– Jako dziecko widziałam, że bomby lecą, że tata został trafiony szrapnelem, przeszłam wtedy rzeczy okropne… – wspominała. Ale miała szczęście, gdyż z czasów wojny najbardziej zapamiętała przede wszystkim swoje zwierzątka. – Miałam jednak ukochanego psa i cudownego królika, który wskakiwał mi na ramię.
Dobrze zapamiętała także dzień, gdy już po wojnie do rodzinnego domu przywieziono fortepian. Jej rodzice dobrze grali i po nich odziedziczyła talent muzyczny. Nie jest więc dziwne, że ta wszechstronnie uzdolniona aktorka zawsze chciała zostać pianistką:
– Moją miłością był fortepian, śpiewanie przy nim, wymyślanie własnych wokaliz. Śpiew był moją pasją, moim hobby, moim wszystkim. […] Rodzice grali na fortepianie, szczególnie ojciec. To on spowodował, że zajmowałam się dziedzinami, wtedy właściwie niedostępnymi dla młodych osób. – mówiła po latach. Ojciec marzył, aby mała Marysia została w przyszłości pianistką i pod jego wpływem trafiła do liceum muzycznego. Świetnie grała na fortepianie i nie miałaby żadnych problemów, aby kontynuować tę edukację w którymś z konserwatoriów muzycznych.
A jednak nie podjęła nauki na żadnym z wydziałów związanych z muzyką. Wybrała filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po zaliczeniu dwóch semestrów przerwała jednak studia i… ta, dotąd uważana przez rodzinę i przyjaciół za nieśmiałą dziewczyna, która podobno nawet zakląć nie potrafiła, zdała wówczas egzaminy do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie i tam w 1962 r. ostatecznie ukończyła wydział aktorski. Jak powiedziała w jednym z wywiadów, miłość do teatru i aktorstwa obudziła się w niej już w dzieciństwie za sprawą matki:
– Zabierała mnie do Teatru Polskiego w Radomiu, chowając mnie pod długą spódnicą, bo dzieci do teatru nie wpuszczano.
Na samym początku studiów na PWST przybrała też imię Iga, pod którym znana jest do dzisiaj:
– To wszystko przez prof. Aleksandra Bardiniego. […] Któregoś dnia przyszedł do nas, popatrzył i powiedział: „Maryśki, wstańcie!”. Wstało nas sześć, w tym ja. A Bardini: „Ponazywajcie się jakoś, bo mi się mylicie”. Zaczęłam myśleć, a tego imienia jeszcze wtedy nie znałam. […] Następnego dnia mówię: „Panie profesorze, to ja od dzisiaj będę Igą”. Pokręcił nosem: „Co to za dziwne imię dla aktorki?” […] Podobało mi się, bo miało dobre brzmienie, a ponieważ mieszkałam w akademiku, więc mogłam sobie troszkę zaszaleć.
Ojciec był długo zbulwersowany i nie mógł pogodzić się z faktem, że jego córka ma zostać aktorką.
– Ten zawód wydawał mu się frywolny. Co innego pianistka. Wybierając aktorstwo, pomyślałam nawet, że popełniam grzech, i poszłam do księdza się wyspowiadać. A on mnie uspokoił, mówiąc: „To nie grzech, tylko powołanie” - pół wieku później wspominała aktorka.
Natychmiast po ukończeniu PWST trafiła do telewizji, gdzie 30 lipca 1962 r. zadebiutowała w spektaklu Teatru Telewizji „Skandal w Hellbergu” Wojciecha Bogusławskiego jako Lukrecja. Ale muzyczne wpływy ojca i tak zaważyły na jej aktorstwie. Będąc muzycznie uzdolnioną już jako studentka PWST grała i śpiewała m.in. standardy z orkiestrą jazzową „Eskulap”. Miała dobry głos i wyśmienite wyczucie muzyki. Nic dziwnego, że jeszcze w 1962 r. zadebiutowała jako piosenkarka, ale prawdziwy przełom nastąpił 2 lata później, gdy Agnieszka Osiecka zaproponowała jej wykonanie piosenki „Intymny świat” na II Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Iga natychmiast podbiła tą piosenką serca milionów Polaków, gdyż był to pierwszy festiwal transmitowany na cały kraj.
Sama szyła sobie kostiumy, chociaż najładniejsze – jak twierdziła – szyła jej znajoma pani Irenka z rodzinnego Radomia. To ona przygotowała jej prostą, a zarazem elegancką koronkową sukienkę, w której zadebiutowała na festiwalu w Opolu. Pewne jest, że jej kostiumy musiały być ładne, bo zdarzało się, że „znikały” z garderoby podczas występów, a raz nawet, nie wiedząc, że została wcześniej okradziona, pani Cembrzyńska pojechała na występy z pustą walizką, bez żadnego stroju.
Po występie w Opolu, dzięki Krzysztofowi Komedzie, organizatorowi i duszy opolskiego festiwalu, który był wówczas jednym z najbardziej liczących się na świecie kompozytorów filmowych i jazzowych, ruszyła na podbój świata. Koncertowała na całym świecie, od Stanów Zjednoczonych po Związek Sowiecki. Miała dwadzieścia pięć lat i od razu stała się gwiazdą – od Moskwy aż po paryską Olimpię.
Jak stwierdziła po latach:
– Tylko dlatego, że byłam młoda i ładna, niestety, teraz mogę o tym powiedzieć.
Ale zanim jeszcze stała się znaną piosenkarka, w 1962 r. prosto z PWST trafiła do Teatru Powszechnego, gdzie 10 października zadebiutowała jako aktorka sceniczna w roli Leny Jung w spektaklu „Skandal w Hellbergu” Jerzego Broszkiewicza. W teatrze spędziła 2 lata. Z tego okresu zachowało się wspomnienie Anny Retmaniak, znanej dziennikarki radiowej, która była obecna podczas próby generalnej „Dla miłego grosza” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Iga Cembrzyńska miała w nim zagrać swa pierwszą poważną rolę Anny. Jednak reżyser, mając zły dzień, wciąż ją strofował. W końcu puściły jej nerwy, wybuchnęła płaczem i z wściekłością rzuciła lusterkiem o scenę. Hanuszkiewicz zamiast się zdenerwować, powiedział do siedzącej na widowni pani Retmaniak:
– Ma charakter. Będą z niej ludzie.
Faraon - sesja testowa, 1963 |
W międzyczasie została też żoną filozofa Andrzeja Kasi.
– Imponował mi – powiedziała o swym pierwszym mężu – Przez nasz dom przewijali się wybitni ludzie
Po zdjęciach testowych Jerzy Kawalerowicz chciał, aby zagrała drugoplanową rolę w „Faraonie”, ale w tym samym czasie otrzymała główną rolę żeńską mauretańskiej księżniczki Eminy w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa i ta rola stała się nie tylko jej debiutem kinowym (chociaż film miał premierę dopiero w 1965 r.) i ugruntowała jej popularność, ale wraz z dobrymi recenzjami krytyków przyniosła też Idze Cembrzyńskiej nowe grono wielbicieli. W ciągu zaledwie roku Tadeusz Konwicki obsadził ją w swym filmie „Salto”, Hubert Drapella w serialu „Podziemny front”, a Paweł Komorowski w swym wielkim przeboju kinowym „Ściana czarownic”, a między nimi jeszcze kilka innych ról w spektaklach telewizyjnych.
Rękopis znaleziony... (1964) Iga Cembrzyńska z prawej |
Andrzeja Kondratiuka poznała już rok wcześniej, podczas realizacji jego kultowego dzisiaj filmu „Hydrozagadka”, w którym zagrało wiele gwiazd kina polskiego. Jak wiele filmów ambitnego pana Kondratiuka, także i ten praktycznie był dziełem ludzi dobrej woli zrobionym z absolutnie minimalnym budżetem. W ten sposób powstała słynna dzisiaj czołówka „Hydrozagadki”, w którym Iga Cembrzyńska jest właściwie czołówką filmu (wypowiadając przed kamerą nazwiska twórców).
– Niedawno widziałam tę czołówkę. Nie chcę być zarozumiała, bo sama ją wymyśliłam, ale naprawdę była czymś śmiesznym, radosnym i bardzo twórczym. Gdyby nie brak budżetu na właściwe napisy początkowe, nigdy by nie powstała. Najpiękniejsze rzeczy potrafią rodzić się w bólach. – powiedziała aktorka.
Krytyka jednak nie pozostawiła wtedy na filmie przysłowiowej suchej nitki. Uznawany za największego wśród komunistycznych krytyków PRL-u Daniel Passent nazwał go nawet „Hydrowpadką” i radził, aby Kondratiuk więcej nie dotykał kamery… Krytyki nie ominęła też charakterystyczna „czołówka” Cembrzyńskiej, obecnie uznawana za prawdziwy popis poczucia humoru, a wówczas okrutnie obsmarowana przez komuchów. Komuna przepadła ćwierć wieku temu, a czołówka „Hydrozagadki” jednak nadal śmieszy kolejne pokolenia widzów… podobnie zresztą jak felietony mylącego się do dziś Daniela Passenta (obecnie już nie piewcy komunizmu, lecz zagorzałego i ponownie nieomylnego propagandzisty „liberalnej demokracji” i eurokołchozu spod znaku Platformy Obywatelskiej, ale to osobny temat).
Jednak to nie na planie „Hydrozagadki”, jak sugerują niektóre portale plotkarskie, lecz ponad rok później, podczas spotkania ze Stanisławem Grochowiakiem w SPATIF-ie Cembrzyńska tak naprawdę zainteresowała się Kondratiukiem, który będąc przyjacielem pisarza i znajomym Igi przysiadł się do ich stolika. Znali się „tak trochę” już od wielu lat, Kondratiuk był przecież przyjacielem Krzysztofa Komedy i bliskim kolegą Mariana Kociniaka czy Agnieszki Osieckiej, z którymi przyjaźniła się Cembrzyńska. Jednak oboje posiadali wtedy swych partnerów i dopiero gdy zarówno Iga, jak i Andrzej byli już po rozwodach, coś między nimi zaiskrzyło.
– Jak już ktoś mi się spodobał, to wpadałam jak w studnię. Ale ja się w facetach nie zakochiwałam, raczej oni we mnie. Z jednym wyjątkiem [Andrzeja Kondratiuka]. […] Nawet nie był w moim typie. Każdy marzy o spotkaniu w życiu swojej drugiej połówki. Ja ją znalazłam. – opowiadała aktorka.
Długo zwlekali z zawarciem małżeństwa, obawiając się, czy formalności nie zabiją ich miłości. Oboje będąc praktykującymi katolikami wiedzieli, że ślub kościelny w ich przypadku będzie niemożliwy. Po prawie dekadzie wspólnego pożycia zdecydowali się jednak na ślub cywilny, a ich małżeństwo przetrwało aż do śmierci pana Kondratiuka w 2016 roku.
Swoistym rekordem z lat siedemdziesiątych jest zagranie przez Igę Cembrzyńską w ponad 400 (czterystu!) przedstawieniach sztuki „Kogel–mogel” napisanej specjalnie dla niej przez Andrzeja Kondratiuka, która była wystawiana przez ich teatr objazdowy na niemal wszystkich ważniejszych scenach w Polsce. Pomimo ponawianych przez ponad dekadę ponawianych co jakiś czas prób, komunistyczni decydenci PRL-u odmawiali Kondratiukowi przyznania zgody na realizację wersji filmowej sztuki (ostatecznie otrzymał od cenzury oficjalny zakaz ponawiania kolejnych prób). Do realizacji tego projektu Kondratiuk chciał powrócić w latach 90., gdy PRL przechodził już do historii, a cenzura przestała istnieć. Pani Cembrzyńska miała wtedy już dobrze ponad 50 lat i odmówiła zagrania roli dziewczyny o 25 lat młodszej.
Krzyk (1983) |
– Zagrałam tam straszną lampucerę […] ale mnie to bawiło. […] Najważniejsze jest, żeby w jakimś momencie nie zachwycić się zanadto sobą. Stale szukać, szukać i jeszcze raz szukać. Nie powielać się i nie powtarzać. I jeśli już stworzy się rolę, która usatysfakcjonowała nas i publiczność, przy następnej podobnej propozycji nie powielać środków wyrazu – powiedziała aktorka.
W latach 1984-1986 została starszym wykładowcą na trzecim roku Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, gdzie uczyła wykonywania piosenek. Jej studentami byli między innymi znani dzisiaj aktorzy, jak Cezary Pazura i Wojciech Malajkat.
Mniej więcej w tym czasie zadecydowali wraz z Andrzejem Kondratiukiem o wyjeździe z Warszawy. Wybór padł na wieś Gzowo pod Pułtuskiem. Tam też zbudowali swój nowy dom, który nazwali „Dziuplą” i w krótkim czasie zapełnili zwierzętami, „bo Jędruś kochał wszystkie zwierzęta. Jak widział psa na łańcuchu, zaraz chciał ten łańcuch przecinać. Tak pojawiły się u nas psy As, Azor, Kuba czy koty Bahomet i August, że nie wymienię wszystkich”.
Nie tylko, że spędzili tam wspólnie ponad 30 lat. Bardzo szybko ich dom i jego okolice stały się też miejscem ich pracy i pasji.
– W Gzowie nakręciliśmy „Gwiezdny pył”, „Mleczną drogę”, „Wrzeciono czasu” i wiele innych filmów. To była gra, poker, nigdy nie wiedzieliśmy, czy uda się je zrobić. Nie szukaliśmy sponsorów, to było nasze kino. Wkładaliśmy w nie wszystkie nasze oszczędności, moje gaże aktorskie za recitale i role u innych reżyserów. Aktorzy wiedzieli, że szybko nie dostaną honorariów, a grali u nas Maklakiewicz, Himilsbach, Gajos, Chamiec, poza tym brat i rodzice Andrzeja, my sami i nasze zwierzęta. Robiliśmy w kilka osób tyle samo, ile 30-osobowa ekipa. Dźwigaliśmy kamery i statywy, nosiliśmy wodę ze studni. Po efekty dźwiękowe chodziliśmy do lasu, polowaliśmy na śpiew słowika. Wstawaliśmy o świcie, by uchwycić wschód słońca. Andrzej tygodniami czekał na odpowiednie światło i chodził wściekły, gdy akurat lał deszcz. – wspominała aktorka.
W Gzowie pani Iga zadecydowała także, że zajmie się produkcją filmową. Po utworzeniu firmy „Iga Film” od 1990 roku została producentem i dystrybutorem wszystkich filmów Andrzeja Kondratiuka. W 2001 roku otrzymała na 41. Krakowskim Festiwalu Filmowym nagrodę dla najlepszego producenta za wieloletnią niezależną działalność producencką.
Uważana za „aktorkę o tysiącu twarzy” pani Maria Elżbieta „Iga” Cembrzyńska oficjalnie pożegnała się z publicznością i przeszła na emeryturę w 2006 roku. Nie jest jednak pewne, czy po pewnym czasie ponownie nie pojawi się nagle w kolejnej roli, jak to już robiła wcześniej…
© DeS i Jan Praeter
Projekt Repozytorium, 2 lipca 2018
(na podstawie felietonu DeS'a z lipca 2013 / uaktualnionego i poszerzonego przez J.P.)
specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski² ☞ tiny.cc/itp2
Projekt Repozytorium, 2 lipca 2018
(na podstawie felietonu DeS'a z lipca 2013 / uaktualnionego i poszerzonego przez J.P.)
specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski² ☞ tiny.cc/itp2
☞ Pozycje dostępne w naszym Repozytorium
☞ IMDb (angielski)
☞ Wikipedia (polski)
☞ Filmografia (polski)
» WIĘCEJ »
Hydrozagadka (1970)
Ilustracje:
wszystkie © różni autorzy / Filmoteka Narodowa
Źródła cytatów i fragmentów:
Katarzyna Troszczyńska – „Po co udawać?” / „Pani” nr.2/2011
Magdalena Adaszewska, Iga Cembrzyńska „Mój intymny świat. Iga Cembrzyńska w rozmowie z Magdaleną Adaszewską” / 2016 Prószyński i S-ka / ISBN#9788380692657
Paweł Piotrowicz – „Iga Cembrzyńska: znowu zabrakło nam czasu [Wywiad]” / 30 marca 2016 / www.onet.pl
Elżbieta Pawełek – „Iga Cembrzyńska: Głowa do góry!” / „Weranda” nr.4/2016
Adam Cissowski – „Iga Cembrzyńska: nigdy się nie pożegnałam i nie pożegnam” / 1 maja 2016 / www.tvp.info
autor nieznany – „Iga Cembrzyńska i Andrzej Kondratiuk: Stworzyli sobie swój świat” / 17 października 2017 / www.interia.pl
Halina Olczak-Moraczewska – „Iga Cembrzyńska” / brak daty / www.culture.pl
i inni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz