Aldona Zaorska:
— Panie doktorze, kto to jest agent wpływu?
Rafał Brzeski:
— Agent wpływu to człowiek, który ma swojego mocodawcę w służbie obcej, a który działa, wykorzystując swoje stanowisko, swoje wpływy, a przede wszystkim swój autorytet w jakimś środowisku i swoją wiedzę, bo na ogół są to ludzie o sporej wiedzy, żeby kierować postrzeganiem danego środowiska w kierunku takim, w jakim sobie jego mocodawca życzy.
Agent wpływu nie zbiera informacji, agent wpływu rozpowszechnia informacje i to jest ta największa różnica pomiędzy agentem wywiadowczym a agentem wpływu. Ten drugi rozpowszechnia informacje lub rozpowszechnia narrację zgodnie z życzeniem mocodawcy.
— Z tego wynika, że agent wpływu to niekoniecznie polityk.
— To może być polityk ale najczęściej i najlepszy agent wpływu to jest doradca polityka albo ktoś, kto pracuje w jakiejś redakcji i ma do dyspozycji media, albo ktoś, kto często występuje publicznie i w związku z tym ma do dyspozycji audytorium swoje lub kontroluje obieg informacji.
— Można zatem powiedzieć, że budowanie siatki agentury wpływu zaczyna się od ulokowania w konkretnym środowisku, a potem on już robi swoje?
— W pewnym sensie tak, ale niekoniecznie. Agent wpływu może np. wpływać na polityków czy na dziennikarzy, a oni z kolei, przyjmując jego narrację czy przyjmując jego informacje, a raczej dezinformacje lub zmanipulowane informacje, rozpowszechniają je dalej jak pudło rezonansowe − wzmacniają albo tylko przekazują dalej, ale to już jest działanie wtórne. To już jest działanie, można by powiedzieć, jak to mówił towarzysz Lenin, pożytecznego idioty. Czy agent wpływu zwerbuje kogoś innego? Najczęściej − nie. On może wskazać swoim mocodawcom innego człowieka do werbunku. Na ogół nie stosuje się werbunku przez agenta wpływu, bo jest to niebezpieczne. Znacznie lepiej, żeby zwerbował ktoś inny. Agent wpływu, cały czas działając legalnie − przecież każdy ma swobodę swojej wypowiedzi i poglądów − działa w ramach tej swobody, pasożytując na niej. On może się nigdy nie widzieć ze swoim oficerem prowadzącym i to jest najlepsza sytuacja, dlatego że kontakt pomiędzy oficerem prowadzącym a agentem wpływu jest już niebezpieczny dla agenta wpływu. Tak zwany ogon może być prowadzony za oficerem innej służby. Tak zresztą było w przypadku pana Pierre Charlesa Pathé, publicysty ze świetnej francuskiej rodziny Pathé, tych od kronik filmowych i od patefonów, który okazał się sowieckim agentem wpływu.
Agenta wpływu jest nie sposób schwytać i skazać. Jeszcze schwytać to pół biedy, ale co mu można udowodnić? Przecież on rozpowszechnia swoje prywatne opinie, swój pogląd. Nie robi przecież nic złego.
— Działa w zakresie i w ramach demokracji.
— W ramach demokracji, w ramach swobody wypowiedzi. Ma taki pogląd. Zawsze może powiedzieć, że to jest zbieg przypadków, że pogląd jego jest zbieżny z linią polityczną jakiejś innej stolicy. (...) Obecnie sposób werbowania nie jest już tak otwarty jak kiedyś, tylko jest coraz bardziej ukryty, aż do "wynalazków" ostatnich dwóch-trzech dziesięcioleci, a zwłaszcza kiedy rodził się internet, sieć i możliwości, które dają media społecznościowe i całe media elektroniczne, rodzi się sposób werbowania agentury wpływu tzw. bezkontaktowy.
— Czyli?
— Sam werbunek jest w zasadzie bardzo podobny. Zasada werbunku agenta wywiadowczego i zasada werbunku agenta wpływu opiera się o mniej więcej tę samą zasadę − to musi być osoba ambitna, o rozbuchanym ego, o poczuciu, że jest niedoceniana, dobrze jest, jak ma jakieś skłonności aberracyjno-perwersyjne. Tu się zawsze typuje, że środowisko LGBT jest zawsze bardzo dobre, dlatego że po pierwsze ma coś do ukrycia, a po drugie jest niesłychanie zwarte, należy do niego wiele osób wpływowych z szerokimi kontaktami, a poza tym są to ludzie niesłychanie lojalni wobec siebie. Dlatego jest to dobre środowisko do werbowania agentury. Do tego bardzo dobrze jak się da jakiś zastrzyk finansowy i na ogół się taki przewiduje, ale obecnie bardzo zakamuflowany. Dzisiaj po wytypowaniu takich ludzi organizuje się bardzo prestiżowo wyglądającą konferencję, np. naukową, na którą zaprasza się różnych ludzi. Konferencja jest organizowana na temat, w którym nie ma nic rewelacyjnego. Na taką konferencję zaprasza się m.in. wytypowanych kandydatów i na tej konferencji robi to lub współuczestniczy w tym jakaś służba, jeden lub więcej tematów jest przedstawianych przez ludzi tej służby albo przez ludzi zwerbowanych z danego kraju, którzy są tajnymi współpracownikami, ale nie są agentami wpływu. Oni przedstawiają referaty, czy w cudzysłowie swoje poglądy, czasami kontrowersyjne, a w każdym razie − w jedną stronę, w którą to służba chciałaby znaleźć i prowadzić agentów wpływu do prowadzenia swojej narracji. Później w rozmowach kuluarowych funkcjonariusze albo tajni współpracownicy tej służby z wytypowanymi ludźmi rozmawiają i typują, kto ten haczyk połknął i kto się na ten temat w jaki sposób wypowiada. Jeżeli się w tym drugim sicie typowania znajdzie paru ludzi, którzy dobrze rokują, że mogą kontynuować narrację albo ją ubogacać w odpowiednim kierunku, to się zaczyna o nich dbać − zaprasza na konferencje, proponuje napisanie artykułu naukowego, wystąpienie do konkretnej fundacji o grant na badania naukowe itd. Tak buduje się wiarygodność takiemu przyszłemu agentowi wpływu. On może jeszcze cały czas być niezorientowany, co się dzieje, ale robi się z niego eksperta. Prowadzi się jego karierę − naukową, społeczną, dziennikarską. Jest to człowiek już prowadzony. Jeżeli ma się inną agenturę wpływu już zbudowaną w środowisku naukowym albo dziennikarskim w danym kraju, to zabiega się, aby oni promowali takiego człowieka w swoim środowisku. Steruje się jego karierą tak długo, jak długo on jest użyteczny. (...)
— Mówi się o zaostrzeniu debaty publicznej w Polsce. Z tego co pan mówi, wynika, że taka debata publiczna może być sterowana przez agenturę wpływu.
— Ależ oczywiście. Do tego służy agentura wpływu, żeby sterować debatą publiczną. Jeśli ktoś podejmuje próbę zdemaskowania agenta wpływu, to można zrobić całą kampanię obrony agenta przez innych agentów wpływu lub przez to, co służby nazywają brzydkim słowem gawnojedy. Obie rosyjskie służy używały tego terminu, a chodziło o ludzi, którzy nie opłacani niczym, sami z własnej i nieprzymuszonej woli działali w myśl podszeptów agentury wpływu lub normalnej; lub przez media zaprzyjaźnione albo kupione. Kapitał jest w tych mediach...
— Podobno kapitał nie ma narodowości…
— Ależ skąd! To jest jedna z narracji, którą robią agentury wpływu. Nazwijmy to w ten sposób. (...) Celem tej narracji było obrabowanie Polski i Polaków. Nie oszukujmy się. Każdy ciągnął w swoją stronę. Rabowano czasem już nie na zasadzie zmowy tylko dorozumienia, a przecież na dobrą sprawę, jeśli chodzi o polski handel, został oddany dwóm krajom − Niemcom i Francji. Zobaczmy, jakie są hipermarkety, do kogo należą. (...) Mamy francuskie firmy albo niemieckie. I przekonywanie, że największą frajdą w niedzielę jest pójść do galerii handlowej i zrobić zakupy.
— A jeśli próbuje się to zatrzymać?
— To są protesty, to się uruchamia agenturę wpływu w mediach, uruchamia się gawnojedów, którzy będą protestowali, przyjdą na demonstrację i będą demonstrować... I tak dalej.
O tym, kim był i czym się zajmował Pierre Charles Pathé, jak został zdemaskowany, o tym, jak wyglądała i działała rosyjska (i nie tylko) agentura wpływu w Polsce (i nie tylko), czym się różnią fakty od narracji i z czym mamy dziś do czynienia, jak nie wpaść w pułapkę agentury wpływu − w całości nagrania rozmowy internetowej telewizji PL1.TV, dostępnej bezpłatnie na stronie internetowej www.warszawskagazeta.pl i na stronie https://pl1.tv/
© Aldona Zaorska
18 marca 2019
źródło publikacji: „Dr Rafał Brzeski: Agenci wpływu wciąż działają NASZ WYWIAD”
www.WarszawskaGazeta.pl
18 marca 2019
źródło publikacji: „Dr Rafał Brzeski: Agenci wpływu wciąż działają NASZ WYWIAD”
www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz