Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Tak jak uważam

Zwykle nie trudnię się omawianiem szczegółów współczesnej polityki, ale w tym tygodniu wydarzyło się coś, co wręcz krzyczy z rozpaczy aby to omówić. Ponieważ, jak się wydaje, nikt inny za to się nie zabierze, niniejszym chcę zaprotestować przeciwko złej i wybitnie tchórzliwej postawie prasy brytyjskiej wobec powstania, które właśnie wybuchło w Warszawie.

Natychmiast gdy tylko pojawiły się pierwsze wieści o wybuchu powstania, „News Chronicle” i jemu podobne gazety przyjęły stanowisko zdecydowanej dezaprobaty. Czytając je można odnieść wrażenie, że Polacy właściwie zasługują na to, aby im skopano tyłki za zrobienie tego, do czego wszystkie alianckie rozgłośnie nakłaniały ich do zrobienia od wielu lat. I że nie zasługują na żadną pomoc i dlatego żadna pomoc z zewnątrz nie zostanie im udzielona.
Co prawda kilka artykułów z początku sugerowało, że broń i zaopatrzenie mogą zostać zrzucone przez Anglo-Amerykańskie lotnictwo z baz znajdujących się o tysiące mil od Warszawy; jednak nikt, o ile mi wiadomo, nawet słówkiem nie zasugerował, że mogliby to zrobić Rosjanie, znajdujący się przecież jakieś dwadzieścia mil od Warszawy. „New Statesman” w artykule z 18 sierpnia posunął się nawet do zasiania wątpliwości, czy w takich okolicznościach w ogóle warto to robić, skoro nie można przekazać jakiejkolwiek, choćby trochę liczącej się pomocy poprzez lotnicze zrzuty. Natomiast wszystkie lub prawie wszystkie gazety lewicy były pełne oskarżeń skierowanych pod adresem polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie za wywołanie „przedwczesnego” powstania w chwili, gdy Armia Czerwona jest już właściwie u bram miasta. Ten sposób myślenia został bardzo czytelnie przedstawiony w liście pana G. Barraclough opublikowanym w „Tribune” w ubiegłym tygodniu. Tezy te składają się z następujących oskarżeń:
  1. Wybuch Powstania Warszawskiego „nie był spontanicznym powstaniem ludności”, lecz rozpoczął się „na rozkaz rzekomego Rządu Polskiego na uchodźstwie w Londynie”.
  2. Rozkaz rozpoczęcia Powstania został wydany „bez uprzedniej konsultacji z rządami brytyjskimi lub sowieckimi” i „nie podjęto najmniejszej próby koordynacji działań powstańczych z Aliantami”.
  3. Polski ruch oporu nie jest ani trochę bardziej zjednoczony wokół rządu londyńskiego, niż jest nim grecki ruch oporu wokół króla Hellenów, Jerzego. (Jest to dodatkowo podkreślane przez częste używanie słów „na emigracji”, „rzekomy” itp., stosowanych w określeniach polskiego rządu w Londynie).
  4. Rząd londyński przyspieszył wybuch powstania po to, aby mieć w swych rękach całą Warszawę w chwili, gdy przybędą tam Rosjanie, gdyż w takiej sytuacji „pozycja negocjacyjna rządu emigracyjnego byłaby lepsza”. Jak usiłują nam wmówić, rząd londyński „jest gotów zdradzić sprawę narodu polskiego tylko po to, aby wzmocnić własną pozycję i przedłużyć kadencję swego niepewnego urzędu” lub nawet coś znacznie gorszego.

Dla żadnej z tych tez/oskarżeń nie oferuje się żadnego pokrycia w faktach ani najmniejszego dowodu, aczkolwiek tezy 1 i 2 są tego rodzaju, że można je zweryfikować i które mogą nawet okazać się prawdziwe. Moje własne przypuszczenia są takie, że druga teza jest prawdziwa, a pierwsza być może częściowo prawdziwa. Natomiast trzeci zarzut to kompletna bzdura, która w dodatku nie ma najmniejszego sensu jeśli zarzut pierwszy i drugi miałyby być prawdziwe: skoro rząd londyński nie jest akceptowany przez większość ludności Warszawy, to dlaczego jej mieszkańcy mieliby posłuchać rozkazów tegoż londyńskiego rządu i rozpętać desperackie powstanie? Obwinianie Sosnkowskiego i reszty jego rządu za wybuch powstania przecież automatycznie przyjmuje, że to jego i jego rządu Polacy słuchają i uznają. A jednak tak oczywista sprzeczność w oskarżeniach jest powtarzana w gazecie za gazetą, bez nawet jednej osoby, o ile mi wiadomo, która by uczciwie wskazała na tę sprzeczność! Natomiast jeśli chodzi o używanie takich określeń rządu londyńskiego jak „rzekomy” czy „na emigracji”, to jest to po prostu chwyt retoryczny. Jeśli Polacy z londyńskiego rządu są „na emigracji”, to tak samo „na emigracji” jest też Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i takie same są wszystkie inne „wolne” rządy wszystkich okupowanych krajów. Dlaczego ktoś, kto przed okupantem schronił się w Londynie jest „na emigracji”, a ten, kto schronił się w Moskwie już „na emigracji” nie jest?

Natomiast czwarta teza/oskarżenie jest moralnie na równi z sugestią opublikowaną w „Osservatore Romano” o tym, że Rosjanie celowo wstrzymali swą ofensywę i nie pomagają Warszawie po to, aby jak najwięcej przeciwnych im polskich opozycjonistów zginęło w Powstaniu. Jest to nieudowodnione i niemożliwe do udowodnienia twierdzenie zwykłego propagandysty, który nawet nie chce dociekać prawdy i po prostu próbuje zasiać jak największy zamęt w umysłach swoich przeciwników. I wszystko, co dotąd przeczytałem na ten temat w prasie – za wyjątkiem kilku głęboko zagrzebanych artykułów i drobnych uwag w „Tribune”, „Economist” i „Evening Standard” – wszystko jest na tym samym poziomie, co list pana Barraclough.

Przyznaję, że nic nie wiem o polskich sprawach i nawet gdybym miał taką wiedzę i władzę, to i tak nie wtrącałbym się w spory między polskim rządem w Londynie a moskiewskim Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego. Chodzi mi jedynie o postawę brytyjskiej inteligencji, wśród której nie znalazł się dotąd nawet jeden głos sprzeciwu, który zakwestionowałby to, co uznajemy za rosyjską politykę, obojętnie jakimi torami ona podąża, a przecież w tym przypadku jest ona niespotykanie nikczemna. I takie same są sugestie, że ​​nasze bombowce nie powinny być wysyłane na pomoc naszym towarzyszom broni walczącym w Warszawie. A przecież ogromna większość lewicowców, którzy bez zastanowienia połykają propagandę serwowaną im przez „News Chronicle” i innych, nie wie o Polsce ani trochę więcej ode mnie! Wiedzą tylko tyle, że Rosjanie sprzeciwiają się rządowi londyńskiemu i utworzyli własną konkurencyjną organizację, i według nich to rozwiązuje całą sprawę. Gdyby jutro Stalin porzucił poparcie dla PKWN i uznał rząd londyński, cała brytyjska inteligencja podążyłaby za nim jak stado papug. Ich stosunek do rosyjskiej polityki zagranicznej nawet nie pyta: „Czy ta polityka jest dobra czy zła?”, ale z góry twierdzi: "Taka jest rosyjska polityka; zastanówmy się, jak możemy sprawić, aby wyglądała na słuszną?”.
A taką postawę broni się, jeśli w ogóle, wyłącznie z pozycji siły.

Rosjanie stali się potęgą we wschodniej Europie; my nią nie jesteśmy: dlatego nie wolno nam się sprzeciwiać. Wiąże się to z zasadą z natury obcą socjalizmowi, że nie wolno protestować przeciwko złu, któremu nie można zapobiec.

Nie chcę tu dyskutować o tym, dlaczego cała brytyjska inteligencja z jedynie kilkoma wyjątkami, rozwinęła w sobie nacjonalistyczną wręcz lojalność wobec Związku Sowieckiego i dlaczego jest nieuczciwie bezkrytyczna wobec rosyjskiej polityki. W każdym razie omówiłem to już gdzie indziej. Chciałbym jednak zakończyć dwiema kwestiami, o których warto pomyśleć.

Po pierwsze, przesłanie do angielskich lewicowych dziennikarzy i intelektualistów: „Pamiętajcie, że za nieuczciwość i tchórzostwo zawsze przyjdzie czas zapłaty. Nie wyobrażajcie sobie, że przez wiele lat możecie robić z siebie lansujących propagandę sowieckiego reżymu, lub jakiegokolwiek innego reżymu, a potem nagle powrócić do mentalnej przyzwoitości. Kto raz się skurwił pozostaje kurwą na zawsze”.

Po drugie, trochę szersze rozważenie. Dzisiaj na świecie nie ma nic ważniejszego niż przyjaźń i współpraca anglo-rosyjska, a to nie zostanie osiągnięte bez wyraźnego mówienia otwartym językiem. Nie jest najlepszym sposobem na dojście do porozumienia z obcym narodem przez powstrzymywanie się od krytyki jego polityki, nawet jeśli własny naród nie miałby się o tym dowiedzieć. Obecnie tak niewolnicza jest postawa prawie całej brytyjskiej prasy, że zwykli ludzie mają bardzo mało pojęcia o tym, co się naprawdę dzieje, i być może angażują się w politykę, której za pięć lat będą wstydzić się z odrazą. W jakiś tajemniczy sposób wbito im do głów, że rosyjskie warunki pokojowe są niczym Traktat super-Wersalski, włącznie z planami rozbiorów Niemiec, astronomicznymi rekompensatami, pracą przymusową na ogromną skalę i tak dalej. Propozycje te są przyjmowane praktycznie bez najmniejszej krytyki, a w większości lewicowych gazet zatrudnieni zostali nawet specjalni dziennikarze, których zadaniem jest jedynie wychwalanie tego wszystkiego. W rezultacie przeciętny człowiek nie ma nawet pojęcia o ogromie i znaczeniu tego, co jest mu w rzeczywistości proponowane.
Nie wiem, czy kiedy już nadejdzie czas, czy Rosjanie naprawdę będą chcieli wprowadzić takie warunki w życie. Uważam, że nawet oni nie posuną się tak daleko. Ale wiem z całą pewnością, że gdyby jednak coś takiego zostało zrobione, to brytyjska i prawdopodobnie amerykańska opinia publiczna nigdy by tego nie poparły, w szczególnie w czasach, gdy obecna gorączka wojenna już opadnie. Każde rażąco niesprawiedliwe porozumienie pokojowe będzie miało po prostu taki skutek, jak to działo się w ostatnim czasie, że Brytyjczycy będą nierozsądnie sympatyzować z ofiarami niesprawiedliwości. Dlatego przyszłość przyjaźni anglo–rosyjskiej zależy od tego, czy istnieje polityka, na którą oba kraje mogą się zgodzić, a jest to niemożliwe do ustalenia bez swobodnej dyskusji i dopuszczenia do głosu prawdziwej krytyki. Nie może być prawdziwego sojuszu opierającego się jedynie na twierdzeniu „Stalin ma zawsze rację”. Pierwszym krokiem ku prawdziwemu sojuszowi jest odrzucenie złudzeń.

Na koniec kilka słów do ludzi, którzy wyślą do mnie listy na ten temat. Chciałbym zwrócić waszą uwagę na tytuł tej kolumny i przypomnieć wszystkim, że redaktorzy „Tribune” niekoniecznie zgadzają się z tym, co piszę, a mimo to drukują moje słowa, tym samym realizując w praktyce ich własną wiarę w wolność słowa?


© George Orwell
Londyn, sierpień 1944
źródło: "As I Please" / Tribune, 1 września 1944
kopia oryginału


Przekład: © Sunt Facta
Manhattan, 1 sierpnia 2018
specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski²:
tiny.cc/itp2





Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

2 komentarze:

  1. Dzisiaj lewactwo ogłosiłoby go oszołomem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i wcale by tego nie wydrukowali pod pozorami szerzenia nienawiści do bratniego Związku Sowieckiego

      Usuń

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2