Nieuzasadnione analogie czyli św. Jan i Barabasz
W czasie niedzielnego czytania wszyscy mogliśmy jeszcze raz posłuchać historii o św. Janie oraz o tym jak nauczał nad rzeką Jordan. Przychodzili do niego celnicy i żołnierze, a on mówił jednym by nie pobierali od ludzi opłat większych niż im naznaczono a tym drugim, by nie wymuszali na ludności Palestyny haraczy, a ograniczali się jedynie do konsumpcji żołdu, który otrzymywali. Nasz ksiądz wikariusz, który wokół tego czytania osnuł homilię, powiedział, że św. Jan był radykałem. Widzimy jasno, że wcale nie. On nie był żadnym radykałem, albowiem radykałowie to ideowi bracia strażników tronu, a ich obecność w przestrzeni publicznej służy tylko temu, by efektywniej zarządzać stadem.
Wszelkie zaś normy jakie system przeznacza na zarządzanego przez siebie ludu są opcjonalnie przeznaczone do złamania przez strażników systemu. Celnicy mogą oszukiwać, a żołnierze rabować, bo dzięki temu osiąga się łatwiej cel główny – umocnienie władzy. Nie wiem czy jasno się wyrażam. Chodzi o to, że radykalizm jest wpisany w formułę sprawowania władzy, nawet bardzo opresyjną. Jeśli zaś tak jest to największym wrogiem systemu będzie ten, który otwiera nowe przestrzenie dla komunikacji, emocji, myśli i aktywności. Tak jak św. Jan nad Jordanem. On nie będzie radykałem w potocznym rozumieniu tego słowa, ale dla systemu będzie najgroźniejszy. Tak groźny, że system nie mógł znaleźć formuły, która pozwalałby w zgodzie z zasadami, a także w zgodzie ich brakiem – także przez system promowanym – ściąć mu głowę. Potrzeba było do tego nowej i zaskakującej formuły, potrzeba było osoby, która nie mogąc z istoty samej wziąć odpowiedzialności za jakąkolwiek decyzję, jednak mogła tę odpowiedzialność podnieść i przez to św. Jan musiał zginąć. I to była Salome, córka Herodiady. Tak należy rozumieć historię św. Jana. Mam nadzieję, że to jest jasne. I teraz popatrzmy jak na tle tej poruszającej i głębokiej formuły wygląda postać Barabasza. Nie powiem jak, żeby się nie wyrażać. Jak na tym tle wyglądają nasi współcześni radykałowie, których zadaniem jest w istocie stworzenie takiego języka komunikacji, by systemowi łatwiej było zarządzać stadem. Czy św. Jan domagał się, żeby ludzie wychodzili na ulicę? Nie, on chciał, żeby robili tylko to co jest w przepisach, ale taka opcja jest dla władzy najgroźniejsza. I myślę, że nie ma tu znaczenia czy jest to władza okupacyjna czy władza uważana za rodzimą. Wszyscy dobrze pamiętamy, że komunistyczni agenci szkoleni byli na nielegałów, a każdy cinkciarz w PRL był agentem SB. To są sprawy stare jak świat. I człowiek taki jak św. Jan nie mógł nie zdawać sobie sprawy z tego jaka jest natura rzymskiej władzy i władzy namiestniczej w Palestynie. On doskonale wiedział, jaki owa władza ma charakter i wiedział też co zrobić, żeby dać ludziom jej podlegającym rzecz najcenniejszą – wolność.
Tak się złożyło, że w naszym świecie naśladowców św. Jana nie ma wcale, natomiast naśladowców Barabasza jest nieprzebrane mnóstwo. Całe szczęście są oni łatwo rozpoznawalni i wyróżniają się w tłumie, już to cudacznym strojem, już to podniesionym głosem i formułami, które mają chwilową moc uwodzicielską. Póki co nikt, ani władza namiestnicza, ani władza rzymska nie chcę konfrontacji ulicznej, ale opcja taka jest stale w gotowości. Ja oczywiście wierzę w to, że PiS nie jest władzą namiestniczą i konflikt pomiędzy rządem a UE jest konfliktem autentycznym, bo tylko to nas ratuje. Konfrontacja zaś dziś oznacza trzy rzeczy – koszty, koszty i jeszcze raz koszty. Nie da się zorganizować zamieszek bezkosztowo, a mam wrażenie, że te, które trwają we Francji pochłaniają cały budżet przeznaczony na działania radykalne. I póki co nowego nie będzie. Nasi więc naśladowcy Barabasza, mogą póki co bezpiecznie szczekać. Kiedy przyjedzie pora zdejmie się ich z pierwszej linii i wpuści na nią prawdziwe brytany.
Temat nieuzasadnionych analogii jest niezwykle ciekawy, pociągnijmy więc go dalej. Nie pamiętam tytułu książki, którą czytałem parę lat temu, książki poświęconej polityce wewnętrznej cara Mikołaja I, zwanego Pałkinem. Pisano tam o straszliwych stosunkach panujących na wsi rosyjskiej w pierwszej połowie XIX wieku. Konkretnie zaś o tym, jak to szlachta wysyłała hajduków na wieś, żeby połapali wałęsające się wśród zabudowań dzieci, które następnie sprzedawano gdzieś do odległych guberni, do zaprzyjaźnionych dworów i pałaców, bo tam akurat nie było przyrostu naturalnego albo śmiertelność była za duża. Oburzenie autorki książki na ten proceder nie miało granic. Sądzę, że każdy kto to czytał musiał być wstrząśnięty. O ile słabiej współczesnym Europejczykiem wstrząsa wiadomość, że jugendamty w Niemczech czy Norwegii tylko czekają na to, by odebrać rodzinie dziecko, jeśli matka kilka razy odbierze go za późno z przedszkola. Gdzie trafiają takie dzieci? Do rodzin zastępczych w odległych guberniach. Kim są rodzice zastępczy? Bóg jeden raczy wiedzieć. Nie wiadomo czy są normalni, czy mają dobrze w głowie, wiadomo tylko, że nie mają dzieci i państwo uznaje ich za lepiej rokujących niż rodzice biologiczni. Państwo jednak, ma wpisane w swoją misję działania radykalne, które ułatwiają temu państwu zarządzanie tłumem, a więc bezprawie jest legalnie uzasadnione i nie ma odeń odwołania. Można się oczywiście oburzać, ale nic to nie da. Pułapka zastawiona na rodziców jest jeszcze groźniejsza niż polityczna pułapka obsługiwana przez radykałów, bo jeśli idzie o emocje związane z dobrem dzieci, nikt się nie powstrzyma. No i właśnie o to chodzi, by nikt się nie powstrzymał, a państwo miało możliwość zademonstrowania swojej siły, skuteczności oraz czystych intencji. Te zaś czyste nie są i my to wiemy, bo państwo nie jest organizacją mającą charakter pierwotny, zaraz wyjaśnię, co przez to rozumiem, tą bowiem jest rynek. Rynek jest starszy niż państwo, a ono jest właśnie po to, by ten rynek chronić. Kto więc konkretnie chroni rynek handlu dziećmi w rozwiniętych państwach zachodu? Ja tego nie wiem, wiem, że tyle, że są to urzędnicy państwowi najbardziej rozwiniętych demokracji, którzy przyzwyczajają nas do tego iż dzieci nie są naszą własnością. Nie są nawet własnością państwa. Są własnością graczy rynkowych, których póki co nie rozpoznajemy. Ich zaś bezpieczeństwo gwarantowane jest schematami zachowań radykalnych bazujących na najbardziej prymitywnych i trudnych do opanowania emocjach. Uważajmy na te schematy, bo one są do wykorzystania w każdej właściwie sytuacji. Nie tylko jeśli idzie o celników, żołnierzy i jugentamty.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
O degradacji akademii
Święta krowa nigdy nie uwierzy, że może trafić do rzeźni. Stado zaś świętych krów w drodze do tej szacownej instytucji natychmiast się hierarchizuje i te, które idą na końcu, przekonane są, że ich rzeźnia nie dotyczy, że na pewno ocaleją, ze względu na liczne dla rzeźnika zasługi. Tak się nie stanie jak wiemy, a prawda ta jak się zdaje zaczęła docierać do mózgów co bardziej rozgarniętych akademików. Ponoć prof. Kucharczyk coś mówił ostatnio na ten temat, a ja mogę dorzucić od siebie tylko, że cały polski świat naukowy został już zdegradowany do roli reasercherów pracujących za pół darmo dla zagranicznych ośrodków formatujących globalną propagandę. Tak wygląda schemat współpracy i można się długo oszukiwać, że jest inaczej, ale przymusu nie ma, tym bardziej, że wrota rzeźni już są widoczne na samym końcu gościńca. Oczywiście, w zhierarchizowanym stadzie nadzieja umiera przedostatnia, tuż przed wiarą w hierarchię akademicką, bo ta zdycha na końcu. Jeśli do tego dołożymy cwaniactwo, które wielu akademikom podpowie, że lepiej się nie wychylać i ciułać te nędzne punkty jeden do drugiego, to mamy w zasadzie cały obraz tej nędzy i rozpaczy. Jak to już pisałem kilka razy, na samej degradacji się nie skończy, albowiem podział świata jest tak skonstruowany, że jedni muszą ponosić kosza, a inni czerpią z tego zyski. Być może jedną z najważniejszych funkcji tak zwanego świata za żelazną kurtyną było tanie kształcenie wysokiej klasy specjalistów, którzy po jakiejś obróbce na zachodzie mogli dźwigać ciężar innowacyjności tamtejszych gospodarek. Po co wydawać forsę na kształcenie kadr, skoro można je pozyskać za darmo prawie i będą to najbardziej oddane kadry? Jeśli będziemy w ten sposób wnioskować dalej okaże się, że tylko żelazna kurtyna gwarantowała jaki taki poziom w akademii. Po jej likwidacji zarówno akademia, jak i jej hierarchie stały się niepotrzebne. To się nie okazało od razu, ale w perspektywie kilku dekad, z których najważniejsza będzie ta właśnie nadchodząca. Skoro nie potrzeba już wolnemu światu tanich specjalistów z Polski, to należy cały system kształcenia zlikwidować, a wszystko co jest w nim wartościowe sprzedać, albo zniszczyć. Ci zaś, którzy wyrażą gotowość dalszej pracy w charakterze naukowców, zostaną zdegradowani do roli reasercherów i będą jeszcze musieli dopłacać do tego co sami uważają za karierę czyli do tych absurdalnych punktów gromadzonych za publikacje. Chcesz publikować w punktowanym periodyku? Musisz zapłacić. Koniec.
Dla mnie osobiście jest to dobra wiadomość, bo ja właśnie zbieram gratulacje za zorganizowanie pierwszej konferencji LUL i szykuję się do organizowania drugiej. Rzecz jasna nie mogę być konkurencyjny wobec systemu, który firmuje minister Gowin, ale z wielką przyjemnością popatrzę na bezradność ludzi, którzy nie rezygnując z własnej pychy będą musieli w tym systemie działać i jeszcze udawać, że wszystko jest w porządku. To będzie naprawdę ciekawy widok. Jeszcze ciekawsze jest to, że pozycjonując w ten sposób rodzimą naukę, ze szczególnym wskazaniem na humanistykę, państwo nasze pozbawia się narzędzie propagandowych, wręcz wydzierżawia całą państwową propagandę, tak wewnętrzną, jak i zewnętrzną ośrodkom obcym, póki co nierozpoznanym. Pomiędzy degradacją akademii, a degradacją państwa można więc postawić znak równości. Kim w takim razie, wobec takiego ujęcia spraw, jest minister Gowin? Sami sobie odpowiedzcie na pytanie. Ja mogę tylko rzec, że dla mnie jest on nikim i zniknie równie nagle jak się pojawił. Wierzę bowiem, choć coraz słabiej w to, że rząd lub niektórzy ludzie z akademii opamiętają się wreszcie i system, o którym tu piszemy zostanie zatrzymany. Mnie to ani ziębi, ani grzeje, albowiem konferencje i tak się będą odbywały, a ta pierwsza, jeśli idzie o zakresy propagandowe i promocyjne, jest samym, kryształowo czystym zyskiem. Ja, jako wydawca, autor, organizator i promotor określonych treści, mogą się tylko przyglądać poczynaniom ministra i reakcjom akademików z życzliwym, mniej lub bardziej, zainteresowaniem. Przynajmniej przez kolejne 10 lat nikt nie wprowadzi cenzury, a nawet jeśli do tego dojdzie to nie obejmie ona treści dla cenzora niezrozumiałych, a tylko takimi się tutaj zajmujemy. Sprawa bowiem wygląda w ten sposób, że wielki, globalny porządkowy, który formatuje przekazy w skali świata całego, nie bierze pod uwagę uwarunkowań lokalnych i nie rozumie, że one mogą, w sprzyjających okolicznościach, przy dużym uporze i zawziętości, zyskać znaczenie powszechne. I tak się stanie, albowiem treści formatowane płasko i prosto muszą przegrać z treściami głębokimi, konstruowanymi według nieznanych szerzej schematów.
Przepraszam, że piszę dziś tak zawile, ale coś mnie naszło i nie mogę przestać. Jestem po prostu pewien sukcesu i nic nie może mnie z tej pewności wybić, jest ona – ta pewność – silniejsza niż zmęczenie. Dziś idę negocjować z kolejnym prelegentem, który mam nadzieję zaszczyci kolejną naszą konferencję, która odbędzie się w Baranowie Sandomierskim już 9 marca 2019 roku.
Przypominam, że na pewno uhonoruje ją profesor Łukasz Święcicki, kolejnym na pewno umówionym prelegentem będzie dr Łukasz Modelski, mój dawny kolega ze studiów, który prócz tego, że jest historykiem sztuki, jest również dziennikarzem radiowym i krytykiem kulinarnym. W II programie Polskiego Radia prowadzi cykliczną audycję „Droga przez mąkę” oraz inną – „Kryzys wieku średniego” (mam nadzieję, że niczego nie pomieszałem). Mogę już nawet zdradzić o czym będzie opowiadał Łukasz, ale nie zdradzę do końca. Otóż będzie mówił o karpiach. Kontekst zaś niech pozostanie na razie moją tajemnicą. Nazwiska pozostałych prelegentów oraz tematy wykładów będę ujawniał w miarę upływu czasu.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz