Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Dżuma z pocałunku Almanzora. Zdrada panowie, ale ani mru-mru! Tour d`horizon 2019

Dżuma z pocałunku Almanzora


        Polska Rzeczpospolita Ludowa, czyli komuna, pozostawiła na czole III RP pocałunek Almanzora. Jak pamiętamy, Almanzor jest bohaterem „Konrada Wallenroda” Adama Mickiewicza: „Już w gruzach leżą Maurów posady, naród ich dźwiga żelaza, bronią się jeszcze twierdze Grenady, ale w Grenadzie zaraza. Broni się jeszcze z wież Alpuhary Almanzor z garstką rycerzy, Hiszpan pod miastem zatknął sztandary, jutro do szturmu uderze. O wschodzie słońca ryknęły spiże, rwą się okopy, mur wali. Już z minaretów błysnęły krzyże: Hiszpanie zamku dostali.” Jak pamiętamy, Almanzor, „widząc swe roty już w beznadziejnej obronie, przeszedł przez szable, miecze i groty. Uciekł i zmylił pogonie”. Ale wkrótce pojawił się w obozie Hiszpanów: „Hiszpanie – woła – na waszym progu przychodzę czołem uderzyć, przychodzę służyć waszemu Bogu, waszym prorokom uwierzyć”. Był to oczywiście pozór, podobnie jak przepoczwarzenie komuny w „socjalidemokratów” podczas sławnej „transformacji ustrojowej”.
Ale na tym nie koniec, bo Almanzor, na znam przyjaźni wszystkich Hiszpanów wyściskał i wycałował, aż nagle padł na ziemię i okazało się, że jest chory na dżumę. „Pocałowaniem wszczepiłem w duszę jad, co was będzie pożerać. Pójdźcie i patrzcie na me katusze, wy tak musicie umierać”. W rezultacie zarażone dżumą hiszpańskie wojsko poległo co do jednego.

        Kiedy w maju 1991 roku PRL-owski Almanzor był już gotów do całkowitego przepoczwarzenia, „Sejm kontraktowy” uchwalił dwie ustawy: o związkach zawodowych i o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Był to właśnie pocałunek Almanzora, w następstwie którego Polska została skazana na destabilizację wskutek manipulowania przez wywiady państw zaprzyjaźnionych związkami zawodowymi.

        Ustawa o związkach zawodowych bowiem stanowiła, że związek zawodowy może założyć już 10 osób, a w jednym „zakładzie pracy” może być „więcej niż jeden” związek. Więcej niż jeden – a więc – nie wiadomo ile. Co więcej – można być członkiem więcej niż jednego związku zawodowego. Każdy z tych związków musi mieć władze, którym kierownictwo „zakładu pracy” musi zapewnić płatne zwolnienia na „działalność związkową”, a poza tym korzystają z ochrony „stosunku pracy”. Gdyby w Polsce ludzie uważnie czytali ustawy, to w przedsiębiorstwie, zatrudniającym, dajmy na to, 1000 pracowników, utworzyliby co najmniej 100 związków zawodowych. Każdy pracownik należałby do wszystkich stu, a w niektórych piastowałby funkcję przewodniczącego, albo przynajmniej skarbnika, więc korzystałby z płatnych zwolnień na „działalność związkową”, no i właściciel przedsiębiorstwa nie mógłby żadnego takiego związkowca zwolnić, nawet w sytuacji, gdy przystąpiliby do „rozwiązywania sporów zbiorowych”, na przykład – w ramach „strajku solidarnościowego”, czyli w sytuacji, gdy do szefa przedsiębiorstwa, w którym są zatrudnieni, nie mieliby żadnych pretensji, ale poprosiliby ich o strajk zaprzyjaźnieni związkowcy z innego przedsiębiorstwa, to wskutek tego również przedsiębiorstwo „niewinne” mogłoby zostać doprowadzone na granicę bankructwa.

        Obydwie te ustawy były pocałunkiem Almanzora, dzięki któremu, bezpieczniacy, którzy w drugiej połowie lat 80-tych przewerbowali się na służbę do central wywiadowczych naszych przyszłych sojuszników, tymi ustawami opłacili „wpisowe”; w zamian za gwarancję ochrony przez „surową ręką sprawiedliwości”, która mogłaby zrobić im kuku za dokazywanie w okresie komuny. To wpisowe polega na tym, że Polska, dzięki tym ustawom, została wystawiona na ręczne sterowanie przez wywiady, no i oczywiście – władze państw trzecich, które mają całkowicie wolną rękę w destabilizowaniu Polski – a narzędziem tych zabiegów są właśnie związki zawodowe. Czy są one naszpikowane agentami, niczym wielkanocna baba rodzynkami, podobnie jak to jest w bezpieczniackich watahach – takich badań – o ile mi wiadomo, nikt nie prowadził, no bo któż miałby to zrobić, skoro główne legowiska agentury są właśnie w bezpieczniackich watahach, które teoretycznie zostały utworzone do strzeżenie bezpieczeństwa państwa. Ale – kto upilnuje strażników? No, już nikt.

        No i teraz, w ramach politycznej wojny, którą dla emocjonalnego rozhuśtywania opinii publicznej, przedstawia obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm i obóz zdrady i zaprzaństwa, poderwani zostali nauczyciele, bodajże ze wszystkich związków, działających w „oszwiate”. Przypomina to sytuację, o której opowiadał mi mój przyjaciel, kierujący ongiś Polskimi Kolejami Państwowymi. Działało tam bodajże siedem związków zawodowych i kiedy uzgodnił coś z jednym związkiem, to zaraz następne się buntowały – bo przecież ich działacze też musieli wylegitymować się przed swoimi związkowcami, że „walczą” o ich prawa. Toteż i teraz na wszelki wypadek pan Sławomir Broniarz, ze Związku Nauczycielstwa Polskiego o proweniencji komunistycznej (działała tam jeszcze w czasach międzywojennych, słynna sowiecka „putana” Wanda Wasilewska) – zapowiada „strajk bezterminowy”.

        Jakie stąd płyną wnioski? Po pierwsze – trzeba zdecydowanie wyprowadzić związki zawodowe z zakładów pracy. Mogłyby sobie istnieć, ale „na mieście”. Żadnych płatnych zwolnień, żadnej „ochrony stosunku pracy”. Po drugie – związki zawodowe powinny – ze statusu quasi-organów władzy publicznej (mogą „reprezentować” i „bronić” również ludzi którzy do nich nie należą, bo wynegocjowane przez związki układy zbiorowe obowiązują wszystkich), powinny zostać sprowadzone do roli stowarzyszeń zwykłych. Po trzecie – w żadnym wypadku nie wolno nikomu płacić za niewykonywanie pracy z powodu strajku. Jeśli związki chcą strajkować, muszą najpierw zgromadzić odpowiedni fundusz strajkowy i z niego – a nie z zaatakowanego przez nie przedsiębiorstwa – refundować swoim członkom utracone zarobki. Jest to niezbędne zwłaszcza w spółkach Skarbu Państwa, które są zasilane pieniędzmi podatkowymi. Taki np. „LOT” dwukrotnie korzystał z pomocy publicznej, raz w wysokości 400 mln złotych i drugi raz w tej samej kwocie. Nawiasem mówiąc, „LOT” podobnie jak wiele innych spółek Skarbu Państwa, jest żerowiskiem bezpieczniackich watah, przede wszystkim – bezpieki wojskowej, czyli WSI - tej gangreny na ciele III Rzeczypospolitej. Wprawdzie WSI już „nie ma”, ale ta nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, bo pieczołowicie kompletowana i uplasowana w kluczowych punktach państwa i życia publicznego, przecież nie zniknęła. I wreszcie – trzeba niezwłocznie zlikwidować państwowy monopol edukacyjny, Ministerstwo Edukacji, a sektor oświatowy – sprywatyzować. Państwo powinno zmniejszyć obywatelom podatki pobierane dotąd pod pretekstem, że rząd uczy dzieci, a wtedy obywatele płaciliby za edukację dzieci, a nauczyciele poczuliby nad sobą bat. Gdyby biurokracja się temu sprzeciwiała, możliwe jest rozwiązanie pośrednie w postaci bonu edukacyjnego. Struktura biurokratyczna pozostałaby wprawdzie nietknięta, ale obywatele zyskaliby swobodę wyboru i szkół i programów. W jednych szkołach pan prezydent Trzaskowski uczyłby dzieci masturbacji i osiągania przyjemności z dotykania własnego i cudzego ciała, a w innych szkołach dzieci uczyłyby się czytania i pisania, rachunków, języka polskiego, historii, geografii – i tak dalej. Jeśli ktoś chciałby zapłacić za nauczanie swoich dzieci masturbacji, to trudno – ale nie sądzę, żeby takich wariatów było wielu, bo póki co wariaci są w mniejszości.


Tour d`horizon 2019


        31 marca mają odbyć się demonstracje przeciwko prawdopodobnym skutkom amerykańskiej ustawy nr 447 JUST. Na jej podstawie rząd amerykański przyjął na siebie zobowiązanie dopilnowania, by państwa uczestniczące w konferencji „Mienie ery holokaustu” zadośćuczyniły żydowskim roszczeniom majątkowym. Na celowniku znalazła się przede wszystkim Polska, wytypowana już wcześniej na zastępczego winowajcę zbrodni II wojny światowej. W liście, jaki w styczniu ub. roku skierowała do Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego z Nowego Jorku, wartość tych roszczeń została oszacowana na bilion złotych, co według aktualnego kursu stanowi równowartość ok. 300 miliardów dolarów. Taka kwota jest prawie równa trzem rocznym budżetom Polski, a w tej sytuacji jest oczywiste, że nasz kraj nie jest w stanie wygenerować takiej gotówki nawet w transzach, bez spowodowania natychmiastowej katastrofy ekonomicznej, która pociągnęłaby za sobą katastrofę społeczną i polityczną. W tej sytuacji roszczenia te musiałyby zostać realizowane w naturze, to znaczy – w nieruchomościach, udziałach w spółkach Skarbu Państwa, a być może również w postaci przejęcia złota Narodowego Banku Polskiego, który w ubiegłym roku kupił około 9 ton tego kruszcu zwiększając swoje rezerwy do ponad 112 ton. Krótko mówiąc, realizacja tych roszczeń doprowadziłaby do żydowskiej okupacji Polski, bo środowisko wyposażone na terenie Polski w taki majątek, zyskałoby dominującą pozycję ekonomiczną, która przełożyłaby się również na dominującą pozycję społeczną i polityczną. Oznacza to, że naród polski we własnym kraju zostałby zdegradowany do III kategorii – bo pierwszą stanowiłaby żydowska szlachta, drugą – kolaboranci, a reszta – trzecią. Zatem jest to największe zagrożenie, jakie zawisło nad Polską i nad polskim narodem od 1939 roku.

        Tymczasem ani obóz rządowy, ani nieprzejednana opozycja, milczy na ten temat już drugi rok, a jeśli to milczenie przerywa, to tylko po to, by dezinformować polską opinię publiczną, że amerykańska ustawa nie stanowi dla Polski żadnego zagrożenia – jak to uczynił w swoim sejmowym expose minister spraw zagranicznych, pan Jacek Czaputowicz. Jest to jeszcze jeden dowód, że w sprawach istotnych dla państwa i narodu obóz rządowy i opozycja zachowują się identycznie, tocząc na użytek publiczności tylko takie walki kogutów, w których gdakanie podnosi się aż pod niebiosa, wokół sypią się pióra – ale Polska żadnej korzyści z tego nie ma. Jeśli zatem przez następne cztery lata nie chcemy statystować w charakterze kibiców tych walk, to musimy doprowadzić do przewietrzenia politycznej sceny, która zrobiła się zatęchła. Jak zauważył wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, jeszcze ważniejsze od tego, kto liczy głosy, jest przygotowanie wyborcom odpowiedniej alternatywy politycznej. A kiedy alternatywa jest przygotowana prawidłowo? A wtedy, gdy bez względu na to, kto wybory wygra – będą one wygrane.

        Toteż taka prawidłowo przygotowana alternatywa przybrała postać Frontu Jedności Narodu, w skład którego wchodzi PZPR, ZSL i SD, czyli Sicherheistdienst Polen, reprezentowany przez Leszka Millera, Władysława Kosiniaka-Kamysza i Grzegorza Schetynę. FJN dla zmylenia wyborców przyjął nazwę „Koalicji Europejskiej”. Jej linia polityczna jest częściowo taka sama, jak za Stalina, kiedy to Partia walczyła z kim się tylko dało, ale głównie – z „reakcyjnym klerem” – a częściowo zmodyfikowana w postaci podlizywania się sodomitom i gomorytom, których Partia zamierza „wyzwolić”, jak poprzednio – robotników i chłopów oraz inteligencję pracującą. Oczywiście stawia też na nierozerwalny sojusz ze Związkiem Ra… to znaczy – pardon – oczywiście z Unią Europejską, bo chociaż Związek Radziecki zmienił położenie, to Partia i Stronnictwa Sojusznicze zawsze odwracają się ku Związkowi Radzieckiemu, tak samo, jak słonecznik ku Słońcu. Oczywiście nie ma rzeczy doskonałych, więc i Partia musi licytować się o względy sodomitów i gomorytów z partią „Wiosna” z panem Robertem Biedroniem na fasadzie. Jest to perwersyjna odmiana „Nowoczesnej”, która – jak podejrzewam – została założona przez starych kiejkutów gwoli przekonania Amerykanów, że na tubylczej scenie politycznej potrafią dokazywać, więc lepiej będzie jak Amerykanie wciągną ich na listę „naszych sukinsynów”. Ponieważ „Nowoczesna” trochę się zaśmierdziała, toteż stare kiejkuty stworzyły – jak podejrzewam – jej kolejną edycję w postaci „Wiosny”, która nie tylko od razu zdobyła w społeczeństwie kilkanaście procent zaufania, ale również przyciągnęła rozbitków z „Nowoczesnej” w osobie mojej faworyty, Wielce Czcigodnej Joanny Scheuring-Wielgus. Z kolei PiS z „przystawkami” pracowicie rekonstruuje przedwojenną sanację, nie tylko – jak myślę – z sentymentu dla niej Naczelnika Państwa, ale również prostując ścieżki dla żydowskiego okupanta, któremu najwyraźniej musiało w tajemnicy podpisać jakieś cyrografy. W przeciwnym razie sekretarz stanu USA, pan Mike Pompeo, nie sztorcowałby ich tak 14 lutego, żeby przyspieszyli prace nad „kompleksowym ustawodawstwem” które bezpodstawnym żydowskim roszczeniom nadałoby pozory legalności. Pan Pompeo najpóźniej w jesieni musi bowiem złożyć Kongresowi sprawozdanie, jak się Polska zachowuje, więc nic dziwnego, że zaczyna się niecierpliwić. Tymczasem PiS uwagę swoich wyznawców kieruje w stronę zimnego ruskiego czekisty Putina, ciesząc się z każdego amerykańskiego żołnierza sprowadzonego do Polski.

        Po Kukiz-15 zostały już szczątki i zmierza on ku swemu przeznaczeniu, jakim jest śmierć naturalna z braku zainteresowania. Przewidywałem to w roku 2015 mówiąc, ze jeśli panu Kukizowi uda się na falę „antysystemowości” nałożyć jakiś sensowny polityczny program, to może stać się na polskiej scenie zjawiskiem nie tylko trwałym, ale i pożytecznym. Ale się nie udało, więc – niczym meteor – błysnął i właśnie gaśnie. Tymczasem na prawej stronie pojawiła się Konfederacja, która pragnie wedrzeć się na polityczną scenę, by ją przewietrzyć. Czy jej się to uda – to zależy od zachowania się wyborców już podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. Podczas gdy dla obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm oraz obozu zdrady i zaprzaństwa Parlament Europejski jest rodzajem politycznej emerytury, o tyle dla ugrupowania, które pragnie wedrzeć się na polityczną scenę, wybory do PE są rodzajem testu, który może utorować im drogę do Sejmu i Senatu jesienią. Przekleństwem takich ugrupowań jest bowiem „syndrom zmarnowanego głosu” – obawy skłaniającej wielu ludzi do głosowania na partie, co to „mają szanse”. Gdyby Konfederacji udało się wprowadzić swoich kandydatów do Parlamentu Europejskiego, to obawa przed „zmarnowaniem głosu” mogłaby się radykalnie zmniejszyć, przez co łatwiej byłoby jej osiągnąć sukces w jesiennych wyborach i zacząć przewietrzać polityczną scenę.


Zdrada panowie, ale ani mru-mru!


        Jeszcze nie nacieszyliśmy się 20-letnią obecnością Polski w NATO, dzięki której zyskaliśmy radosny przywilej wypłacenia Żydom 300 miliardów dolarów, żeby obetrzeć im gorzkie łzy po holokauście (ciekawe, że słowo „holokaust” wszyscy piszą z dużej litery. Pewne światło na tę sprawę rzucił Wojciech Dzieduszycki, zapytany, dlaczego pewien polityk dużą literą pisze słowo: „intryga”. Odpowiedział przypowieścią o znajomym handlarzu, który wzbogacił się na handlu wołami. Odtąd słowo „wół” pisał on też dużą literą) – a już jak grom z jasnego nieba spadł nam na głowę kolejny sukces. Nic bowiem tak skutecznie nie ociera łez, jak złoty plaster, więc skoro już właśnie Polsce przypadnie ten zaszczyt, to będzie to kolejny dowód rosnącej roli naszego kraju na arenie międzynarodowej. Bo trzeba nam wiedzieć, że ranga Polski na arenie międzynarodowej rośnie jak na drożdżach, a w każdym razie – tak to widzi minister spraw zagranicznych, pan Jacek Czaputowicz, który w minionym tygodniu wygłosił w Sejmie expose na temat polityki zagranicznej. Oczywiście cieszymy się z tego, bo jakże się z tego nie cieszyć tym bardziej, że pan minister Czaputowicz powiedział między innymi, że amerykańska ustawa, znana pod numerem 447 JUST, nie pociągnie za sobą żadnych skutków prawnych dla Polski. Najwyraźniej amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo, podkręcając 14 lutego br. naszych państwowych dygnitarzy, by przyspieszyli prace nad „kompleksowym ustawodawstwem”, które żydowskim roszczeniom nadałoby pozory legalności, nie wiedział, co mówi. Nie tylko zresztą on – bo okazało się, że i Kongres Stanów Zjednoczonych wydaje ustawy nie pociągające za sobą żadnych skutków prawnych, a prezydent Donald Trump, nie wiedzieć czemu, takie ustawy podpisuje. Trochę to niepokojące w sytuacji, gdy Stany Zjednoczone są Naszym Najważniejszym Sojusznikiem, ale nie ma się czym przejmować, skoro pozycja Polski na arenie międzynarodowej rośnie jak na drożdżach. Ciekawe, co pan Pompeo powie jesienią, gdy będzie Kongresowi składał sprawozdanie, jak Polska te żydowskie roszczenia realizuje. Pewnie będzie skręcał się ze wstydu, podobnie zresztą, jak i cały Kongres, kiedy zorientuje się, jaką bezskuteczną ustawę uchwalił. „Stąd nauka jest dla żuka”, żeby w przyszłości bardziej się do tych wszystkich ustaw przykładać, żeby każda z nich jednak jakieś skutki prawne za sobą pociągała. Ciekawe, czy ustawa nr 672 podpisana przez prezydenta Trumpa 17 stycznia br. o zwalczaniu antysemityzmu w Europie też nie będzie pociągała za sobą skutków prawnych dla Europy, a więc i dla Polski, która przecież w Europie jest i być pragnie – co na każdym kroku podkreślają europejsy? Ustawa ta przeznacza do zwalczania między innymi „retoryczne i fizyczne przejawy antysemityzmu skierowane w stronę osób żydowskich i nieżydowskich i (lub) ich własności.” Byłaby wielka szkoda, gdyby i ta ustawa nie pociągała za sobą żadnych skutków prawnych, bo popatrzmy: amerykańską ochroną objęta jest wprawdzie własność „osób żydowskich”, ale i „nieżydowskich” - a więc i tzw. głupich gojów. Nietrudno się jednak domyślić, że własność „osób żydowskich” będzie chroniona bardziej - i tu dla naszej biednej ojczyzny pojawia się dziejowa szansa - jednak pod warunkiem, że ustawa nr 447 JUST wywoła jakieś skutki prawne. Gdyby bowiem wywoływała takie skutki, to Polska, a w każdym razie – spore jej fragmenty – stałyby się własnością „osób żydowskich” - i jako takie, cieszyłyby się szczególną ochroną Stanów Zjednoczonych. Stany Zjednoczone i teraz nas chronią i – jak wiadomo – gotowe są bronić Polski aż do ostatniej kropli krwi ostatniego żołnierza polskiego, ale co nam szkodzi postarać się o lepszą ochronę? Polecam to łaskawej uwadze pana ministra Czaputowicza, żeby nie pozbawiał nas nadziei mówiąc, że ustawa nr 447 nie pociąga za sobą dla Polski skutków prawnych. Ja oczywiście rozumiem, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, a zwłaszcza – do parlamentu tubylczego lepiej nie mówić o takim sznurze w domu wisielca – ale rozumiem, że po wyborach już nie będziemy sobie żałowali i to, co dotychczas musi pozostać w ukryciu, zostanie nam wtedy objawione w całej straszliwej postaci. A tak nawiasem mówiąc, dokonany w ustawie nr 672 podział świata na część „żydowską” i „nieżydowską”, przecina gordyjski węzeł, dzięki czemu świat staje się prosty, jak budowa cepa i dzięki temu – zrozumiały nawet dla ludzi bardzo mało spostrzegawczych.

        Ale na tym nie koniec nieporozumień. Oto Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu rozpoczął merytoryczne rozpatrywanie skargi na nielegalność Krajowej Rady Sądownictwa i opracowania odpowiedzi na sławne „pytania prejudycjalne”, czujnie odraczając wydanie wyroku do maja, kiedy to odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Pan minister Czaputowicz powiedział wprawdzie, że ten cały Trybunał przekracza swoje kompetencje, ale z drugiej strony pamiętamy, że kiedy w ubiegłym roku „zawiesił” on ustawę o Sądzie Najwyższym, to nie tylko niezawiśli sędziowie powrócili ze stanu spoczynku do „orzekania” w Sądzie Najwyższym i początkowo nie chcieli nawet oddać odpraw, jakie z tego tytułu uzyskali, ale kiedy Nasza Złota Pani pogroziła im palcem mówiąc: „dzieci moje, wstrzymajcie wy się z tym rozbojem” - to z ciężkim sercem zwrócili i w ten sposób praworządności stało się zadość. Nie to jest jednak ważne, tylko to, że polskie władze z podwiniętym ogonem to „zawieszenie” konwalidowały, ustanawiając pozory legalności dla postanowienia, które, jak się wydaje, też „przekraczało kompetencje” Trybunału. Najwyraźniej jest czas tromtadracji i czas posłuszeństwa – jak powiada Eklezjasta.

        Więc zanim jeszcze ochłonęliśmy z wrażenia po tych wszystkich przeżyciach („panie doktorze, co JA przeżyłam!” - jak według Stefana Kisielewskiego rozpoczyna swoją relację z dyżuru nocnego pielęgniarka żydowska – bo polska zwyczajnie opowiada lekarzowi, jak chorzy spędzili noc i tak dalej), to do politycznego wstrząsu doszło za sprawą Wielce Czcigodnego Pawła Rabieja, którego pan prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski uczynił swoim zastępcą. Z obfitości serca usta mówią, więc i Wielce Czcigodny chlapnął, że „najpierw przyzwyczajmy ludzi, że związki partnerskie, to nie jest samo zło. (…) Potem łatwiej będzie o kolejne kroki, o równość małżeńską z adopcją”. Najwyraźniej sodomici zaczynają już nudzić się we własnym towarzystwie („nasze grzechy, ciągle te same i nudne, zadomowiły się w nas” - śpiewał Stanisław Sojka) i zapragnęli świeżego mięska z cudzych dziateczek. Toteż postępactwo grzmi przeciwko pedofilii wśród duchowieństwa, a do pierwszego szeregu sił postępu jednym susem dołączyła moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, która będzie kandydowała do Parlamentu Europejskiego z partii „Wiosna” pana Roberta Biedronia. Przypuszczam, że w charakterze wpisowego musiała przypomnieć sobie epizod, kiedy to w wieku 14 lat była u spowiedzi, a spowiednik wypytywał ją o „intymne szczegóły”. Ciekawe, co to mogły być za „szczegóły” - być może były pikantne, bo niektóre 14-latki potrafią już nieźle dokazywać, ale może nie, bo różnie z tym bywa. Literatura dostarcza przykładów zachowań odwrotnych. Oto jeden z bohaterów nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak”, niejaki Rurka, będący podówczas szefem powiatowego UB, szydził ze Szmaciaka z powodu monotonii jego donosów: „Wiecznie ten klecha! Do znudzenia! Pewnie ci nie dał rozgrzeszenia za to, że w kwiecie swej młodości waliłeś konia bez litości.” W przypadku Wielce Czcigodnej mojej faworyty „walenie konia” nie wchodzi oczywiście w grę, ale pomysłowość ludzka w tym względzie bywa niewyczerpana, więc „intymnych szczegółów” mógł się ubierać cały Legion. Jak tam tedy było, tak tam było, dość, że Wielce Czcigodna zerwała z Kościołem, a teraz, jak dobrze pójdzie, będzie obcinała od tamtej decyzji kupony w Parlamencie Europejskim. Tymczasem rodzice zbulwersowani „mapą drogową” nakreśloną przez Wielce Czcigodnego Pawła Rabieja, wyszli na ulice w demonstracji przeciwko deprawowaniu dzieci przez sodomitów na urzędach. W tej sytuacji Front Jedności Narodu, w postaci PZPR, ZSL i Sicherheistdienst Polen, podjął decyzję, by do czasu wyborów nie pisnąć na ten temat ani słówka – bo po wyborach będzie już, jak to się kiedyś mówiło - „po harapie”.


© Stanisław Michalkiewicz
22-24 marca 2019
www.Michalkiewicz.pl / www.MagnaPolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji / Wydawnictwo Siedmioród

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2