Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Bombardowanie Warszawy przez Sowietów 13 maja 1943 r.

        W latach 1941-1943 sowieckie lotnictwo przeprowadziło aż kilkanaście „nalotów strategicznych” na Warszawę. Sowieckie bomby, które oficjalnie miały trafiać w niemieckie obiekty wojskowe i węzły komunikacyjne, za każdym razem jednak niszczyły polskie domy i zabijały Polaków. Największy, a z pewnością najtragiczniejszy w swych skutkach ze wszystkich tych nalotów, Sowieci przeprowadzili w 1943 roku, bombardując nawet Powstańców żydowskich walczących w dogorywającym getcie warszawskim. Komunistyczna cenzura aż do końca PRL–u zabraniała o tym haniebnym fakcie wspominać, a w „demokratycznym” PRL-bis zwanym III RP nawet dzisiaj rzadko kto ośmiela się pisać cokolwiek mogącego godzić w stosunki z „bratnią” Rosją. Nie dziwne więc, że okrągła tym razem, 70. rocznica mordu polskiej ludności cywilnej przez lotnictwo Armii Czerwonej, podobnie jak wszystkie poprzednie, ponownie przejdzie bez najmniejszej wzmianki w polskojęzycznych mediach…

        Tuż przed północą z 12 na 13 maja 1943 r. nad spowitą nocnym mrokiem i obowiązkowym zaciemnieniem Warszawą rozgrzmiał potężny ryk silników amerykańskich bombowców B-25 „Mitchell”, jakie lotnictwo Armii Czerwonej otrzymało wcześniej z USA w ramach wojskowej pomocy „Lend-Lease”. Sowieccy lotnicy uwielbiali te samoloty, gdyż w porównaniu ze spartańskimi, wręcz prymitywnymi warunkami panującymi w samolotach ich rodzimej produkcji, amerykańskie bombowce posiadały nieznane im dotychczas „luksusy” w postaci nowoczesnych instrumentów pokładowych, czy choćby niezawodnych silników. Już sam fakt posiadania przez nich ogrzewania czy elektrycznych wyzwalaczy zrzutu bomb był niesłychany, jednak jednym z najbardziej ulubionych amerykańskich „wynalazków” były pokładowe podgrzewacze wody pitnej dla załogi. Zakochani w swych amerykańskich maszynach Sowieci grzali w nich czaj, który przed spożyciem mieszano w trakcie lotu pół na pół z nie wymagającym podgrzewania (aby nie zamarzł podczas lotu), tradycyjnym napitkiem wszystkich sowieckich lotników, czyli mocnym samogonem.

Warszawa, kwiecień 1943 r., widok na Dworzec Gdański z płonącym gettem żydowskim w tle

        Ryk nadlatujących sowieckich samolotów amerykańskiej produkcji był tak potężny, iż błyskawicznie obudził wszystkich mieszkańców Warszawy, od miesiąca przyzwyczajonych już do pojedynczych wybuchów i słyszanej od czasu do czasu strzelaniny, dochodzących z dogorywającego getta żydowskiego, w którym nadal trwały ostatnie walki garstki żydowskich bojowników z Niemcami. Było krótko przed północą z 12 na 13 maja 1943 r., gdy na niebie pojawiły się pierwsze race świetlne zrzucone z sowieckich samolotów i powoli spadając na spadochronach oświetliły ogromne połacie miasta, teoretycznie w celu dokładnego wyznaczenia celów ataku.
Sowiecki bombowiec B-25 Mitchell
Przez cały okres wojny Sowieci twierdzili, a ich propagandyści niesłusznie zwani historykami (włącznie z polskimi przydupasami komunizmu) także i dzisiaj twierdzą, że ich lotnictwo bombardowało jedynie obiekty wojskowe o znaczeniu strategicznym. Jednak bombardowanie Warszawy w nocy 13 maja 1943 r. jest bodajże najlepszym dowodem na kłamstwa ich prosowieckiej propagandy. Pomimo niezłego oświetlenia miasta flarami, kilkanaście uczestniczących w nalocie sowieckich bombowców rozpoczęło kolejne chaotyczne, nieskoordynowane i bezmyślne bombardowanie miasta. Oficjalnie lotnicy sowieccy podobno posiadali mapy i wykonane wcześniej fotografie lotnicze celów, które mieli zniszczyć. Dzisiaj nie wiadomo już jednak, czy ich mapy były rzeczywiście aż tak niedokładne, jak to sugerują niektórzy Sowieci (w co trudno uwierzyć, skoro posiadali aktualne fotografie lotnicze), czy też przesadzili z rozgrzewaniem swych ciał podczas lotu przy pomocy samogonu z czajem i ich wzrok nie bardzo odróżniał już obiekty wojskowe od cywilnych, czy też było im po prostu wsjo rawno gdzie zrzucą swe 500-kilogramowe bomby burzące, zwane przez warszawiaków „niszczycielami kamienic”, czy też rzeczywiście głównym celem ich nalotów od samego początku było jedynie terroryzowanie mieszkańców Warszawy (bo i taka, aczkolwiek mało prawdopodobna hipoteza istnieje) – trudno jest to dzisiaj stwierdzić jednoznacznie. Faktem jest jedynie to, że ogromna większość ze zrzuconych tej nocy przez lotnictwo sowieckie półtonowych bomb spadła na domy i mieszkańców Warszawy. Sowieci zrzucili swe ładunki także na tereny w większości już opustoszałego, ale jeszcze w kilku miejscach nadal walczącego getta żydowskiego, którego ruin powstałych po miesiącu walk po prostu nie sposób było nie odróżnić od reszty miasta nawet najbardziej pijanym celowniczym sowieckich bombowców…

        Sowieckie bombardowanie Warszawy tej nocy było krótkie, ale bardzo śmiertelne.
Według zaniżonych danych niemieckich, którzy wtedy jeszcze nie przyznawali się do utraty kontroli przestrzeni powietrznej przez Luftwaffe przede wszystkim przed własnym społeczeństwem, w sowieckim nalocie zginęło ok.150 cywilów-Warszawiaków, a ponad 1000 osób zostało rannych. Jednak według danych Armii Krajowej przekazanych do Rządu Polskiego w Londynie, w wyniku sowieckiego nalotu życie straciło ponad 300 Polaków (zależnie od źródeł: od 305 do 333), a rannych było około 1500 mężczyzn, kobiet i dzieci. Aż kilkadziesiąt wielopiętrowych domów mieszkańców zostało doszczętnie zburzonych „niszczycielami kamienic”. Uszkodzone zostały też wodociągi miejskie, których aż do mającego wybuchnąć za rok Powstania Warszawskiego nie udało się już w pełni naprawić, natomiast oficjalne cele bombardowania – kolejowe węzły komunikacyjne używane przez Niemców – Sowieci trafili zaledwie parę razy i wszystkie zniszczenia zostały przez Niemców naprawione już następnego dnia.
Bahnshutz
Oczywiście według niemieckiej propagandy nie zginął żaden żołnierz niemiecki, jednak według wywiadu Armii Krajowej straty Niemców wyniosły 17 zabitych i dokładnie tyleż samo rannych. Aż czternastu (według innych źródeł: jedenastu) z nich zginęło w wyniku bezpośredniego trafienia jednej z bomb w kolejowy budynek Bahnschutzu (niemieckiej ochrony kolei), tak więc wydaje się, że spośród kilkunastu celowniczych na pokładach sowieckich bombowców przynajmniej jeden z nich rzeczywiście umiał posługiwać się posiadaną mapą i fotografiami, lub też był na tyle jeszcze trzeźwy, aby trafić w choć jeden z niemieckich obiektów wojskowych.

        Najważniejszym jednak efektem tego największego, bezmyślnego bombardowania Warszawy przez Sowietów sprzed równo 70. lat (trwającego zresztą z przerwami już od 1941 r.), było wywołanie oficjalnego protestu Rządu Polskiego na Uchodźstwie w Londynie i opublikowanie przez prasę brytyjską – bardzo łagodnej w swej formie, ale jednak nieprzychylnej Sowietom – informacji o zbombardowaniu polskiej ludności przez lotnictwo „alianckie”, do których awansowali także Sowieci (po niemieckiej napaści na ZSRS w 1941 r., gdyż w latach 1939-1941 byli przecież wiernym sprzymierzeńcem III Rzeszy, o czym tak wówczas, jaki i dzisiaj rzadko kto przypomina – ale to już osobna historia). Do wiadomości publicznej doszły też wieści, że dzień, a właściwie noc wcześniej, to samo lotnictwo sowieckie w podobnym nalocie zabiło także 200 mieszkańców Lublina. Sowieci, będąc w tym czasie nadal jeszcze uzależnionymi od dostaw i pomocy z USA – dla przykładu: Amerykanie dostarczyli do ZSRS podczas wojny aż 2000 lokomotyw (podczas gdy ZSRS wyprodukował w tym czasie jedynie 92 własne lokomotywy), ponad 1/3 absolutnie wszystkich ciężarówek używanych przez ZSRS oraz aż 18200 (osiemnaście tysięcy dwieście!) samolotów Sowieci otrzymali od USA, a także – fakt praktycznie nieznany dzisiaj nikomu poza historykami – około 10% czołgów Armii Czerwonej także pochodziło z amerykańskich fabryk. Właśnie dlatego, ze względu na tak gigantyczną pomoc przemysłową otrzymywaną z USA, Sowieci nie mogli sobie pozwolić na jakąkolwiek nieprzychylną im „propagandę” i Stalin, dobrze wiedząc, jak wielki jest wpływ wolnej prasy na Zachodzie na decyzje amerykańskiego Kongresu (który co roku zatwierdzał przecież budżet amerykańskiej pomocy udzielanej Sowietom i pozostałym aliantom), natychmiast zabronił dalszych nalotów na polskie miasta. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu sowieckie „naloty strategiczne” na cywilną ludność polską w okupowanej przez Niemców Polsce od tego czasu ustały i – z niewielkimi, rzeczywiście strategicznymi wyjątkami – nie powtórzyły się już do końca wojny.


© DeS
(Digitale Scriptor)
12 maja 2013
(pierwotnie opublikowano na blogu FilmotekiPolskiej888 ☞ tiny.cc/fp888 )



Ilustracja ukazująca (zaznaczone na czerwono) większość z miejsc trafionych potężnymi sowieckimi bombami podczas nalotu na Warszawę 13 maja 1943 r.
Oryginalna fotografia pochodzi z wystawy Zygmunta Walkowskiego „Warszawa z wysoka” z kwietnia 2009 r. (fot. © East News)




Ilustracje:
Wszystkie fotografie oprócz ostatniej © domena publiczna


ARTYKUŁ PRZYWRÓCONY Z KOPII ZAPASOWYCH, Z TEGO POWODU ORYGINALNY FORMAT ARTYKUŁU MOŻE NIE PASOWAĆ DO FORMATU OBECNEGO BLOGU. NIEKTÓRE ILUSTRACJE MOGĄ BYĆ OBECNIE NIEDOSTĘPNE, A LINKI MOGĄ BYĆ NIEAKTUALNE.

UAKTUALNIENIE: 2018-04-29-11-51 CET / wszystkie ilustracje (ITP / Tomasz R.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2