Oprócz nazwiska tych dwóch panów łączył fakt, że obydwaj nosili mundury. Różnił ich jednak dorobek, jakim zapisali się dla miasta. Różnił ich też charakter, który miał wpływ na ocenę fragmentu ich biografii z okresu wileńskiego.
Marian Waligóra |
Straż Pożarna była jedną z agend Magistratu, wobec czego M. Waligóra stał się jednym z wyższych urzędników tego organu. Był rzutki i energiczny, poznawał miasto i panujące w nim stosunki. Szybko dał się też poznać jako sprawny organizator. Dokładnie przeanalizował księgi raportów straży i już jesienią 1922 roku, wnioskował do prezydenta o uregulowanie sprawy czyszczenia kominów domów w Wilnie. We wniosku dowodził statystycznie, że były one główną przyczyną powstawania licznych pożarów. Zgłosił potrzebę zorganizowania strażackiej sekcji kominiarskiej. Przyczynił się do powołania wileńskiego oddziału Związku Straży Pożarnej. Komendant pisał również o odkrytych nieprawidłowościach w działalności swoich poprzedników, przytaczając przykłady kradzieży i oszustw na szkodę kasy miejskiej.
Gmach Magistratu Wileńskiego na ulicy Dominikańskiej z widoczną wieżą Straży Pożarnej |
Kierowana przez Mariana Waligórę straż ogniowa rozwijała się i miała dobre wyniki. Publiczne pokazy nowo zakupionych pomp, drabin i pojazdów stały się okazją do prezentacji osiągnięć. Komendant najczęściej osobiście uczestniczył w akcjach gaszenia pożarów. Był energicznym służbistą w każdym calu i co rusz miał swoje pięć minut w prasie, kiedy z uznaniem pisano o kierowaniu przez niego kolejną akcją gaśniczą. Czasem w osobnym okienku składano mu kierowane pod jego imieniem podziękowania.
Duma sprawiała, że stał się kimś, kogo dzisiaj określamy mianem celebryty. Uwielbiał występowanie w mundurze galowym obwieszonym medalami podczas wszelkich uroczystości. W 1927 roku w Wilnie odbyły się uroczyste obchody 125-lecia wileńskiej straży ogniowej. Została ona powołana 26 maja 1802 roku jako jedna z pierwszych jednostek spośród polskich miast. Komendant pełnił honory gospodarza uroczystości. Przewodził defiladzie swojego oddziału spod znaku św. Floriana, podejmował wielu honorowych gości.
W połowie lat dwudziestych wileńskiemu samorządowi sprawującemu władzę od 1919 roku nie szczędzono słów krytyki. Na łamach endeckiego „Dziennika Wileńskiego” trwał gremialny atak na „zasiedziałych” i „nic nierobiących” (pis. oryg.) urzędników z prezydentem Witoldem Bańkowskim na czele. Szukano każdej okazji, aby ujawniać przykłady upartyjnienia organu i brak kompetencji w sprawowaniu podstawowych zadań. Marian Waligóra był postrzegany, jako człowiek owego dawnego „układu”, dlatego wytykano mu każde potknięcie. Na początku 1925 roku z oburzeniem poinformowano czytelników, że komendant utrzymuje dyscyplinę wśród podwładnych za pomocą rękoczynów. Na jaw wyszła sprawa, że jednego ze strażaków, który słabo wypadł w czasie ćwiczeń, zaprowadzono do stajni, gdzie komendant zwymyślał go niecenzuralnymi słowami i dał mu po twarzy. Radni Aleksander Zasztowt i Józef Godwod domagali się od prezydenta Bańkowskiego natychmiastowego usunięcia M. Waligóry ze służby, gdyż tak czyniono w cywilizowanych krajach. Skończyło się jednak tylko na ustnym upomnieniu.
Oddział Straży Pożarnej na ul. Wielkiej, 1925 r. (w tle Hotel Italia, obecnie Astorija) |
Za czasów M. Waligóry pożary w Wilnie, jak w każdym ówczesnym mieście, wybuchały dość często. Były mniejsze i większe, które pociągały za sobą znaczne straty. Akcje gaszenia były czasem udane, czasem nie. Kilka pożarów było spektakularnych i bardzo niebezpiecznych ze względu na groźbę objęcia pożogą całej okolicy. Wymienić wśród nich można: pożar w 1924 roku, kiedy palił się tartak Hesela Szapiry na rogu Nowogródzkiej i Ponarskiej, później w tym samym roku i ponownie w 1928 roku palił się młyn Tyszkiewicza na ulicy Stefańskiej, co miało duży wpływ na ceny mąki i chleba, natomiast w 1929 roku paliły się składy wojskowe w Leszczyniakach. Grożny pożar miał miejsce w 1931 roku, kiedy palił się skład monopolowy Klemensa Węcewicza w budynku przy ulicy Wielkiej, gdzie mieścił się też oddział Banku PKO (przez całą noc eksplodowały butelki z alkoholem, a przez wytworzone gazy zatruło się czterech strażaków). Wreszcie w 1932 roku ogromny pożar wybuchł w Olejarni Kurlandzkiej (zakład mieścił się przy obecnej ul. Kuršių na styku z Ponarską). Podczas pożaru ewakuowano pobliskie składy tytoniowe i rzeźnię. W tym samym roku wybuchł również pożar Domu Handlowego Załkinda i kina „Casino”. W każdym przypadku komendant straży zbierał pochwały i nagrody, a jednak… ognisty charakter M. Waligóry rzucał cień na jego wizerunek.
Dopiero w 1927 roku władze centralne nakazały przeprowadzenie nowych wyborów do Rady Miasta. Kampania wyborcza była burzliwa, przy czym krytykowano wszystkie osoby piastujące stanowiska w Magistracie. Marianowi Waligórze nie odmawiano przy tym uznania za kompetencje w sprawach ochrony pożarowej Wilna. Wiedziano też jednak powszechnie, że był niezwykle wymagającym przełożonym. Fachowym, ale i bezwzględnym, dlatego kolejny raz skupiono się na jego stosunku do podwładnych. Po trzęsieniu ziemi, jakiego dokonano w samorządzie miasta, nowym prezydentem Wilna wybrany został Józef Folejewski. M. Waligóra jednak pozostał na stanowisku komendanta straży. Pozostawiono go zapewne za dotychczasowe zasługi i ze względu na fachowość. Komendant oprócz normalnych zajęć prowadził w następnych dwóch latach kursy dla komendantów powiatowych straży. Był też pod baczną obserwacją radnych, zwłaszcza kiedy wokół straży coś się działo niedobrego.
Wydarzenia o dobrym lub złym wydźwięku związane z M. Waligórą przeplatały się na przemian. W 1928 roku decyzją komendanta straż pożarna wzięła pod opiekę osieroconego chłopczyka, który stracił rodziców w pożarze. Pochwały zebrał, kiedy w 1929 roku osobiście dowodził oddziałem gaszącym pożar w drukarni Kleckina na Kwaszelnej, gdzie składano gazetę „Słowo”. Jednak w tym samym roku zginął strażak, który spadł z samochodu, kiedy zespół wracał z gaszenia niegroźnego pożaru w Markuciach. Jakkolwiek był to wypadek, pytano natychmiast, jaką odpowiedzialność ponosi komendant.
Wileńska Straż Pożarna na terenie remizy, ćwiczenia w 1927 r. |
Odważne rozpoczęcie tak poważnego zagadnienia uruchomiło dalsze doniesienia o innych jeszcze, podobnych przypadkach czynnej zniewagi. W takiej sytuacji Magistrat musiał potraktować sprawę poważnie. Powołano komisję, która prowadziła dochodzenie w sprawie dyscyplinarnej, a przy okazji magistracka Komisja Rewizyjna zajęła się księgowością straży. Po pierwszym, wstępnym rozpoznaniu, komendant M. Waligóra wyszedł ze sprawy prawie obronną ręką, gdyż skończyło się jedynie na pisemnym upomnieniu.
Niedługo później komendant w galowym mundurze, stojąc na czele wspaniałego, strażackiego pocztu sztandarowego, składał meldunek prezydentowi Ignacemu Mościckiemu przybyłemu do Wilna. Później wzorcowo wręcz kierował organizacją „Tygodnia Strażackiego”. Podczas defilady z dumą prowadził samochód spod katedry na plac Łukiski, gdzie odbywała się wystawa prezentująca historyczny rozwój służb pożarniczych. Imponująco wypadły też zawody o Mistrzostwo Straży Pożarnej Województwa Wileńskiego. Po ich zakończeniu komendant odebrał gratulacje od przedstawicieli najwyższych władz wojewódzkich. Dodać należy, że wojewoda Władysław Raczkiewicz był w tym czasie prezesem Rady Związku Straży Pożarnej, a wicewojewoda Stefan Kirtiklis, pierwszym wiceprezesem.
Po względnym spokoju, w 1932 roku nad głową komendanta znów pojawiły się czarne chmury. Do radnych wpływały informacje o kolejnych „występkach” M. Waligóry. Miał on na przykład tolerować podczas ćwiczeń zwyczaj skierowywania silnego strumienia wody na strażaków będących na wysokiej drabinie. Sprawa wyszła na światło dzienne, gdy jeden z nich spadł z dużej wysokości i trafił do szpitala. Inne doniesienie dotyczyły kontrolerów ze straży, którzy bezprawnie pobierali opłaty za kontrolę i stemplowanie gaśnic w lokalach publicznych. Akurat w tym czasie doszło do kolejnej zmiany na fotelu prezydenta Wilna. Wiktor Maleszewski poważnie potraktowal problem i spowodował, że do biur straży wkroczyli oficerowie policji śledczej. Naruszenia, jakie wówczas ujawniono i tym razem nie spowodowały postawienia M. Waligórze zarzutów prokuratorskich. W jego sprawie zapadł tylko wyrok sądu dyscyplinarnego za wykroczenie porządkowe i nałożono karę w kwocie 100 zł. Ale uparci radni zwrócili uwagę, że skład sądu stanowili znajomi komendanta. Prezydent Maleszewski również się takim finałem sprawy nie zadowolił. Polecił ponowne rozpatrzenie sprawy przez tenże sąd, ale w całkowicie zmienionym składzie.
Oddział Straży Pożarnej podczas zbiórki, 1930 r. (fotografia Edmunda Zdanowskiego) |
Prezydent Wiktor Maleszewski był z wykształcenia lekarzem, wcześniej z powodzeniem praktykującym. Od swoich kolegów ze szpitali dowiedział się, że wśród leczonych tam strażaków wielu było poważnie chorych na płuca i żołądek. Odkrycie prawdy o przyczynie tych dolegliwości było porażające. Okazało się, że kilka lat wcześniej M. Waligóra otrzymał zgodę na urządzenie w piwnicach remizy na Dominikańskiej tzw. „komory gazowej”. Było to specjalne pomieszczenie do prowadzenia ćwiczeń w trudnych warunkach. Podpalano tam szmaty nasączone różnymi substancjami, a strażacy w maskach przeciwgazowych trenowali wytrzymałość. Za zgodą komendanta, jego zastępcy mieli się też jednak dopuszczać stosowania nadzwyczajnej kary dyscyplinarnej. Za faktyczne czy też domniemane oznaki niesubordynacji, kazali oni wchodzić do zadymionej trującym dymem komory bez masek. Innemu znów ze strażaków kazano 20 razy wchodzić na 3-piętrową drabinę, aż stracił przytomność i spadając, doznał uszkodzeń ciała.
Dochodzenie prowadzone przez wydział prawny Magistratu objęło wszystkie te sprawy. Winę M. Waligóry zakwalifikowano jako brak nadzoru i świadome dopuszczenie do szeregu nadużyć. Komendant tym razem został natychmiast zawieszony w czynnościach. Przygotowano nową rozprawę sądu dyscyplinarnego, która odbyła się ostatecznie wiosną 1933 roku. Orzeczenia, jak pisano: „oczekiwano z ogromnym naprężeniem”. Po trwającej kilka dni rozprawie, w środku nocy 7 marca ogłoszono werdykt. Marian Waligóra został dyscyplinarnie zwolniony ze stanowiska komendanta wileńskiego Straży Pożarnej i pozbawiony 2/3 praw emerytalnych. Wilno nie było już dla niego przyjaznym miejscem, dlatego spakował się i wyjechał.
Niechlubny koniec komendanta M. Waligóry w Wilnie nie spowodował jego rozbratu ze służbą w pożarnictwie. Już w następnym roku, będąc w stopniu majora, został komendantem straży we Włocławku (1934–1937), a później instruktorem Związku Straży Pożarnej RP w Łodzi. We wrześniu 1939 roku przedostał się do Warszawy, gdzie m.in. czynnie uczestniczył w gaszeniu pożaru Zamku Królewskiego. Podczas okupacji niemieckiej był oficerem Warszawskiej Straży Ogniowej, natomiast po wojnie został referentem w oddziale okręgowym Związku Straży Pożarnej w Łodzi. Zmarł 1 marca 1956 roku jako emerytowany podpułkownik. Pochowany został na łódzkim cmentarzu Solec. Chronologia kariery zawodowej Mariana Waligóry sprzed i po służbie w Wilnie udostępniona została na podstawie badań przeprowadzonych przez Jerzego Kowskiego.
Biografia Mariana Waligóry pokazuje, że historia nie jest czarno-biała. Między tymi skrajnymi kolorami, kiedy człowieka można zaliczyć do postaci wybitnych, czy też nikczemnych, jest cały szereg odcieni szarości. Zawierają one wzloty i upadki, chwile sławy i momenty hańby. Tak też jak uważam powinno się opowiadać każdą historię, niezależnie od tego czy dotyczy ona pojedynczego człowieka, ale też większych społeczności, a nawet narodów.
© Waldemar Wołkanowski
13 kwietnia 2018
źródło publikacji: „Ognisty charakter… o komendancie Straży Pożarnej w Wilnie”
www.wilnoteka.lt
13 kwietnia 2018
źródło publikacji: „Ognisty charakter… o komendancie Straży Pożarnej w Wilnie”
www.wilnoteka.lt
Ilustracje Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz