Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

O sprawach nader poważnych. W całej Polsce tylko my? Biedroń i pogrzeb Kalibabki

W całej Polsce tylko my?

Dawno temu bardzo lubiłem patos i szalenie podobała mi się scena z filmu „Hubal” kiedy major Dobrzański, gromadząc swoich żołnierzy w lesie, wznosi do góry szablę i mówi – w całej Polsce tylko my.

Wczoraj dowiedziałem się, że likwidacja politycznej blogosfery jest w zasadzie przesądzona. Salon24 rozesłał do swoich użytkowników maile z informacją, by zabrali opublikowane tam teksty, bo zostaną one usunięte. Sama platforma się zwija. Podobnie zwija się platforma blogerska gazowni oraz inne tego rodzaju projekty. Wygląda więc na to, że w całej Polsce zostaniemy rzeczywiście tylko my.
Czy to dobrze? Myślę, że tak. Oto bowiem na naszych oczach pycha cybernetyków zostaje ukarane, a oni sami muszą odejść z podkulonymi ogonami, krzywdząc rzecz jasna, wcześniej tylu ludzi i ilu zdołają i odbierając im marzenia. Niech się nikt bowiem nie łudzi, że polityczna blogosfera została stworzona po to, by wnieść jakieś nowe wartości i nową jakość do dyskusji publicznej. Pisałem o tym wielokrotnie, ona została stworzona po to, by stworzyć złudzenie wolności wypowiedzi. I to była szczęśliwa bardzo okoliczność, bo ci durnie naprawdę myśleli, że są najlepsi, że ich myśli mają jakąkolwiek wartość, że mogą komuś zaimponować, albo kogoś uwieść. Dziś, kiedy okazało się, że nie mogą, wszyscy macherzy od blogów ogłaszają koniec projektów. Na placu zostajemy tylko my – jedyni zwycięzcy. Rozsmakowywać się w tym zwycięstwie szczególnie nie można, bo jest ono raczej bezsmakowe, ale jednak jest. Fanfar i pochodów triumfalnych nie będzie, ale jednak jest to sukces. Oczywiście nikt nie będzie zwracał na nas uwagi, albowiem jeśli ogłasza się koniec politycznej blogosfery, nie można takiego końca potem odwołać, nawet jeśli blogosfera będzie żyła w najlepsze i rozwijała się samodzielnie, bez udziału tajniaków, aspirujących Warzechów i innego tałatajstwa. Nie przejmujmy się tym jednak, albowiem dywersyfikacja kanałów dystrybucji jaką wymyśliłem, zabezpiecza nas całkowicie przed ingerencjami i próbami zawłaszczenia naszej blogosfery. Żeby ją zlikwidować potrzebny jest zamordyzm, zanegowanie tego wszystkiego na czym stoi obecny system i policyjna cenzura. Do zainstalowania tych wszystkich urządzeń dojść ponownie nie może, a więc żyjmy w spokoju i cieszmy się sukcesem.

Czy to zawsze tak jest, że oferty świata tego są oszukane? Zawsze. Rynek jest oszustwem i dyskurs publiczny także. Chodzi o to, by w tym szwindlu znaleźć punkty tak słabe i ludzi tak pysznych oraz ślepych, żeby wszystko to razem stworzyło nam jakąś sieć po której będziemy się poruszać. Nie wiem czy jestem do końca rozumiany? Chodzi o to, że kariery są planowane, sukcesy także, nie można ich jednak zadekretować trzeba stworzyć złudzenie autentyczności i wymyślić zasady na których opierać ma się sukces. Kłopot zawsze jest taki, że ludzie do sukcesu przeznaczeni mają kłopot z utrzymaniem się w karbach i zachowaniem tych zasad. To znaczy są zbyt głupi i prymitywni, żeby zrealizować dobrze intencje sponsora. Stąd tak poważne wydatki na promocję, bo trzeba tę nędzę czymś przykryć. Mamy jeszcze czytelnika, który nie może być spędzany na eventy związane z ludźmi sukcesu, jak poborowi do kina za komuny. Musi pojawiać się na tych eventach z własnej woli. A skoro gdzieś gromadzą się ludzie z własnej woli, a świat nasz trzyma się na pluralizmie i wolności wyboru, można im przecież przedstawić jakąś konkurencyjną ofertę. Można, prawda? Więcej – można zaproponować im inne zasady niż te powszechnie lansowane, a także zasugerować, że skoro potrafią pisać, to też powinni spróbować. Tego nigdy nikomu nie zaproponują wydawcy Twardocha i Bondy i po tym się właśnie poznaje ich intencje. Ja za to mogę takie propozycje składać i nic się nie stanie. To właśnie jest wolność.

Musimy wszyscy mieć świadomość tego oszustwa, mam na myśli rzekomy rynek i rzekomy dyskurs. Wszyscy pamiętamy od czego zaczęła się blogosfera – od kataryny i jej zaangażowanych tekstów. I wszyscy widzimy gdzie dziś jest kataryna i co zostało z jej zaangażowania. Projekty socjotechniczne, które miały uchodzić za emanację wolności słowa, działają nadal. Są jak pułapka na szczury ze zwietrzałą przynętą, bo nie wiem kto jeszcze może złapać się na dyrdymały pisane przez katarynę. No, a po likwidacji blogosfery będzie jeszcze gorzej, bo przecież jak ją będą wtedy przedstawiać – była blogerka kataryna? Dajcie spokój.

Hierarchia dyskursu publicznego jest fikcyjna, a skoro jest fikcyjna nie ma sensu się nią przejmować. Przypominam, że to co się odbywa u nas co kilka miesięcy określiłem dawno temu jako przestrzenie zamknięte, do których wstępu nie mają żadne podejrzane postaci z obszaru określanego jako dyskurs publiczny. Nie przyjmujemy ściemniaczy. Przestrzeń zamknięta, w dodatku przestrzeń bogata w treści, dekoracje, architekturę, jedzenie, a w przyszłości może wzbogacona o muzykę, jest tym obszarem, gdzie schronić się może wolność prawdziwa. I my jej będziemy pilnować.

Czy to koniec projektów? Nie. Od poniedziałku w radio Poznań czytane są fragmenty baśni socjalistycznej. Czytane są znakomicie, o czym można się przekonać zaglądając do ostatniej mojej notki z dnia wczorajszego. Ja zaś zostałem już dziś zaproszony do tego radia na kolejną dyskusję. Chcę to potraktować serio, to znaczy tyle razy ile się da, wystąpić w tej rozgłośni. Radio bowiem jest ważnym medium i nie można z niego rezygnować nigdy. Fragmenty Baśni zaś będą tam czytane codziennie do piątku. Potem to wszystko zbierzemy i umieścimy tutaj.

Przypominam, że kolejna konferencja odbędzie się na zamku w Kliczkowie, wczoraj pani Agata powiedziała mi, że są jeszcze wolne pokoje na zamku, tak więc jeśli ktoś się pospieszy jest szansa, że będzie miał rezerwację.

Czekajmy w spokoju na rozwój wypadków wokół tego co nazywało się do niedawna polityczną blogosferą i obserwujmy czy nie wyewoluuje z tego jakiś nowy potwór ujeżdżany przez nowych mistrzów czarnej i białej magii, pilotów boeingów i myślicieli głębokich jak Ziemkiewicz. Wkrótce się okaże jak będzie. Na dziś to tyle, szczerze zachęcam do wysłuchania nagrań z Radia Poznań, bo są znakomite. Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl


O sprawach nader poważnych

Wszystko jest kwestią estetyki. A skoro tak, najważniejsza walka na rynku propagandy dotyczyć musi kryteriów oceny. Te powinny być rozdzielone pomiędzy grupy aspirujące i zbuntowane, z których każda ustawiona jest w opozycji do tradycji. Przy czym przez słowo tradycja rozumiemy zawsze tradycję katolicką. Tak naprawdę walka o to jakie będą kryteria oceny zjawisk zwanych sztuką i kulturą jest walką o dusze i prowadzona jest niezwykle serio. Punktem zaś najważniejszym w tych zmaganiach jest przekonanie odbiorcy, że gówno to piernik. To jest ten Łuk Kurski zmagań dobra ze złem. Przez całe stulecia zło po prostu proponowało odbiorcy inną, ciekawszą, bardziej dynamiczną estetykę. Nadeszły jednak czasy nowoczesne, a z nimi reforma szkolnictwa w duchu oświecenia i ktoś doszedł do wniosku, że jakakolwiek estetyka nie jest potrzebna, bo wystarczy zanegować ją w całości, a w miejscu piernika położyć tę drugą substancję i nie ściemniać już, że ma ona coś wspólnego z grodem Mikołaja Kopernika. Ktoś wpadł na pomysł, że trzeba powiedzieć jak jest, a tłum i tak będzie wył ze szczęścia. To było poważne przegięcie, bo okazało się, że jednak nie. I teraz zło ma kłopot. Z jednej strony trzeba kusić wychowanków państwowego systemu edukacji różnymi łatwiznami, opowiadać im jak są ważni i potrzebni oraz jakie mają ciekawe myśli w głowach, a z drugiej zawracać całe korpusy znad granicy światów, bo okazało się, że publiczność nie wierzy iż gówno to piernik i zjadać go nie chce. Dlaczego nie chce? Albowiem zmysły można łudzić tylko do pewnego momentu, mistrzostwo zaś w wykonywaniu różnych czynności, często prostych, a nawet nie za bardzo potrzebnych jest sprawą niekwestionowaną, a do tego – przy jego opisie – znajduje zastosowanie analogia. Jeśli więc ktoś widzi, że chłopak podbija głową piłkę ze dwieście razy bez przerwy, to myśli sobie – nie od razu może, ale po chwili – że jakby mu dać dłuto i kazać rzeźbić Chrystusy frasobliwe, to też by sobie poradził. To jest nie do ukrycia. Nie da się z tym nic zrobić, bo nie można kontrolować wszystkich dyscyplin, w których człowiek osiąga mistrzostwo. Da się to robić tylko z obszarem, na którym się znajdujemy, czyli z tak zwaną kulturą, komunikacją i treścią. Tu jest najłatwiej, albowiem od wielu już dekad ćwiczone jest na tym obszarze defasonowanie kryteriów oceny. To prawda, ale nie zmieniają te ćwiczenia faktu podstawowego – nie-piernik śmierdzi, a piernik nie. Nędza jest nędzą, a przepych przepychem, a ja mam głębokie przekonanie, że złu jest o wiele łatwiej grać nędzą niż tym drugim, bo sobie z tym drugim po prostu nie radzi. I to jest chyba najciekawsza myśl, jaką kiedykolwiek wysnułem. Przekonywanie ludzi, że piękno to nędza idzie opornie, bo zmysły można łudzić tylko do pewnego momentu, dopóki nie zacznie śmierdzieć. O wiele łatwiej przekonać ich, że nędza to prawda, a wynika to już wprost z ograniczeń i deficytów jakich wszyscy nabawiliśmy się w państwowym, oświeceniowym systemie edukacji. Otóż nędza to nie jest prawda. Musimy to sobie raz na zawsze zapamiętać. Prawda to prawda, a nędza to nędza. Najważniejszym, w mojej ocenie pojęciem, z zakresu którym się tu dziś zajmujemy, jest dynamika. Oni to wiedzą i próbują odebrać tradycji jej najbardziej immanentną i przyrodzoną cechę – dynamikę właśnie. Ktoś może mi nie zechce uwierzyć, że tradycja jest dynamiczna, ale zanim coś powie, niech sobie policzy świętych Kościoła. Przekonanie ludzi, że tradycja nie jest dynamiczna, że to jest sama statyka, wiara w to, jest początkiem końca. Ona zamyka w zasadzie wszystkie drzwi i czyni nas bezwolnymi wobec zła. To tak, jak z ukrywającymi się w lesie partyzantami, którzy mają do dyspozycji tylko jednego łącznika i on im mówi „jak tam sprawy za lasem”, oni zaś słuchają i wierzą. Powtórzę, gdyby ktoś nie dosłyszał – wiara w to, że tradycja nie posiada dużej dynamiki oznacza zgodę na wszystkie, najgorsze poczynania złego. To jest oddanie mu pola w całości i zamknięcie się w szafce na buty. Pokusa jest wbrew pozorom wielka, bo ludzie siedzący w takiej szafce, albo w lesie, z miejsca wytwarzają hierarchię, która natychmiast się usztywnia i zaczyna tworzyć kulturę, a także rozdzielać charyzmaty. To nic, że fałszywe i powszechnie nieważne. Istotne, że one sprawiają radość i dają satysfakcję tym co się w szafce zamknęli. Zamknięcie i brak dynamiki ma w sobie jeszcze jedną pokusę – rzekomy brak styczności ze złem i całkowite odeń odwrócenie. To jest moment najbardziej chyba krytyczny w całej historii pokus, tak sądzę, wielu mu jednak ulega.

Jak powyższe przekłada się na praktykę? Prosto. Skoro nie można całkowicie zanegować kryteriów oceny, albowiem zmysły nie dadzą się łudzić w nieskończoność, a nie-piernik śmierdzi, trzeba opanować kanały dystrybucji i wypchać je szczelnie nie-piernikami. Takimi w dodatku, które łączą w sobie wszystkie wymienione elementy, jakimi zło posługiwało się w ostatnich czasach. To się oczywiście także nie uda, ale zło nie ma innej drogi niż takie właśnie próby zmonopolizowania zmysłów i umysłów. Oto przykład. Mamy kreacje coraz to lepszych, nowych, bardziej zbuntowanych i przeciwnych tradycji katolickiej pisarzy. Oni negują tę tradycję już to otwarcie już to podstępnie, ale zawsze chodzi o to samo.

https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/filip-zawada-moja-ksiazka-przypomina-bombe-ktora-zrzucilem-ale-nie-wiadomo-w-ktorym/x2yv0mz

To jest, jak się zorientowaliście były muzyk, byłego zespołu „Pustki”. Pamiętam taki program w radio, gdzie prowadzący szydził z pomysłu, by w pociągach podmiejskich puszczać muzykę. Ktoś zapytał – co będzie leciało w pociągu do Tłuszcza – na co on odrzekł – Pustki…Moja koleżanka znała muzyków z zespołu Pustki i zapytałem ją kiedyś skąd taka idiotyczna nazwa. – Wiesz Gabryś – powiedziała – gdybyś zapytał któregokolwiek – co czujesz w środku – on natychmiast by odpowiedział – pustkę. No właśnie, ja nigdy nie czułem w środku pustki i tym się między innymi różnimy. Oto kolejna kreacja, która wtłoczona zostanie do kanałów dystrybucji na zasadzie „im więcej nie-pierników tym lepiej, bo ludzie się przyzwyczają do smrodu”. Do smrodu ludzie nie przyzwyczają się nigdy. Lepiej to zapamiętać.

Cóż robić kiedy już nas wypchną ze wszystkich kanałów dystrybucji i odmówią nam prezentacji we wszystkich mediach? Zwiększać dynamikę produkcji i dynamikę promocji, na tyle na ile można. Pełna kontrola nie istnieje i istnieć nie może, albowiem zło zaproponowało dawno temu, że najlepszym sposobem na przeciwstawienie się zdynamizowanej silnie tradycji jest pluralizm wypowiedzi publicznych. Ten zaś z miejsca przekształca się w rynek i tworzy pozornie dynamiczną hierarchię, w której najważniejsi gracze są ustawieni, a reszta jest oszukana i wierzy, że też może zrobić karierę. Jeśli mamy tak spreparowaną przestrzeń, pokusa by zanegować kryteria oceny jest nie do zwalczenia i wywołuje myśl, że to już koniec, że zwycięstwo całkowite jest bliskie. Nie jest, bo kiedy te kryteria zostaną zmienione to zacznie tak śmierdzieć, że tylko prymusi państwowego systemu edukacji pozostaną niewzruszeni, reszta wyrazi co najmniej zaniepokojeni, a ci najbardziej wolni wyjdą na zewnątrz. Tam zaś trzeba już na nich czekać z tacką prawdziwych pierników. Podanych rzecz jasna na białym obrusiku, haftowanym w tradycyjne wzory. Zmysły nie dają człowiekowi spokoju jak wiemy i mogą z tego wnikać różne kłopoty. Nie zawsze jednak, bo zmysły odbierają też jakość taką jaka ona jest i przepych taki, jakim on rzeczywiście jest. I ciągną człowieka w tych właśnie kierunkach, niezależnie od tego co podpowiadają mu wdrukowane w łeb memy wyprodukowane w oświeceniowym systemie edukacji i niezależnie od tego do czego zmuszają go fałszywe, spreparowane w wyizolowanych grupach hierarchie.

Na koniec chciałem podziękować wszystkim, którzy pozostawiają tu relacje z ostatniej konferencji w Baranowie Sandomierskim. To bardzo ważne z opisanego wyżej punktu widzenia.

Zapraszam wszystkich na portal www.prawygornyrog.pl


Czy Robert Biedroń pójdzie na pogrzeb Jerzego Kalibabki?

Jak doniosły wczoraj media zmarł Jerzy Julian Kalibabka znany też jako „Tulipan”, człowiek, który nie trafił w swój czas i przez co życie jego było nieszczęśliwe, a także naznaczone piętnem dziewięcioletniej aż odsiadki. Jerzy Julian miał tylko 62 lata, co może niektórych dziwić, bo wcale na tyle nie wyglądał. Myślę, że wyglądał nawet lepiej niż ja, młodszy odeń o całe 12 lat. Na co umarł media nie podały, ale przypuszczać należy, że pewnie z powodu zbyt intensywnego trybu życia, który prowadził w zasadzie od zawsze. Kim był Jerzy Julian, wszyscy mniej więcej wiedzą, ale warto może przypomnieć. Był to oszust matrymonialny i złodziej o legendarnej skuteczności. Tę zaś zawdzięczał swojemu niezwykle bezpośredniemu stosunkowi do kobiet, który w połączeniu z jego uwodzicielskim spojrzeniem i fantazyjną fryzurą dawał mu stuprocentową skuteczność. I teraz uwaga do tych, którzy uważają, że może wystarczy im sama śmiałość, spojrzenie zaś i zaczeski nie są konieczne – można się łatwo przeliczyć i dostać po gębie, ale próbujcie. Do odważnych świat należy. Jerzy Julian, co dziwne, nie zostawił po sobie chyba żadnej książki. To właśnie jest powodem mojej hipotezy, że nie trafił on w swój czas. Gdyby dokonywał swoich wyczynów dzisiaj, mógłby spokojnie siedzieć za kratkami, a honoraria autorskie spływałyby mu na konto. Choć może wcale nie…Taka myśl mi przyszła teraz do głowy – facet mieszkał sobie w tym Dziwnowie i jakoś tam żył, nie interesowały się nim media poza może jakimiś sporadycznymi przypadkami kiedy występował w programie Drzyzgi. Na kanwie jego życiorysu nakręcono serial z facetem nazwiskiem Mączka w roli głównej. Serial był beznadziejny i słaby, a sam Kalibabka, kiedy zobaczył Mączkę, parsknął śmiechem i nazwał go trokiem od kaleson, albo jakoś podobnie. I popatrzcie teraz jak świat nierówno traktuje przestępców wykorzystujących przyrodzone człowiekowi instynkty do czynienia zła. Bo co do tego, że Jerzy Julian był zły, nikt nie ma żadnych wątpliwości, ale byli prócz niego także inni źli. Oto co jakiś czas powraca nazwisko innego Jerzego, Jerzego Nasierowskiego, geja, który w tym samym co Kalibabka czasie napisał szeroko promowaną książkę „Zbrodnia i…”. Nasierowski był przywoływany w mediach o wiele częściej niż Kalibabka, a jego postać nie była naznaczona takim piętnem jak figura Jerzego Juliana. Nasierowski był przecież aktorem, człowiekiem jakoś tam wykształconym, a do tego gejem. Jerzy Julian skończył podstawówkę, a jego sukces polegał na tym, że oferował kobietom tradycyjne usługi, bez zbędnych wstępów, jednakowoż za wynagrodzeniem. Z czasem stale wzrastającym. Potrafił jeszcze do tego niektóre z tych pań przywiązać do siebie na tyle mocno, że słały mu do więzienia paczki i listy z wyznaniami. Tego rodzaju zachowanie w ogóle nie mieści się w poetyce współczesnych czasów. Mieści się tam za to zachowanie Nasierowskiego, ponurego oprycha, który rabował mieszkania kolegów aktorów. Z Nasierowskim wiąże się także inna historia, której wielu nie pamięta, ale ja ją sobie zapamiętałem dość dobrze. Oto Jerzy Urban, dawno, dawno temu, postanowił załatwić na amen Jarosława Kaczyńskiego i napisał w swojej gazecie, że Paweł Rabiej i Nasierowski mieli romans. Potem zaś Rabiej napisał wespół z jakąś, zakochaną w nim dziewczyniną, książkę „Kim pan jest panie Wachowski?” i został przez Urbana okrzyknięty dziewczyną Jarosława Kaczyńskiego. Dziś mało kto te sprawy kojarzy, a o tym, by wspominać okoliczności takie, że Rabiej miał coś wspólnego z prezesem, nikt nawet nie myśli. Demaskacja Wachowskiego, jak dowiodły późniejsze wypadki, całkowicie nieskuteczna, położyła się cieniem na relacji Rabiej-Kaczyński i chyba dobrze się stało, bo gdyby było inaczej, mielibyśmy dziś aferę pod hasłem – zaufany człowiek prezesa molestował nieletnich w kościele. A tak Paweł Rabiej jest po tej stronie, po której być powinien i robi tę swoją politykę na tyle, na ile potrafi.

Wracajmy do Jerzego Juliana – po wesołym i beztroskim życiu (nie wierzę w to, że człowiek ten przejmował się choć przez chwilę więzieniem) nastąpiła smutna śmierć. Media zaś odnotowały ten fakt bez emocji. Ktoś powie, że śmierć zawsze jest smutna…oj…można by polemizować. Dziwne jest to, że Jerzym Julianem nigdy nie zainteresował się Jerzy Urban, dziwne jest to, że nie został on bohaterem skandali kontrolowanych, które mogłyby wszystkim ich uczestnikom przynieść jakieś profity. Być może przez to, że nie było chętnych niewiast, które chciałby się wczuć w rolę partnerek Jerzego Juliana. A pewnie także w grę wchodzi inny aspekt – Jerzy Julian był człowiekiem bezwzględnie naturalnym i nie było w nim cienia udawania. Był prawdziwym złodziejem, prawdziwym uwodzicielem, do końca życia chyba szczerze i serio zainteresowanym powyższymi obszarami aktywności. Taka postawa zaś zawsze przeszkadza w biznesie, szczególnie medialnym. Stąd taki smutny los wszystkich naturszczyków grających w filmach. Kino podobnie jak telewizja potrzebuje wydmuszek, ludzi wyrachowanych i wyuczonych zachowań w pełni akceptowanych, czasem szokujących, nawet bardzo, ale jednak akceptowanych. To zaś co było udziałem Jerzego Juliana mogłoby – sądzę – przyprawić o drżenie nawet dziewczynę Liroya, a co dopiero kogoś takiego jak posłanka Lubnauer czy ta druga, jak jej tam – Pisiuk-Gachowicz. Mediom i polityce są dziś potrzebne wylizane pedały i tłustawe feministki wygłaszające oklepane komunały, które ludzie z działów PR lansować będą jako odkrycia i nowości wcześniej niespotykane. Dobrze to widać w czasie oglądania wystąpień sejmowych posłów opozycji. Patrzę na to i myślę, co w na ich miejscu zrobiłby Jerzy Julian? Z pewnością coś niezwykłego. Na pewno nie biłby tak nędznej i rzadkiej piany jak oni i nie dziamdziałby tak beznadziejnie wspominając co pięć minut księży pedofilów albo święte zasady funkcjonowania Unii Europejskiej. To jest beznadziejne, to jest gorsze niż pan Mączka w roli Jerzego Juliana, to jest próba nieskutecznego uwiedzenia zakończona publiczną kompromitacją.

Jerzy Julian już nie żyje. Na jego pogrzeb nie pójdą ani posłanka Lubnauer, ani ta druga, ani Rabiej, ani Biedroń. Nie wiem jaki będzie ten pogrzeb, a chować będą wszak przestępcę i człowieka, który zasłużył na potępienie. Patrząc na to co się wyrabia w mediach, na to przypominanie co pewien czas Nasierowskiego, groźnego bandyty, na tych wylizanych panów z wyuczonymi uśmiechami na krzywych gębach, myślę, że – tak ponoć mówią Anglicy – sztuka, ta prawdziwa, umiera. Pogrzeb zaś Jerzego Juliana jest kolejnym gwoździem do jej trumny.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl.


© Gabriel Maciejewski
13-15 marca 2019
źródło publikacji:
www.Coryllus.pl





Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2