Zamilczcie wreszcie! Pamiętajmy, że ciągle wokół nas krząta się mnóstwo takich czerwonych zatwardziałych Balcerowiczów
Na świecie istnieje ogromna rzesza ludzi, którzy naiwnie wierzą, że totalitaryzmy są już tylko tragiczną przeszłością. Według nich jedyną pozostałością po tej krwawej spuściźnie są już tylko miliony w dużej mierze bezimiennych grobów ofiar tych zbrodniczych systemów oraz podręczniki historii. Jest jednak coś jeszcze.Zarówno w Rosji, Niemczech, jak i we Włoszech pozostało wiele architektonicznych bezdusznych monumentalnych potworków, które w założeniu miały podkreślać potęgę władzy komunistycznej, nazistowskiej czy faszystowskiej.
Niestety przypuszczam, że w żadnym z tych krajów przewodnicy prezentujący turystom owe architektoniczne gigantyczne buble nie mówią zwiedzającym rzeczy najważniejszej. Owe budowle miały jeszcze jeden i kto wie czy nie najważniejszy cel.
One miały rzucać zwykłych ludzi na kolana, mówiąc im, że liczy się tylko jedyny słuszny system i genialna ideologia, zaś jednostka nie znaczy dosłownie nic, gdyż jest w prosty sposób wymienialna i zastępowalna, stanowiąc tylko „nawóz historii”. Jak mówił Stalin: „Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka”.
Warto jednak pamiętać, że na długo przed powstaniem wspomnianych budowli i zanim miliony ludzi przypłaciły własnym życiem wcielane w życie rojenia chorych ideologów, totalitaryzmy musiały wylegnąć się w chorych ludzkich umysłach. Dlatego trzeba być dzisiaj czujnym, gdyż zapewniam, że w wielu komuszych czerepach ów totalitaryzm, a więc pogarda dla jednostki ludzkiej, ciągle trwa i najlepszym tego przykładem jest wzmożona aktywność towarzysza Leszka Balcerowicza, z którego po tak zwanym obaleniu komunizmu komuna do dziś nie wylazła. Co prawda, w III RP nikt już nie wznosił architektonicznych monumentalnych potworków, ale wystąpiło ogromne zapotrzebowanie na jakiegoś wypróbowanego komunistę, który by bez skrupułów z tą charakterystyczną pogardą dla ludzkiej jednostki wykonywał karnie polecenia George’a Sorosa, doprowadzając do skrajnej biedy i bezrobocia miliony Polaków, pozbawiając ich wyprzedanych za bezcen bądź zlikwidowanych zakładów pracy. Już mało kto pamięta o tamtych dramatach ludzkich i licznych samobójczych śmierciach, zaś komuch, który dał swoją twarz tej zbrodni dokonanej na naszym narodzie, śmie dzisiaj pouczać rządzących i krytykować ich za „politykę rozdawnictwa”. On mówi:
– Polityków obiecujących dodatkowe miliardy prezentów z kieszeni ludzi lub kosztem długu prywatnego trzeba traktować jako oszustów. Nawet przed PiS nie było pola do odpowiedzialnego wzrostu wydatków w finansach publicznych. A PiS zwiększył te wydatki o ok. 40 mld zł przez 500+ i obniżenie wieku emerytalnego.
Ten stary komuch nie rozumie, że dopiero dzisiaj rządzący próbują po nim sprzątać, gdyż ten komunistyczny totalniak, wysługując się zagranicznym geszefciarzom, potraktował Polaków nie jako naród, ale właśnie jak nawóz historii. Dla niego ten ponad milion głodujących do niedawna dzieci to nie były pojedyncze ludzkie indywidualne dramaty, które także on ma na swoim sumieniu, ale zwykła statystyka i strata wliczona w realizację ideologicznego szaleństwa, żeby nie powiedzieć złodziejstwa. Myślę, że gdyby towarzysz Balcerowicz dostał za swoją antypolską działalność 15 lat więzienia, to na pewno poczułby się w końcu jak cierpiący pojedynczy człowiek, a nie statystyczny więzień i przestępca, jakich tysiące siedzi w zakładach karnych. Dlatego pamiętajmy nie tylko o grobach ofiar wszystkich totalitaryzmów. Niech przestrogą nie będą dla nas tylko architektoniczne pozostałości po komunizmie, nazizmie i faszyzmie. Pamiętajmy, że ciągle wokół nas krząta się mnóstwo takich czerwonych zatwardziałych Balcerowiczów, którzy zamiast na zawsze zamilknąć, rozwierają dzisiaj swoje czerwone paszcze, potwierdzając, że w ich zakutych czerwonych łbach ten nieludzki system ciągle żyje i ma się całkiem dobrze, a los pojedynczego człowieka nic dla nich nie znaczy.
Atak nadejdzie jesienią. Pozostaje pytanie, co z tą Polską?
Sędziowska kasta w większości składa się z wychowanków i spadkobierców komunistycznego systemu sądownictwa, tworzonego przez ludzi wojskowej bezpieki, tych, na których zgromadzono kompromitujące materiały, oraz córeczek i synalków z resortowych rodzin. Dzisiaj zbieramy tylko złowrogi plon tego spadku po komunie i nie dziwmy się, że właśnie ta wpływowa grupa zawodowa stoi w pierwszym szeregu antypolskich zdrajców.
I tak oto znowu jesteśmy świadkami niemiecko-rosyjskiego sojuszu zawiązanego przeciwko Polsce. I tym razem Niemcy podobnie jak przed II wojną światową występują coraz bardziej otwarcie i bezczelnie kryjąc się jedynie od czasu do czasu za parawanem instytucji europejskich. Tymczasem ruscy, jak to mają w zwyczaju, czają się i zza węgła cynicznie szczerzą kły. Zapewne tym razem nowa wersja tajnego protokołu Ribbentrop–Mołotow ma charakter niepisany. Berlin i Moskwa rozumieją się w lot, jeżeli tylko Polska próbuje wybić się na suwerenność. Po sędzi emerytce Małgorzacie Gersdorf, która za niemieckie pieniądze produkowała się w tamtejszym Trybunale Sprawiedliwości, szkalując Polskę, przyszedł czas na Ludmiłę Kozłowską z Fundacji Otwarty Dialog, która wystąpiła w Bundestagu, opowiadając o „łamaniu praworządności” w Polsce i na Węgrzech. Zapraszając tę obywatelkę Ukrainy, która za pieniądze rosyjskich oligarchów wraz ze swoim polskim mężem Bartoszem Kramkiem nawoływała do obalenia legalnego demokratycznego rządu w Polsce, Niemcy zapewne doszli do wniosku, że Kozłowska ma nawet lepsze referencje niż emerytka Gersdorf oraz cała ta sędziowska „kasta nadzwyczajnych ludzi”, którą ona reprezentuje.
Mam nadzieję, że coraz większa rzesza Polaków zadaje sobie dzisiaj następujące pytanie. Skoro Kozłowska i Gersdorf tak otwarcie występują w interesie narodowym i politycznym Niemiec, to czyj interes reprezentują w Polsce te środowiska, które zaciekle stają zarówno po stronie Gersdorf, jak i Kozłowskiej? Zauważmy też pewną prawidłowość. Każdy, kto dzisiaj występuje przeciwko Polsce i atakuje nasze państwo, jest natychmiast przytulany przez duet Berlin–Bruksela, który to duet tak naprawdę stanowi jedno nierozłączne ciało napędzane niemiecką butą i ich genetyczną żądzą podporządkowywania sobie mniejszych i słabszych. Najlepiej całą sytuację z wystąpieniem Kozłowskiej w Bundestagu podsumowała pani prof. Krystyna Pawłowicz, mówiąc:
– Niemcy potwierdziły swój antypolski sojusz z Rosją.
To jedno zdanie wyczerpująco opisuje sytuację, w której znalazła się Polska. Bo czym innym jest fetowanie w Berlinie i przyznanie niemieckiej wizy osobie wydalonej z Polski, a więc automatycznie z całej UE? I to fetowanie za próbę organizacji w naszym kraju Majdanu, czyli krwawych rozruchów za pieniądze rosyjskich oligarchów.
Antypolskie przemówienia w niemieckim parlamencie mają długą tradycję. To Hitler, przygotowując się do zbrodniczej napaści na Polskę, jeszcze w kwietniu 1939 r. przemawiając w Reichstagu, tak zapewniał o swoich pokojowych zamiarach:
– W pokojowym rozwiązaniu tego zagadnienia widziałem dalszy wkład do ostatecznego odprężenia w Europie. Odprężeniu temu bowiem służy się na pewno nie przez nagonkę oszalałych podżegaczy wojennych, lecz przez usunięcie elementów prawdziwego niebezpieczeństwa. Ubolewałem szczerze z powodu tej niezrozumiałej dla mnie postawy rządu polskiego, ale nie to jest jednak decydujące; najgorsze jest to, że obecnie również i Polska – podobnie jak przed rokiem Czechosłowacja – sądzi, pod naciskiem zakłamanej nagonki prowadzonej na całym świecie, że musi przystąpić do mobilizacji, mimo że Niemcy ze swej strony nie powołały ani jednego żołnierza i że nawet przez myśl im nie przyszło wystąpić w jakikolwiek sposób przeciw Polsce.
Dzisiaj Niemcom nie wypada w Bundestagu atakować Polski ustami swoich polityków, wszak od dawna obowiązuje narracja o tym, jak to Niemcy wspaniale rozliczyli się ze swoją zbrodniczą historią. To dlatego z otwartymi rękoma wita się tam każdego, kto zdecyduje się mówić to, co rząd w Berlinie chce usłyszeć.
To tyle tytułem dość przydługawego wstępu. Głównym moim dzisiejszym celem nie jest zajmowanie się sprawa Kozłowskiej i Fundacji Otwarty Dialog, ale środowiskiem polskich sędziów, których postawa jest o wiele niebezpieczniejsza dla Polski niż działalność Kozłowskiej i Kramka. W pewien sposób do napisania tego tekstu zmusił mnie Paweł Kukiz, który w niedawnej wypowiedzi dla niemieckiego Onetu stwierdził:
– Prezes Gersdorf powinna dalej pełnić funkcję I prezes Sądu Najwyższego. Tak wynika z konstytucji. Cała obecna klasa władzy narusza konstytucję. Nie mam wątpliwości.
Czyżby odezwała się u Kukiza nostalgia za starymi, dobrymi czasami, kiedy to podczas koncertów do tekstu swojego przeboju Zośka wplatał słowa „Ole, ole, Olek! Wybierzmy przyszłość”, wspierając kandydata na prezydenta, towarzysza Aleksandra Kwaśniewskiego? A może zatęsknił za czasami mniej odległymi, gdy w 2005 r. znalazł się w komitecie honorowym kandydata na prezydenta Donalda Tuska i wspierał kampanię samorządową Platformy Obywatelskiej oraz Hanny Gronkiewicz-Waltz? Otóż pośle Kukiz, swoją wypowiedzią, którą powyżej zacytowałem, wpisałeś się w antypolską politykę tych wszystkich europejskich lewaków i demoliberałów, którzy postanowili ingerować w procesy demokratyczne, jeżeli tylko w jakimś kraju UE nie przebiegają one zgodnie z oczekiwaniami Berlina i Brukseli. Na razie na tapecie jest Polska i Węgry, a już w kolejce stoi Rumunia. Stanąłeś, Pawle Kukizie, po stronie szaleńców w togach, których jedynym celem na dzisiaj jest wywołanie w Polsce kompletnej anarchii, i to minister Zbigniew Ziobro ma rację, mówiąc:
– Reguły prawa wiążą wszystkich, również sędziów. Sędziowie też odpowiadają przed prawem i nie są świętymi krowami; nie są nadzwyczajną kastą, jak sami niektórzy o sobie mówią i myślą. Warto, żeby sobie to uświadomili, bo żadne państwo nie może sobie pozwolić na akceptowanie anarchizujących zachowań w imię egoistycznego, źle pojętego interesu jakiejkolwiek grupy.
Widocznie ci antypolscy szaleńcy w togach uwiedli cię, pośle Kukiz, obłudnymi zapewnieniami o ich usilnym dążeniu do standardów obowiązujących w cywilizowanych państwach prawa. Otóż postanowiłem poświęcić trochę czasu i przyjrzeć się, jak to w ciągu lat te dążenia „nadzwyczajnej kasty” wyglądały. Na początek musiałem jednak sprawdzić, jak wyglądają te wyśrubowane zachodnie standardy, do których tęsknią te wszystkie gersdorfy, tuleye i łączewscy. Otóż okazuje się, że i tam istnieje coś takiego jak sądy dyscyplinarne dla sędziów. Jednak ku mojemu zdziwieniu okazało się, że bardzo rzadko wdrażają one postępowania przeciwko swoim koleżankom i kolegom z korporacji. Dlaczego? Po prostu nie muszą tego robić. Jeżeli tam jakiś sędzia sprzeniewierzy się etyce zawodu sędziego, to natychmiast wywierana jest na niego tak olbrzymia presja środowiskowa, że ten sam ustępuje, jeszcze zanim media zdążą nagłośnić i rozdmuchać całą sprawę. Proszę zatem podać mi choć jeden przykład, kiedy jakaś grupa polskich sędziów czy stowarzyszenie ich zrzeszające zaprotestowało i wywarło presję na sędziego, który ze sklepu w rękawie wynosił kiełbasę. Może ktoś przypomni mi nacisk środowiskowy sędziów na kolegę po fachu, który wraz z żoną okradał supermarkety z elektronicznych gadżetów. Jacy to z imienia i nazwiska sędziowie wystąpili z potępieniem sędziego Łączewskiego, który sądząc, że koresponduje z Tomaszem Lisem, oferował mu swoje usługi w zwalczaniu legalniej i demokratycznie wyłonionej władzy? Czy ktoś może podać mi nazwiska lub jakąś organizację skupiającą sędziów, która potępiła kumpelki i kumpli w togach, traktujących dzisiaj Berlin i Brukselę podobnie jak ich protoplaści i nauczyciele traktowali Kreml, licząc na „bratnią pomoc”?
Niemal każdy polityk z obozu Zjednoczonej Prawicy, krytykując sędziowską kastę, jak mantrę dodaje, że jest to jakaś szkodliwa mniejszość działająca w wielkiej masie uczciwych przedstawicieli tego zawodu. Więc ja się pytam: Gdzie jest ta uczciwa masa? Czy choć raz ktoś usłyszał jej głos protestu i sprzeciwu, gdy w sądach ukręcano łby największym aferom z czasów tak zwanej transformacji i pozwalano chodzić na wolności największym komunistycznym zdrajcom i zbrodniarzom? Gdzie są te ponoć całe rzesze uczciwych? Dlaczego żaden z nich nie ma odwagi powiedzieć, że tacy szaleńcy w togach jak sędzia Tuleya, wychowani w esbeckich rodzinach, w ogóle nie rozumieją, czym jest demokracja oraz państwo prawa i powinni być trzymani jak najdalej od tego zawodu, choćby z uwagi na dziką nienawiść do demokratycznie wyłonionej władzy? Przecież w głowach tych tuleyów jest tylko wściekłość i podobnie jak u ich resortowych rodziców przemożna chęć posiadania jakiegoś zagranicznego silnego protektora, do którego w razie ognia można będzie się udać z donosami, żebrząc przy okazji o bratnią pomoc.
Czekam z utęsknieniem chwili, kiedy polskie państwo zacznie wywalać na zbity pysk tych wszystkich, którzy sprzeniewierzyli się zawodowi sędziego. Jest mi obojętne, czy zaczną od Tuleyi, Łączewskiego czy od tych zwykłych pospolitych złodziei zasłaniających się immunitetem i liczących, że złożony z kolesiów Sąd Najwyższy tak jak w przypadku sędziego Topyły z Żyrardowa orzeknie, że, co prawda, ukradł starszej kobiecie 50 zł, ale zrobił to tylko przez roztargnienie i może dalej orzekać. I znowu zapytam: Gdzie była ta rzekoma uczciwa większość sprawiedliwych sędziów, kiedy SN uniewinniał złodzieja w todze? Gdzie jest ta środowiskowa presja, która na Zachodzie natychmiast wypluwa takie czarne sędziowskie owce?
Prawda jest smutniejsza, niż niektórzy sądzą. Sędziowska kasta w większości składa się z wychowanków i spadkobierców komunistycznego systemu sądownictwa, tworzonego przez ludzi wojskowej bezpieki, tych, na których zgromadzono kompromitujące materiały, oraz córeczek i synalków z resortowych rodzin. Dzisiaj zbieramy tylko złowrogi plon tego spadku po komunie i nie dziwmy się, że właśnie ta wpływowa grupa zawodowa stoi w pierwszym szeregu antypolskich zdrajców, którzy uprawiając talmudyzację prawa i donosząc na Polskę, chcą doprowadzić nasz kraj do anarchii. Jak widać, dołączył do nich ostatnio Paweł Kukiz i kto wie czy to nie on będzie kolejnym „obrońcą polskiej demokracji” zaproszonym do Bundestagu i goszczony tam z honorami. Swoją wypowiedzią dla niemieckiego Onetu zrobił milowy krok w tym kierunku.
Pozostaje jeszcze pytanie: co z Polską? W związku z czekającym nas maratonem wyborczym już jesienią rozpoczną się huraganowe ataki niemieckiej i rosyjskiej agentury wpływu. Jeżeli tych ataków nie odeprzemy, czeka nas powrót do III RP, czyli republiki bananowej, bezlitośnie grabionej i plądrowanej pod nadzorem miejscowych dobrze znanych nam mandarynów od lat zawodowo wysługujących się obcym dworom.
© Mirosław Kokoszkiewicz
28 października 2018
źródła publikacji:
www.PolskaNiepodlegla.pl / www.WarszawskaGazeta.pl
28 października 2018
źródła publikacji:
www.PolskaNiepodlegla.pl / www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz