Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

„Lekcje tolerancji” to lekcje nienawiści do normalności

Pod koniec 2002 r. w Stanach Zjednoczonych wybuchł skandal, gdy w kreskówce dla dorosłych i młodzieży „South Park” (Południowy Park) pojawiła się historia, w której główni bohaterowie – nastoletni uczniowie − zostają skazani na pobyt w „Obozie śmierci tolerancji”, będącym parodią nazistowskich obozów śmierci. Ich zesłanie do obozu ma być konsekwencją braku tolerancji na nauczyciela manifestującego swoją orientację homoseksualną.

Tak naprawdę jednak to nie uczniowie są nietolerancyjni, ale nauczyciel chce sprowokować swoje zwolnienie, aby móc pozwać szkołę za dyskryminację seksualną o 25 mln USD (ponad 100 mln zł). Jak to zwykle bywa w życiu, parodie i satyry dogoniły rzeczywistość. Już przed brutalnym morderstwem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza planowano do polskich szkół wprowadzać lekcje mające uczyć uczniów braku nienawiści i tolerancji.
Koncepcja jest chora, ponieważ z grubsza można byłoby porównać ją do walki z kradzieżami poprzez wprowadzanie lekcji o tym, że kradzież jest zła. Wiedzę o tym, co jest dobre, a co złe, ludzie czerpią z otoczenia, a nie z lekcji w szkole. Lekcje tolerancji tak naprawdę to lekcje nienawiści do odmiennych poglądów. Z faktu, że nie chciałbym oglądać parad środowisk LGBT (angielski skrót oznaczający organizacje walczące o prawa lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz osób transgenderycznych) nie oznacza, że jestem nietolerancyjny, a z faktu, że złodzieja nazywa się złodziejem, a aferzystę aferzystą, nie oznacza, że jest się siewcą nienawiści. W tym kontekście na „lekcje tolerancji” to właśnie tak naprawę „Obozy tolerancji”, z których kpili twórcy kreskówki „South Park”. To świat, w którym każda krytyka kogoś, kto podkreśla swoją odmienność, jest przedstawiana jako wrogi wobec niego akt. Nazywanie rzeczy po imieniu jest taktowane jako „mowa nienawiści”.

Indoktrynacja systemowa


Gdyby media stanęły na wysokości zadania, PiS nie rządziłby w Polsce – przekonywał znany dziennikarz lewicowych mediów („Polityki”, „Gazety Wyborczej”) Jacek Żakowski, na wiecu w obronie „wolnych mediów” 9 stycznia 2016 r. W tych słowach dziś tkwi odpowiedź o przyczyny akcji ideologicznej w szkołach. Akcję ogłoszono w największych miastach jeszcze zanim dokonano zabójstwa Adamowicza. Ta akcja to pokłosie analizy tego, co stało się w ostatnich latach w Polsce. Poparcie dla partii reprezentujących umownie III RP jest wśród młodych najmniejsze. Dominuje poparcie dla PiS, Wolności (wcześniej Korwin, który regularnie wśród młodych do 21 i 21 lat przekracza 10 proc. poparcia), a także Kukiz’15 (ponad progiem). Tradycyjnie elektorat tych właśnie partii jest konserwatywny i zachowawczy, a według lewaków nienawistny i nietolerancyjny. Celem zajęć z walki z nienawiścią jest właśnie napiętnowanie młodych i gniewnych, którzy dziś kierują swoje sympatię do wyrazistych, konserwatywnych obyczajowo, chrześcijańskich partii. To próba wprowadzenia czegoś w rodzaju indoktrynacji systemowej. Ludzie w swojej masie są konformistyczni. Jeżeli będzie im się tłumaczyć, że brak zgody na prawo par homoseksualnych do zawierania małżeństw i adopcji dzieci jest szerzeniem nienawiści, to część z tych ludzi zacznie ukrywać swoje poglądy, a nawet się ich wstydzić. Nie przypadkiem kolejnym projektem, rzekomo antysystemowym dla młodych, ma być partia zdeklarowanego homoseksualisty Roberta Biedronia. Lewacka propaganda staje się coraz bardziej agresywna, bo hasło „róbta, co chceta” rzucone prawie 3 dekady temu przestaje działać. Ludzie patrzą (a dzięki Internetowi mają dostęp do nieocenzurowanej informacji) na to, do czego doprowadziła polityka imigracyjna państw zachodnich i wolą porządek i mniejszą otwartość, niż ponoszenie kosztów chaosu i terroru, rzekomo w obronie europejskich wartości.

Co będą wbijać do głów młodzieży


Jezus był radykałem, nie ściemniał, nazywał rzeczy po imieniu, mowa jego była prosta: tak-tak, nie-nie. (…) Moje poglądy w sprawach doktrynalnych się nie zmieniają, bo doktryna Kościoła jest niezmienna. Z tymi samymi poglądami co dziś, trzydzieści lat temu nie byłem radykałem, a teraz jestem. Dlaczego? Świat zdziczał – mówił w jednym z wywiadów pisarz i dziennikarz Wojciech Cejrowski, będący dziś dla lewicy sztandarowym niemalże głosem nienawiści w debacie publicznej. Od uczniów będzie się wymagało, aby wypowiedzi Cejrowskiego kwalifikować właśnie jako „mowę nienawiści” i potępiać. Ikona przedwojennej i powojennej polskiej myśli politycznej Stanisław Cat Mackiewicz zwrócił kiedyś uwagę, że bardzo rzadko osoby rozumiejące, co się dzieje w polityce i życiu publicznym, mają odwagę nazywać rzeczy po imieniu. Właśnie z nazwaniem rzeczy po imieniu mają walczyć nauczyciele w szkołach. Dokładniej mają tak tresować młode umysły, aby zdezawuować prawo do mówienia jak naprawdę wygląda rzeczywistość.

Wystarczy przeczytać materiały z lekcji tolerancji, aby wiedzieć, że pomimo szczytnych celów pomysłodawców, jest to zachęta do tworzenia stereotypów, tylko że innych od tych, które są dziś popularne i wcale nie lepszych. W finansowanym przez miasto Kraków podręczniku pt. „Lekcje tolerancji. Pakiet edukacyjny dla nauczycielek i nauczycieli”, możemy między innymi spotkać się z krytyką krytyki… prawa mniejszości niemieckiej do obecności w polskim parlamencie. Niemców w Polsce jest ok. 150 tys., Polaków w Niemczech – w zależności od badania – od 1,5 mln do 2 mln, a więc 10 razy więcej. Polska mniejszość w Niemczech nie ma prawa do swojej reprezentacji w tamtejszym parlamencie. Znacznie mniejsza liczebnie (a nawet procentowo w relacji do całkowitej liczby mieszkańców) mniejszość niemiecka w Polsce ma prawo głosu w parlamencie. Tymczasem lekcja tolerancji ma wbić młodzieży do głowy, że taki układ, jaki widzimy obecnie, jest w porządku i nie wolno go zmieniać.

Tolerancji nie da się nauczyć na lekcjach. Tolerancja społeczeństwa to wynik aktualnie wyznawanych wartości, problemów w kraju, proces, który trwa dekady. Przed I wojną światową kobieta, która wyszłaby w bikini na plażę, zostałaby aresztowana za obrazę obyczajowości. Dzisiejsze lekcja tolerancji można porównać do prób przekonania ówczesnego społeczeństwa, że de facto prawie naga kobieta na plaży nie stanowi pogwałcenia ich praw. Taka zmiana się wydarzyła, ale była efektem prawie 100 lat ewolucji. Problem w tym, że to, czego tolerowania chcą uczyć nasze dzieci, więcej ma wspólnego z lewicową ideologią niż z tolerancją. Katolicyzm i chrześcijaństwo są przedstawione – m.in. we wspomnianym podręczniku, ale także wielu innych − jako źródło nietolerancji. Wzywa się do tolerancji dla islamu, ignorując fakt, że większość sprawców aktów terroru w Europie jest radykałami islamskimi. Nie mówi się, że religia katolicka i wyznania chrześcijańskie i ich duchowni odrzucają przemoc i dyskryminacje, a duchowni islamscy ją wspierają. Dla islamu tolerancja jest etapem walki o wprowadzenie państwa wyznaniowego, tak jak dla komunistów demokracja burżuazyjna miała być platformą, dzięki której uda się wprowadzić dyktaturę proletariatu. Tym sposobem powyższy tekst na jakiś zajęciach zostanie zapewne uznany jako klasyczna, wzorcowa mowa nienawiści.


© Jan Piński
8 marca 2019
źródło publikacji: „Lekcje tolerancji w szkołach to w większości wypadków lekcje nienawiści do odmiennych poglądów: konserwatywnych i chrześcijańskich” / www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2