Rose przyjmowała w pokorze wszystko co ją spotykało.
O ósmej rano rozpoczęła się „krytyczna konferencja”. Przewodniczący klasowy wysokim głosem wykrzyczał: „Oto kontrrewolucjonistka Hu Meiyu, która ukrywała się wśród nas. Niech się stąd wynosi!” W towarzystwie dwóch kolegów klasowych ciągnących mnie i kopiących zostałam brutalnie wypchnięta do przodu. Wielokrotnie spychali moją głowę w dół , ale ja próbowałam za każdym razem ją podnosić. Koledzy zachowywali się jak oszalali . Nie wiedziałam czy obawiali się , że mogę przynieść wstyd naszej klasie czy działali z nienawiści do publicznego wroga. Wszyscy podnosili ręce i starali się aby ich dostrzeżono. Nie mogłam dokładnie zrozumieć co mówili, mogłam słyszeć jednak moich najlepszych przyjaciół mówiących drżącym głosem: „Hu Meiyu, nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego”.
Przewodniczącą klasową była moja koleżanka z niezamożnej rodziny niezwykle poważnie traktująca swoją rolę ludowego trybuna. Pamiętam jak usiłowała zmusić mnie do złożenia samokrytyki za to że zamiast słuchać lekcji o Miczurinie czytałam coś pod ławką. Nienawidziłam jej szczerze i jej na złość zaczęłam przynosić do szkoły z domu kryminały po angielsku oczywiście udając tylko, że znam ten język i je czytam (chyba mi to zostało). Ten idiotyzm przerwał mój ojciec stanowczo zabraniając mi się wygłupiać. Posiadanie kryminału w obcym języku mogło stać się podstawą oskarżenia rodziców o szpiegostwo, albo popieranie imperialistów, a z tym naprawdę nie było żartów.
Była to trzecia albo czwarta klasa szkoły podstawowej czyli byliśmy wszyscy małymi dziećmi. Z koleżanką miałam potem kontakt w dorosłym życiu i gdy nieśmiało próbowałam wrócić do moich traumatycznych wspomnień okazało się, że niewiele pamięta, a właściwie lekceważy to co wyczyniała. Powiedziała, że gdyby ktoś inny zamiast niej sprawował rolę domorosłego sędziego, byłoby o wiele gorzej.
To typowe, wręcz klasyczne wyjaśnienie stosowane przez wszystkich kapo w niemieckich obozach, partyjnych sekretarzy prześladujących swoich kolegów w fabrykach, literatów wydających – jak mówił popularny żart- dwóch kolegów przed wydaniem pierwszej książki.
Moja koleżanka była wtedy naprawdę dzieckiem i byłabym śmieszna chowając do niej urazę. Czym możemy jednak usprawiedliwić Wałęsę? Chyba tylko tym, że poziomem umysłowym nie różnił się i nie różni od małego dziecka.
A jak tłumaczyć Mazowieckiego, który donosząc na Biskupa Kaczmarka nie był przecież ani dzieckiem ani (miejmy taką nadzieję) idiotą?
Podobnie jak koledzy Rose Hu, w imię kariery gorliwie kamieniujący ją słowami, Wałęsa sprzedawał się za parę złotych, literaci sprzedawali się za przywileje, za mieszkania z puli Cyrankiewicza, za wysokie nakłady książek, których tytułów dziś już nikt nie chce pamiętać. Natomiast za co sprzedawał się Mazowiecki naprawdę nie wiem. Jak twierdzi pewien mój kolega, Mazowiecki nie chciał po prostu zostać mierzwą historii.
Wielkiej odwagi trzeba żeby nie podpisać lojalki mając przyłożony do głowy pistolet. Dlatego podziwiam bohaterów, którzy lojalki nie podpisali, ale nie jestem w stanie potępić tych którzy ją podpisali.
Żeby pogodzić się z rolą mierzwy historii nie trzeba odwagi - trzeba tylko chrześcijańskiej pokory. Znam wiele takich sytuacji.
Oto naukowiec otrzymuje zagraniczne stypendium. Przed wyjazdem instytutowy ubek wręcza mu kalendarzyk, w którym naukowiec ma zapisywać wszystkie prywatne spotkania i relacjonować odbyte rozmowy. Naukowiec wyrzuca kalendarzyk przez okno pociągu. Oczywiście na kolejne stypendium nie jedzie.
Mój brat otrzymuje filmową nagrodę w Wenecji. Nagrodę jedzie odebrać kto inny.
Kolega chce wydać powieść. W wydawnictwie „Czytelnik” zostaje potraktowany jak śmieć przez pewną damę ze stajni Borejszy znaną z kolekcjonowania cennych prezentów, najchętniej antycznych mebli. „Jak pan śmie zawracać mi głowę”- wrzeszczy dama nie pozwalając mu się odezwać. Nawiązuje z nim jednak kontakt pewien inny literat , który obiecuje mu pomoc w wydaniu książki w zamian za donoszenie na kolegów ze studiów. Kolega śmieje mu się w nos. Czy to wymagało odwagi? Nie, tylko pokory. Pogodzenia się ze świadomością, że się nigdy nie wyda żadnej książki niezależnie od jej wartości.
I takiej lekcji udziela nam Rose Hu.

© Izabela Brodacka Falzmann
12 sierpnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
12 sierpnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracje:
fot.1,2 © SSPX Azja / www.sspxasia.com
fot.3 © Clovis Publishing
fot.4 © Angelus Press
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz