Oczywiście rozwój przestępczości zorganizowanej, korupcji, nepotyzmu skłania wiele państw do wprowadzania prowokacji kontrolowanej do arsenału narzędzi walki z bardzo trudnymi do wykrycia i udowodnienia patologiami. I ja jestem w stanie to zrozumieć. W Kanadzie na przykład prowokacja kontrolowana przez służby państwowe jest testem nazywanym random virtue testing (losowe testowanie cnoty). Daje ona „szansę” wytypowanej jednostce na popełnienie przestępstwa.
U nas taką „szansę” dostała od CBA Beata Sawicka z PO i jak wszyscy widzieliśmy, skrzętnie z niej skorzystała, udowadniając brak tej cnoty i jednocześnie unikając odpowiedzialności karnej, co dla polskiego społeczeństwa nie było najlepszą edukacją z praworządności.
W Polsce niepokój mój budzą tak zwane prowokacje dziennikarskie, które często nie mają nic wspólnego ze wzniosłymi deklaracjami prowokatorów mówiących o chęci naprawy obyczajów, napiętnowaniu patologii i innych patetycznych duperelach. Tak naprawdę słynna prowokacja w wydaniu duetu z TVN Sekielski–Morozowski, która przeszła do historii jako „taśmy Renaty Beger”, była narzędziem brudnej walki politycznej. Dziennikarze powinni zostać ukarani za to, że weszli w porozumienie z politykami jednej partii politycznej (Samoobrony) i zorganizowali wraz z nimi prowokację wymierzoną w znienawidzoną inną partię polityczną, czyli PiS. Czy dziennikarze powinni wchodzić w konszachty z politykami tylko po to, by dokopać innym politykom, których zwalczają? Ponadto w wyniku tej prowokacji ukazano nam na chwilę tylko tak zwaną kuchnię polityczną, która choć niesmaczna, od tamtej pory ani trochę się nie zmieniła. Tymczasem zamiast kary i napiętnowania Sekielski i Morozowski za tę polityczną ustawkę otrzymali w 2006 r. prestiżową nagrodę dziennikarzy roku, Grand Press.
I teraz przechodzę do równie słynnej prowokacji Pawła Mitera z sędzią Milewskim z Gdańska. Otóż dotyczyła ona przedstawiciela środowiska, które z zasady powinno być całkowicie apolityczne. To nie była typowa prowokacja polityczna, ale skuteczna próba ukazania społeczeństwu prawdziwej twarzy „nadzwyczajnej kasty ludzi”, którzy dla kariery gotowi są na polecenie przedstawicieli władzy sprzeniewierzyć się swojej misji. W dużej mierze dzięki tej prowokacji polskie społeczeństwo masowo poparło reformę sądownictwa. Trudno dzisiaj wskazać polityka obecnego obozu rządzącego, który by mówiąc o konieczności reformy sądownictwa, nie powoływał się na nagranie dokonane przez Pawła Mitera. Kolokwialnie mówiąc, wszyscy, nie wyłączając Jarosława Kaczyńskiego, premiera Mateusza Morawieckiego, ministra Zbigniewa Ziobry oraz samego prezydenta Andrzeja Dudy, wieźli się na nagraniu Pawła Mitera, piętnując patologie istniejące w polskich sądach.
Czy Paweł Miter otrzymał za to jakąś nagrodę lub choćby tylko wyróżnienie? Czy ci, którzy namiętnie wykorzystywali propagandowo owoc jego pracy, złożyli mu podziękowania? Nic z tych rzeczy. Paweł Miter wśród wstydliwej medialnej ciszy panującej wśród większości prawicowych polityków oraz „partyzantów wolnego słowa” od Sakiewicza i „dziennikarzy niepokornych” od braci Karnowskich został za tę ze wszech miar pożyteczną prowokację skazany na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
A co z sędzią Milewskim? Jego kara to dwie pompki i trzy przysiady, bo tylko tak można nazwać dyscyplinarne delikatne pogrożenie mu palcem. Powiem wprost i bez owijania w bawełnę. Wszyscy i na wszelkie możliwe sposoby przeżuwając prowokację Pawła Mitera, wyssali z niej ostatnie polityczne soki, a jego samego na końcu wypluli, bo przecież publikuje w niesterowalnej i niezakolegowanej z żadną partią polityczną „Warszawskiej Gazecie”. Zrobili to „prawi ludzie” z prawicy.
© Mirosław Kokoszkiewicz
29 listopada 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl
29 listopada 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracje:
fot.1 © brak informacji / Archiwum ITP²
fot.2 © brak informacji / www.antyramki.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz