Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Tusk na białym koniu

Tusk to polityk zbyt trzeźwo stąpający po ziemi, by nie rozumieć, że wybory można nie tylko wygrać, lecz również przegrać. Kiedyś już przegrał bezpośrednie starcie z Lechem Kaczyńskim, potem zostawiona przez niego partia przegrała z Prawem i Sprawiedliwością. Czy nie zadaje więc sobie pytania, na jak niską półkę spadnie, jeśli poniesie klęskę również w wyborach prezydenckich w 2020 r.?

Obserwatorzy sceny politycznej dość zgodnie uznali, że obecność w Polsce Donalda Tuska oraz jego jątrzące, nienawistne wypowiedzi i mieszanie się w polskie spory polityczne (czego jako urzędnikowi Unii Europejskiej robić mu po prostu nie wolno) mogą oznaczać początek kampanii prezydenckiej 2020. Czy takie przypuszczenie jest prawdziwe? A może te ekscesy były zaledwie zasłoną dymną? A może jedynie, typową dla Tuska, złośliwością wobec znienawidzonego obozu politycznego?

Czy Tusk chce?


Pierwsze i chyba najważniejsze pytanie brzmi: czy Tusk chciałby zostać prezydentem? Wiemy doskonale, że w polskim, ułomnym i konfliktogennym systemie prawnym prezydent nie ma szczególnie dużo do powiedzenia. Owszem, może, jeśli chce, bardzo skutecznie przeszkadzać rządzącym, ale jego zdolności kreacyjne ograniczają się w zasadzie do inicjatywy ustawodawczej. Oczywiście silny, niezależny prezydent z własnym dużym zapleczem politycznym może również wpływać na rządzących w sposób nieformalny i wymóc na nich pewne znaczące ustępstwa, ale jest to kwestia bieżącej sytuacji politycznej, nie umocowania konstytucyjnego. Tusk, jak wiadomo, lubi władzę (potrzebną mu dla samej władzy, ponieważ nigdy nie miał planów reformowania kraju), a stanowisko prezydenta nie dałoby mu jej wiele. Rzecz jasna, w przypadku rządów PiS jego weta stanowiłyby kamień wrzucony w tryby maszyny, za to w przypadku rządów Platformy sprawowałby pewnego rodzaju kontrolę nad Grzegorzem Schetyną (warto przypomnieć, że obu panów spaja nie tylko nienawiść do PiS, lecz również wzajemna animozja tak silna, że wierzę, iż co wieczór każdy z nich modli się o upokarzającą klęskę tego drugiego).

Trzeba wziąć też pod uwagę, że wybory wymagają udziału w kampanii prezydenckiej. Oznacza to, że Tusk ściskający teraz dłonie Junkcersa, Merkel, Macrona czy Trumpa musiałby zacząć ściskać dłonie Zdziśka Piprztyckiego z Wólki Górnej i Grześka Brzęczyszczykiewicza z Łękołodów. Musiałby jeździć po kraju i przemawiać na lokalnych wiecach. Czy Tusk jest gotowy na taką odmianę życia? Czy jest gotowy na konfrontację z patriotyczną „Polską lokalną”, która jednoznacznie opowiada się przeciwko Platformie? Czy jest gotowy na zmasowany atak wyborców i mediów prawicy, na okrzyki „zdrajca”, „volksdeutsch” i „targowica”, które będą mu towarzyszyć w czasie całej kampanii? Tusk sprzed czterech lat byłby gotowy, dzisiejszy Tusk, rozleniwiony „światowym życiem”, dalekim od dosłownej brutalności kampanijno-wyborczej, gotowy zapewne nie jest.

Czy Tusk może?


Ale przecież sama decyzja o wzięciu udziału w wyborach nie gwarantuje jeszcze zwycięstwa. Owszem, Tusk byłby poważnym graczem, występującym ze wsparciem całego silnego i bogatego aparatu Platformy, ze wsparciem mediów oraz celebrytów, widzących w nim Mojżesza, który przeprowadzi ich przez biało-czerwone morze na spokojne kosmopolityczne brzegi, a polskim patriotom zaknebluje usta. Jednak obecny prezydent Andrzej Duda jest na razie zdecydowanym faworytem sondaży prezydenckich. Większość obywateli nie podziela negatywnego obrazu tego polityka szerzonego przez totalną opozycję i współpracujące z nią media. A przecież Duda startowałby wsparty przez potężną maszynę PiS, dla której to partii zwycięstwo Dudy, w razie wcześniejszej wygranej parlamentarnej, byłoby oczywiście potrzebne do skutecznego sprawowania władzy. Natomiast w wypadku wcześniejszej przegranej parlamentarnej owo zwycięstwo oznaczałoby możliwość kontrolowania Polski i uniemożliwienie Platformie cofnięcia reform społecznych czy reform dotyczących systemu prawnego. Dla PiS wybory prezydenckie będą więc walką o skuteczne sprawowanie władzy i z całą pewnością partia ta rzuci na prezydencką wojnę wszystkie siły. A że PiS walczyć i mobilizować się potrafi, a Duda nie jest kandydatem z tektury, to o tym miał okazję przekonać się już Bronisław Komorowski.

Czy Tuskowi się opłaca?


Aby zostać prezydentem Polski, należy pokonać konkurentów w wyczerpującej kampanii. To nie to samo co rozmowy na europejskich salonach przy kawie i winku. Następnie obejmuje się urząd, który sam Tusk nazwał kiedyś „pilnowaniem żyrandola”, czyli funkcję niemal pozbawioną kreatywnego wpływu na polityczną rzeczywistość. Pieniądze z tego są żadne, chwała dla kogoś, kto był „prezydentem” Europy, niewielka, a formalnych obowiązków sporo. Jestem przekonany, że Tusk wolałby objąć jakieś stanowisko w strukturach międzynarodowych. Mówi się o jego szansach na szefostwo Europejskiej Partii Ludowej, a następnie o wyborze na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Jeżeli Tusk chciałby wygrać polskie wybory prezydenckie, to między innymi po to, by odegrać się za klęskę z Lechem Kaczyńskim oraz by zemścić się na znienawidzonym PiS. Na pewno też wizja „bohatera na białym koniu” hołubiona przez celebrytów przemawia do jego wyobraźni. Ale Tusk to polityk zbyt trzeźwo stąpający po ziemi, by nie rozumieć, że wybory można nie tylko wygrać, lecz również przegrać. Kiedyś już przecież przegrał bezpośrednie starcie z Lechem Kaczyńskim, a potem zostawiona przez niego partia przegrała z Prawem i Sprawiedliwością. Czy nie zadaje więc sobie pytania, na jaką niską półkę spadnie, przegrywając wybory również w 2020 r.?

Jeśli nie Tusk, to kto?


Grzegorz Schetyna i reszta polityków Platformy publicznie deklarują poparcie dla kandydatury Tuska i uważają ją za „naturalną i oczywistą”. Jednak mam nieodparte wrażenie, że totalna opozycja nie ma żadnego planu B na wypadek, gdyby Tusk nie chciał lub nie mógł kandydować w wyborach prezydenckich. Rafał Trzaskowski, o którym mówiło się w kontekście startu w wyborach i nazywano „złotym dzieckiem Platformy”, skompromitował się w kampanii warszawskiej. Okazał się miałkim, nieudolnym graczem i chociaż w Warszawie wygrał, to w Polsce poniósłby zapewne druzgocącą klęskę (zważywszy, iż jest nadętym bufonem, czego ludzie na tzw. prowincji po prostu nienawidzą). Jarosław Wałęsa, druga „wielka nadzieja PO” nie potrafił wygrać nawet w platformerskim bastionie, czyli w Gdańsku, gdzie doznał wręcz kompromitującej porażki. Radosław Sikorski, niegdyś uważany przez swych stronników za niemal pewnego przyszłego prezydenta RP, teraz jest na dalekim politycznym aucie. Może więc Hanna Zdanowska, która w Łodzi zdeklasowała rywala z PiS, zostanie uznana za polityka ogólnokrajowego formatu? Kto wie, czy Platforma zrozpaczona brakiem Tuska nie sięgnęłaby właśnie po nią, pomimo ciążącego na niej wyroku skazującego (wydanego w procesie karnym) za oszustwo? A może w roku 2019 narodzi się jakiś nowy talent w PO? Chociaż zważywszy na to, jakie intelektualne i moralne miernoty działają tam obecnie (a każda pilnie strzeże swej pozycji), wydaje mi się to zbyt śmiałe przypuszczenie.

Przed nami kilkanaście naprawdę fascynujących politycznie miesięcy. Najpierw wybory europejskie i parlamentarne w 2019 r., potem wybory prezydenckie w 2020 r. Jeśli prawica wygra je wszystkie, to reformowanie kraju wejdzie na nowy etap. Jeśli przegra, to pozostanie tylko pytanie, jak wiele z dotychczasowego dorobku uda się ocalić…


© Jacek Piekara
18 grudzień 2018
źródło publikacji:
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2