Według doniesień medialnych odwiedzili nas „przy okazji” tzw. Marszu Żywych, który poprowadzili wspólnie prezydenci Riwlin i Duda.
Choć ten ostatni robił raczej wrażenie gościa – gdy ten pierwszy wykorzystał okazję, by po raz kolejny oficjalnie napluć Polakom w twarz i przedstawić ich światu jako morderców i złodziei. Prez. belwederski Duda nie po raz pierwszy zamanifestował swoją pełną gotowość i determinację, by czołgać się w dowolnym kierunku wskazanym przez starszych i mądrzejszych. Co zresztą nie odstaje bynajmniej od zasadniczej linii władzy warszawskiej – i nie należy łudzić się, że na zbyt dalekie koncesje nie pozwoli belwederskiemu prezydentowi stojący niezłomnie na straży polskiego interesu żoliborski prezes-premier-naczelnik.
Kogo jeszcze zaskoczyła decyzja ws. degradacji Jaruzelskiego, Kiszczaka et consortes, niechaj przypomni sobie, że ledwie pół roku temu prez. Duda z prez. Kaczyńskim wspólnie zakomunikowali nam, że aneksu do raportu o likwidacji WSI narodowi jednak nie pokażą. Przy okazji sam Kaczyński ujawnił, że dokument ten czytał (na jakiej podstawie prawnej, nie wiadomo) i że w jego najgłębszym przekonaniu „lepiej będzie, jeśli nie zostanie on opublikowany”, bo na razie „nie ma takiej konieczności”. Zagadką pozostaje, czy świeża decyzja Dudy zmienia postać rzeczy i teraz może „konieczność” już zachodzi czy wręcz przeciwnie – należy ją przyjąć jako oznakę tego, że „tak jest lepiej”? Prawda o zamachu smoleńskim już praktycznie odłożona została ad acta – a celebrowanie kwietniowej rocznicy posłużyło do oswajania wiernego elektoratu z myślą, że tej prawdy nie poznamy „być może nigdy”. Jednocześnie warszawska dyplomacja ochoczo zgłosiła Rzeczpospolitą do roli zakładnika polityki mocarstw zachodnich, które wszak nie będą z kreaturami formatu Szczerskiego czy Czaputowicza konsultować, kiedy i w jakim stopniu spodoba im się eskalować napięcie wojenne na Bliskim Wschodzie.
Fałszywe flagi aż furkoczą na wiosennym wietrze – w sprawie zamachu w Salisbury (wszak jako koronny dowód rosyjskiego sprawstwa podawano wykrycie owego strasznego „nowiczoka”, który jakoś jednak nie okazał się w tym przypadku śmiertelny), czy w syryjskiej Dumie (gdzie podstawowe pytanie o motyw i ew. korzyść z chemicznego mordowania bezbronnych dzieci od początku każe powątpiewać w wersję oficjalną Londynu i Waszyngtonu). Ale Warszawa z pełnym zaufaniem do Anglosasów przyzwala na wpychanie nas w ten konflikt jako strony już de facto wojującej. Wszak już od dawna nasze F-16 i nasi „specjalsi” stacjonują w tamtych stronach – pozostając do dyspozycji naszych „strategicznych sojuszników”. Polska zatem – powtórzmy, bo to istotny punkt w akcie oskarżenia aktualnego układu władzy – pozostaje zakładnikiem cudzej polityki zarówno w sprawach zagranicznych, jak i wewnętrznych. Zauważmy bowiem, że rozpoczęta w zimie i do dziś trwająca, szczególnie gwałtowna kampania wojny propagandowej Żydów z Polakami prowadzona jest w znacznej mierze na naszym własnym terenie – za pomocą narzędzi oddziaływania politycznego i medialnego wykreowanych i utrzymywanych za polskie pieniądze.
Dla nikogo przytomnego nie może już ulegać wątpliwości jawnie antypolski i faktycznie eksterytorialny charakter takich ośrodków jak „Polin”, Muzeum Historii Żydów Polskich – tam na nasz koszt prowadzi się szeroko zakrojone działania, które z polską racją stanu i interesem narodowym nie mają i nigdy nie miały niczego wspólnego. Ale przecież przywódcy „dobrej zmiany” i liderzy opinii „prawicowej” nadal stawiają sobie z punkt honoru robienie dobrej miny do złej gry. Czego spektakularny przykład mieliśmy właśnie w ostatnich dniach, kiedy to po owym bezczelnym występie prez. Rivlina w Auschwitz-Birkenau w otulinie propagandowej „dobrej zmiany” niektórzy na głowie stawali, by wmawiać sobie i innym, że nic złego się nie wydarzyło, że zniesławiające nas insynuacje w ogóle nie padły. Cała ta niespójna narracja sypie się już jednak gruntownie i może być „w zaparte” podtrzymywana jedynie dzięki determinacji funkcjonariuszy frontu ideologicznego p.o. redaktorów i komentatorów, którzy zachowują cenzorską władzę moderowania przekazu w centralnych mediach. Najwyraźniej jednak na wysokich szczeblach egzekutywy politycznej przekonująca wiarygodność przekazu propagandowego nie jest już priorytetem. Najwyraźniej przeszliśmy już do następnego etapu –transferu aktywów politycznych i inwestycji infrastrukturalnych. Innymi słowy: etap realnej instalacji żydowskiej suwerenności wyspowej na polskim odcinku Międzymorza (bo wszak na Ukrainie i w Rumunii są już u siebie i specjalnie tego nie kryją – patrz akcja ze zbieraniem szczątków śmigłowca w Karpatach już w 2010 r.).
Na tym nowym etapie najwyraźniej przewidziano jakieś inne środki, które zagwarantują pacyfikację nastrojów tubylczych malkontentów – niezależnie od tego, kto dalej wierzy, a kto już nie daje się nabrać na „dialog i pojednanie” z Żydami. Być może bliski jest czas zastosowania środków przymusu bezpośredniego i być może temu właśnie zawdzięczamy obecność w Polsce tak doborowej bandyckiej stawki, jak wyżej wymienieni. Słowo „bandyckiej” nie jest przecież nie na miejscu wobec facetów od mokrej roboty osobiście odpowiadających za politykę, której stałym instrumentem jest karabin wymierzony w nieletnich Palestyńczyków. I otóż takich ludzi coś sprowadziło w nasze skromne progi. Sz. Czytelnik pojmuje oczywiście w lot, że ów Marsz Żywych w Oświęcimiu to zaledwie przykrywka, „zalegendowanie” ich pobytu. Mowa o ludziach, którym zwyczajna pragmatyka służbowa, a przede wszystkim żelazne reguły bezpieczeństwa państwa nie pozwalają w ogóle pokazywać się razem nawet we własnym kraju, a co dopiero za granicą. Jeśli podjęli mimo wszystko taką eskapadę, to oznacza to ni mniej, ni więcej, że w ostatnich dniach przeprowadzona została na terytorium Polski jakaś kombinacja operacyjna, której doniosłość wymagała osobistego nadzoru, a może wręcz udziału w procesie decyzyjnym najwyższych przełożonych.
Cóż to być mogło? Zwykłą odprawę na tak wysokim szczeblu mogli sobie urządzić u siebie – jeśli przyjechali do nas, to musiało to być podyktowane koniecznością przejścia na „ręczne sterowanie” w kontakcie z agenturą (tutejszą, polskojęzyczną agenturą, której z jakichś względów nie można było sprowadzić do Jerozolimy), lub/i koniecznością przeprowadzenia wizji lokalnej – osobistej wizytacji miejsc, obiektów, które wytypowano jako kluczowe w jakiejś nadchodzącej operacji. A cóż to za operacja? Jasna sprawa: MOST 2 – transfer części aktywów państwa żydowskiego z Palestyny w bezpieczne rejony, nad którymi służby i armia żydowska sprawować muszą suwerenną kontrolę. Gdzie szukać takiego miejsca, gdzie bezpiecznie i do czasu dyskretnie będzie można dyslokować część żywotnie istotnych kadr (elit państwowych), broni (głowic atomowych) i baz danych (serwery) – oczywiście nad Wisłą. Gdzie konkretnie? Oto zagadka – konkurs, do udziału w którym niniejszym zapraszam Sz. Czytelników. Może gdzieś w Państwa okolicy uruchomiono już dawno jakąś wielką inwestycję, do której zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu – ze względów bezpieczeństwa, ma się rozumieć? Może gdzieś tam już od dawna kopią jakiś tunel donikąd albo leją tysiącami ton beton w niewiadomego przeznaczenia monstrualną dziurę w ziemi? Ot, choćby coś takiego jak Centralny Port Komunikacyjny w Baranowie/Stanisławowie – pasowałby jak ulał. Ale może Państwo wpadną na inny trop. Proszę o nadsyłanie zdjęć i opisów – nagrodą dla autorów najciekawszych typowań będą tanie loty z dowolnie wybranego miasta wojewódzkiego w Polin do Tel-Awiwu ;-)
Ilustracja © brak informacji / MSZ rządu Izraela
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz