Jako osoba związana z ONR-em, ale również utrzymująca bliskie kontakty ze środowiskiem włoskich nacjonalistów (zwłaszcza w trakcie ostatniego półrocznego pobytu w Mediolanie) w tym artykule przedstawię parę uwag na temat tego, jak prowadzą formację i całą swoją działalność organizacje na Półwyspie Apenińskim oraz jak to się ma (według mojej zewnętrznej, osobistej obserwacji) do formacji w naszym środowisku. Szczególną uwagę poświęcę organizacji Lealta Azione, zaprzyjaźnionej z ONR-em, której przedstawiciele uczestniczyli m.in. w poprzednim Marszu Niepodległości. Jest to obecnie najprężniej rozwijająca się (albo jedna z dwóch, obok CasaPound Italia) włoska organizacja, która obecnie ma swoje siedziby w całych Włoszech. Warto więc przyjrzeć się jej funkcjonowaniu.
Formacja i działalność we Włoszech…
Młody człowiek, który trafia w szeregi Lealta-Azione od razu zostaje poddany procesowi formacji. Przez pierwszy rok-dwa ma on status kandydata – w tym czasie pod opieką i kierunkiem starszych kolegów poznaje działanie organizacji, hierarchię, podział obowiązków i prowadzone inicjatywy. Jest także zobowiązany do uczestnictwa i pomocy we wszystkich akcjach, zarówno regularnych (np. cotygodniowe zbiórki żywności), jak i okazjonalnych, do których należą manifestacje, turnieje sportowe, konferencje itp. Uczestniczy również w codziennych pracach organizacji, do których należy m.in. utrzymanie w czystości siedziby i prace administracyjne. Ten wstępny okres jest również przeznaczony na formację intelektualną i moralną: kandydat musi zapoznać się z podręcznikiem, opisującym nie tylko założenia światopoglądowe organizacji, lecz również modele etyczne, na których powinien się wzorować. Kiedy kierownictwo organizacji uzna, że wykazał się on w wystarczającym stopniu zaangażowaniem, odpowiedzialnością, zdolnościami oraz odpowiednim „stylem życia” (oznaczającym, że będzie godnie reprezentował organizację i że nie skompromituje jej jakimś niewłaściwym zachowaniem), zostaje uroczyście przyjęty do organizacji. Od tego momentu staje się pełnoprawnym członkiem, który bierze pełną odpowiedzialność za realizację powierzonych mu zadań.
Zadania te mogą być liczne i różnorodne, gdyż Lealta-Azione prowadzi rozwiniętą działalność na różnych polach, głównie poprzez swoje „sekcje”, pod względem prawnym stanowiące niezależne stowarzyszenia. I tak na przykład, CooxAzione zajmuje się głównie prowadzonymi dwa razy w tygodniu zbiórkami żywności, z których produkty są raz w miesiącu dostarczane do domów potrzebujących włoskich rodzin (około setki w okolicy Mediolanu, kilkaset rodzin w 20 miastach w całych Włoszech). Stoiska CooxAzione są równocześnie miejscem, gdzie mieszkańcy miasta mogą osobiście poznać działaczy oraz opowiedzieć im o swoich problemach, dzięki czemu organizacja buduje zaufanie wśród „normalnych ludzi” przez bezpośredni kontakt. Sekcja ta zajmuje się także organizowaniem w wyznaczonych dniach bezpłatnych konsultacji prawnych dla potrzebujących. Na podobnej zasadzie działa sekcja „Lupi danno la Zampa”, która zajmuje się zbiórkami produktów dla schronisk dla zwierząt oraz szeroko pojętą edukacją ekologiczną. Ponadto działają także sekcje sportowe, wspinaczkowe, oraz sekcja „Voce nel Silenzio” zajmująca się wsparciem chrześcijan prześladowanym na Bliskim Wschodzie. Poza tym często organizowane są otwarte konferencje, prezentacje książek itp., których gośćmi są nie tylko ludzie „ze środowiska”, lecz także znane osobistości społeczne, jak np. Vittorio Sgarbi, kontrowersyjny krytyk sztuki (dla porównania – poziom rozpoznawalności i kontrowersyjności Cejrowskiego), którego wykład „Piękno uratuje świat” przyciągnął około 300 osób.
Nie ma tu miejsca na omawianie wszystkich okazjonalnych działań Lealta-Azione, ale z różnych inicjatyw społecznych przez nich organizowanych należy wspomnieć mediolański turniej piłki nożnej dla dzieci połączony z rodzinnym festynem pod nazwą „Kop w pedofilię”, z którego dochody (do tej pory po kilku edycjach co najmniej 80 tys. euro) są przekazywane fundacji wspierającej ofiary pedofilii. Od dwóch lat analogiczną imprezę, tym razem w formie wyścigów gokartowych dla dzieci, organizuje także oddział LA we Florencji. Wyjątkowy rozmach miały dwie inicjatywy organizowane przez sekcję „Voce nel Silenzio”: budowa oświetlonego boiska piłkarskiego dla chrześcijańskiej wspólnoty w Betlejem (akcja „Światła dla Betlejem”) oraz „akcja humanitarna” polegająca na wysłaniu kontenera produktów pierwszej potrzeby dla potrzebujących w Syrii (akcja „Syria w potrzebie”). Przy tej okazji do Syrii wyruszyła również delegacja LA, która na miejscu spotkała się z przedstawicielami rządu, wojska oraz wspólnot chrześcijańskich (relacja z obu akcji ukaże się w czasopiśmie „Narodowy Horyzont”).
Rzecz jasna, takie działania wymagają również odpowiedniego „zaplecza” logistycznego i technicznego. Dlatego zazwyczaj pierwszą rzeczą, jaką robi nowopowstała organizacja nacjonalistyczna we Włoszech jest wynajęcie (nielegalne zajęcie, jak w przypadku sławnego skłotu CasaPound Italia, jest raczej wyjątkiem, nie regułą) lokalu na własną siedzibę. Pozwala to na składowanie produktów ze zbiórek, organizację spotkań, konferencji, a nawet koncertów bez konieczności martwienia się o miejsce. Często siedziby te zaopatrzone są także w bar, dzięki czemu w trakcie imprez możliwe jest kupienie przez uczestników napojów, co też częściowo pokrywa wydatki związane z wynajem lokalu. Siedziby bardzo się różnią w zależności od ilości i możliwości działaczy: w Mediolanie LA posiada trzy lokale: biuro, bar i salę koncertową z w pełni wyposażonym barem (koncerty nawet na 800 osób), we Florencji nieco skromniej – sala z małym barem i zaplecze.
…i w Polsce.
A jak kwestia formacji i działalności wygląda w Polsce? Edwin Harmata słusznie zauważa, że w wielu przypadkach po wstąpieniu kandydatów do organizacji ich zapał gaśnie, więc chyba nie jest najlepiej. Oczywiście, można to przypisać słabości ich charakteru, ale skoro od lat można zauważyć, że „narodowy ogień” znika w ludziach należących do organizacji, które właśnie ten ogień powinny rozpalać, skutkiem czego po krótkim czasie działacze się zniechęcają i odchodzą, to problem chyba jednak jest strukturalny.
Na co więc zazwyczaj trafia pełen zapału i dobrych chęci kandydat w przeciętnej polskiej organizacji narodowej? Na cotygodniowe spotkania o różnym poziomie, na listę lektur i na gąszcz problemów ideologicznych. Nie licząc marszy i manifestacji, które zazwyczaj w naszym środowisku wychodzą nieźle i są „dobre na wszystko”, to działalność społeczna często ogranicza się do okazjonalnych (o prowadzeniu regularnej działalności na tym polu mam mało informacji) zbiórek na świąteczne paczki np. dla kombatantów, przygodne zbiórki organizowane dla domów samotnej matki, domów dziecka lub szpitali oraz oddawanie krwi i czekolady. Są to rzeczy, które PR-owo „dobrze się sprzedają”, ale nie mają wielkiego znaczenia ani pod względem zapewnienia długotrwałej, realnej pomocy, ani pod względem wartości formacyjnej dla działaczy, którzy nie są przyzwyczajani do regularnej pracy na rzecz organizacji i społeczeństwa. Pewnym wyjątkiem jest tu akcja ONR-u „Głodnych nakarmimy”, ale należy sobie postawić pytanie, czy rzeczywiście jest to akcja obliczona na długotrwałą poprawę warunków bytowych ludzi, do których jest skierowana? Czy też ma charakter jedynie sezonowy i doraźny?
Jest jednak jedna dziedzina, której w ramach środowiska narodowego jest poświęcane dużo czasu i uwagi, a mianowicie dziedzina publicystyczno-informacyjna. W ostatnich latach powstała ogromna ilość portali oraz czasopism związanych w jakiś sposób ze środowiskiem nacjonalistycznym. Każda organizacja ma swój portal internetowy, ale ponadto istnieją także liczne strony w jakiś sposób związane ze środowiskiem narodowym, jak chociażby „Dziennik Narodowy” i, ostatnio, „Media Narodowe”. Liczne są także czasopisma, papierowe i internetowe, jak „Magna Polonia”, „Narodowy Horyzont”, „Wszechpolak”, ale też „Polityka Narodowa”, „Polska Niepodległa”. Obecnie na swój własny półrocznik zbiera portal Trzecia Droga. Oczywiście, wszystkie te portale i wydawnictwa odgrywają różną rolę, są tu wewnętrzne strony i czasopisma organizacji, są pozycje, które w naszym środowisku mają ugruntowaną pozycję, a są też strony i gazety, które za dużo do niego nie wnoszą.
W tej sytuacji pojawia się pytanie: czy cała ta rozbudowana działalność publicystyczna rzeczywiście przekłada się na rozwój (liczebny i formacyjny) środowiska? Pod pewnymi względami bez wątpienia tak, bo ignorancja jest zawsze szkodliwa. Z drugiej strony powoduje ona także niebezpieczeństwo utknięcia w niekończących się dywagacjach programowych i polityczno-ekonomicznych sporach, zużywających czas i energie, którą można by przeznaczyć na inny rodzaj aktywności.
Trzeba tu też odnotować, że w tym całym intelektualnym zaangażowaniu licznych działaczy, niewielu jest takich, którzy rzeczywiście mogliby na rzecz środowiska poświęcać swoje konkretne zdolności i możliwości, takie jak zaangażowanie w uczelniane koła naukowe czy posiadane stopnie naukowe, własna działalność gospodarcza, znajomość języków obcych itp. Tacy ludzie przydaliby się do wniesienia nowych elementów organizacyjnych, intelektualnych i ekonomicznych, takich jak chociażby dostęp do działalności na uczelni, czy wsparcie w organizacji różnych inicjatyw, jednak jest ich na lekarstwo. Mówiąc inaczej, mamy wielu ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, ale mało takich, którzy realnie działają na rzecz środowiska poprzez wykazanie inicjatywy, wnoszenie do niego nowych elementów i podjęcie konkretnej odpowiedzialności, także „na zewnątrz”. Pewnym chlubnym wyjątkiem jest pub Reduta w Poznaniu, którego właściciele – jednocześnie należący do środowiska – organizują liczne wydarzenia w klimacie narodowym, takie jak spotkania, koncerty, pokazy filmów itp.
Porównania
Z czego wynikają te różne sposoby działania? Czy metody stosowane u organizacji zagranicznych (w tym wypadku LA) można dostosować również do polskiej rzeczywistości?
Pierwszą ważną kwestią, która odróżnia organizacje włoskie od polskich jest tradycja – włoskie środowisko prawicowe/neofaszystowskie od początku czasów powojennych miało „podstawę” w postaci partii Movimento Sociale Italiano, która stanowiła punkt odniesienia dla całego środowiska. Co jeszcze ważniejsze, od lat 70. pod auspicjami – a czasem też trochę na przekór – MSI rozwijały się liczne inicjatywy kulturalne, powstawały czasopisma, książki, zespoły muzyczne etc. Jednym z najważniejszych momentów tego rozwoju były trzy „Obozy Hobbit” zorganizowane przez młodych działaczy w latach 1977-1980, które były szansą na poznanie się, wymianę idei i twórczą dyskusję na tematy ideowe, organizacyjne i kulturalne. Co prawda z różnych przyczyn najpierw w latach 80. a następnie 90., wraz z rozpadem MSI, rozwój środowiska nieco zwolnił, ale nie zmieniło to faktu, że wciąż udzielało się w nim wielu działaczy wychowanych na Obozach Hobbit, powstawały nowe zespoły, nowe organizacje i nowe inicjatywy. Nic więc dziwnego, że Włochom, mającym co najmniej 40-letnią tradycję rozbudowanej działalności organizacyjnej i kulturalnej, a co ważniejsze, także starszych działaczy, którzy mogli swoje doświadczenie przekazywać nowym pokoleniom, łatwiej jest teraz – nawet w trudnych warunkach – budować dobrze przemyślane i dobrze funkcjonujące organizacje.
Co mieliśmy my w latach 70., 80. czy nawet 90.? Każdy może sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Dodać można tylko, że za czasów komunizmu było nieco podziemnych inicjatyw kulturalnych o charakterze antykomunistycznym, ale zarówno one, jak i ówcześni działacze opozycji, są nam raczej mało pomocne we współczesnej działalności.
Drugi problem dotyczy podejścia do działalności. Włosi, jako się rzekło, mieli często doświadczenie w „prawdziwej polityce” (w partii lub młodzieżówce Fronte della Gioventu), w organizacjach studenckich (FUAN), w lokalnych inicjatywach, fundacjach itp., a działalność w nich często, zwłaszcza w „latach ołowiu” wymagało od nich wielkiego zaangażowania, siły charakteru i zdolności organizacyjnych. Mieli więc jako środowisko większą szansę na przyswojenie pewnej „kultury organizacyjnej”, która przekazywana była kolejnym pokoleniom. Polskie organizacje zaś, powstałe relatywnie niedawno i zbudowane głównie na próbach i możliwych błędach młodych działaczy, miały mniejsze szanse na wykształcenie pewnych mechanizmów – logistycznych i psychologicznych – wspierających rozwój organizacji.
Co to oznacza? Jako obserwator zewnętrzny, ale wieloletni, obu środowisk pozwolę sobie na takie porównanie (które nie ma na celu obrażenia nikogo, a jedynie zobrazowanie pewnych zjawisk): w przypadku Lealta Azione – i innych dobrze działających organizacji włoskich – działalność w organizacji przypomina prowadzenie firmy, a w niektórych polskich przypadkach przypomina raczej prowadzenie kółka hobbistycznego. Co mam na myśli?
Dla członków LA działalność staje się swoistym „drugim etatem”, na który nie raz poświęcają nawet po kilka godzin tygodniowo. Sposoby działalności są dokładnie przygotowane zarówno pod względem ideowym oraz logistycznym i finansowym, tak, jakby chodziło co najmniej o założenie firmy lub profesjonalnej fundacji i z takim podejściem przygotowywane są inicjatywy, lokale i materiały. Założenia i cele są przemyślane i spójne z przekazem wysyłanym „na zewnątrz”. Hierarchia i podział obowiązków jest jasny i każdy odpowiada za realizację swoich zadań we współpracy z innymi członkami organizacji. Jeśli ktoś z jakichś powodów nie może wypełniać swoich obowiązków to inni go w tym wspierają albo zastępują. Silnie rozwinięte są też relacje przyjacielskie, jeśli jakiś „camerata” przeżywa jakieś trudności może liczyć na wszechstronne wsparcie kolegów. W takim środowisku, wśród ludzi, na których można liczyć – organizacyjnie i prywatnie – z jasno wyznaczonymi zadaniami, ambitnymi celami realizowanymi przez całą organizację oraz widocznymi efektami łatwo jest prowadzić formację, ponieważ każdy widzi, jak jego ideały na co dzień realizują się przez działanie.
W przypadku polskich organizacji, jak wynika z moich obserwacji, wygląda to często inaczej, a mianowicie wiele planów uzależnionych jest od „jak działacze będą mieli czas i chęci…”. Często też plany te nie są do końca przemyślane w kwestii zakładanych celów, efektów i metod. Nie chcę tu oczywiście umniejszać ogromnej pracy, jaką wykonują liczni solidni działacze z naszego środowiska, ale faktem jest, że w ciągu dobrych paru lat mojej działalności nie raz zdarzało mi się albo być bezpośrednim świadkiem, albo słyszeć o historiach typu „zróbmy coś, byleby było”. Nie ma potrzeby przytaczać tu konkretnych sytuacji, ale zdarzały się różnym ludziom przy różnych okazjach nieprzemyślane manifestacje, marnej jakości materiały promocyjne, wydarzenia, które nie wyszły dobrze albo się nie odbyły, bo „ktoś nie mógł” albo „ktoś zapomniał”… Myślę, że każdy, kto jest w tym środowisku dłużej niż rok zna takie przykłady. Sądzę, że wynika to często ze swoistego marazmu, braku jasnego podziału ról, planów i celów oraz z rozpowszechnionej postawy „jak mi się zechce to zrobię”, ewentualnie „to się nie uda”. Niewielu jest starszych działaczy, którzy mogliby swoim zaangażowaniem i idealizmem „zarazić” młodszych oraz przekazać im swoje doświadczenie i nauczyć skutecznego planowania i realizowania zadań.
Wnioski
Na koniec należy sobie postawić pytanie: czy poprawa tej sytuacji rzeczywiście może nastąpić dzięki jakiemuś programowi „opracowanemu przez specjalistów” i zawierającemu „wiedzę dotyczącą wszystkich istotnych aspektów życia społecznego i politycznego” oraz „kluczowe elementy: filozofii, antropologii, historii, politologii, psychologii, socjologii, religioznawstwa, kulturoznawstwa oraz religii” realizowanemu przez „spersonalizowane zadanie dotyczące opanowania danego obszaru pojęciowego”?
Sądzę, że to nie jest najlepsza, a na pewno nie najkrótsza droga. Zanim zaproponuje się kolejnym działaczom – w naszym ruchu, w którym formacja i tak jest już oparta jest głównie na artykułach, referatach i konferencjach – zgłębianie przez kilka godzin w tygodniu dziesięciu różnych dziedzin nauki, najpierw trzeba zaproponować im przede wszystkim jasne i ambitne cele, przemyślane drogi do ich realizacji oraz motywujące przykłady. Tylko tak młody i pełen zapału działacz będzie mógł rzeczywiście znaleźć miejsce do realizacji swoich ideałów poprzez możliwość wykazania się i zrobienia czegoś konkretnego dla społeczeństwa, nie ryzykując przy tym, że jego „narodowy ogień” zgaśnie przywalony stertą książek.
Bez tego powstaje uzasadnione ryzyko, że ten ambitny program pozostanie na papierze, ponieważ młodzi działacze, i tak obarczeni listą wiadomości do przyswojenia, nie będą mieli czasu ani motywacji, by się w niego zaangażować. Poza tym nawet, jeśli to zrobi, nie jest wcale powiedziane, że czytanie o pewnych założeniach rzeczywiście przełoży się na poprawę jego charakteru. Charakter ma to bowiem do siebie, że jego ograniczenia poznaje się i przezwycięża w konkretnym działaniu, zaś próba poprawiania go przez czytanie przypomina uprawianie sportu przez czytanie poradników sportowych.
Rzecz jasna także przy bardziej „aktywnej” formacji pewne intelektualne minimum jest potrzebne. Powinno być ono jednak dobrze przemyślane i zawierać względnie mało „suchej wiedzy”, a więcej tekstów motywujących do działania i pracy nad sobą. Pisma Degrella i Codreanu byłyby tu nie od rzeczy, choć z wiadomych względów przy ich stosowaniu w formacji zalecana jest duża dawka ostrożności. Można znaleźć jednak także inne książki o podobnej wymowie, które mogłyby znacząco pomóc w rzeczywistej formacji charakteru.
Ostatecznie jednak trzeba pamiętać, że napisany program to dobra rzecz, oparta na nim formacja to jeszcze lepsza rzecz, ale najlepszą rzeczą jest aktywne formowanie charakteru poprzez realną działalność, stawiającą jasne cele i dającą konkretne owoce.
© Sylwia Mazurek
28 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.kierunki.info.pl
28 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.kierunki.info.pl
Wszystkie ilustracje © Lealta Azione / www.lealta-azione.it
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz