Mosbacher: ambasador USA czy terytorium okupowanego przez Izrael?
Zachowanie JE ambasadoressy Stanów Zjednoczonych w Warszawie Georgette Mosbacher, business-woman z przeszłością (trójzamęścia: czy też businessowe?...) zachowuje się w niemal jak ambasador Związku Radzieckiego w PRL – Awierkij Aristow. Czyżbyśmy byli już aż tak uzależnieni od Waszyngtonu -„Terytorium okupowanego przez Izrael” – jak powiedział wybitny publicysta amerykański, Pat Buchanan, ubiegający się dawno temu o nominację Partii Republikańskiej na kandydata do Białego Domu? No ale: czy JE Mosbacher reprezentuje Amerykę –czy tylko to okupowane terytorium?...
W liście do premiera Morawieckiego Mosbacher niedwuznacznie zaszantażowała polskie władze domagając się, by zaprzestały śledztwa w sprawie prowokacji TVN, należącej do Discovery Communications, której właścicielem jest Dawid Zaslaw ,obywatel amerykański pochodzenia żydowskiego. Zapewne z obawy, by trop nie doprowadził do żydowskich mocodawców tej prowokacji. Czy Mosbacher reprezentuje aby na pewno rząd Stanów Zjednoczonych, czy tylko żydowskie lobby polityczne w Ameryce? Mosbacher powołuje się na wrażliwość amerykańskiej opinii publicznej na „wolność słowa”, ale najwyraźniej kompletnie ignoruje jej wrażliwość na prawdę i skuteczny wymiar sprawiedliwości. Czy większość Amerykanów nie będących przecież pochodzenia żydowskiego na pewno chce, żeby prowokacja Discovery Communications wobec Polski nie została zdemaskowana i ukarana? Czy chcą tego tylko „obywatele amerykańscy żydowskiego pochodzenia: jako „podwójnie lojalni”?…
Poniekąd nie dziwi ten swoisty brak wrażliwości niektórych polityków amerykańskich na prawdę i sprawiedliwą karę: jeszcze w swej kampanii wyborczej Trump obiecywał przecież odtajnienie wszystkich materiałów dotyczących zamachu na J.F. Kennedy’ego, ale po zwycięstwie – nie odtajnił… Zarazem w ostatnim dniu swego urzędowania jego poprzednik, Barak Obama, ułaskawił skazanego na dożywocie żydowskiego szpiega, Jonathana Pollarda, całkiem jak kiedyś Aleksander Kwaśniewski – Petera Vogla-Filipczyńskiego, zwanego „szwajcarskim bankierem” postkomuny.
Wydalenie Mosbacher z Warszawy byłoby stosownym posunięciem, ale, oczywiście, gdzieżby rząd premiera Morawieckiego się ośmielił… Ani premier, ani prezydent Duda nawet nie ośmielili się odpowiedzieć na jej szantaż twierdząc, że „nie będą się zniżać do jej poziomu”… Potem znaleźli bardziej elegancka formułę dla swego zaniechania: uznali, że ambasador Mosbacher popełniła „ niezręczność dyplomatyczną”… Wcześniej obydwaj „nie zniżyli się” też do poziomu tej części Polonii Amerykańskiej, która protestowała przeciw ustawie nr 447 (JUST) i nie spotkali sie z nią… Proszę – eleganccy panowie: z byle kim nie rozmawiają?...
Zachowanie Mosbacher wygląda na wsparcie dla zatuszowania prowokacji TVN, która z kolei (odpalona ze stosownym opóźnieniem) wpisała się w starannie zaplanowany cykli innych prowokacji: prowokacji ambasador Izraela w Oświęcimiu, prowokacji Departamentu Stanu wobec nowelizacji ustawy o IPN, prowokacji Żyda Fulopa w New Jersey wobec pomnika katyńskiego. A wszystko to po to, by onieśmielić polskie władze: by nie protestowały głośno przeciw Ustawie nr 447 (JUST).
Prowokacje mają i to do siebie, że bez względu na cel, jaki miały spełnic, żyją potem i własnym życiem.
Na listopadowej premierze „Dziadów” Dejmka w 1967 roku, na której obecny był – w pierwszym rzędzie - ambasador Aristow, Holoubek wprowadził do tekstu „Dziadów” frazę, której w ogóle w „Dziadach” nie ma: potrząsając kajdanami z proscenium przed samym nosem Aristowa rzucił: „Taką nam wolność przynieśliście , Moskale!”… Wyglądało to na frazę mickiewiczowską, ale było frazą wymyślona przez Holoubka. Kto mu kazał?... Aristow opuścił spektakl, i tak zaczęła się dalsza historia tej teatralnej prowokacji, którą rozmaite potem siły szarpały, każda w swoją stronę…
Prowokacja TVN też szarpana jest w rozmaite strony. Żydowscy właściciele TVN – w swoją, TVN-owskie politruki, „stokrotki” i „paprotki” – w swoją, opozycja – w swoją, Mosbacher – w swoją („biznesową” - zabiegać o względy żydowskiemu lobby w Ameryce?). Milczenie premiera, prezydenta, Sejmu i Senatu w sprawie Ustawy 447 ma zapewne też swoją kalkulację, chyba bardo lichą i tandetna politycznie.
Szantaż Mosbacher jest zarazem żydowskim testem wobec władz w Warszawie: jak daleko i jak szybko można się jeszcze posunąć? Obawiam się, że Żydom dymającym rząd premiera Morawieckiego niewiele już brakuje do pełnego orgazmu: niech no tylko już wiosną przyszłego roku Departament Stanu wyda w oparciu o ustawę nr 447 swój pierwszy raport o „realizacji żydowskich żądań materialnych” w Polsce!
Już obecnie rzeczniczka Departamentu Stanu – pytana o zachowanie Mosbacher – uznała ją za „wzorowego ambasadora”. Cóż, i tak dobrze, że Waszyngton nie przysłał nam Moniki Lewinsky. A właściwie – może nawet szkoda?...
Gdy władze PRL „robiły laskę” Moskalom – wojska sowieckie były w Polsce. Dzisiejsze władze „robią laskę” amerykańskim Żydom, chociaż nie ma jeszcze w Polsce „fortu Trump”. Co to będzie później?...
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz