Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Englert, Jan Aleksander

Urodził się 11 maja 1943 roku w Warszawie podczas okupacji niemieckiej. Jako czternastolatek debiutował rolą łącznika Zefirka w słynnym filmie Andrzeja Wajdy „Kanał” (1957). Marzył o zawodzie sprawozdawcy sportowego, ale przygoda z filmem - jak sam powiedział – zadecydowała o dalszych wyborach życiowych. W 1964 roku ukończył warszawską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną i zaraz po dyplomie zaangażowany został do Teatru Polskiego, ale nie wspomina tego okresu najlepiej. Zanim zaczął grać poważniejsze role, na przykład Helingebala w „Irydionie” Zygmunta Krasińskiego (1966), długo musiał grać role drugoplanowe.

Przełom nastąpił w 1968 roku za sprawą sukcesu spektaklu Teatru Telewizji, który zdobył nagrody na międzynarodowych festiwalach. „Notes” Zdzisława Skowrońskiego, w którym Jan Englert grał rolę Stefana Bielaka, zobaczył Kazimierz Kuc (obecnie: Kutz) i natychmiast obsadził go w dwóch filmach ze swej tzw. sagi śląskiej: w „Soli ziemi czarnej” i „Perle w Koronie”.

Akcja pod Arsenałem (1977)
Obecnie dorobek filmowy Englerta liczy już ponad sto pozycji. Doktor Judym w filmie Włodzimierza Haupego, powstaniec Orsza w „Akcji pod Arsenałem” Jana Łomnickiego, Conrad w „Magnacie” Filipa Bajona, Wiktor w „Komedii małżeńskiej” Romana Załuskiego to, poza pierwszą pozycją, role pierwszoplanowe, chociaż nie główne.
Mam pełną świadomość przypadkowości. Zagrałem bardzo wiele dobrych ról, które nie zostały zauważone, a parę fatalnych albo średnich, które zostały nagrodzone i, niestety, doskonale o tym wiem. Zawsze bolało mnie to, że największe sukcesy przyniosły mi te przedsięwzięcia, które trafiały w moją psychofizyczność... W tym zawodzie nie ma sprawiedliwości, a sukcesy są nie tylko wynikiem talentu i umiejętności – powiedział aktor w 1997 roku.

Dom (1982)
Największą popularność przyniosły mu role w serialach. „Polskie drogi” Janusza Morgensterna (1976), „Noce i dnie” Jerzego Antczaka (1977), „Lalka” Ryszarda Bera (1977), „Rodzina Połanieckich” Jana Rybkowskiego (1978), „Matki, żony i kochanki” Juliusza Machulskiego (1995). Dwie z nich to filmy kultowe: Zygmunt, jeden z głównych bohaterów „Kolumbów” Janusza Morgensterna (1970), czteroczęściowej ekranizacji powieści Romana Bratnego o młodych żołnierzach Armii Krajowej walczących w powstaniu warszawskim w 1944 roku, i Rajmund Wrotek - operator Polskiej Kroniki Filmowej, a później reżyser filmów dokumentalnych - w serialu „Dom” Jana Łomnickiego (realizowanego w latach 1980-2000), wielowątkowej historii o warszawskiej kamienicy, opowiedzianej na tle historycznych i obyczajowych przemian w powojennej Polsce. Dowcipne powiedzonka Mundka bardzo szybko stały się własnością publiczności i weszły do języka potocznego, a Zygmunt jest wzorem bohatera dla kolejnego pokolenia widzów.

Warunki zewnętrzne predysponowały Englerta do ról amanckich. Grywał poza tym zwykle ludzi sympatycznych, prostolinijnych, honorowych i jednoznacznych, często owładniętych ideą walki lub szlachetną pasją.
Chciałbym przestać być traktowany jako aktor 'konfekcyjny' – irytował się przed laty w jednym z wywiadów – to znaczy niezdolny do głębszych przeżyć ekranowych – powiedział.

Dopiero ostatnie lata pokazały trochę inny wizerunek aktora: Jarek Bronko w „Szczurze” Jana Łomnickiego (1994), Huba w ekranizacji „Sławy i chwały” Kazimierza Kutza (1997), gangster Lipski w obu częściach „Kilera” Juliusza Machulskiego (1997), Śmierć w „Świątecznej przygodzie” Dariusza Zawiślaka (2000). Zagrał poruszające role u Wajdy w „Katyniu” (2007) i „Tataraku” (2009), ale pojawiał się również w lekkim repertuarze, z jakim bywa kojarzony rzadko („Lejdis” Tomasza Koneckiego, „Ambassada” Juliusza Machulskiego, seriale „Przepis na życie” czy „Czas honoru”).

Mimo niewątpliwych sukcesów w kinie, najważniejszym miejscem dla Jana Englerta pozostaje teatr, a kolejne role, coraz bardziej doceniane przez krytykę, są na to dowodem.
Teatr jest miejscem, w którym sprawdzam swoje rzeczywiste umiejętności zawodowe. Jest to również jedyne miejsce, w którym widz jest współuczestnikiem procesu tworzenia. Teatr dzisiejszy wymaga od nas zupełnej zmiany warsztatu, zmiany konwencji. W tej chwili już nie da się porozumiewać z widzem ponad tekstem czy ponad rolą. Brechtowskie 'stanie z boku' już nie funkcjonuje. Widz musi zostać przeze mnie porwany – mówił w jednym z wywiadów („Przegląd Tygodniowy”, 3 grudnia 1997r.).

Po Teatrze Polskim, w którym spędził lata 1964-69, był aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie (1969-81), potem znów Polskiego za dyrekcji Kazimierza Dejmka. Od 1997 roku związany jest z Teatrem Narodowym, w 2003 roku został szefem artystycznym warszawskiej sceny narodowej.
Teatr jest ciągle tym miejscem, gdzie bywa się artystą. W kinie artystą jest reżyser, a aktor to lepiej lub gorzej sfotografowany przedmiot. Dlatego właśnie teatr daje mi najwięcej satysfakcji – powiedział w 1998 r. („Słowo Ludu”, 3 lipca 1998)
Do jego największych kreacji krytyka zaliczyła Leona Węgorzewskiego w „Matce” Witkacego (1970), Vatzlava w „Vatzlavie” Sławomira Mrożka (1982), Konrada w „Wyzwoleniu” Stanisława Wyspiańskiego (1982), Gustawa w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry (1984), Bartodzieja w „Portrecie” Sławomira Mrożka (1987), Ryszarda III w sztuce Williama Szekspira (1993). Na scenie Teatru Narodowego zagrał Szekspirowskiego Króla Leara (1998), Czechowowskiego Gajewa w „Wiśniowym sadzie” (2000), Fredrowskiego Łatkę w „Dożywociu” (2001). O roli w „Portrecie” tak pisano:
Twarz Bartodzieja przez cały niemal czas jest nieruchoma jak maska. Z rzadko oglądaną na naszych scenach konsekwencją, stosując bardzo subtelne i zróżnicowane środki aktorskiej ekspresji, Jan Englert znakomicie pokazuje wizerunek człowieka, którego zamknięcie się w sobie, apatyczne odizolowanie się od spraw świata ociera się o chorobę psychiczną.
Krzysztof Kopka, „Teatr” nr.2/1988

Doktor Judym (1975)
Od końca lat siedemdziesiątych Englert zajmuje się także reżyserią. Zafascynowany klasyką, tą dużą i tą małą, najchętniej inscenizuje dramaty polskich romantyków, sztuki Witkacego oraz dramaturgię Antoniego Czechowa. Dla Teatru Telewizji zrealizował między innymi najważniejsze dla naszej kultury teksty dramatyczne: „Irydiona”, bardzo rzadko grywany utwór sceniczny Zygmunta Krasińskiego (1982), „Kordiana” Juliusza Słowackiego (1994) i Dziady Adama Mickiewicza (1997), powierzając główne role w dwóch ostatnich spektaklach swojemu uczniowi, jednemu z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia - Michałowi Żebrowskiemu. Pokazane w dwóch częściach „Dziady” wywołały potężną, wykraczającą poza środowisko teatralne dyskusję o tym, jak współcześnie czytać i interpretować, a także inscenizować teksty XIX-wiecznej klasyki.
– […] co może młodych ludzi zainteresować w romantyzmie? – pytał reżyser sam siebie.
Otóż sądzę, że dramat wybitnej jednostki, dramat egzystencjalny: kim być, w jaki sposób żyć w otaczającym nas świecie? Jak wyjść ponad przeciętność? Jak tworzyć? („Trybuna”, 17 listopada 1997 r.)
Od 1980 roku Jan Englert jest wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie (obecnie Akademia Teatralna). W latach 1981-87 pełnił funkcję dziekana wydziału aktorskiego. Trzy razy był rektorem tej uczelni - 1987-90, 1990-93, 1996-2001. Za swoje największe osiągnięcie w tym czasie uważa odbudowanie Collegium Nobilium, teatru szkolnego w miejscu, gdzie w XVIII wieku istniała scena ojców pijarów. Uczenie zawodu daje mu ogromne zadowolenie:
Pracę pedagogiczną smakuję z całym upodobaniem. Daje mi ona satysfakcję Pigmaliona. Żadna moja rola nie sprawiła mi takiej radości, jak udany debiut pod moim kierunkiem młodego człowieka, studenta – powiedział.

W maju 2001 roku został wyróżniony tytułem honorowego profesora Rosyjskiej Akademii Sztuki Teatralnej w Moskwie.
Aktorstwo to jest najszybciej starzejący się zawód świata, bo zależny od odbiorcy. Zachowanie proporcji między estetyką w sztuce, do której jesteśmy przyzwyczajeni, której chcemy bronić, a gustem odbiorcy (nie zawsze równoznacznym z naszym) to jest znalezienie złotego środka. Na tym 'węchu' opiera się cała tajemnica tego zawodu. Tej sztuki można się nauczyć - ucząc – opowiadał dla „Dziennika Polskiego” (nr.58, 9 marca 2001)

Jan Englert jest także autorem scenariuszy filmowych („Wielka wsypa”, „Szczur”) i felietonów w dzienniku „Rzeczpospolita”, w których „zza kulis” obserwuje współczesność i głosem trzeźwego praktyka przypomina:
Dążenie do światowej kariery i uznania wykraczającego poza własne ściany jest czymś absolutnie naturalnym pod warunkiem, że nie przybiera cech chorobowych niszczących dorobek wielu pokoleń. A polskich prowincjuszy zapewniam, że taki Fredro na przykład nie jest ani odrobinę gorszym dramaturgiem od Moliere'a, mimo że znalazł miejsce w historii jedynie naszego kraju. („Rzeczpospolita”, 15 czerwca 2001)

Jest bardzo popularny i lubiany. Udziela wielu wywiadów, w których widać duże poczucie humoru także na swój temat, o czym świadczą podobne do tej wypowiedzi:
Na szczęście przekonuję się, że moje miejsce nie jest jeszcze w zamkniętym rezerwacie. I proszę nie sądzić, że mówię to z zazdrości, na przykład wobec takiego Harveya Keitela czy innych aktorów, których podziwiam. Jestem aktorem prowincjonalnym i cenię to. Wolę być ulubieńcem Skierniewic, niż trzeciorzędnym aktorem w wielkim świecie.

W czasie pracy, a potem szefowania narodowej scenie Englert grał, reżyserował, zapraszał do współpracy młodych twórców. Wystąpił w spektaklach Jerzego Grzegorzewskiego. Zagrał generała Chłopickiego w Nocy Listopadowej Stanisława Wyspiańskiego (2000), Hrabiego Henryka w „Nie-Boskiej Komedii” Zygmunta Krasińskiego i Króla-Makbeta w „Hamlecie” Stanisława Wyspiańskiego (2003). Grzegorzewski powierzył mu kolejne role w „Duszyczce” Tadeusza Różewicza (2004) i w autorskim spektaklu Antoniny i Jerzego Grzegorzewskich „On. Drugi powrót Odysa” (2005). Englert wcielił się także w postaci Witolda III i Cesarza w „Błądzeniu” Jerzego Jarockiego na motywach utworów Witolda Gombrowicza (2004). U Mai Kleczewskiej zagrał natomiast Tezeusza w „Fedrze” skomponowanej z tekstów Eurypidesa, Seneki, Per Olova Enquista i Istvána Tasnádi (2006).

W pracy reżyserskiej mierzył się z Witkacym. Na scenie Narodowego przygotował „Kurkę wodną” (2002), a ze studentami Akademii Teatralnej świetnie zagrany spektakl dyplomowy „Bezimienne dzieło” (2005).
Wyszło przedstawienie bardzo śmieszne i bardzo poważne zarazem, komizm był najlepszego gatunku, a sens filozoficzno-katastroficznych dialogów wymierzonych w zbydlęcone społeczeństwo przez cierpiące indywidua artystyczne - przejmujący.
Elżbieta Baniewicz o „Bezimiennym dziele” („Twórczość” 2006, nr 12)

Popis aktorstwa dali też wykonawcy Teatru Narodowego w kolejnej reżyserii Englerta, który przygotował polską prapremierę „Władzy” współczesnego brytyjskiego dramatopisarza Nicka Deara (2005). Ostatnio Englert powrócił do klasyki. W Teatrze Telewizji zrealizował uniwersalny dramat polityczny - „Juliusza Cezara” Szekspira (2005) w ciekawej, współczesnej oprawie, ze znakomitymi rolami (sam wcielił się w rolę tytułową). Natomiast w Teatrze Narodowym przygotował „Śluby panieńskie” Aleksandra Fredry z własną rolą Radosta (2007) i „Iwanowa” Antoniego Czechowa (2008) z powracającym na scenę Andrzejem Łapickim w roli hrabiego Szabelskiego.

W 2009 roku jako Jakub Roux wystąpił w spektaklu „Marat/Sade” w reżyserii Mai Kleczewskiej oraz zagrał Eugeniusza w spektaklu „Tango” Jerzego Jarockiego, o którym Joanna Derkaczew pisała w Gazecie Wyborczej:
Dyrektor Teatru Narodowego jako sojusznik neotradycjonalisty Arturka powtarzający z dumą „taki jestem niedzisiejszy” świetnie wykorzystuje okazję, by trochę poironizować na swój temat. Jego tango z Edkiem (Grzegorz Małecki), który w finale przejmuje rządy w domu, wypada sztywno. Czuć, że jest w nim szansa na opór wobec głupoty i siły.
Englert drzwi Teatru Narodowego otworzył także dla młodego pokolenia twórców: Michała Zadary, Grzegorza Jarzyny czy rosyjskiego, kontrowersyjnego twórcy Konstantina Bogomołowa, bo jak przyznaje w rozmowie z Dorotą Wyżyńską:
Proponuję najciekawsze materiały z różnych gatunków. Trzeba tylko pilnować, żeby to nie była udawana wełna, ale towar szlachetny. Jako gambler lubię ryzyko. Prowadzenie teatru to polityka. A po tych kilku latach wiem, co to znaczy określenie „palpitacje serca”.
Katyń (2007)
To właśnie na narodowej scenie Jarzyna na zaproszenie Englerta sięgnął po wampiryczną legendę „Nosferatu” z Janem Englertem w obsadzie. Wcześniej artyści spotkali się podczas pracy nad wybitnym spektaklem „T.E.O.R.E.M.A.T” wyreżyserowanym na deskach TR Warszawa. Jarzyna w „Dzienniku Teatralnym” wspomina:
Odtwórcy głównej roli w „T.E.O.R.E.M.A.-cie” szukałem bardzo długo, ale nie mogłem sobie wyobrazić innego aktora niż pan Janek. Między innymi dlatego, że ma dojrzałość i widzi to, czego ja nie widzę. Szukałem człowieka świadomego, który wychował dzieci, wie, co to znaczy kariera. Właściwie się nie znaliśmy. A jego rola w „Katyniu” bardzo mnie przekonała. Była prawdziwa. Ponieważ jest też aktorem filmowym, bardzo prawdziwie gra na scenie. W kontekście Pasoliniego miało to bardzo duże znaczenie. Chciałem pokazać, że sztuka aktorska jest czymś realistycznym, prawdziwym.
Englert odpowiada:
Kiedy zostałem dyrektorem Teatru Narodowego, napisałem do pana Jarzyny list z propozycją o współpracy. Przyznam się do czegoś. Moi studenci mogą to potwierdzić. Kiedy pojawił się na firmamencie reżyser Grzegorz Jarzyna, powiedziałem publicznie, w szkole, że mam wobec niego takie uczucie, jak Salieri wobec Mozarta.

W Teatrze Telewizji wyreżyserował też „Udrękę życia” Hanocha Levina oraz jednoaktówkę Aleksandra Fredry „Nikt mnie nie zna”, tłumacząc, że „prawdziwa klasyka nie traci na wartości tylko dlatego, że zmieniły się kostiumy, obyczaje, technika, bo człowiek pozostaje w gruncie rzeczy taki sam, tylko poddawany jest innym presjom. Trzeba jednak klasykę wystawiać tak, by była zrozumiała dla współczesnego widza.” W 2014 roku zrealizował opowiadającą o skomplikowanym, miłosnym wielokącie „Przygodę” Sandora Maraia z Beatą Ścibakówną, Piotrem Adamczykiem i Edytą Olszówką, zaś w 2016 powrócił do Fredry, reżyserując „Męża i żonę”, za co otrzymał nagrodę na Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry”. Wcześniej był już i laureatem nagrody honorowej tego festiwalu - otrzymał ją w 2014 r. za przeniesienie na ekran słynnej „Miłości na Krymie” Jerzego Jarockiego.

Ostatnim, jak dotąd, wyreżyserowanym przez Englerta w Narodowym spektaklem był - po raz kolejny w jego karierze - „Kordian” (2015), autorski (w opracowaniu tekstu reżyser dodał m.in. cytaty z Wyspiańskiego i fragmenty „Fausta”) i entuzjastycznie przyjęty przez krytykę.
Takie przedstawienie zdarza się raz na dziesięć lat albo i rzadziej. Przedstawienie, które podtrzymuje wiarę, że teatr nadal jest zdolny wadzić się z tym, co najważniejsze. Żywe, nawet drapieżne, teatralnie zachwycające i mądre. Sam scenariusz mógłby być tematem odrębnej, poważnej analizy. Janowi Englertowi udało się zawrzeć w dwugodzinnym widowisku wszystkie najistotniejsze tropy tragedii, otworzyć ją na dopływy zewnętrzne (wiele tu cytatów z innych utworów, także Wyspiańskiego), zakotwiczyć w dziejach scenicznych i silnie związać ze współczesnością.
Tomasz Miłkowski, „Przegląd”, nr.51/2015

Przystojny i lubiany aktor całe życie otoczony był pięknymi kobietami, przede wszystkim aktorkami (chociaż swego czasu było głośno o jego romansie z jedną ze sławnych piosenkarek). Był żonaty z aktorką Barbarą Sołtysik, z którą miał troje dzieci: syna oraz dwie córki. Po rozwodzie z panią Sołtysik Englert ożenił się ponownie, z młodszą o równe ćwierć wieku Beatą Ścibakówną, także aktorką. Z tego związku ma córkę Helenę (rocznik 2000), która wyrosła na kolejną kobietę w jego życiu, próbującą szczęścia w aktorstwie…


© Monika Mokrzycka-Pokora
grudzień 2008 / uaktualnienie: NMR oraz DoXa, lipiec 2016
źródło publikacji:
www.Culture.pl



Pozycje dostępne w naszym Repozytorium
IMDb (angielski)
Wikipedia (polski)
Filmografia (polski)



Kanał (1956)
(z Teresą Iżewską)

Miłość dwudziestolatków (1962)
(z Marianem Opanią i Barbarą Kwiatkowską)

Sól ziemi czarnej (1969)
(z lewej Tadeusz Madeja, z prawej Olgierd Łukaszewicz)

Kolumbowie (1970)

Epilog norymberski (1970)

Perła w koronie (1971)

Dama pikowa (1972)

Noce i dnie (1975)
(ze Stanisławą Celińską; w tle aktorka nierozpoznana)

Czerwone i białe (1975)

Polskie drogi (1976-1977)
(z Beatą Tyszkiewicz)

Ojciec królowej (1979)
(w tle Mariusz Dmochowski)

Mniejsze niebo (1980)

W Starym Dworku, czyli niepodległość trójkątów (1984)
(z Grażyną Szapołowską)

Dziewczęta z Nowolipek (1985)
(z Martą Klubowicz)

Weryfikacja (1986)
(w tle aktor nieerozpoznany)

Rzeka kłamstwa (1987)
(po lewej: Joanna Trzepiecińska i Tadeusz Włudarski;
z prawej: Wisława Mazurkiewicz)

Dziewczynka z hotelu Excelsior (1988)

SuperWizja (1990)

Białe małżeństwo (1992)

Ciemna strona Wenus (1997)
(z Agnieszką Wagner)

Złoto dezertwrów (1998)
(z Bogusławem Lindą)

Kilerów dwóch (1999)
(z Małgorzatą Kożuchowską)




Ilustracje:
wszystkie oprócz fotografii ostatniej © różni autorzy / Fototeka Narodowa ☞ www.fototeka.fn.org.pl
fot. ostatnia - autor nieznany / prawa autorskie niewiadome


ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.

UAKTUALNIENIE: 2018-05-10-22:03 / A.P. (linki do ilustracji; wszystkie błędne linki usunięte)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2