Tylko „frajerzy” nie orientują się po co tak naprawdę diabłu świeczka, a współczesnym modernistom – z kręgów zachodniej popkultury – wielobarwne Halloween.
Minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, dwoi się i troi, żeby sprostać wymaganiom ustawowym – i żeby chwycić tego germańskiego tura za rogi, przemierzającego polskie zurbanizowane tereny – i niczym legendarny Ursus w obronie chrześcijańskiej dziewczyny, Ligii, ze słynnej powieści Henryka Sienkiewicza pt. „Quo Vadis”, twardo stąpa po gruncie niemiecko-unijnego „colloseum” zanim ostatecznie odeprze atak rozwścieczonego bydlęcia. A że poradzi sobie z napastliwością czworonoga, zmyślnie wprzęgniętego w interes ośmioramiennego potworka – co się zowie – zasiadającego w półkolistym amfiteatrze, i żywiącego się ludzką krzywdą, to pewne jak coroczne Święto Wszystkich Świętych przypadające na dzień 1 listopada. Niepewna jest tylko godzina odegrania ostatniego aktu, w którym zogniskują się wszystkie elementy solidarnego państwa, opartego na prawie i sprawiedliwości. Tak jak życzy tego sobie – wbrew oportunizmowi malkontentów – społeczeństwo polskie, doświadczone ponad tysiącletnią troską o swój międzynarodowy byt.
Póki co – jak wieść niesie – trwa pchli targ w Pałacu Prezydenckim nad beczką prochu (może popłochu), która powinna już dawno z hukiem wybuchnąć i rozsadzić niejedną tamę zalewającą niesprawiedliwymi wyrokami sądów powszechnych liczne przysiółki, wsie a nawet całe miasta. Na razie prezydent Duda wszystkie nie swoje pomysły zmian w ustawie o KRS i SN cicho (i zawadiacko) wetuje – nie zgadza się na daleko idące ułatwienia. Niczym rzymski cesarz, (Neron ?) spokojnie czeka na finisz ostatniego wątku ze swojego ziemskiego życia – może tym razem jakimś cudem uniknie podpalenia wiecznego miasta. Ale czy pozycja strażaka – nie potrafiącego obsługiwać podręcznej armatki wodnej – ma jakąkolwiek przydatność w odniesieniu do obszaru całego kraju? Nie sądzę. Sama przecież natura radzi sobie nienajgorzej z przypadkami nagłego spadku lub wzrostu temperatur. Bywa że w środku lata masy powietrza kumulują nieprzebrane ilości wody i w szybszym niż zwykle tempie uwalniają je, żeby od czasu do czasu pogrozić (burzowym) palcem krnąbrnemu ludowi. Wtedy nie ma zmiłuj się – wszystko leci na łeb na szyję; pomniki przyrody (okazałe lipy, wiekowe dęby itp.), czy najtwardsze konstrukcje stalowe i żelbetowe, łamią się i kruszą jak przysłowiowe zapałki.
No cóż, życie nie przebiera w środkach – i od czasu do czasu zaskakuje nas tzw. zrządzeniem losu, żeby zawczasu docenić nie to co się lubi, ale to co się tak naprawdę ma. A że mamy, jak na razie oczywiście, dwa punkty spojrzenia na ten sam problem praworządności w państwie – dwie opcje polityczne: prezydencką i poselsko-rządową – wyrosłej na niby podobnym gruncie tradycji chrześcijańskiej, gdzie się wszystko powinno trzymać kupy (a mimo to rozwarstwia i rozkleja, nieustannie chwieje i staje w poprzek drogi) – to na szczęście nic jeszcze tak strasznego. Najdotkliwsza bowiem jest ta trzecia opcja – laicka i postmodernistyczna – negująca wszelką tradycyjną formułę stanowionego prawa, nie znosząca utartych i sprawdzonych form społecznego współżycia z naturą; ona to znienacka razi prądem – ogłusza – po czym udaje zadowoloną z siebie, przekonuje, że racja jest po jej stronie.
Tej nietypowej wizji najpełniej odpowiada dzisiaj obraz wymiaru sprawiedliwości, który wygląda – z niewielkimi tylko odchyleniami – jak Puszcza Białowieska trawiona przez kornika drukarza, lub jak Bory Tucholskie powalone przez wakacyjną nawałnicę. Hektary opustoszałej przestrzeni, gdzie hula jesienny wiatr i bezlitośnie siecze zimny deszcz – i moczy wszystko aż do suchej nitki. Gdzie wiatrołomy symbolizują niejedno przekreślone ludzkie życie i wywołują u patrzącego paraliżujący strach; gdzie w tym miejscu mógłby róść nowy las…
Nowa nadzieja polskiej judykatury – zamiast ziejących pustką oczodołów śmierci. Na początek 265 młodych i tryskających energią asesorów sądowych z nadania ministra Ziobro. Nic z tego – skuteczny sprzeciw wyraziła osławiona KRS, której cmentarzysko w przeddzień Dnia Zadusznego gdzieś nieustannie wiruje ponad horyzontem – gdzieś w przestworzach – w prześmiewczym korowodzie miłośników zabawy Halloween. Tysiące fruwających niby ludzkich postaci okrytych czarnymi togami (?), które w powietrzu lewitują; prawie identyczne, z pustymi od wewnątrz niby głowami, z rozwartymi i niemymi otworami gębowymi i świecącymi punktami – tam, gdzie powinny być miłe i śmiejące się oczy, zgrabne nosy i wydatne usta.
Specjalista od ważenia piwa – poseł Jakubiak (Kukiz’15) – zawyrokował w studio telewizyjnym wpolsce.pl, że winne jest ministerstwo sprawiedliwości za cały ten galimatias, bo ma nieład w resorcie i przez to źle skompletowało wnioski z danymi wspomnianych asesorów. Swoją drogą, jeśli nawet tak było, to czy tego rodzaju wnioski (ms) kierowane przed oblicze KRS – z pretendentami na przyszłych sędziów w tak dużej liczbie – nie podlegają administracyjnemu (zwykłemu) uzupełnieniu nim zostaną odrzucone w majestacie obowiązującego porządku prawnego?
Dziwna to góra, która nic nie rodzi. Prezydencka góra nie jest zwykłą górą – nie jest też pagórkiem. Nie może być tylko wetem do wszystkiego co poselskie i rządowe – co jest wyjątkowo bliskie zwykłym i poszkodowanym ludziom, i nie jest nikomu obce. Dla tych co nieco kumają – tego wątku bardziej szczegółowo wyjaśniać nie trzeba.
Ilustracja © ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz