Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Czyj interes? Kaczyński pyta o Aneks

Kto może być zainteresowany tym, że aneks nie jest publikowany? Ci, którzy mają jakieś powody do obaw. W wyjaśnieniach prawniczych bardzo ważne jest pytanie: czyj interes?
Sądzę, że warto, by tutaj takie pytanie postawić”.
Tą ważną kwestię, dotyczącą przyczyn zablokowania publikacji Aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI poruszył przed laty prezes PiS Jarosław Kaczyński, gdy 28 czerwca 2008 roku zorganizował konferencję prasową w Szczecinie, poświęconą wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego.
Nierozsądna byłaby ucieczka od tak znamienitego przykładu solidnej dociekliwości, zatem – za panem prezesem, warto dziś zapytać:
-Kto jest zainteresowany tym, by Aneks z Weryfikacji WSI nie został opublikowany?
-Czyi interes chronią ludzie, którzy zdecydowali o ukrywaniu tajnego dokumentu przed Polakami?
-Czy Aneks w ogóle istnieje i nadal znajduje się w tajnej kancelarii Andrzeja Dudy?
-A jeśli Aneks nie istnieje i został zniszczony w latach ubiegłych – czy i jaką odpowiedzialność ponoszą osoby winne zniszczeniu oraz ci, którzy ukrywaliby ten fakt przed opinią publiczną i organami państwa?
Odpowiedź na dwa pierwsze pytania jest stosunkowo prosta.
27 kwietnia 2018 roku, prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, pytany o sprawę publikacji Aneksu, oznajmił na antenie Radia ZET:
Prezydent spotkał się z Jarosławem Kaczyńskim i podjęli decyzję, że nie ma potrzeby tej publikacji”.
Fakt, że Andrzej Duda – jedyny decydent w sprawie Aneksu, nie zdobył się na odwagę udzielenia osobistej odpowiedzi i scedował rzecz na swojego urzędnika, zaś samą wiadomość o odmowie publikacji dokumentu „wytłumaczono” odbiorcom wspólnym stanowiskiem z prezesem PiS (który nie posiada żadnych uprawnień decyzyjnych w tej kwestii), byłby pewnie fascynujący dla każdej opozycji i wywołał lawinę komentarzy wolnych mediów.
Gdyby w III RP takie zjawiska istniały.
Podobnie, jak interesujący byłby fakt, iż prezydent tego państwa, w sposób jawny, a wręcz ostentacyjny łamie ustawę sejmową z 9 czerwca 2006 r. „Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego oraz ustawę o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego” i odmawia publikacji Aneksu. Znajdujący się w ustawie przepis nie zawiera bowiem trybu warunkowego, lecz nakłada na prezydenta obowiązek publikacji dokumentu w Monitorze Polskim.
Ustawa nie przewiduje możliwości nieopublikowania raportu przez prezydenta” – przypominał Antoni Macierewicz w październiku 2017 roku.
Ponieważ w III RP nie istnieją zjawiska autentycznej opozycji ani wolnych mediów, nikt wątpliwości nie wysuwał ani tematu nie drążył.
Odpowiadając jednak na pytanie zadane przed laty przez prezesa PiS, możemy dziś z łatwością stwierdzić: osobami zainteresowanymi nieopublikowaniem Aneksu są Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński.
Odpowiedź na drugie pytanie również nie nastręcza kłopotu.
Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński, którzy zdecydowali o odmowie publikacji Aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI, chronią interesy tych osób i środowisk, dla których ujawnienie treści tajnego dokumentu, mogłoby okazać się niekorzystne.
Mając na uwadze opublikowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Raport z Weryfikacji WSI oraz zakres spraw, jakimi zajmowała się Komisja Weryfikacyjna WSI, łatwo można zidentyfikować to środowisko.
Chodzi o wysokich rangą byłych żołnierzy „Ludowego Wojska Polskiego”, wykonujących zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze na rzecz ZSRR, w ramach formacji wojskowych, założonych i nadzorowanych przez okupanta sowieckiego. Formacje te, działające do roku 1991 pod nazwami „Zarządu II Sztabu Generalnego WP” oraz „Wojskowej Służby Wewnętrznej”, zostały w III RP połączone i od lipca 1991 przyjęły nazwę „Wojskowych Służb Informacyjnych”.
Chodzi także o osoby podejmujące tajną współpracę z w/w formacjami oraz polityków, którzy – z racji pełnionych publicznie funkcji byli zobowiązani do nadzorowania tych służb.
Traktując rzecz obrazowo, można udzielić następującej odpowiedzi na drugie pytanie:
Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński, odmawiając publikacji Aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI chronią interesy takich postaci, jak: Czesław Kiszczak, Bolesław Izydorczyk, Marek Dukaczewski, Aleksander Lichocki, Kazimierz Głowacki, Aleksander Makowski, Jerzy M. Nowakowski, Janusz Onyszkiewicz, Bronisław Komorowski.
Nie ma też wątpliwości, że decydując o ukryciu Aneksu przed Polakami, Duda i Kaczyński postąpili zgodnie z żądaniami polityków Platformy. Gdy w czerwcu 2015 pojawiła się kwestia publikacji Aneksu, politycy PO apelowali do prezydenta-elekta, by „w poczuciu odpowiedzialności” nie ujawniał tajnego dokumentu.
Co ciekawe – w tych apelach, „patriotyczne media” dostrzegały wówczas wezwanie do łamania prawa. Stanisław Żaryn (dziś naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej przy Ministrze Koordynatorze Służb Specjalnych) pisał:
Prezydent oraz rząd powinni dążyć do ujawnienia Uzupełnienia do Raportu dot. WSI, w sposób wymuszony przez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Dziś wzywanie do zaniechania w tej sprawie działań jest wezwaniem de facto do działań niezgodnych z przepisami. Władza przekonuje właśnie prezydenta Andrzeja Dudę, by… łamał prawo”.
Z chwilą, gdy stało się jasne, że Andrzej Duda nie ujawni Aneksu, żaden z partyjnych żurnalistów nie odważył się powtórzyć takiego zarzutu.
Pytania trzecie i czwarte, nie są już autorstwa prezesa PiS. W roku 2008, gdy Jarosław Kaczyński wykazywał swoją dociekliwość, kwestia istnienia Aneksu do Raportu nie nasuwała żadnych wątpliwości.
Jako datę przełomową w tym zakresie, można wskazać 10 kwietnia 2010 roku, gdy jeden z najważniejszych „bohaterów” Raportu z Weryfikacji WSI, którego nazwisko pojawia się blisko 60 razy na kartach dokumentu, został p.o. prezydenta i przejął władze nad Kancelarią Lecha Kaczyńskiego.
W czerwcu 2015 roku, Antoni Macierewicz podzielił się wątpliwościami:
"Czy raport WSI istnieje tego nie wiem. Wiem, że istniał do 10 kwietnia 2010 roku, istniał też do momentu objęcia Pałacu Prezydenckiego przez Bronisława Komorowskiego.
Co się z nim stało później – trudno powiedzieć. Istnieje wiele spekulacji, podobno mieli go oglądać dawni koledzy z WSI.
Liczę na to, ze rzeczywiście istnieje, bo istniał tylko w jednym egzemplarzu, wszystkie kopie, poza prezydenckim egzemplarzem, zgodnie z przepisami, zostały zniszczone".
Proszę zapamiętać arcyważne, ostatnie zdanie z tej wypowiedzi: „istniał tylko w jednym egzemplarzu, wszystkie kopie, poza prezydenckim egzemplarzem, zgodnie z przepisami, zostały zniszczone".
Na forach internetowych i w „przekazie plotkarskim”, dość powszechne jest przeświadczenie, jakoby istniały jakieś kopie Aneksu lub (nawet) był on w posiadaniu ministra Macierewicza lub członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. To głęboko fałszywe przekonanie, jest pokłosiem kombinacji operacyjnej z lat 2007-2008, nazwanej przeze mnie „aferą marszałkową”. To wówczas, współpracujący ze służbami funkcjonariusze medialni (zwani nie wiedzieć czemu -"dziennikarzami"), rozpowszechniali łgarstwa, jakoby "na mieście" pojawiały się oferty sprzedaży Aneksu, a dwa egzemplarze tajnego dokumentu "zostały wyniesione" z Kancelarii Premiera na dzień przed zaprzysiężeniem nowego rządu PO- PSL.
Mając na uwadze stan faktyczny, potwierdzony m.in. uwagą ministra Macierewicza z roku 2015, należy przyjąć, że istniał tylko jeden, prezydencki egzemplarz Aneksu do Raportu.
Jeśli ktoś twierdzi, jakoby ocalały jakieś "kopie", jest w tym kłamstwie echo tamtej kampanii dezinformacyjnej, rozgrywanej w interesie „długiego ramienia Moskwy”.
Wątpliwości, co do istnienia Aneksu są całkowicie uzasadnione.
Podczas prac prowadzonych przez MON w roku 2012 nad nowelizacją ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, pojawiło się wielostronicowe tzw. Stanowisko Stowarzyszenia „SOWA” z dnia 28 listopada 2012 roku. W nim zaś, ludzie b. WSI zawarli interesującą sugestię:
Sprawa istniejącego problemu związanego z Aneksem powinna znaleźć się w treści dokumentu: „Założenia do projektu ustawy o zmianie ustawy…”. Istnieją dwa sensowne rozwiązania tego problemu.
Pierwsze: Niejawny dokument Aneks o klauzuli „ściśle tajne” otrzymuje kategorię archiwalną „A” i zostaje przekazany do archiwum centralnego, np. Archiwum Akt Nowych z zastrzeżeniem, że może być udostępniony po 50 latach, tj. po 2056 roku.
Drugie: Niejawny dokument Aneks o klauzuli „ściśle tajne” otrzymuje kategorię archiwalną „Bc”, co oznacza, że dokumentacja ma krótkotrwałe znaczenie praktyczne i po pełnym jej wykorzystaniu (co już nastąpiło), jest przekazywana na makulaturę – Aneks zostaje zniszczony”.
Wprawdzie postulat „SOWY” nie został oficjalnie uwzględniony i do noweli ustawy nie wprowadzono zapisów dotyczących postępowania z aneksem, nie sposób wykluczyć, że z „dobrej rady” ludzi WSI nie skorzystał Bronisław Komorowski.
Premier Jan Olszewski, który 9 listopada 2007 roku objął stanowisko szefa Komisji Weryfikacyjnej, zastępując na tym stanowisku Antoniego Macierewicza (była to ostatnia publiczna funkcja byłego premiera), dziesięć lat później podzielił się wątpliwościami odnośnie istnienia Aneksu:
W październiku 2017 r. Jan Olszewski stwierdził:
Nie wiem, czy raport jest w dyspozycji prezydenta. Nie mam wiedzy, czy został mu przekazany i czy odnalazł się po kadencji prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Prezydent Lech Kaczyński pracował nad dostosowaniem dokumentu do wymogów orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który miał do niego zastrzeżenia. W związku z tym pan prezydent żądał różnych materiałów z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
10 kwietnia 2010 r., kiedy nastąpiła smoleńska katastrofa, raport był w podręcznym sejfie prezydenta”.
Jeśli postać pokroju Jana Olszewskiego, publicznie wyraża wątpliwości dotyczące posiadania Aneksu przez obecnego prezydenta, rzecz wydaje się poważna i zasługująca na uwagę.
Warto też przypomnieć, że śp. Jan Olszewski należał do zwolenników publikacji tajnego dokumentu przez władze „dobrej zmiany”. W czerwcu 2015 roku oświadczył: „Uważam, że aneks powinien zostać opublikowany. Przecięłoby to krążące w przestrzeni publicznej nieprawdopodobne i nieprawdziwe o nim informacje. Choć ze względu na upływ czasu aneks jest w części zdezaktualizowany, to opinia publiczna ma prawo do zorientowania się, czym jest ten dokument”.

Spekulacje związane z istnieniem tajnego dokumentu, mogłyby zostać przecięte przez lokatora Pałacu Prezydenckiego. Niestety – nie ma żadnej wypowiedzi Andrzeja Dudy ani żadnego, oficjalnego dokumentu, w których potwierdzono by, że Aneks znajduje się tam, gdzie jego miejsce -w tajnej kancelarii prezydenta.
Są natomiast takie wystąpienia i zachowania A. Dudy i jego urzędników, które powinny wywoływać wątpliwości. Istnieje też szereg okoliczności sugerujących (niezrozumiałą) niechęć dla potwierdzenia faktu istnienia Aneksu.
Odpowiedź prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego z 2015 roku, na zapytanie o Aneks – „to temat, którego nie ma” - wydaje się symptomatyczna.
W styczniu 2016 roku, Andrzej Duda – wzorem swojego poprzednika, który za taką samą decyzję był srodze atakowany przez PiS i ówczesne „media opozycyjne”, odmówił udostępnienia kopii Aneksu na potrzeby prokuratury.
Gdy w czerwcu 2017, prawowity właściciel dokumentu- szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, zwrócił się do prezydenta o zwrot niewykorzystanego Aneksu, nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
Usunięcie Antoniego Macierewicza z funkcji szefa MON oraz czystki dokonane w służbach wojskowych, skutecznie oddaliły od ośrodka prezydenckiego żądania dotyczące Aneksu.
Stowarzyszenie Blogmedia24, od chwili objęcia urzędu prezydenckiego przez Andrzeja Dudę, domagało się ujawnienia informacji publicznej i pytało – czy Aneks jest w posiadaniu nowego prezydenta. Po wielomiesięcznych bojach z prezydenckim urzędnikiem, dyrektorem Biura Prawa i Ustroju, A. Dorszem ( w kancelarii od czasów Jaruzelskiego) i wysyłaniu szeregu próśb o dostęp do informacji publicznej,w listopadzie 2015 stowarzyszenie uzyskało odpowiedź, z której wynikało tylko tyle, iż w roku 2007 minister Macierewicz przekazał Aneks prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Ani Dorsz, ani żaden inny urzędnik KP nigdy nie przyznali, że tajny dokument znajduje się w prezydenckim sejfie.
W roku 2015, prof. Andrzej Zybertowicz zapytany wprost - czy Aneks znajduje się w Kancelarii Prezydenta, odpowiedział- „odmawiam udzielenia odpowiedzi na to pytanie” i odesłał pytających do ministra Solocha. Tenże zaś, na to samo pytanie, odparł: „w kancelarii tajnej nie ma aneksu, o który panowie pytają. Nie ma go na terenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego”.
Niewiele osób wówczas zrozumiało, że Soloch z nich zakpił i nie udzielił żadnej odpowiedzi ale zbył ją tzw. „oczywistą oczywistością”. W BBN nie mogło być Aneksu, bo jedynym miejscem, w którym może znajdować się ten dokument jest tajny sejf prezydenta, a jedyną osobą, która może to potwierdzić, jest sam Andrzej Duda.
Mając na uwadze stan faktyczny, można dziś z całą pewnością powiedzieć: nie wiemy - czy Aneks w ogóle istnieje i czy znajduje się w tajnej kancelarii Andrzeja Dudy.
Zachowania lokatora Pałacu i jego urzędników – w miejsce czytelnej odpowiedzi, przynoszą raczej szereg wątpliwości i powinny budzić obawy odnośnie intencji.
Czynnikiem obciążającym jest również rozpowszechnianie przez środowisko pałacowe insynuacji, jakoby prezydent Lech Kaczyński był przeciwny publikacji Aneksu lub orzeczenie TK z 2008 roku uniemożliwiało taką publikację. W październiku 2017, szef BBN sięgnął po te dwa kłamstwa, by uzasadnić obstrukcję swojego pryncypała.
Soloch oświadczył wówczas:
Aneks jest tajny, jeżeli będą decyzje prezydenta jakiekolwiek w tym względzie, to będą one zakomunikowane, natomiast ja przypomnę opinię na temat aneksu śp. prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego. Na przeszkodzie opublikowania treści aneksu stoi też wyrok Trybunału Konstytucyjnego i potrzebne byłyby niezbędne kroki legislacyjne, jeżeli taka decyzja miałaby zapaść”.
Tymczasem prezydent Lech Kaczyński nigdy nie deklarował, że nie opublikuje Aneksu. Przeciwnie – usilnie do tego dążył i był zainteresowany dostosowaniem dokumentu do reguł narzuconych przez wyrok TK. Pytany o tą kwestię Antoni Macierewicz, oznajmił w czerwcu 2015 roku:
Prezydent nie podjął decyzji o niepublikowaniu aneksu, czyli Uzupełnienia nr 1 Raportu z likwidacji WSI. Jego decyzja dotyczyła wypełnienia zaleceń Trybunału. Te zalecenia zostały zrealizowane, zmiany poprzez eliminację nazwisk, na których publikację nie zgodził się TK, zostały wprowadzone. Niestety jednak zdarzyła się tragedia smoleńska i pan prezydent nie mógł wykonać zapisów ustawy, związanych z przekazaniem do publikacji tego dokumentu”.
Nie jest też prawdą, jakoby orzeczenie TK blokowało publikację lub przygotowanie Aneksu wymagało „kroków legislacyjnych”.
W roku 2015 wyraźnie o tym mówił Antoni Macierewicz oraz Piotr Woyciechowski, zaś Sławomir Cenckiewicz przypomniał, że „aneks jest dostosowany do reguł, które prezydentowi narzucił Trybunał Konstytucyjny”. Chodzi o wymóg anonimizacji danych.
Nie ma zatem żadnych, formalnych przeszkód, by dokument mógł zostać opublikowany.

Wprawdzie temat Aneksu nie może zaprzątać uwagi zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, a tym bardziej, nie wywoła reakcji dziennikarzy partyjnych, to wątpliwości związane z istnieniem tajnego dokumentu należą do najważniejszych kwestii bezpieczeństwa. Można – w zgodzie z partyjnymi dyrektywami i zapisami cenzury, o nich nie mówić, co nie zmienia faktu, że niezdolność do udzielenia odpowiedzi na pytanie: czy Aneks w ogóle istnieje i nadal znajduje się w tajnej kancelarii Andrzeja Dudy - kompromituje cały „system bezpieczeństwa” III RP, a obywateli tej sukcesji komunistycznej, naraża na ogromne niebezpieczeństwa. Dlaczego?
Odpowiedź wydaje się prosta.
Dość wyobrazić sobie sytuację, w której sprawa bezprawnego zniszczenia dokumentu o tak doniosłym znaczeniu, staje się przedmiotem szantażu, służy do wywierania rozmaitych nacisków lub prowadzenia gier operacyjnych. Z takiej okazji zawsze skorzystają służby obcych państw.
Dość pomyśleć o przypadku, w którym ten, kto zniszczył dokument, podzielił się tą informacją ze swoim następcą, a tenże następca ukrył taki fakt przed instytucjami państwa i opinią publiczną.
Dość wyobrazić sobie, że ów następca nie wiedział o zniszczeniu tajnego dokumentu, ale gdy dostrzegł jego brak, nie poinformował o tym odpowiednich organów i zataił to przed opinią publiczną.
Tylko z jednego powodu – rzecz dotyczy osoby/osób piastujących najwyższy urząd w państwie, każda z powyższych sytuacji stwarza wielorakie i poważne zagrożenia.
Można również zakładać, że tego rodzaju „wspólnota wiedzy” tworzy okoliczności nadzwyczaj sprzyjające pozyskiwaniu materiałów kompromitujących, ale też buduje patologiczne więzy i zależności.
Z uwagi na specyfikę środowiska, którego dotyczy sprawa Aneksu – w dużej mierze związanego ze służbami ZSRR/Federacji Rosyjskiej oraz relacjami agenturalnymi, jakikolwiek element potencjalnego szantażu, byłby szczególnie niebezpieczny.
W czerwcu 2015 roku, Antonii Macierewicz, mówiąc o podobnym scenariuszu, mocno podkreślał- „Gdyby się okazało, że dokument już nie istnieje, to sankcje prawne na osoby, które tego nie dopilnowały są bardzo surowe”.
Sprawa nie dotyczy jednak sankcji karnych, bo tego rodzaju groźba, w realiach III RP jest kompletnie nierealna. Gdyby dokument zniszczono za czasów Komorowskiego, nie ma wątpliwości, że „system prawny” tego państwa nigdy nie ukarałby winnych.
Rzecz miałaby natomiast znaczenie dla opinii publicznej i mogła poważnie zaszkodzić wizerunkowym łgarstwom obecnej i poprzedniej władzy.
Informacja o zniszczeniu Aneksu mogłaby generować żądania związane z rozliczeniem okresu prezydentury Komorowskiego – w tym przeprowadzenia rzetelnego audytu w KP i BBN. Takie działania były wielokrotnie zapowiadane przez Solocha i nigdy nie zostały zrealizowane. Nie dałoby się też udawać, że B.Komorowski był „strażnikiem żyrandola”, a jedyne nieprawidłowości z tego okresu dotyczyły „zakupu sokowirówek”. Upadłby mit o „cywilizowanym przejęciu władzy prezydenckiej” i rzekomych „mechanizmach demokracji”. Zniszczenie Aneksu obciążałoby samego Komorowskiego, jak i całe środowisko b.WSI, a świadomość tego bezprawia mogłaby prowadzić do postulatu dokończenia procesu weryfikacji i sporządzenia kolejnych uzupełnień-aneksów do Raportu z Weryfikacji WSI.
      Jako niepoprawny realista, nie mam wątpliwości, że dopóki Andrzej Duda jest prezydentem, nikt nie odważy się domagać od niego odpowiedzi na pytanie – czy Aneks do Raportu z Weryfikacji WSI znajduje się w tajnej kancelarii? Nie zrobią tego partyjne „wolne media”, nie odważy się żaden polityk, publicysta, „prawicowy autorytet”.
Taka postawa wobec lokatora Pałacu nazbyt przypomina czasy prezydentury Komorowskiego, by można było dopatrywać się symptomów „dobrej zmiany”. Ale i to wiedzą partyjni luminarze, przyjmując wobec Dudy postawę klakierską.
Pozostawienie tej kwestii bez rozstrzygnięcia – jak życzą sobie Duda i Kaczyński, zawsze będzie rodziło podejrzenia i prowadziło do spekulacji.
Jeśli nie da się wykluczyć, że Aneks został zniszczony, nie da się również oddalić podejrzeń o zmowę, szantaż, patologiczne relacje.
Odium tak ważnej – a niewyjaśnionej sprawy, zawsze będzie ciążyło nad tą prezydenturą.


© Aleksander Ścios
bezdekretu@gmail.com
13 marca 2019
www.bezdekretu.blogspot.com





Ilustracja © domena publiczna / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2