Kto i jak zbadał, czy afera marszałkowa i zawiązany wówczas sojusz rosyjskiej agentury ze służbami III RP, miał, czy też nie miał wpływu na działania zmierzające do zastawienia pułapki smoleńskiej i doprowadzenia do śmierci 96 Polaków?
Czy bez gruntownego śledztwa, w sprawie relacji ludzi WSI z politykami PO-PSL oraz ustalenia, jaki wpływ miały te relacje na działania związane ze Smoleńskiem, można myśleć o rozwikłaniu tajemnic zamachu lub rozprawie z obcą agenturą?
Skoro w latach 2007-2008, prowadzono brutalną operację wymierzoną w członków Komisji Weryfikacyjnej WSI, podczas której dopuszczono się szeregu poważnych przestępstw, zaś B. Komorowski usilnie zabiegał o dostęp do aneksu i nie cofnął się przed atakami na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, skoro środowisko WSI tak wielką wagę przywiązywało do dyskredytacji tajnego dokumentu,
a w latach późniejszych doradzało jego całkowite zniszczenie – czy tę tematykę wolno uważać za nieistotną, w perspektywie wydarzeń, które rozegrały się w 2010 roku?
a w latach późniejszych doradzało jego całkowite zniszczenie – czy tę tematykę wolno uważać za nieistotną, w perspektywie wydarzeń, które rozegrały się w 2010 roku?
Czy w latach poprzedzających Smoleńsk, mogło dojść do równie dynamicznej działalności ludzi b. WSI oraz reaktywacji ich wpływów, gdyby B. Komorowski poniósł odpowiedzialność za udział w aferze marszałkowej i nie mógł kandydować na stanowisko prezydenta?
Jeśli były lokator Belwederu oraz ludzie z kręgów WSI, posiadają informacje na temat zawartości aneksu i wiedzą, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia, podczas, gdy Polakom odebrano prawo do posiadania tej wiedzy, jakie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego tworzy taka dysproporcja oraz związana z nią możliwość prowadzenia gier i kombinacji operacyjnych przez środowisko b. WSI?
Każde z pytań, związanych z aferą marszałkową, procesem likwidacji WSI oraz aneksem do Raportu z Weryfikacji, pozostanie bez odpowiedzi.
Wbrew logice i elementarnym zasadom bezpieczeństwa uznano, że najważniejsza afera okresu rządów PO-PSL nie zasługuje na uwagę, a Polacy nie mają prawa poznać zawartości dokumentu, o który w latach ubiegłych toczyły się dramatyczne rozgrywki.
Nad wspólną decyzją prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego o nieujawnianiu treści aneksu, ciąży odium niewyjaśnionych spraw, nierozpoznanych zagrożeń, ale też pospolitych kłamstw i manipulacji.
Bo też - jakim imperatywem musiał kierować się Jarosław Kaczyński, jeśli w kwestii tak zasadniczej dla naszego bezpieczeństwa, pozwolił sobie na deklarację sprzeczną z wcześniejszymi oświadczeniami?
„Ja należę do nielicznych ludzi, którzy czytali aneks. Naprawdę lepiej będzie, jeśli nie zostanie opublikowany. To jest moje głębokie przeświadczenie” – oznajmił prezes PiS, podczas zjazdu Klubów „Gazety Polskiej” w Spale, 14 listopada br.
Jednak dwa lata wcześniej, podczas wywiadu w "Rozmowach niedokończonych" TV Trwam z 26 marca 2015, na pytanie prowadzącego: „jaki jest problem z aneksem i z Bronisławem Komorowskim” – pan Kaczyński przyznał, że nie zna treści tajnego dokumentu:
„No cóż, ja tu też niestety mogę się odwoływać do tajemnicy, przy tym ja pamiętam, ja tego aneksu nie zdołałem przeczytać. Byłem premierem i tylko wtedy miałem takie prawo ale to przy końcu mojego urzędowania zostało dostarczone i miałem tyle różnych innych zajęć, że po prostu nie dałem rady”.
Czytał więc czy nie czytał? A jeśli czytał, to kiedy, skoro po roku 2007 nie miał już żadnych uprawnień do zapoznania się z tajnym dokumentem?
Ponieważ prezes PiS, dla usprawiedliwienia decyzji o ukryciu aneksu, powołuje się na swoją opinię, doświadczenie i autorytet – są to niezwykle ważne pytania.
Gdy przed kilkoma dniami ujawniłem te mocno zagadkowe okoliczności, nie znalazły większego zainteresowania wśród wyborców pana Kaczyńskiego. Domorośli objaśniacze intencji pana prezesa, fachowcy od jego retoryki i składni gramatycznej, łatwo rozgrzeszyli tak oczywiste antynomie.
I choć w każdym normalnym państwie, te sprzeczne deklaracje, złożone przez szefa partii rządzącej w sprawie fundamentalnej dla bezpieczeństwa obywateli, wywołałyby reakcje medialne, nikt nie odważył się podjąć tematu.
Podobnie, jak nikt nie zapytał – jaki wpływ na sprawy polskie będzie miała decyzja o ukrywaniu przed Polakami informacji znajdujących się w aneksie? Co takiego zawiera ten dokument, że zdaniem Dudy i Kaczyńskiego, pochodząca zeń wiedza może ”zaszkodzić” Polakom?
Po wypowiedzi prezesa PiS i oświadczeniu rzecznika prezydenta, wielu z tych, którzy do niedawna domagali się publikacji aneksu, uznało dokument za nieistotny i niewarty uwagi.
Inni, choć przez lata gardłowali o aferze marszałkowej i domagali od Komorowskiego ujawnienia aneksu, nagle pogrążyło się w milczeniu i zapomniało o wadze tych tematów.
Ponieważ opinii nieszczęśników, którzy (rzekomo) własne poglądy zamieniają na pustosłowie jakiegoś polityka, nie warto traktować poważnie, ludzie rozumni nadal powinni szukać odpowiedzi.
Wbrew temu, co utrzymują głupcy i ludzie złej woli, nie uważam publikacji aneksu za „remedium” na polskie problemy i nie przypisuję temu dokumentowi mocy pokonania układu mafijnego.
Już publikacja Raportu z Weryfikacji WSI dowiodła, że sprawność aparatu propagandy znacząco przewyższa dążenie do prawdy i potrzebę wiedzy na temat otaczającej nas rzeczywistości. Następnego dnia, po opublikowaniu 374 stronicowego Raportu, opatrzonego obszernymi aneksami, podano opinii publicznej wyniki tzw. „sondażu”, z którego miało wynikać, że 44,9 proc. Polaków ocenia dokument jako niewiarygodny, 31,2 proc. - za wiarygodny, zaś 18,7 proc.-nie ma zdania na temat dokumentu.
Jeśli Bronisław Komorowski, którego nazwisko pojawia się blisko 60 razy na kartach Raportu, nadal był uważany za rzetelnego polityka, a nawet został wybrany prezydentem III RP, jest w tym dowód skrajnej głupoty Polaków, ale też prymatu propagandy nad faktami.
Niewykluczone, że również publikacja aneksu nie wywołałaby większego zainteresowania, niż jednodniowe „newsy’ i „sensacje”, jakimi karmi się Polaków w rządowych mediach. Ujawnienie aneksu, mogłoby spowodować chwilowe „wzmożenie” elektoratu i podwyższenie emocji społecznych, ale nie wiązałbym z tym wydarzeniem szczególnych nadziei.
Na przeszkodzie stoi brak woli politycznej do rozprawy ze środowiskiem b. WSI.
Wyklucza to możliwość wykorzystania aneksu do likwidacji obcych wpływów. Również deficyt wolnych mediów i fatalna kondycja intelektualna środowiska dziennikarskiego, skutecznie blokowałyby próby przekazania Polakom takiej wiedzy.
Przyjmuję więc za pewnik, że ten układ rządzący nigdy nie opublikuje aneksu ani nie podejmie walki z najpoważniejszym zagrożeniem. Komorowski ani żaden inny polityk PO i PSL, nie poniosą odpowiedzialności za uczynienie z mojego kraju domeny bezprawia i obcych intryg.
W odróżnieniu od rządowych apologetów, pamiętam wypowiedzi i deklaracje polityków PiS z lat ubiegłych, mam zatem prawo pytać o przyczynę takiej skazy i dostrzegać ją w jedynie sensownym wyjaśnieniu: porozumieniach gwarantujących nienaruszalność wpływów środowiska WSI. Tylko one tłumaczą ponowne ustanowienie ośrodka prezydenckiego gwarantem statusu III RP i wyjaśniają powody rezygnacji PiS z dokonywania realnych zmian.
Kto chce wierzyć w mitologie i „strategie” Kaczyńskiego – jego sprawa.
Są natomiast dwa, podstawowe powody, dla których Polacy powinni mieć prawo poznania aneksu.
Po pierwsze dlatego, że ta wiedza jest zaledwie skromną i dalece niedostateczną rekompensatą za ośmioletni okres hańby i upokorzeń, jakich doświadczaliśmy podczas rządów PO-PSL. Polacy mają prawo wiedzieć – kto jest kim oraz poznać kulisy wydarzeń, które wykreowały menażerię rozmaitych „autorytetów”, biznesmenów” i „polityków” III RP – z nadania Moskwy.
Po tym, co wydarzyło się w Smoleńsku, po latach bezprawia i bezkarności – ta wiedza jest nam należna.
Po wtóre dlatego, że ujawnienie mechanizmów działania środowiska WSI – to najpotężniejsza broń. Dla tych, którzy swoje wpływy budują na tajnych relacjach i z roli „strażników tajemnic” uczynili oręż szantażu, korupcji i rozdzielnictwa władzy - jawność jest zabójcza. Pozbawia tchórzy i łotrów najważniejszego atrybutu, jakim próbują zniewalać Polaków.
O tym zaś, co zawiera aneks, możemy wnioskować wyłącznie na podstawie relacji osoby najbardziej wiarygodnej w tej kwestii.
W programie TVP1, „Kwadrans po ósmej” z dnia 15 października 2007, Antoni Macierewicz odpowiadał m.in. na pytania – co znajduje się w aneksie:
„Tutaj nie wszystko mogę powiedzieć. Albo dokładniej rzecz biorąc mogę odpowiedzieć tylko ogólnikowo. Skupia się on na działaniach gospodarczych, czy antygospodarczych, lepiej by powiedzieć, byłych WSI. Skupia się na pokazaniu w jak wielkim stopniu gospodarka polska była przez nie spenetrowana i manipulowana.(…) Polegało to na wchodzeniu w struktury gospodarcze i forsowaniu pewnych przedsiębiorstw, odsuwaniu innych przedsiębiorstw, dążeniu do zawłaszczenia niektórych sfer gospodarki narodowej. (…)Na pewno chodziło o finanse, na pewno chodziło o telekomunikację, na pewno chodziło o sprawy związane z szeroko rozumiana komputeryzacją.”
Dwa dni później, Antoni Macierewicz w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" ujawnił, że w aneksie znajdą się m.in. nazwiska byłych ministrów obrony - Bronisława Komorowskiego z PO oraz Jerzego Szmajdzińskiego z SLD, jako osób odpowiedzialnych za działania WSI.
Można przyjąć, że oświadczenie Komorowskiego, złożone podczas sądowych zeznań w sprawie afery marszałkowej – „aneks jest wymierzony we mnie”, opiera się nie tylko na bezpośredniej wiedzy ówczesnego lokatora Belwederu, wynikającej z lektury tajnego dokumentu, ale znajduje potwierdzenie w jego treści.
W programie „Kwadrans po ósmej” z 30 października 2007 roku, Antonii Macierewicz powiedział również o ewentualnych skutkach publikacji aneksu:
„Doniesień o przestępstwie, wystąpień do prokuratury będzie co najmniej kilkanaście, podobnie jak w raporcie. Sądzę, że będzie to obejmowało kilkadziesiąt, a może i więcej osób. Tu trzeba sobie zdawać sobie sprawę, że jest to duża skala, bo tu chodzi przede wszystkim o nadużycia w gospodarce ciągnące się od sprawy FOZZ, przez kwestie związane z wielkimi przetargami w wojsku, to jest kwestia miliardów złotych, które w różny sposób były rozdysponowane.”
Z kolei, w wywiadzie, udzielonym „Naszemu Dziennikowi” 7 listopada 2007 roku, szef Komisji Weryfikacyjnej ujawnił niezwykle ważny aspekt tajnego dokumentu:
„Druga sprawa, na którą chciałem zwrócić uwagę, to właśnie kwestia tzw. kierunku rosyjskiego. Kierunek rosyjski w sposób oczywisty był w minionych latach nie tyle lekceważony przez poszczególne komórki i żołnierzy, co wręcz blokowany. Spotykał się z dywersją ze strony centrali, która marnotrawiła lub wręcz sabotowała prace tych jednostek organizacyjnych, które taką problematyką się zajmowały”.
Na pytanie: „Czy w trakcie prac Komisji Weryfikacyjnej zebrano dokumenty potwierdzające realny wpływ - wskazywanych przez pana powiązań - z jednej strony szkoleń funkcjonariuszy WSI przez rosyjskie GRU, z drugiej - ścisłych kontaktów WSI z rosyjskim wywiadem?” – Macierewicz odparł:
„Moja odpowiedź brzmi - tak! I będzie to dostępne opinii publicznej, szeroko zaprezentowane w tzw. aneksie do Raportu z likwidacji WSI”.
Antoni Macierewicz oświadczył również:
„Sprawy dotyczące sektora gospodarki rzeczywiście odgrywają główną rolę w aneksie do Raportu z weryfikacji WSI. To główne zagadnienia, ale nie jedyne. Niestety, nie pojawiła się w nim kwestia Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Nie oznacza to jednak, że ta sprawa pozostanie bez wyjaśnienia. NFI to tak olbrzymia problematyka, iż nie bylibyśmy w stanie się nią zająć bez pozostawienia na boku innych, równie ważnych kwestii. Z tego powodu NFI zostały pozostawione do omówienia w ramach osobnego raportu.”
Pytany – „Czy Komisja Weryfikacyjna przygotuje jeszcze aneks dotyczący działań WSI w stosunku do mediów?, Macierewicz odpowiedział:
„To prawda. WSI prowadziły intensywne działania na polu medialnym, często skuteczne. To, że przygotowany został aneks dotyczący działań WSI na polach gospodarczych, nie oznacza, że komisja nie badała sprawy inwigilacji mediów i dziennikarzy przez WSI oraz oddziaływania tej służby na media. Myślę, że taki aneks pojawi się jeszcze w tym roku. Będzie to prezentacja szokująca i zaskakująca, która dobitnie pokaże, jak olbrzymi wpływ na media miały WSI.(…)
To się potwierdza w toku badań prowadzonych przez Komisję Weryfikacyjną. Ale tym razem, w kolejnym aneksie, o którym rozmawiamy, zostanie opisana jedna konkretna kwestia. Ujawniona zostanie sprawa pokazująca zakres działań i metody używane przez WSI dla promowania pewnej koncepcji ważnej dla tego środowiska, i co się z tym wiąże - brutalnego niszczenia instytucji najważniejszej w polskim doświadczeniu historycznym i narodowym. Drugi aneks do Raportu z weryfikacji WSI pokaże działania WSI wymierzone przeciwko Kościołowi katolickiemu w Polsce.(…) Ma to ścisły związek z wielką operacją przeciwko Kościołowi jaką realizowały WSI w przeszłości.”
Te i wiele innych wypowiedzi Antoniego Macierewicza, składają się na czytelny obraz aneksu – jako dokumentu niezwykle ważnego, z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Głównie w obszarze gospodarczym, który (zgodnie z deklaracjami PiS) jest dziś priorytetem dla polityków tego ugrupowania. Są w tych wypowiedziach również anonse kolejnych uzupełnień (aneksów), do których sporządzenia nigdy nie doszło.
Przypomnę, że po wygranych przez partię Tuska przyspieszonych wyborach, reżim PO-PSL natychmiast zablokował dalsze działania Komisji Weryfikacyjnej i doprowadził do zakończenia procesu likwidacji WSI. Przez kolejne osiem lat, reżim ten, nie tylko dążył do reaktywacji i umocnienia wpływów „wojskówki”, ale na tym środowisku opierała się władza głównego gwaranta patologii III RP – ośrodka prezydenckiego.
Oznacza to, że opisany w aneksie do Raportu z Weryfikacji stan faktyczny z zakresu „działań WSI na polach gospodarczych”, został de facto „zamrożony” na roku 2007. Później, mogło być tylko gorzej.
Wagę tej tematyki dostrzegał przed laty Jarosław Kaczyński, gdy w „Sygnałach dnia” PR1, z 8 lutego 2008 roku mówił:
„W Polsce jest jakaś potężna partia Wojskowych Służb Informacyjnych. Chciałbym móc tę partię dokładnie poznać i zanalizować przyczyny działania ludzi, którzy zaciekle bronią instytucji, która była bezpośrednią kontynuacją w istocie filii GRU, bo tak to było. Polskie służby wojskowe były szczególnie mocno podporządkowane Związkowi Sowieckiemu, czyli rosyjskim służbom specjalnym wojskowym GRU.”
W tym samym programie, z 15 sierpnia 2008, prezes PiS stwierdził:
„WSI jest na pewno potężnym lobby w Polsce w dalszym ciągu. Tutaj Antoni Macierewicz ma rację, bo on o tym mówił, i lobby, które odzyskało wpływy i takie poczucie pewności siebie po dojściu do władzy Platformy Obywatelskiej”.
Na pytanie prowadzącego – „A czy rozwiązanie WSI – tak wynika – nie zniszczyło takiej podmiotowości tej służby, że ona wciąż działa jako podmiot? Nie ma już szyldu, nie ma akceptacji państwa wprost, ale jest podmiotem”, Kaczyński udzielił jednoznacznej odpowiedzi:
„Nie działa jako podmiot, ale z całą pewnością jest lobby. To jest chyba najlepsze określenie. Ten proces, proces likwidacji WSI powinien być kontynuowany, a nie tylko że nie jest kontynuowany, tylko – można powiedzieć – jest kontestowany, dzisiaj także przy pomocy metod tego rodzaju, o którym właśnie rozmawiamy. To jest w najwyższym stopniu niepokojące, bo nie ma najmniejszych wątpliwości, że przy tym, co nazywamy transformacją, wielką rolę odegrały służby specjalne, w tym być może największa – właśnie wojskowe służby specjalne, Wojskowe Służby Informacyjne.”
Zadziwiające, że człowiek, który w roku 2008 doskonale dostrzegał zagrożenia związane z odbudową wpływów WSI i widział potrzebę kontynuowania procesu likwidacji tej służby, po dojściu do władzy w roku 2015, kompletnie zaniechał takich planów i nie podjął żadnych działań wymierzonych w środowisko „wojskówki”.
Jak wytłumaczyć, że właśnie w tych sprawach i wszędzie tam, gdzie pojawia się kwestia odpowiedzialności B. Komorowskiego lub można dostrzec cień "długiego ramienia Moskwy”, od czasu „dobrej zmiany” panuje złowroga cisza i ujawnia się niechęć do podjęcia tych tematów? Kto chciałby dostrzegać w tym wyraz jakiejś „strategii” Kaczyńskiego, ten niczego nie zrozumiał z wydarzeń ostatniej dekady.
Skoro, zdaniem prezesa PiS, jeszcze dziewięć lat temu, WSI było „na pewno potężnym lobby w Polsce”, a przez kolejne siedem lat władzę sprawował układ wzmacniający wpływy tego lobby, zaś w Belwederze zasiadał polityczny patron WSI - jakim cudem, w roku 2015 te zagrożenia miałyby zniknąć? Kto i jakimi metodami to sprawił?
Jeśli w roku 2008 prezes PiS dostrzegał konieczność kontynuowania procesu likwidacji WSI, „które odzyskało wpływy i takie poczucie pewności siebie po dojściu do władzy Platformy Obywatelskiej”, co zmieniło się do roku 2015, gdy jego partia i prezydent Duda objęli pełnię władzy?
Nie spodziewam się, by ktokolwiek z tych, którzy manipulują moimi tekstami i próbują udowadniać, jakobym oskarżał Kaczyńskiego o agenturalne związki z WSI, miał odwagę zmierzyć się z takimi pytaniami.
Fakt, że w obszarze tej tematyki, nie ma dziś sensownej dyskusji, nie jest bynajmniej wyrazem trzeźwości intelektualnej luminarzy rządowych mediów, lecz dowodem, że strach i koniunkturalizm zawsze kierują miernotami.
Można uznawać prymat oświadczeń pana Kaczyńskiego nad zapisami ustawy (publikacja aneksu jest obligatoryjna), a nawet wierzyć, że „lobby WSI” zniknęło pod wpływem zaklęć polityków „dobrej zmiany”, ale wiarą półgłówków nie można rozwiązać rzeczywistych problemów i zagrożeń.
Zablokowanie publikacji aneksu oznacza, że nadal chronione są interesy środowiska najbardziej wrogiego polskości i nadal ma ono prawo dyktować nam warunki. Cokolwiek powie pan Kaczyński i jakkolwiek długo będzie milczał pan Duda, ukrywanie aneksu i cisza wokół afery marszałkowej, są korzystne wyłącznie dla b. WSI.
Ci politycy, nie dlatego bronią nam dostępu do prawdy, że mogłaby ona wprowadzić zło, niepokój lub wojnę, ale dlatego, by zło było chronione, a niepokój i wojna nadal należały do arsenału, jakimi dysponują Obcy.
Taką decyzją, Kaczyński i Duda pokazują, że boją się tych milionów Polaków, którzy uwierzyli w „dobrą zmianę”. A nie tylko boją, ale tymi milionami gardzą, bo stokroć dla nich ważniejsza jest dyspozycja „zachowania równowagi”. Nieważne – czy wydana przez łobuzów w brązowych butach czy łobuzów ubranych w fiolety.
Nie nam ona służy.
Dlatego aneks nie jest – jak wołają głupcy i utrzymuje agentura, jakąś ”puszką Pandory”, z której ulecą na Polaków nieszczęścia i troski.
Ujawnienie tej wiedzy ( i nie tylko tej) byłoby raczej zamknięciem prawdziwej „puszki Pandory”, którą wylali na Polskę komunistyczni bandyci i ich agentura, podczas libacji w Magdalence.
Wylali, nie zostawiwszy nawet nadziei.
28 czerwca 2008 roku, podczas konferencji prasowej w Szczecinie poświęconej wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie WSI, Jarosław Kaczyński dramatycznie pytał:
„Kto może być zainteresowany tym, że aneks nie jest publikowany? Ci, którzy mają jakieś powody do obaw. W wyjaśnieniach prawniczych bardzo ważne jest pytanie: czyj interes? Sądzę, że warto, by tutaj takie pytanie postawić”.
© Aleksander Ścios
bezdekretu@gmail.com
28 października 2017
www.bezdekretu.blogspot.com
bezdekretu@gmail.com
28 października 2017
www.bezdekretu.blogspot.com
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz