Jeśli połączyć powyższe z niemiecką fundacją, która pompuje kasę w „Wiosnę” i samego Biedronia, to mamy dość czytelny i całkowicie odmienny obraz sytuacji. Aby trafić w sedno, a nie w ślepy róg trzeba pamiętać o dwóch rzeczach.
Po pierwsze całkowicie się zgadzam ze starymi wygami, że w polityce misterne plany praktycznie się nie zdarzają, to jest domena publicystów przerabiających banały na sensację. Po drugie politykę robią ludzie i tutaj nie da się przewidzieć ostatecznego rezultatu, dlatego wydaje się proste komendy i przyjmuje proste założenia. Schetyna i Biedroń nie mają wiele do gadania, gdy Timmermans, Soros, czy inna Merkel każą zrobić tak, jak sobie wymyślili. Z tego co widać wymyślili sobie, że nic nowego wymyślać nie będą, ale polecą starym schematem.
Pewne jest to, że PO nie ma najmniejszych szans na samodzielne przejęcie władzy, w to nie wierzy nikt, najwięksi fanatycy i zaklinacze deszczu również. W takiej sytuacji można zrobić dwie proste rzeczy, które w polityce testowano od lat na 100 sposobów. Zbudować wielką koalicję lub stworzyć nową partię z potencjałem koalicyjnym. Pytanie kluczowe brzmi, czy jedno wyklucza drugie? Absolutnie nie i daleko nie trzeba szukać, wystarczy się cofnąć do 2011 roku, gdy PO z PSL szło do wyborów pod rękę, a bimbrownik z Biłgoraja z kapusiami SB i innymi dewiantami zbudowali „partię”, która była wentylem bezpieczeństwa i w najważniejszych sprawach głosowała tak, jak kazał Tusk.
Nie inaczej dzieje się w tej chwili. Z jednej strony Schetyna połyka przystawki, czyli w jego terminologii buduje wielką koalicję, z drugiej strony Biedroń pręży muskuły i idzie skrajnie lewą bandą. Na szczęście w tym miejscu analogia się kończy i to jest bardzo zła informacja dla opozycji i bardzo dobra dla prawicy. W 2011 roku samotne PO miało więcej mocy niż dzisiejsza zbieranina: PO, PSL, SLD, Nowoczesna razem wzięta. Projekt Biedronia jest rzecz jasna kopią „Twojego Ruchu” z dość mocną korektą estetyczną, ale to długo nie potrwa, no i najważniejsze jest coś innego. Nie da się dwa razy uzyskać efektu świeżości od lat wyśmiewaną techniką odgrzewania starego kotleta. Biedroń już był w polityce i to w niemal identycznym opakowaniu, a już na pewno z identyczną metką ideologiczną.
Tak czy siak decydenci nie mają wyjścia i muszą rzeźbić w materiale jaki jest do dyspozycji. Jak trudno znaleźć lidera, który będzie w stanie ogłupić masy i utrzymać władzę, doskonale widać we Francji. Właśnie dlatego, że nie ma kim robić, trzeba robić na dwa fronty. Budowanie dużej koalicji i partnera dla tej koalicji, niekoniecznie formalnego, ale takiego, który pomoże powołać nowy rząd i utrzyma go przy życiu, jest w tej chwili optymalnym planem dla Brukseli i Berlina. Póki co plan idzie jak po grudzie, bo wielka koalicja nie rośnie w siłę, z kolei Biedroń okazał się kanibalem zabierającym głosy POKO, ale to niewiele zmienia.
W innej konfiguracji, czyli samotny start PO i przystawek, wynik wyborczy będzie jeszcze gorszy, za sprawą D'Hondta. Ponadto Nowoczesna w samotnej walce nie ma żadnych szans na przekroczenie progu wyborczego, SLD i PSL są na styku i choćby weszły, to wielu mandatów nie dostarczą. Biedroń zbiera znudzony i rozczarowany elektorat „postępu” i byłoby to groźne, ale nie przy takim potencjale POKO, w dodatku zjadanego przez „Wiosnę”. Trwają testy w ramach wyborów europejskich i nikt nie wie, co z tego wyjdzie. Dopiero w maju dowiemy się w jakim kierunku pójdą korekty. Na razie polskojęzyczne media i „nasi partnerzy z Unii” będą trzymać dwie sroki za ogon.
Ilustracja Autora © brak informacji / za: [link]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz