Jacek Kuroń we swych wspomnieniach opisał sposób polowania przez Indian na mustangi. Otóż jego zdaniem Indianin wskakiwał na ogiera, przewodnika stada i pewien czas pozwalał się unosić w wybranym przez konia kierunku. Potem stopniowo zakręcał, nawet o 180 stopni i doprowadzał ogiera, a za nim całe stado do zamkniętego koralu. Na koniach się trochę znam i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że są to opowieści z książeczek dla dzieci do lat pięciu. Nikt nigdy w ten sposób nie polował na dzikie konie. Opowieść Kuronia jest jednak doskonałą metaforą sposobu w jaki on i jego środowisko obeszło się z opozycją niepodległościową. Otóż Kuroń i его отряд przez dłuższy czas mówili wszystko to co chcieliśmy słyszeć, czyli galopowali na naszych plecach w wybranym przez nas kierunku. Potem zaczęli zakręcać, aż wreszcie zakręcili dokładnie o 180 stopni co chyba teraz dla wszystkich jest już jasne. W czasie strajku w Stoczni Gdańskiej Kuroniowi dali się nabrać nie tylko robotnicy. Dali się również nabrać Gwiazdowie i Ania Walentynowicz. Nie tylko wpuścili go wraz z jego ekipą do stoczni, nie tylko słuchali jego porad, lecz – mówiąc językiem wyścigowym- pozwolili sobie wyrwać z ręki cugle.
Ogólnie rzecz biorąc- pozwoliliśmy wszyscy aby wypustki stalinowskiej grupy interesu przejęły i zagospodarowały naszą oddolną solidarnościową rewoltę.
Ciekawe jest, że Kuroń nie ukrywał swego oszukańczego planu, wydawał się nim wręcz szczycić. Po upadku rządu Olszewskiego nie ukrywał również swojej nienawiści do środowisk niepodległościowych , domagających się wówczas lustracji. „ Przegrałem ze swoją nienawiścią” wykrzykiwał z wykrzywioną z nienawiści twarzą.
Podobnie Ewa Kopacz, nie ukrywa, że marzy jej się kamieniowanie przeciwników politycznych.
Ta sama Ewa Kopacz nie widzi tego, że wraz z doborową grupą politycznych emerytów startującą obecnie do unijnego koryta w tak zwanej Koalicji Europejskiej stanowi ona klasyczny okaz politycznego dinozaura, nadający się do umieszczenia jako wzorzec w Sèvres pod Paryżem. Wraz z nią deklarację polityczną złożyli inni polityczni bankruci. Wielu z nich zapisało się negatywnie w ludzkiej pamięci. Choćby Buzek ze swoimi poronionymi reformami, czy Miller z licznymi aferami. Niektórzy zasłynęli również agresywnymi wypowiedziami- na przykład Sikorski, który chciał dożynać watahy przeciwników.
I pomyśleć, że ci sami ludzie chcą nas teraz uczyć tolerancji i walczyć z mową nienawiści, którą rzekomo prezentujemy. Między innymi będą nas sądzić za mowę nienawiści sędziowie którzy publicznie przyznali się, że pragną zemsty. To panie Monika Płatek oraz Irena Kamińska, które wyraziły to expressis verbis podczas spotkania organizowanego przez Fundację Batorego. Te prominentne panie nie obawiają się jednak wyroku za mowę nienawiści. Postępują zgodnie z zasadą: „ co wolno wojewodzie to nie tobie narodzie”. Pani Irena Kamińska określiła przecież prawników jako nadzwyczajną kastę ludzi, a nadzwyczajnym ludziom przysługują nadzwyczajne prawa.
Wczoraj (to znaczy 2 lutego) zorganizowana grupa napadła przed budynkiem TVP na dziennikarkę panią Ogórek. Następnego dnia w Loży Prasowej TVN dziennikarz Żakowski oświadczył, że pani Ogórek jest sama sobie winna a ludzie, którzy zbierają się pod TVP protestują w ten sposób przeciwko nienawiści i agresji w życiu publicznym.
Jesteśmy zatem u źródeł. Pamiętamy doskonale na czym polegała za czasów komunizmu choćby „czynna walka o pokój”. Istotą komunistycznej retoryki było zawsze zawłaszczanie słów i zmiana ich znaczenia. Wybitny i niezależny intelektualnie od mód i towarzyskich koterii nieżyjący już niestety socjolog Jakub Karpiński opisuje to zjawisko w pracy Mowa do ludu. Szkice o języku polityki, wyd. Puls, Londyn 1984. Od wydania tej książeczki upłynęło 35 lat, a od doświadczeń będących podstawą analizy Karpińskiego 50 i więcej a jednak wobec komunistycznej czy postkomunistycznej nowomowy społeczeństwo wydaje się być bardziej bezradne niż było wówczas. Wtedy naśmiewaliśmy się wszyscy ze zjawiska, które według Karpińskiego nazywało się: „ mowa trawa do chińskiego ludu przez zamknięty lufcik”. Komunistyczne brednie miały swoje granice, naród nie był głupi i tych idiotyzmów nie kupował. Wyśmiewał te brednie niezawodny Janusz Szpotański, wyśmiewała ulica i zagranica. Na przykład o dziennikarzach i literatach Szpotański pisał : „ Ach ciężkie życie jest chałturzysty, gdy w piersi żądza donosów wre! Próżno dokoła szukać faszysty, gdy wszędzie tylko dawne UB.” A o sukcesji bezpieczniackich pokoleń: „ Jeśliś na ojców mękę nieczuły, może cię wzruszy sierotek los: Panna Różańska w TV się tuła, a mały Fejgin zawodzi w głos! Bez swoich ojców czułej opieki marnieją dziatki, drogi nasz skarb. Do łask nas przywróć i do bezpieki, o racz wysłuchać ubeków skarg!”.
Bez Szpotańskiego, bez Karpińskiego nie zrozumiemy przeszłości, a bez zrozumienia przeszłości nie zrozumiemy teraźniejszości. Nie zrozumiemy choćby czym jest mowa miłości, której doświadczamy.
© Izabela Brodacka Falzmann
10 lutego 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
10 lutego 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz