Obecna sytuacja w zakresie przymusu szczepień jest znacznie gorsza od tej z okresu PRL, gdzie szczepienia też były obowiązkowe, lecz było ich wielokrotnie mniej, były one bezpieczniejsze i stosunkowo łatwo można było z nich zrezygnować.
Różnice wynikają głównie z tego, że wtedy stosowano proste szczepionki pochodzące z firm polskich i wschodnioeuropejskich, które nie były produkowane dla zysków, a dziś stosuje się szczepionki globalnych koncernów farmaceutycznych, produkowane dla wielomiliardowych zysków. Amerykańska Agencja Kontroli Chorób (CDC), która narzuca programy szczepień, przyznała, że nie prowadzi się badań analizujących długofalowe bezpieczeństwo szczepionek i ich kombinacji powszechnie stosowanych w pediatrii. Zarówno polskie, jak i amerykańskie czy inne programy szczepień „ochronnych” są więc niekontrolowanymi, nielegalnymi eksperymentami na dzieciach, których skutki – jak wiemy – są tragiczne – pisze pani profesor Maria Majewska.
Pani profesor jest autorytetem dla rodziców zbuntowanych, to znaczy tych, których spotkała choroba poszczepienna dziecka, albo tych, którzy stracili zaufanie do lekarzy i systemu. Kryzys zaufania do ludzi i instytucji jest syndromem współczesności. Jeszcze niedawno elitą każdej miejscowości byli lekarz, ksiądz i aptekarz. Do nich zwracano się z problemami przekraczającymi często zakres ich obowiązków. Dziś powiedzielibyśmy, że ich zawody były klasycznymi zawodami społecznego zaufania. Jeszcze niedawno w każdej aptece można było otrzymać lek sporządzony według recepty miejscowego lekarza, papierową torbę z mieszanką ziół czy ciemną buteleczkę z jakąś miksturą i nikomu nie przyszłoby do głowy sprawdzać tych leków w niezależnym laboratorium. Zdarzały się pomyłki zarówno lekarzy, jak i aptekarzy, zdarzały się zapewne również przestępstwa. Statystycznie były tak mało istotne, że w świadomości zbiorowej przetrwały tylko dzięki powieściom kryminalnym. Lekarzem, który celowo otruł pacjenta, zajmował się wówczas kat, a nie niewidzialna ręka rynku. W przypadku zaniedbania czy nieświadomej pomyłki lekarz tracił prawo wykonywania zawodu.
Obecnie osobowość lekarza czy jego stosunek do pacjenta, a nawet umiejętności odgrywają drugorzędną rolę. Lekarz spętany jest procedurami medycznymi, a w przypadku niepowodzenia terapii odpowiada wyłącznie za przestrzeganie procedur. Jak szczerze napisał pewien lekarz – jeżeli ma do wyboru pomiędzy procedurą i zdrowiem pacjenta, w swoim dobrze pojętym interesie wybiera procedurę. Nie ma miejsca na indywidualizm, który mógłby uruchomić tak upragnione mechanizmy rynkowe. Wbrew wszelkim deklaracjom pacjent jako przedmiot procedur jest z konieczności uprzedmiotowiony, a jego wolność sprowadza się do podpisania formalnej zgody na terapię czy zabieg, o którego szczegółach czy specyfice nie ma i nie może mieć pojęcia. W sytuacji zapaści systemu medycznego, gdy pacjent czeka latami na operację, trudno sobie wyobrazić, że osiągnąwszy już progi upragnionego szpitala, będzie przebierał w proponowanych zabiegach jak w ulęgałkach na wiejskim targu. Pacjenta nie tyle interesują umiejętności lekarza, których i tak nie jest w stanie praktycznie sprawdzić, co jego pozycja w strukturze służby zdrowia, dzięki której za cenę prywatnej wizyty mógłby uzyskać dostęp do państwowej, a więc bezpłatnej kuracji szpitalnej opłacanej przecież z podatków, a więc również z tego pacjenta pieniędzy. To nie rynek, lecz jego parodia, i nic tu nie zmieni swoboda wyboru lekarza czy szpitala.
Całkowicie sprzeczne z zasadami liberalizmu są wszelkie formy przymusowej terapii, a przede wszystkim obowiązkowe szczepienia. Lekarz domowy czy pediatra może mieć prywatne zdanie na temat szczepień, ale nie jest ono na ogół poparte własnymi badaniami, więc jest w zasadzie bez znaczenia. Nic dziwnego, że woli trzymać się oficjalnej wykładni. Natomiast ukrywanie powikłań poszczepiennych wynika raczej z oportunizmu lekarzy, ale jest również świadectwem ich bezradności.
Zaufanie rodziców do szczepień jest bez znaczenia wobec przymusu administracyjnego. Rzadko kto z rodziców jest gotów płacić grzywny, rezygnować z przedszkola czy ukrywać się przed sądem grożącym odebraniem praw rodzicielskich w imię dobrze udokumentowanych, lecz słabo rozpowszechnionych hipotez na temat związku szczepień z autyzmem czy innymi uszkodzeniami organizmu. Badania na temat oddziaływania szczepionek są prowadzone wszędzie na świecie przez lekarzy indywidualistów, którzy dosłownie rozumieją przysięgę Hipokratesa i poczuwają się jak za dawnych dobrych czasów do osobistej odpowiedzialności za losy pacjentów, a nie przenoszą tej odpowiedzialności na system.
Rynek farmaceutyczny jest jednym z bardziej znaczących rynków na świecie i nadal się rozwija. Dowodem tego jest choćby fakt, że współczesny aptekarz to tylko sprzedawca. Większość reklam telewizyjnych dotyczy właśnie leków. Wiele z nich jest szkodliwych, niektóre wchodzą w interakcje z innymi przepisanymi przez lekarza lekami. Producenta i reklamodawcę ma chronić odczytywane monotonnym głosem powiadomienie o konieczności konsultacji zakupu „z lekarzem lub farmaceutą”.
Osobnym problemem są propagowane w internecie terapie alternatywne, których skuteczność ma potwierdzać duża liczba rzekomo autentycznych wpisów szczęśliwie uzdrowionych klientów. To część szerszego problemu, jakim jest dewaluacja słowa. Lekarze nie chcą na temat tych terapii, tak jak na temat szczepionek, nawet mówić.
Ale złoto, jakim podobno jest milczenie, zamienia się w rękach współczesnych alchemików w ołów.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz