Wypowiedzi takiego typu nie powstydziłby się niejeden lewicowiec, a jednak zarzut padł z ust uczestniczki Marszu. Przedstawiona opinia jest niewątpliwie pokłosiem słów prezydenta Andrzeja Dudy, który już kilka miesięcy temu apelował, aby 11 listopada na ulicach Warszawy pojawiły się jedynie biało- czerwone flagi. Czyżby część Polaków zapomniała, że organizatorami Marszu Niepodległości są narodowcy, a organizatorowi – co do zasady przysługuje prawo ustalania zasad wydarzenia?
Tegoroczny Marsz Niepodległości wzbudził niemałe emocje. Na kilka dni przed imprezą w internecie zawrzało od różnej maści komentarzy. Zaczęło się od próby delegalizacji Marszu przez Hannę Gronkiewicz- Waltz. Prezydent Warszawy zdecydowała się na ten krok pomimo faktu, iż zapewne świetnie zdawała sobie sprawę, iż decyzja niemalże na sto procent zostanie podważona przez sąd, a Marsz w innej formie mógłby odbyć się pomimo delegalizacji (chociażby w formie zgromadzenia spontanicznego). Nie chodziło więc tu o odwołanie imprezy, ale o kreowanie własnego wizerunku, o pokazanie Polsce, że w Warszawie nie ma zgody na pochód rzekomych faszystów i bojówkarzy. Szybko okazało się jednak, iż wrogiem Marszu Niepodległości nie jest wcale lewicowa Gronkiewicz- Waltz, a rzekomo patriotyczna (lewica powiedziałaby nawet, że skrajnie nacjonalistyczna) partia rządząca, która w tym samym miejscu i o tej samej porze postanowiła zorganizować swój własny pochód. PiS miałby być więc rzekomym obrońcą i wyzwolicielem Marszu Niepodległości. W odpowiedzi na takiego typu roszczenia przedstawiciele środowisk narodowych postanowili podjąć dialog ze stroną rządową. Jak wszyscy wiemy, rozmowy zakończyły się sukcesem, ostatecznie w Warszawie odbyły się dwa zgromadzenia – marsz rządowy „Dla Ciebie Polsko” oraz Marsz Niepodległości, który zachował swój oddolny, społeczny charakter.
Internauci dość szybko podzielili się na dwie grupy. Część osób niemalże wiwatowała na cześć porozumienia i rzekomej jedności narodowej (piszę rzekomej, ponieważ wszyscy wiemy, że jedności tej w rzeczywistości nie ma). Inni natomiast oskarżali organizatorów o zdradę. Zdradą miałby być sam fakt podjęcia jakichkolwiek rozmów z systemem. W mojej opinii jedna i druga postawa nie jest postawą właściwą. Jedność jest czymś bardzo ważnym, ale nie można osiągać jedności za wszelką cenę. Żaden prawdziwy narodowiec nie wyobraża sobie chyba Marszu Niepodległości, na którym obok zielonych sztandarów i biało- czerwonych flag powiewają flagi PiS-u, flagi Platformy Obywatelskiej, a gdzieniegdzie może i również flagi tęczowe. Sytuacja ta byłaby zhańbieniem idei Marszu i zhańbieniem Święta Niepodległości. Co do porozumienia się ze stroną rządową, to w mojej opinii nie jest ono czymś, nad czym należy się zachwycać, jest ono jedynie smutną koniecznością. Dlatego jestem w stanie zrozumieć osoby, który mają wątpliwości czy pójście na swego rodzaju kompromis ze stroną rządową, aby na pewno był dobrym pomysłem. Tym bardziej jestem w stanie zrozumieć osoby, którym nie podobał się fakt, iż Marsz Niepodległości rozpoczęło przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy. Prawdą jest, iż był on rokrocznie zapraszany na Marsz (aczkolwiek nikt poważny nie spodziewał się jego przybycia). Większość widziała chyba w tym jednak jedynie symboliczny gest w kierunku Głowy Państwa, któremu mimo wszystko należy się szacunek. W zaistniałej sytuacji jednak obecność prezydenta budziła pewien niesmak. W końcu niewiele brakowało, a zawłaszczyłby on sobie inicjatywę, która w żaden sposób do niego nie należy. Z drugiej strony jednak wypominanie organizatorom Marszu, iż zdecydowali się na podjęcie rozmów ze stroną rządową wydaje się być niepoważne. Co wydarzyłoby się, gdyby rozmów nie podjęto? Tego nie wie oczywiście nikt, ale istnieją pewne przesłanki, które pozwalają nam wyobrazić sobie taki przebieg wydarzeń. Chaos? Dwa marsze w tym samym miejscu i o tej samej porze? Przepychanki z siłami rządowymi, z policją?
Walka uliczna i uzasadnione łamanie prawa mają, co prawda swój sens i uzasadnienie moralne, ale w mojej opinii nie może być to walka dla samej walki, musi istnieć realna szansa osiągnięcia stawianego sobie celu. Rozwiązania siłowe, co do zasady poprzedzać powinna próba rozwiązania konfliktu w sposób pokojowy. Z rozmów ze stroną rządową narodowcy nie wrócili na tarczy, ale z tarczą. Rząd zaakceptował w końcu ich postulaty: Marsz Niepodległości ma charakter społeczny, oddolny, a przede wszystkim zachowuje swoją autonomię, jest oddzielnym zgromadzeniem. Przez ulice Warszawy dla Polski przejdzie więc jeden marsz, ale Polacy nie kryją, że nie ma wśród nich jedności, chcą podzielić się na dwie grupy.
Wiele kwestii to jedna, wielka niewiadoma. Nie wiadomo dlaczego Hanna Gronkiewicz- Waltz próbowała zdelegalizować Marsz. Czy Platforma Obywatelska bardziej niż PiS-u nienawidzi narodowców i jej przedstawicielka podjęła takie, a nie inne kroki, aby partia rządząca mogła kreować się na wyzwolicielkę Marszu? Jest to jedynie jedna z teorii. Dlaczego PiS zdecydował się na układ de facto dla siebie niekorzystny? W końcu to narodowcy zachowali twarz, to oni pozostali jedynymi gospodarzami planowanej imprezy. To pytanie jest nieco łatwiejsze. PiS dysponuje tubą propagandową, która w pewnym sensie pozwoliła im marsz zawłaszczyć. Wiele rzeczy jest niejasna, ale jedno jest pewne: narodowcy rozmawiali z rządem dla dobra Polski. Chcieli świętować 11 listopada w sposób godny, przepychanki z ochroną czy policją uznali za coś niestosownego. W końcu w tym dniu oczy całego świata zwrócone miały być na Polskę, nawet piramidy w Gizie podświetlono na biało- czerwono. Dlaczego natomiast strona rządowa przyjęła propozycję rozmowy? Czy również dla dobra Polski? Czy Prawo i Sprawiedliwość kocha Polskę, czy kocha Polaków? Tu odpowiedź jest bardzo niejednoznaczna. Ktoś być może zapytałby: co mam rozumieć pod pojęciem „PIS”? Jarosława Kaczyńskiego czy szeregowego członka partii, który z większym lub mniejszym skutkiem starał się uzyskać mandat w niedawnych wyborach samorządowych, który często bierze udział w lokalnych uroczystościach patriotycznych, który nie przepada za Unią Europejską i przede wszystkim, który jest szczerze wierzącym katolikiem i na ogół pod względem moralnym niewiele można mu zarzucić? Cóż, osoba o takiego typu zapatrywaniach niewątpliwie powinna zadać sobie pytanie, czy aby na pewno znalazła się we właściwym miejscu…
Pozwolę sobie pominąć oczywisty fakt, iż jako działaczka Obozu Narodowo- Radykalnego nie zgadzam się z większością elementów polityki PiS-u. Nie zgadzam się na masowe sprowadzanie Ukraińców do Polski, nie zgadzam się na wasalizację Polski względem USA czy Izraelem. O wiele bardziej pożałowania godny jest jednak fakt, iż partia rządząca buduje swój wizerunek na zwyczajnym kłamstwie. Chodzi tu przede wszystkim o bezczelne przywłaszczanie sobie liczby uczestników Marszu Niepodległości. Według retoryki PiS-u to marsz „Dla Ciebie Polsko” zgromadził 250 tys. uczestników. Nie ulega niestety wątpliwości, iż współczesny świat w dużej mierze budowany jest na kłamstwie: okłamują nas reklamy w telewizji, okłamują nas politycy wmawiając nam, że działają w interesie obywateli (w rzeczywistości nie liczą się interesy ludzi, liczą interesy „wielkich tego świata”, czyli banków czy międzynarodowych korporacji, nawet pochwały godny, choć nie wolny od niedoskonałości program „500+” dany został Polakom głównie po to, aby móc utrzymać się przy władzy, o żadnej wrażliwości społecznej nie ma tu mowy). Jak widać kłamie nawet partia, która uchodzić chce za katolicką i patriotyczną.
Kim jednak byli zgromadzeni na Marszu Niepodległości ludzie? Czy byli narodowcami? Jeśli przez pojęcie „narodowiec” rozumieć będziemy osobę, która dbać chce o interesy swoich rodaków, to być może. Dla nas jednak działaczy Obozu Narodowo- Radykalnego, bycie narodowcem, bycie narodowym radykałem to coś znacznie więcej. Śmiało powiedzieć można, że jest to po prostu chęć wcielenia w życie naszej deklaracji ideowej, czyli między innymi walka o chrześcijański charakter prawodawstwa, o sprawiedliwość społeczną, o reformę szkolnictwa w duchu narodowo- katolickim etc. Jednym słowem, jest to walka o Prawdę. Walkę tę zaczynamy jednak, a przynajmniej powinniśmy zaczynać od walki z naszymi słabościami, od codziennej modlitwy, od lektury duchowej, a także od lektury pism naszych przedwojennych Kolegów.
Wracając jednak do Marszu Niepodległości, to powstał on co prawda z inicjatywy narodowców, ale od zawsze adresowany był do wszystkich Polaków. Wszyscy pamiętamy dobrze, że za rządów Platformy Obywatelskiej iść w Marszu Niepodległości, znaczyło iść w obronie normalności, iść w obronie rodziny, przeciwko zboczeńcom, przeciwko demoliberalnej zgniliźnie. Po dzisiaj na Marszu powiewają flagi różnych partii politycznych i różnych organizacji: są flagi Kukizowców, flagi Endecji, flagi Falangi, flagi zwolenników Grzegorza Brauna i wiele innych. Przede wszystkim są tam jednak Polacy, którzy nie utożsamiają się z żadną partią, ale którym bliskie jest hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Prawda, Marsz Niepodległości zawsze był imprezą otwartą, ale jednak scena pod Stadionem Narodowym należy do narodowców. Bo fakt, iż na Marsz mogą przyjść wszyscy, nie oznacza, iż poglądy wszystkich jego uczestników są słuszne. Zróbmy więc wszystko, aby największa patriotyczna impreza w Polsce mogła być dla ludzi wstępem do dalszej formacji w duchu narodowym. Wierzymy przecież głęboko, że to, co głosimy jest Prawdą. Niech naszym życiowym mottem będą słowa Bolesława Piaseckiego: „My chcemy przede wszystkim Polaków umundurować duchowo. Jesteśmy nietolerancyjni, ponieważ odradzający się w nas katolicyzm dał nam wiarę, że prawda może być tylko jedna”.
Ilustracja © Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz