Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

„Niemiecka okupacja medialna w Polsce” czyli jak niemieckie media robią z miernot „autorytety” do wynajęcia

Jednym z najważniejszych szkodliwych działań, jakie wyrządza niemiecka dominacja w mediach, jest seryjna produkcja autorytetów. Do tych ról wybierane są osoby o wątpliwych kwalifikacjach moralnych i intelektualnych. To ludzie, którzy za chwilę sławy i trochę pieniędzy są w stanie firmować różne, czasem zupełnie nieprawdziwe tezy.

A właśnie dziś wpływa się na społeczeństwo głównie dezinformacją i relatywizacją moralną. Obecnie szerzy się ją przez rozpowszechnianie prawdziwych, ale zmanipulowanych informacji, albo takich, które nie podlegają natychmiastowej weryfikacji. Do dystrybucji takich „prawd” i „półprawd” używani są agenci wpływu.
Nie chodzi bynajmniej o osoby posiadające rejestrację i status agenta (aczkolwiek nie jest to wykluczone). Najlepiej oddaje dziś tę funkcję słowo „autorytet”. System korzystania z agentów wpływu (autorytetów, elit|) do perfekcji opanowały sowieckie służby. Większość agentów wpływu jest świadoma celów, do których jest używana. W zamian otrzymuje prestiżowe nagrody, stypendia, możliwość publikowania w mediach za sowitym wynagrodzeniem itp. Jest jednak kategoria, która daje się wykorzystywać za darmo. To tzw. pożyteczni idioci. Nie trzeba ich werbować, płacić itp. Sami zrobią to, czego się od nich oczekuje.

Jak zostać gwiazdą


Jednym z takich autorytetów, w który Polacy mieli się wsłuchać, był Jan Tomasz Gross. Socjolog, który 18 lat temu napisał skandalizują pracę oskarżającą Polaków o przeprowadzenie mordu na Żydach w Jedwabnem. Gross uwypuklał i koncentrował się na roli Polaków, mnożył cztero-, pięciokrotnie liczbę ofiar, został później dosłownie zmieciony ze swoimi rewelacjami przez zawodowych historyków. Zamiast jednak zniknąć w niesławie, cały czas jest pokazywany w niemieckich mediach jako ktoś, kto jest obiektywny, dociekliwy, kto pracuje dla dobra społeczeństwa.

Kolejnym takim celebrytą z namaszczenia niemieckich mediów (i wspierającej ich „Gazety Wyborczej”) został Wojciech Lemański. Kapłan ów zasłynął niespotykaną w Kościele katolickim butą i brakiem pokory, wchodząc w publiczne spory ze swoim biskupem Henrykiem Hoserem. Lemański wcześniej zwrócił na siebie uwagę demonstracyjnym afiszowaniem się z upamiętnianiem polskich zbrodni na Żydach (w 2001 r. grób Pański, który dekorował, zawierał odniesienia do mordu w Jedwabnem). Kościół katolicki jest strukturą hierarchiczną i próba promowania kapłana, który ze swoimi zwierzchnikami nawiązywał dialog przy pomocy mediów, dużo mówi o intencjach promujących. Chociaż po zawieszeniu w 2014 r. Lemański mniej pojawia się w mediach, to wciąż jest „pod ręką” jako dyżurny autorytet.

Autorytety próbowano też robić z aktorów Macieja Stuhra i Mai Ostaszewskiej. Generalnie miła dla oka aparycja, bezbłędna dykcja i umiejętności uczenia się tekstu na pamięć nie powinny być kwalifikacją do występowania w roli autorytetów, ale tak próbuje się robić. Stuhr wypalił w 2012 r. po krytyce antypolskiego filmu Pokłosie, w którym zagrał, że „Polacy przywiązywali dzieci do tarcz” pod Cedynią. Aktorowi udało się pomylić nie tylko Polaków z Niemcami, ale również lokalizację słynnej bitwy, bo chodziło o obronę Głogowa i przywiązanie przez atakujących Niemców zakładników do maszyn oblężniczych. Gdy wytknięto mu fatalny błąd, bynajmniej nie posypał głowy popiołem, ale brnął dalej. – Jako rodzic zawsze, gdy słyszę tę historię, to czuję sprzeciw. I tak, tak, dziękuję wszystkim za czujność i poprawienie najgorszego lapsusu. Oczywiście Polacy nie przywiązywali dzieci. Oni do nich strzelali – odpowiedział. W ten sposób aktor zasugerował, że brak zgody na warunki terrorystów (w tej roli Niemcy używający dzieci jako żywych tarcz) jest równoznaczny z bestialstwem.

Ostaszewska zaś jest znana z tego, że nie lubi PiS, ale popiera mordowanie dzieci nienarodzonych. Nagle awansowała do rangi autorytetu wypowiadającego się o zagrożonych prawach i wolnościach.

Jest taki uniwersalny sposób na to, aby zasłużyć na bycie autorytetem w niemieckich mediach. Po pierwsze, przydałaby się już jakaś rozpoznawalność, dlatego aktorzy lub piosenkarze są mile widziani. Po drugie, trzeba źle mówić o Polsce, wspierać równouprawnienie gejów i lesbijek. Dobrze widziane jest też mówienie o „polskich zbrodniach”, szczególnie tych „popełnionych” na Żydach. Zdecydowanie trendy jest też atakowanie Kościoła katolickiego.

Kolejnym takim autorytetem okrzyknięty został Paweł Pawlikowski, który w 2018 otrzymał nagrodę dla najlepszego reżysera w Cannes za film Zimna wojna. Lansowana też jest pisarka Olga Tokarczuk, która dostała brytyjską Nagrodę Bookera za najlepszą książkę Bieguni. Pawlikowski zasłynął jako reżyser nagrodzonej Oskarem Idy, w której napiętnował Polaków jako antysemitów i morderców Żydów. Rozgrzeszając przy okazji stalinowskich oprawców żydowskiego pochodzenia, bo zrobił z nich tragicznych bohaterów nieumiejących zapanować nad uczuciem zemsty. „Szumowska, Pawlikowski i Tokarczuk to beneficjenci »dobrej zmiany«. Z całym szacunkiem, ale zawdzięczają nagrody temu, że zachodnie lewicowe salony chcą wesprzeć polskie ekspozytury w walce z »nacjonalistycznym reżimem«” – skomentował pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz. Cała wymieniona trójka to bojownicy z obecną totalitarną władzą. Ale na krytyce PiS się nie kończy, bo piętnują oni również Polaków, a także opowiadają banialuki na temat polskiej historii. Do najważniejszych odkryć pisarki Tokarczuk należy zaliczyć to, że „Polacy to właściciele niewolników i mordercy Żydów”. Pisarki dokonującej tak „odważnej i głębokiej” analizy charakteru narodowego i historii Polaków po prostu nie można nie nagrodzić. Artystyczny salon, zdając sobie sprawę z siły oddziaływania, stawia przede wszystkim na sztukę filmową jako podstawowe narzędzie demaskowania obrzydliwej natury Polaków.

Reżyser Małgorzata Szumowska nakręciła film Twarz, inspirowany prawdziwą historią człowieka, który podczas pracy w zakładzie kamieniarskim miał poważny wypadek i dosłownie stracił twarz. Wymagał specjalistycznej operacji, unikatowej w skali świata. W życiu udało się mu pomóc, między innymi dzięki wsparciu rodziny i sąsiadów. Tymczasem u Szumowskiej kanwa tragedii została wykorzystana do przedstawienia historii dokładnie odwrotnej. O dyskryminacji i odrzuceniu człowieka po wypadku. Cała historia okazała się zaś pretekstem do pokazania Polaków jako degeneratów, alkoholików i prymitywów. Nic więc dziwnego, że na niemieckim festiwalu w Berlinie został on nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem. Filmowe kłamstwo Szumowskiej to nie wyjątek, ale reguła. Twórcy promowani przez niemieckie media specjalizują się w filmach zakłamujących rzeczywistość.

Kształtowanie odruchu warunkowego


Dzieło Szumowskiej zostało sfinansowane w dużej części z pieniędzy podatników. Nagrody krytyków (w tym ta na berlińskim festiwalu) to jedyne splendory, które czekają ten film. Z góry wiadomo bowiem, że będzie frekwencyjną klapą. W Polsce czołówka salonowych artystów zarabia nie na tym, że robi dobry film, ale na tym, że dostaje pieniądze na zrobienie tegoż filmu. Sukces komercyjny to rzadkość. A by dostawać pieniądze, trzeba realizować filmy takie, jakich oczekują ci, którzy owe pieniądze dają.

Nagrodzona Oskarem w 2015 r., Ida Pawła Pawlikowskiego o relacjach polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej i po niej była takim zakłamany tworem. Film był propagandą niemal doskonałą. Polacy w tym filmie pokazani są jako antysemici. A główna bohaterka, Żydówka, wzorowana na zbrodniczej prokuratorce Helenie Wolińskiej, kreowana jest na kolejną ofiarę. Jej nienawiść i antypolskość ma mieć swoje usprawiedliwienie w polskich zbrodniach na Żydach. W filmie pojawia się też wątek przejęcia przez polskich chłopów żydowskiego domu. To tło ma swoje znaczenie, bo to właśnie na taki przekaz jest zapotrzebowanie: Polacy wzbogacili się na Zagładzie Żydów, więc mają obowiązek zapłacić odszkodowania. W Polsce film oczywiście zanotował kompletną klapę komercyjną, ale już za granicą okazał się wielkim sukcesem. To, że obraz kreowany przez Pawlikowskiego nie ma nic wspólnego z prawdą, nikogo nie obchodzi. A przynajmniej powinno tych, co dali pieniądze nasze, polskich podatników.

To nie jest tak, że wszystko jest drobiazgowo planowane gdzieś w kwaterze głównej w Berlinie. Po prostu nasi twórcy doskonale, niczym w latach 40. i 50., wiedzą, jakie są oczekiwania. Tego typu twórczość jest nagradzana i promowana. Salon warszawski trzyma sztamę z niemieckimi koncernami i wspólnie z Agorą (wydawcą „Gazety Wyborczej”) kształtuje coś w rodzaju odruchu warunkowego. Każdy polski twórca wie, jakie treści spotkają się z aprobatą i zostaną nagrodzone, a za jakie będzie mógł mieć złamaną karierę.


© Jan Piński
2018
(fragment książki „Niemiecka okupacja medialna w Polsce”
za: www.WarszawskaGazeta.pl)





Jan Piński
„Niemiecka okupacja medialna w Polsce”

Premiera: czerwiec 2018
Wydawca: Bollinari Publishing House
ISBN: 9788363865825

KUP W POLSKIEJ KSIĘGARNI (książka)
KUP OD WYDAWCY (e-book)
POSZUKAJ W SIECI


Opis wydawcy:
Nie ma żadnego powodu, aby Polska inaczej chroniła własny rynek medialny niż takie kraje jak Francja czy Niemcy - mówi autor Jan Piński. - To ważna książka, bo Polacy nawet nie zdają sobie sprawy, że jesteśmy na wojnie: informacyjnej i propagandowej.

W Polsce nikt poważnie od lat nie podejmuje tematu rosnącej dominacji niemieckich wydawców na rynku medialnym. Każdy, kto próbuje rozpoczynać taką dyskusję, szybko zostanie okrzyknięty oszołomem. Hasło repolonizacji mediów rzucił podczas kampanii prezydenckiej w 2015 r. Paweł Kukiz. Gdy jednak pełnia władzy trafiła w ręce tej partii, plan ustawowej repolonizacji mediów zatrzymano.

Książka pokazuje, jak niemieckie media w Polsce fałszują historię i mieszkają się w wewnętrzne sprawy naszego kraju. Wskazuje też, dlaczego mają decydujące słowo w sprawach lokalnych oraz obnaża działania prowadzone na szkodę polskiego klienta, a chroniące interes niemieckich koncernów.







Ilustracje © Bollinari Publishing House

Redakcja ITP niniejszym informuje Szanownych Czytelników, że NIE otrzymaliśmy żadnego wynagrodzenia (pieniężnego lub w jakiejkolwiek innej postaci) za promowanie powyższej książki, a nasi redaktorzy nabyli ją za własne pieniądze. Wszelkie filmy, publikacje i inne wydawnictwa, jakie są promowane przez naszych redaktorów, pojawiają się na naszych łamach tylko i wyłącznie wtedy, gdy MY SAMI uznamy je za warte polecenia naszym Czytelnikom. To właśnie jest jedna z zalet posiadania przez nas absolutnej i niczym nieskrępowanej niezależności od kogokolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2