Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zdziczała PO

Nowa histeria – dziki. Zbrodniczy rząd PiS każe myśliwym, w imię walki z wirusem tzw. afrykańskiego pomoru świń, czyli ASF, „wymordować” 180 tysięcy dzików, czyli, jak twierdzi opozycja, „praktycznie wybić całą ich populację”. KOD demonstruje pod sejmem, tefałeny pełne są oburzonych „ekspertów”, krzyczących, że to „zbrodnicza głupota”, „absolutnie bezprecedensowa rzeź” i „powiem to z całą odpowiedzialnością, pani redaktor, faszyzm!”, na pudelkach serce i dusze krwawią panie Ostaszewska i Rusin, europosłowie PO zanoszą supliki o interwencję do Timmermansa, a szeregowi wariaci pospiesznie wymieniają w swoich internetach tęczowe awatary z Trzaskowskim na takie z dzikiem.

Business as usual, jak mawiają anglosasi. Tak gwoli ciekawości zerknijmy, jak to było z tymi dzikami za rządów jedynie słusznych - akurat mój redakcyjny kolega, Wojtek Wybranowski, wrzucił na swój twitter przygarść linków. Portal money.pl w dziale poświęconym "agrobiznesowi" informował w początkach roku 2015, na podstawie danych z ministerstwa środowiska, że w roku poprzednim - to znaczy 2014 - odstrzelono w Polsce 312 tysięcy dzików i było to o 30 proc. więcej niż w 2013. Na rok 2015 przewidziano mniej więcej tyle samo, lekko ponad 300 tysięcy (w innej publikacji, też ze stycznia 2015, ówczesny minister środowiska deklarował, że rozsądne minimum odstrzału na 2015 to będzie 350 tysięcy sztuk). W Radiu Tok FM w tym samym czasie z kolei Marek Sawicki, ówczesny minister rolnictwa - nie, żeby go tam jakoś dociskano - wyjaśniał, że populacja dzików w ostatnich latach wzrosła dwuipółkrotnie, i trzeba chronić przed nimi interesy rolnictwa.

I żadne Wajraki nie tarzały się z tego powodu pod Sejmem ani żaden szurnięty profesor w "depopulacji" dzików nie dostrzegł "faszyzmu" (wyjątkowa ignorancja, swoją drogą - nawet profesor powinien wiedzieć, że naziści, paradoksalnie, choć ludzi mordowali milionami, na krzywdę "braci mniejszych" byli niezwykle wrażliwi, zaraz po dojściu do władzy przyjęli do dziś mogącą służyć za wzór ustawę o ochronie zwierząt przed cierpieniem, a sam Hitler, ideologiczny wegetarianin, chlubił się, że oduczył jedzenia mięsa swa sukę, Blondie). A media ówczesne, wyjąwszy zdawkowe pochwały dla władzy za zapobieżenie pladze, do tego stopnia się losem dzików nie interesowały, że nie udało mi się znaleźć informacji, czy do chwili utraty władzy udało się Platformie te zaplanowane 350 tysięcy dzików wybić, czy to także spaprała.

Nie wzbudził oburzenia nawet fakt, że w 2014 ówczesna premier, Ewa Kopacz, dla zintensyfikowania ochrony interesów koalicyjnego rolnictwa podpisała rozporządzenie zezwalające na odstrzał dzika przez cały rok, a więc także w okresie rozmnażania. Zabijanie prośnych loch jest sprzeczne z całą tradycją myśliwską, tu akurat trudno się nie zgodzić z protestami, nawet wiedząc doskonale, dlaczego stało się ono powodem do spazmów oburzenia dopiero w tym roku, a za czasów pani Kopacz nie było. Może zresztą wyniknie z tego zła jakieś dobro? Jestem daleki od entuzjazmu w ocenie możliwości umysłowych wspomnianych na wstępie "obrończyń zwierząt" i innych zaangażowanych celebrytek, ale skoro z nienawiści do PiS dostrzegły, że to, co nosi w brzuchu prośna locha, to mały dzik, może z czasem, zanim urządzą kolejny kretyński sabat z wieszakami, zatrybią, że i to, co nosi w brzuchu ciężarna kobieta nie jest "zlepkiem komórek", tylko małym człowiekiem? Zawsze jest taka nadzieja.

Już tylko dla porządku wspomnę o fakcie, że w sąsiednich Niemczech, jak łatwo znaleźć w internecie, dokonano w ubiegłym roku "ostatecznego rozwiązania" kwestii zwierzęcia, które od paru dni stało się u nas "konstytucyjnym" fetyszem, likwidując ponad 830 tysiące sztuk (przeliczając ichniejsze normy "zadziczenia" na hektar, to tak, jakby u nas wybić ok 600 tysięcy), także z lęku przed ASF, choć tam, w przeciwieństwie do Polski, jak na razie żadnych ognisk choroby nie wykryto. To wcale nie znaczy, oczywiście, że PO nie ma po co pisać kolejnych skarg na Polskę do Komisji Europejskiej - w Unii obowiązuje zasada "co wolno wojewodzie", skoro eurokraci skorzystali skwapliwie z okazji do strofowania nas za Puszczę Białowieską, a wyrżnięcie starożytnego lasu Hambach (i to celem dobrania się do leżącego pod nim węgla brunatnego, najbardziej "nieekologicznego" z paliw) nie oburzyło ich zupełnie, to i z dzikami może być podobnie.

To wcale nie znaczy również, że decyzja o wybijaniu dzików jest słuszna. Niemcy mają u siebie mnóstwo rzeczy głupich i niewartych naśladowania, cenzurę w mediach, zakaz handlu w niedzielę, śluby homo - być może do takowych należy i "prewencja" ASF poprzez "depopulację" dzikich świń, nie wiem. Ale w każdym razie, pokazuje ten przykład, iż rzecz zasługuje na jakąś merytoryczną wymianę argumentów, a nie na histeryczne podrygi i poryki. Ba, "cóż tam marzyć o tem" w kraju, w którym opozycja nie umie niczego poza histeryzowaniem, spazmowaniem i generowaniem w swych mediach - przepraszam, że znów muszę używać tego słowa - jednej gównoburzy za drugą.

Myślę czasem, że, naprawdę, nic się nie udało PiS tak, jak ta opozycja. Każdą, najsłuszniejszą nawet pretensję do władzy potrafią doprowadzić do groteskowej karykatury i skutecznie ośmieszyć. Nawet, jeśli jakiś przejaw nieudolności czy arogancji PiS naprawdę ludzi poruszy i rozgniewa, to do ich protestu zaraz się podłączy jakiś Arłukowicz albo Cimoszewicz, "Ruda" z "Kudłatym" i "Farmazonem", wesprą Wałęsa z Frasyniukiem, i ludzie tylko popatrzą, posłuchają tych odezw i przemówień, sprawiających wrażenie raczej parodii niż czegokolwiek na poważnie, a potem się skrzywią i na wszelki wypadek pójdą trzymać z daleka.

Totalsi cieszą się jak głupi, że mają przewagę w sferze publicznej komunikacji, radują ze wskazań Nielsena, w których TVN miażdży media państwowe, podniecają zamienianiem każdej elitarnej gali czy wręczenia nagród w antypisowski sabat, i nic a nic ich nie zastanawia, że im szerzej i mocniej ich przekaz dociera do społeczeństwa - tym mają gorsze wyniki w sondażach, a PiS, mimo wszystkich popełnianych głupot, lepsze. Hej, puk-puk, a może to wasze wieczne histeryzowanie, straszenie i judzenie jest przeciwskuteczne? Co?

Zwłaszcza, gdy nawet dziecko widzi, że o czym by była mowa, wcale nie chodzi ani o sądy, ani o dziki, ani Europę czy cokolwiek, tylko o ponowne usadzenie się na stołkach, i żeby powywalać te ichnie asystentki i pozatrudniać znowu te swoje. Kurde, przecież gdyby PO dalej rządziła, to nadal by pies z kulawą nogą nie wspominał o żadnych dzikach, a gdyby ktoś wspomniał, to ta sama pani Pochankę w tych samych "Faktach" serwowałaby nam pięć dni z rzędu "duszoszczypatielne" narracje o tym, jak rozmnożona ponad wszelki rozsądek populacja dzików grasuje po kraju, niszczy uprawy, rujnuje, atakuje dzieci i w ogóle, szerzy terror i grozę. Zmyślam? Wcale nie, ktoś wrzucił do internetu materiał z "Faktów" z początków 2015, w którym rolniczy lud błaga ministra Sawickiego o ukrócenie dziczej plagi.

Nawet gdyby Jarosław Kaczyński uciął sobie głowę i podał ją tym wszystkim Kierwińskim, Tomczykom, Nitrasom, Neumanom i innym pierdołom na tacy, to oni tę tacę by upuścili, jeszcze sobie na nogi. Weźmy, na przykład, ministerialną nominację dla Adama Andruszkiewicza. Wydawałoby się, prezent dla opozycji, że lepszego nie ma, a nawet to potrafili przegrzać - zamiast poprzestać na tym, co oczywiste, usiłując z niego zrobić ruskiego agenta.

Albo sprawa zarobków w NBP. Znowu, pomijam tu meritum, bo pewnych danych nie mamy, a wyliczenia "Gazety Wyborczej" wiadomo, ile warte. Istotą przekazu opozycyjnych mediów, tych właśnie, które tyle przez ostatnie lata tyle się nagęgały o prawach i godności kobiet, jest przecież obleśne ciamkanie nad niewypowiedzianymi skojarzeniami - blondyny, stylówy à la Barbie, no, asystentki, sami wiecie. O kobiecie, która w NBP pracuje od lat kilkunastu i w tym czasie wspięła się po szczeblach służbowej hierarchii piszą dziennikarze "Wyborczej" jako o "faworycie prezesa", celowo grając skojarzeniami słowa, którym historycy nazywają kochanki dawnych królów, i wyciągają sprzed lat opinię, że Glapiński "jest łasy na kobiety". No, bo przecież każdy ma w tyle głowy, a przynajmniej tak zakładają propagandyści opozycji, pewnie sądząc po sobie, że baba na awans zasłużyć może tylko w jeden sposób. A jak już ma, z przeproszeniem, cycki, blond włosy i się maluje, no to wszystko oczywiste.

Ten sposób myślenia, à la były minister Sikorski, że kobieta jest tylko do tego, żeby ją "przep...ć jak należy" i co tam poza tym może wiedzieć, oficjalnie jest przez michnikowszczyznę uznawany za "seksizm" i stawiany na równi z faszyzmem - ale nie wtedy, kiedy sprośnymi stereotypami może ona zaszkodzić politycznym wrogom. Michnikowszczyzna zawsze uznawała prymat "mądrości etapu" nad "warstwą ogólnych pryncypiów", młodsi pewnie już nie pamiętają, ale to przecież właśnie gazeta obsesyjnie zwalczającego lustrację Michnika pierwsza w III RP sięgnęła do "ubeckiego szamba", oskarżając o agenturalną przeszłość - bez żadnych podstaw, jak się potem okazało - niejakiego Tymińskiego.

Obrzydliwe? Tak. Ale skuteczne. Bez tego seksistowskiego rechotu oskarżenie miałoby dużo mniejszą siłę memiczną, no bo co, że politycy zatrudniają kumpli i znajomych, że wynagrodzenia w bankowości to jakaś totalna patologia, że polityczny nominat obdarowany kadencyjnym stanowiskiem wbija się w arogancję i nawet własnemu prezesowi-dobrodziejowi powiada otwarcie jak w filmie Barei "ta pani przyszła w tym kożuchu i w nim wychodzi, i co nam pan zrobi?" - to wszystko znane patologie. I żeby jeszcze krytykowali je korwiniści, ale gazeta PO? Nie przebiło by się, gdyby szło o kolesia-faceta. Z blondyną - co innego.

A co na to zawodowe obrończynie kobiet? A nic, obłudnie milczą, jak zwykle, gdy "seksizm", chamstwo i "patriarchalna przemocą symboliczna" cechuje ich kolesiów. Panie feministki zajęte są walką z Kościołem - w święto, które za sprawą Ryszarda Petru chyba na zawsze już pozostanie świętem "sześciu króli" - Barbara Nowacka, nowy nabytek PO-KO, ogłosiła projekt antykościelnej ustawy, pod którą będzie teraz opozycja zbierać podpisy. Nikt chyba nie zauważył, że owa ustawa jest w zasadzie zbieżna ustawą "świecka szkoła", która od dawna uświerkła sobie w sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Szefem tej komisji jest Rafał Grupiński z PO, jego zastępczyniami partyjna koleżanka Krystyna Szumilas oraz Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, i jest to przypadkiem bodaj jedyna sejmowa komisja, w prezydium której opozycja ma większość. I to ona właśnie "świecką szkołę" zablokowała. Dlaczego? Bo przepuszczenie projektu do dalszych prac legislacyjnych nie dawałoby takiej siły memicznej, jak zbieranie pod tym samym po raz enty podpisów?

"Być może. Być bardzo może. Być bardzo może na pewno", jak to pisał Sted. W końcu, nie chodzi o to, żeby złapać, tylko żeby gonić króliczka... To znaczy, przepraszam, świnię. Dziką świnię. Dzika, znaczy się, żeby gonić.


© Rafał A. Ziemkiewicz
11 stycznia 2019
źródło publikacji:
www.Interia.pl





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2