To tyle co do części oficjalnej. Spotkania odbywały się w Muzeum Ziemi Przemyskiej, mieszkaliśmy w Zamku w Krasiczynie. Sala przez pierwsze dni dość pustawa w dniu podpisywania memorandum była zapchana pod sufit. Kamery, dziennikarze, marszałkowie, posłowie. Obstawa policyjna i ukraińscy komandosi w mundurach moro. Klasyczne targowisko próżności.
Dla takiego jak ja outsidera nie było w tym nic pociągającego ani interesującego, szczególnie, że z braku miejsc musiałam siedzieć na schodkach.
Znaczenie projektu Via Carpatia trudno przecenić. Naprawdę jednak ciekawe były dla mnie trzydniowe wykłady i panele. Przede wszystkim zostaliśmy upewnieni, że nie wypadliśmy sroce spod ogona, że kraje Europy Środkowo Wschodniej miały starsze i bardziej zaawansowane tradycje parlamentarne niż kraje zachodnie i paternalistyczny stosunek krajów zachodu do naszego kraju, choćby w kwestii demokracji o której rzekomych deficytach jesteśmy bez przerwy pouczani jest bezzasadny. Bardzo zainteresował mnie wykład profesora Marka Kornata z Uniwersytetu Jagiellońskiego na temat „liberum veto”. Uczono nas w szkole, że liberum veto było podstawową przyczyną upadku Rzeczpospolitej. A przecież zasada jednomyślności stosowana jest obecnie w Parlamencie Europejskim i nikt nie ośmieliłby się traktować jej jako przejaw politycznego zacofania. Liberum veto nie było wcale nadużywane. Dość powszechnie, choć niesłusznie, uważa się, że po raz pierwszy zerwał Sejm, podstarości upicki Władysław Siciński w dniu 9 marca 1652 roku. Jednak w rzeczywistości Siciński nie zgodził się jedynie na prolongatę obrad sejmu poza prawnie przewidziany czas 6 tygodni. Z tej samej przyczyny, z powodu protestu Jerzego Lubomirskiego, rozszedł się sejm zwyczajny, zwołany w 1639 roku. Po raz pierwszy zerwanie sejmu nastąpiło dopiero w 1669 w Krakowie w czasie obrad sejmu koronacyjnego. Ostatecznie liberum veto zostało zniesione przez Konstytucję 3 Maja.
Mogliśmy wysłuchać również referatu Bronisława Wildsteina na temat kryzysu parlamentaryzmu , wystąpienia profesora Turnera z UK na temat Brexitu i wystąpień naukowców z Ukrainy, Białorusi, Finlandii , Bułgarii dotyczących parlamentaryzmu w ich krajach.
Wszyscy prelegenci widzą zarówno kryzys idei parlamentaryzmu jak kryzys Unii Europejskiej. Charakterystyczne jest jednak, że jedyną drogą wyjścia z tych kryzysów wydaje im się kontynuacja działań, które do nich doprowadziły, czyli jak to się mówi ucieczka do przodu. Parlamentarzyści i naukowcy z Ukrainy zapewniali, że ich najgłębszym pragnieniem jest wejście do UE, za które Ukraińcy zapłacili krwią na Majdanie. Nie zwracają uwagi na to, że obecnie UE zwija się nie radząc sobie ze swoją koncepcją i tożsamością i planuje podział na jądro i peryferie, którymi mają być nie tylko nowe kraje lecz kraje już dawno stowarzyszone o mniejszym dla starej UE znaczeniu.
To samo dotyczy parlamentaryzmu w krajach Europy Środkowo Wschodniej. Prelegenci chcieliby go rozwijać. Odważyłabym się bronić tezy, że w tych krajach parlamentaryzm stał się liskiem figowym dla nieuchronnie powstających oligarchii. Przecież Ukraina, której przedstawiciele tak pięknie mówili o demokracji przy swoich kolejnych rewolucjach zmienia tylko oligarchów. Jedni z nich mają dobre relacje z Rosją inni feblik do Zachodu, ale każdy z nich realizuje kosztem społeczeństwa swoje podejrzane interesy, zmienia się tylko retoryka. Wszelkie wady parlamentaryzmu, o których mówił Fernando Casal z uniwersytetu Nottingham, to znaczy brak zaufania do parlamentu, czy brak profesjonalizmu posłów, to tylko objawy choroby, a nie jej etiologia. Podstawową wadą naszego systemu parlamentarnego jest zły dobór posłów, który jest pochodną ordynacji wyborczej. Zauważmy, że przysłowiowy Jaś Kowalski, który jest rzekomo suwerenem i podmiotem demokracji nie ma w Polsce praktycznie ani biernego ani czynnego prawa wyborczego. Nie ma prawa biernego, bo nie może jak w Anglii wpłacając niewielką kaucję zgłosić swojej kandydatury w wyborach. Listy wyborcze są w rękach partii, a partie są typu wodzowskiego. Aby dostać się na listę kandydatów nasz Jaś Kowalski musiałby antyszambrować w salonach władzy, albo wręcz nosić teczkę za jakimś politykiem na co nie zdecyduje się nikt kto ma wysokie kwalifikacje dzięki którym nie ma problemów na rynku pracy. Do sejmu pchają się miernoty, ludzie, którzy w ten sposób chcą sobie zapewnić byt. Pewien znany polityk europejski rodem z Polski zwykł mawiać, że przy jego wykształceniu mógłby co najwyżej uczyć historii w szkole podstawowej w Kartuzach i dlatego musi zająć się polityką. Czynne prawo wyborcze Jasia Kowalskiego ogranicza preselekcja. Wybiera on już z wybranych przez lidera partii. To dokładnie tak jak w supermarkecie gdzie możemy swobodnie wybierać ze zgniłych mandarynek te mniej naszym zdaniem zgniłe. Kowalski jest oszukiwany przy liczeniu głosów i nie ma możliwości odwołania złego czy nieuczciwego posła. Wyjściem z tej sytuacji byłby sprawdzony w krajach o dojrzałej demokracji system większościowy wyborów, czyli Jednomandatowe Okręgi Wyborcze . Tyle zdążyłam powiedzieć zabierając podczas konferencji głos w dyskusji.
„Ja wam rzucam myśl a wy go łapcie”-zacytowałam ku radości sali słynnego generała gazrurkę Kazimierza Witaszewskiego. Niektórzy twierdzą, że tak zwykł mawiać również Roman Werfel. Kto tam dojdzie z tymi komuchami.
© Izabela Brodacka Falzmann
11 listopada 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
11 listopada 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz