaczyńskiego, takiego Kaczyńskiego, jakim On naprawdę jest. Żadnych kombinacji, żadnej litości dla szwagrów i przekrętów, wszystko ma być legalne i na papierze, a przy tym nie może szkodzić politycznie. Nie da się też usłyszeć jednego bluzgu, ani nawet „kurki wodnej”. Poważny człowiek, uczciwy lider, wypisz wymaluj Kaczyński. Nowością, ale to tylko dla oszalałych krytyków Kaczyńskiego może być poziom wiedzy i rozmowy w odniesieniu do dużego biznesu. Człowiek przedstawiany jako kompletny nieudacznik, bez konta, bez wiedzy ekonomicznej, który nie ma pojęcia o inwestycjach, nagle zostaje ukazany jako twardy negocjator, doskonale poruszający się w wielkim biznesie, a nie w ustawianiu przetargów w Pułtusku.
Jak wspomniałem mierzi mnie zaklinanie rzeczywistości, ale to nie znaczy, że odmówię sobie prawa do trzeźwej oceny stanu bieżącego i najbliższej przyszłości. „Taśmy Kaczyńskiego” to prezent dla samego Kaczyńskiego i całej prawicy. Prezes PiS będzie mógł teraz z większą mocą dyscyplinować partyjne towarzystwo i puszczać nagranie na szkoleniach partyjnych, żeby pokazać modelowe zachowanie polityka PiS. Na zewnątrz utrwalił się wizerunek polityka, dla którego prawo i przejrzystość w prowadzeniu jakiejkolwiek działalności gospodarczej, są absolutnymi priorytetami. Wartością dodaną jest naprawdę imponujący poziom i zakres wiedzy Kaczyńskiego w tej dziedzinie, o której rzekomo miał nie mieć bladego pojęcia.
Dowiedzieliśmy się także, że POKO kierując się politycznymi motywacjami, blokuje inwestycje w Warszawie, ale to żadna nowość, podobnie jak złodziejstwo tej formacji, powszechnie znane. Po zestawieniu pokusy, jaką niewątpliwie jest spektakularna budowla na miarę Honkongu, czy Dubaju, warta więcej niż miliard złotych, z tym, co moralnie i intelektualnie zaprezentował Jarosław Kaczyński, widać giganta. Stara prawda, że w Polsce jest jeden Polityk Jarosław Kaczyński, potem długo, długo nic i dopiero pojawiają się czeladnicy, potwierdziła się z pełną mocą. I za ten pomnik uczciwego polityka i biznesmena Kaczyńskiego, trzeba Giertychowi, Michnikowi, Lisowi i wszystkim pozostałym „autorytetom” podziękować. W imieniu własnym dziękuję!
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz