Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

† Jan Olszewski nie żyje

Wczoraj wieczorem, 7 lutego 2019 r., odszedł pan Jan Ferdynand Olszewski. Miał 88 lat. W latach 1991-1992 był premierem RP; wcześniej obrońca opozycjonistów w procesach politycznych w okresie PRL, był także doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Był wielkim patriotą, wiernie służył Polsce i Polakom. Zawsze bronił polskich spraw. Wspaniały człowiek. Zawsze po stronie najsłabszych, krzywdzonych, zwykłych ludzi. Cześć Jego pamięci. [premier Beata Szydło]
Był osobą krystalicznie uczciwą i wierną swoim poglądom, a jednocześnie ogromnie odważną. Udowadniał swoją niezłomność wielokrotnie - najpierw podczas II WŚ, później okresu PRL oraz w III RP. Rzeczpospolita poniosła dziś niewyobrażalną stratę. [premier Mateusz Morawiecki]
Był wielkim państwowcem, służącym Polsce do ostatniej chwili; zawsze był gotów służyć swoją życzliwością, radą i niezwykłym doświadczeniem. [prezydent Andrzej Duda]



Niesławna noc 4 czerwca 1992 roku, Sejm RP.
Przemówienie premiera Olszewskiego:
Gdybym przemawiał dzisiaj rano, to przemówienie byłoby inne. Byłoby pewnie dłuższe, do innych odwołałoby się argumentów, pewnie bym mówił o tym, jaki był start tego rządu, jakie napotykaliśmy trudności, aby choćby ocenić zastany stan rzeczy; ile trudności kosztowało zdyscyplinowanie finansów publicznych na elementarnym choćby poziomie. Ile włożyliśmy wysiłku w przywrócenie normalnych funkcji podstawowym gałęziom tego aparatu. Jaka była linia polityczna rządu i co robiliśmy, aby przygotować całościową reformę – reformę administracji ogólnej i gospodarczej. Jakie zostały przygotowane akty i dlaczego one nie zostały wniesione przed budżetem.

Mówiłbym pewno o tym, że ten rząd, o którym tu tyle mówiono, że żadnego programu nie ma, jeden tylko potrafił sformułować wieloletnie założenia polityki społeczno-gospodarczej, przez ten Sejm nie przyjęte, ale i jedyne, jakie zostały sformułowane i jakie są realizowane, i na których oparty jest budżet, który wy, państwo, jutro przyjmiecie, bo żadnego innego budżetu, opartego o inne założenia, pod groźbą katastrofy tego państwa i gospodarki nie można skonstruować. I chociaż tego rządu nie będzie, to będzie jego budżet. I przez wiele miesięcy będziecie musieli testament tego rządu wykonywać, bo nie ma innej możliwości. I przekonacie się o tym.

„Noc teczek” 4 czerwca 1992 r., Sejm RP
premier Olszewski, szef MSW Macierewicz, szef MON Parys
Ale to wszystko powiedziałbym dzisiaj rano. Teraz mówić o tym nie warto, bo nie o to teraz tu chodzi. Bo nie dlatego debatuje się nad tym, aby odwołać rząd natychmiast, zaraz, zanim jeszcze rozpocznie się następny dzień, żeby już go nie było – nie dlatego, że był zły, bo nie dawał sobie rady z gospodarką, nie dlatego, że miał złą linię polityczną, nie dlatego, że nie miał polityki informacyjnej – o czym bardzo dużo mówiono, w czym może i źdźbło prawdy jest. I nie dla stu innych powodów, które tutaj można by było i pewnie byłyby przytaczane, gdyby dyskusja toczyła się w normalnym trybie i w normalny sposób. Tylko dla zupełnie innej przyczyny, przyczyny leżącej w istocie poza rządem.

Kiedy obejmowałem moją funkcję i wcześniej, po wielekroć wcześniej, wiele miesięcy, może lat, wiedziałem, że przyjdzie nam budować nowy system władzy demokratycznej w Polsce, nowy ustrój, nową III naszą Polską Rzeczpospolitą.

W sytuacji, kiedy będziemy obciążeni potwornym spadkiem pozostawionym przez tę dziedzinę, ten sektor komunistycznego reżimu, który był jego istotą. A jego istotą był aparat przemocy, był aparat policyjnej przemocy, był aparat policji politycznej. Jak ten aparat pracował, jakie były jego zasady działania – mało kto wie na tej sali tak dobrze jak ja. Latami mogłem na to patrzeć, występując w obronie ludzi przez ten aparat ściganych. Wielu z nich jest tu dziś na tej sali.

Wiedziałem, jak tragiczne bywają przypadki, losy, fakty. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Ale też nikt lepiej ode mnie nie wie, jak straszliwy jest ten spadek, jak rozległy, jak wielki, jak straszne może pociągać skutki dla losów jednostek w niego wplątanych, wtedy, kiedy te jednostki biorą udział w kierowaniu życiem politycznym. W warunkach, w których my działamy – jak tragiczne może mieć to skutki dla interesu już nie publicznego, dla interesu narodowego.

Mówiłem to po wielekroć. Wtedy, kiedy mówiłem w roku dziewięćdziesiątym, dziewięćdziesiątym pierwszym, w ruchu obywatelskim, kandydując do Sejmu. Kiedy mówiłem o dekomunizacji, kiedy polemizowałem z teorią »grubej kreski«, miałem zawsze w pamięci ten problem. I kiedy objąłem funkcję premiera, wiedziałem, że mój rząd musi się z nim zmierzyć. Przyjąłem pewne założenia, wiedząc, jak bardzo jest to problem ważny, jak zarazem trudny, jak ogromnie tragiczny dla wielu ludzi. Więc szukałem, starałem się szukać najlepszego z tego wyjścia. W takich sprawach, w moim przekonaniu, spieszyć się nie należy. Ale byłem w błędzie. Są sytuacje, kiedy trzeba się spieszyć.

Wydałem instrukcje, polecenia kierownictwu resortu spraw wewnętrznych, aby przygotowało akt, który będzie pozwalał bez zakreślenia pewnego czasu, bezboleśnie, możliwie jak najbardziej humanitarnie wycofać się z życia publicznego ludziom obciążonym tym tragicznym spadkiem przeszłości, bez wystawiania kogokolwiek pod pręgierz opinii publicznej, z zachowaniem wszystkich zasad humanitaryzmu. I z zachowaniem jednocześnie i w tych przypadkach, gdzie sama osobista własna wola czy własna decyzja zainteresowanych by nie nastąpiła lub była niewystarczająca, stworzenia rzeczywistego, gwarantującego obiektywne rozpoznanie sprawy organu i procedur, które by takie ostateczne rozliczenie zamykające tamten trudny czas i otwierające możliwości normalnego działania w życiu publicznym III Rzeczypospolitej zakończyły.

Nie doszło do tego, chociaż prace nad tym były – jak mnie informowano – zaawansowane. I ja sam muszę się przyznać tu przed Wysoką Izbą, że w natłoku zajęć, których premierowi tego rządu, żadnego zresztą rządu w Polsce, na pewno nie brakuje i nie będzie brakowało, uważałem, że nie warto tracić czasu na czytanie akt zgromadzonych przez dawne służby bezpieczeństwa. I po niczyje akta ani własne, ani moich ministrów nie sięgałem. Jeżeli byłaby sprawa – wychodziłem z takiego założenia – która wymagałaby ostatecznego rozliczenia i zakończenia, odkładałem to do momentu stworzenia takiego właśnie racjonalnego mechanizmu.

To tu, na tej sali padł wniosek zobowiązujący do zobowiązania resortu spraw wewnętrznych do przedstawienia – jak ujmował ten wniosek – listy agentów. To tutaj, na tej sali został on uchwalony. I jego wykonanie, wolą tego Sejmu, obciążyło ministra spraw wewnętrznych. Mógłbym pozostać poza tym. Mnie tam nie fatygowano. Uważałem jednak, że w tej trudnej, prawie beznadziejnej sytuacji nie mogę uchylić się od współodpowiedzialności. Prosiłem min. Macierewicza o to, aby zostało dokonane nie zestawienie agentów – bo takiego zrobić nikt w resorcie spraw wewnętrznych nie jest władny – tylko zestawienie informacji. Takich, jakie w archiwach można znaleźć.

Wszystko jest zawsze wybiórcze i wszystko może być pomówieniem. Ja o tym doskonale wiem. Dlatego, dlatego podkreślam: po pierwsze – uważałem, że do momentu, dopóki sam Sejm nie zdecyduje, co z tym zrobić, nie można uchylić tajemnicy tych faktów. A po drugie – teraz ja rozumiem ten wesoły śmiech, bo są przecież ludzie, dla których fakt, że coś jest tajemnicą, jest w ogóle niezrozumiały. Ale ja zakładam – zakładałem, miałem prawo zakładać, że w tej Izbie, która gromadzi najwyższe przedstawicielstwo narodowe, takich ludzi nie ma.

I ponadto, starałem się o stworzenie pewnych procedur kontrolnych, w imię czego zwróciłem się do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza o podjęcie się funkcji osoby powołującej, tak się mogło wydawać, najbliższy tym sprawom organ, który mógłby dokonać choćby wstępnej pewnego rodzaju weryfikacji. Nic więcej bez woli Sejmu, we własnym zakresie, rząd ani premier zrobić nie mogli. Tylko tyle.

Dzisiaj, tutaj, na tej sali, dotarł do mnie dokument, który został doręczony klubom poselskim i udostępniony posłom i senatorom. Dotarł do mnie równocześnie, a raczej o godzinę później niż do was. Z przyczyn, jak zwykle u nas, pewnych niedowładów technicznych. Przeczytałem go po zakończeniu rannej sesji. Tak, to jest lektura porażająca. Teraz wiem, dlaczego temu wszystkiemu, co się tutaj dzieje nie mam prawa się dziwić – ponieważ ta lektura była porażająca, jak sądzę, nie tylko dla mnie.

Myślę, że czas, który nadchodzi, da odpowiedź na wiele pytań. Rzekłbym, że w tym, co przeczytałem, jest ogromny ładunek ludzkich nieszczęść. Wiem także, że jest w tym ogromny ładunek niebezpieczeństwa dla Polski. Trzeba te dwie sprawy, dwie wartości bilansować, w bardzo trudnym wyważeniu stawiać.

Sądzę, że nie warto tutaj mówić o tym, w jakich warunkach ten rząd działał. Sądzę, że nie warto tutaj mówić o tym, ile jego premier i ministrowie spokojnie znosili potwarzy, pomówień, pogardliwych aluzji – nie ze zwykłej tam prasy brukowej w rodzaju tygodnika „Nie”, tylko z takich pozycji i od takich osób, od których naprawdę było to ciężko znieść, a trudno było takie wypowiedzi zlekceważyć.

Ale służba publiczna to nie jest przyjemność. Jeżeli ktoś się jej podejmuje, musi być na wiele gotowy. I nie może to mnie wyprowadzić z równowagi. Jeżeli dzisiaj mówię, że nie składam w tym momencie rezygnacji – mimo że mam tych doświadczeń w ciągu ostatnich miesięcy, a zwłaszcza tygodni, serdecznie dosyć – to oświadczam, że nie składam rezygnacji. I z pełną świadomością stawiam przed wami, posłowie, to zadanie, abyście według własnego sumienia głosowali za lub przeciw odwołaniu tego rządu. Czynię tak w przekonaniu, że od dzisiaj stawką w tej grze jest coś innego niż tylko kwestia, jaki rząd będzie w Polsce wykonywał ten budżet do końca roku.

Że w grze jest coś więcej, że w grze jest pewien obraz Polski, jaka ona ma być. Może inaczej – czyja ona ma być. Jest Polska, była Polska przez czterdzieści parę lat – bo to jednak była Polska – własnością pewnej grupy. Własnością z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoś nadanej. Po tym myśmy w imię racji, własnych racji politycznych, zgodzili się na pewien stan przejściowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszcze przez jakiś czas będzie i nasza, i nie całkiem nasza.

I zdawało się, że ten czas się skończył. Skończył się wtedy, powinien się skończyć, kiedy uzyskaliśmy władzę pochodzącą z demokratycznego, prawdziwie demokratycznego wyboru. A dzisiaj widzę, że nie wszystko się skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć. To się będzie rozstrzygało także w jakiejś mierze, w jakiejś cząstce dziś – tutaj, na tej sali.

Ja chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogę się poruszać tylko samochodem albo w towarzystwie torującej mi drogę i chroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy się to wreszcie skończy – będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy.

I tego wam – Panie Posłanki i Panowie Posłowie – życzę po tym głosowaniu.
Niestety, CzeKiszczak i jego ludzie (jak TW „Bolek”) tej samej nocy doprowadzili do odwołania rządu premiera Olszewskiego, a władza ubeckich „demokratów” – sprawowana przez ich agentury i ich potomków – na dobre zakorzeniła się w III RP na kolejne ćwierćwiecze…


Ilustrowany Tygodnik Polski²
8 lutego 2019
www.tiny.cc/itp2



Zapis wideo z przemówienia premiera Olszewskiego w Sejmie w nocy 4 czerwca 1992 r.:






Historia Polski zamknęła kolejny rozdział

        Umarł Jan Olszewski, co wywołało wiele komentarzy, zarówno życzliwych, jak i nieprzyjaznych. Ciekawe, że komentarze nieprzyjazne płyną ze środowisk ultra-patriotycznych – przeważnie od osób, które albo komuny nie pamiętają, albo siedzieli wtedy, jak myszy pod miotłą. Oto jeden z takich nieprzejednanych przeciwników komuny pisze, że Jan Olszewski był częścią tamtego układu, tyle, że podstawioną w charakterze opozycjonisty. Inny z kolei komentator chłoszcze Jana Olszewskiego, że był masonem i socjalistą. To akurat prawda – ale wydaje mi się, że Jan Olszewski był socjalistą z rodzinnej tradycji i przekonania, a nie dla koniunktury, a masonem był rzeczywiście, chociaż rytuały masońskie podobno go rozśmieszały, a sam twierdził, że ta cała masoneria była tylko przykrywką do kontynuowania działalności Klubu Krzywego Koła. Kiedy czytam te komentarze, to przypomina mi się felieton „Hamiltona” z warszawskiej „Kultury”. Pisał on o swojej ciotce, która ma taką obsesję, że nie może wziąć na kolana kota, bo zaraz musi szukać mu pcheł. Ale przecież nie pchły świadczą o kocie, tylko coś zupełnie innego.

        Ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Teraz” pisze, że „teraz się rodzi poezja religijna, co krok nawrócenia, lepiej nie mówić, kogo nastraszył buldog sumienia. Ale Ty, co świecisz w oczach, jak w Ostrej Bramie nie zapominaj, że pisząc wiersze, byłem Ci wierny w czasach Stalina”. Jan Olszewski w czasach Stalina związał się początkowo z PSL – ale wtedy oznaczało to sprzeciw wobec sowieckiej okupacji. Toteż kiedy PSL został rozgromiony przez komunę, Jan Olszewski nie ma już nic wspólnego z ZSL-em. Po skończeniu studiów prawniczych pracował najpierw w Ministerstwie Sprawiedliwości, a potem – w Instytucie Nauk Prawnych PAN. Ale znany był przede wszystkim jako adwokat – jeden z kilku odważnych adwokatów, m.in. Stanisława Szczuki, czy Andrzeja Grabińskiego, którzy podejmowali się obrony osób oskarżanych o „działalność antysocjalistyczną”, albo o jeszcze gorsze zbrodnie, jak na przykład Wojciech Ziembiński, który był oskarżony o... traktat ryski („proces piski o traktat ryski”). Nie przypominam sobie, by jakaś akcja skierowana przeciwko PZPR odbyła się bez udziału Jana Olszewskiego. Toteż oskarżenia, że był „częścią układu” w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego, że jawnie występował przeciwko komunie i... żył. Ciekawe, że ja też spotykam się z takimi oskarżeniami i doprawdy nie wiem, jak mógłbym udelektować moich oskarżycieli. Toteż i Jan Olszewski żył w czasach PRL, jak gdyby nigdy nic – ale po drugiej stronie barykady. W odróżnieniu od innych, którzy np. w PRL aktywizowali się w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, a po sławnej transformacji ustrojowej jednym susem wskoczyli do Zakonu Synów Przymierza, czyli Loży B’nai B’ritch, Jan Olszewski takich slalomów nie uprawiał. Dlatego sądzę, że wytykanie mu nieubłaganym palcem tego, że nie popełnił wtedy harakiri, w najlepszym razie wynika z nieznajomości realiów w PRL, a w najgorszym - odreagowywanie jakichś kompleksów.

        W życiu Jana Olszewskiego szczytem aktywności politycznej było objęcie stanowiska Prezesa Rady Ministrów 6 grudnia 1991 roku. Ten rząd długo nie potrwał, bo 4 czerwca 1992 roku został obalony w następstwie „nocnej zmiany”, to jest – narady osobistości zaniepokojonych możliwością lustracji. I myślę, że w tym momencie ujawniła się pewna cecha charakteru, którą można porównać do choroby zawodowej. Jak wspomniałem – Jan Olszewski był adwokatem z powołania. A co robi adwokat? Adwokat dostarcza argumentów, które mogą być pomocne przy podjęciu decyzji – ale już przez kogoś innego. Toteż kiedy Jan Olszewski wygłaszał swoje ostatnie przemówienie w charakterze premiera rządu, było ono od strony retorycznej znakomite, ale – jak to zauważył Otto Bismarck – zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się przemówieniami, tylko „krwią i żelazem”. Toteż nadzieje, jakie z rządem premiera Olszewskiego wiązała ta część opinii publicznej, która oczekiwała dekomunizacji Polski, okazały się nieporozumieniem. Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby Jan Olszewski wykorzystał możliwości, jakie dawało mu jego stanowisko, do rozgromienia swoich przeciwników, podobnie, jak trudno powiedzieć jaki był tak naprawdę zakres tych możliwości. Nawet znacznie później mogliśmy się bowiem wielokrotnie przekonać, że władza niektórych dygnitarzy nie przekracza progu ich gabinetów, bo pomieszczenia sekretarek, nie mówiąc już o korytarzach ministerstw, są już eksterytorialne. Możliwe, że Jan Olszewski wiedział o tym lepiej, niż ktokolwiek inny i że ta okoliczność powstrzymała go przed podjęciem stanowczych kroków w obronie swego rządu. Ale po tym upadku już się nie podniósł, bo założony przez niego Ruch Odbudowy Polski nie zyskał uznania nie tylko opinii publicznej, ale i „Solidarności”. O ile bowiem jeszcze po upadku jego rządu, Jan Olszewski był owacyjnie witany na zjeździe „Solidarności”, o tyle kilka lat później jego przedstawiciel nie został nawet na kolejny zjazd tego związku wpuszczony. Ale Akcja Wyborcza „Solidarność”, która w roku 1997 wygrała wybory i wraz z Unią Wolności utworzyła rząd z „charyzmatycznym” Jerzym Buzkiem na czele i z Leszkiem Balcerowiczem jako wicepremierem i ministrem finansów, w roku 2001 już przestała istnieć. Jan Olszewski bywał jeszcze posłem – ostatni raz z listy Ligi Polskich Rodzin – ale wtedy funkcjonował jako poseł niezależny.

        Z politycznego niebytu wydobył go prezydent Lech Kaczyński, czyniąc go swoim doradcą i powierzając mu w 2007 roku stanowisko szefa komisji weryfikacyjnej rozwiązanych rok wcześniej Wojskowych Służb Informacyjnych. Trybunał Konstytucyjny uznał, że publikacja „Aneksu” do Raportu o rozwiązaniu WSI, co przewidywała stosowna ustawa, byłoby sprzeczne z konstytucją. W rezultacie prezydent Lech Kaczyński w roku poprzedzającym rok wyborów prezydenckich, został jedynym „właścicielem” wiadomości tam zawartych i ujawnił, ze te wiadomości zna, a jak będzie trzeba – zrobi z nich użytek. Jak pamiętamy, zwrócił się do pani red. Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym „Stokrotka”. Pani redaktor, nie spodziewająca się takiego noża, podobno dostała spazmów, więc następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, posłał jej bukiet kwiatów – ale kto miał się dowiedzieć, że nie jest bezpiecznie – ten się dowiedział. Czy można z tym faktem wiązać katastrofę smoleńską – tego nie wiem, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby taki związek został kiedyś odkryty.

        Jeśli chodzi o mnie, to znałem Jana Olszewskiego osobiście, ale raczej przy okazjach towarzyskich, a konkretnie – podczas wieczorów u Janusza Szpotańskiego, które ich uczestnikom dostarczały wiele radości. Przy takich okazjach Jan Olszewski był niezwykle czarującym człowiekiem i takim właśnie chciałbym go zapamiętać. Jego śmierć zamyka pewien okres w historii Polski, w którym również mnie było dane żyć. Niech spoczywa w pokoju.


© Stanisław Michalkiewicz
15 lutego 2019
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA















Ilustracje:
fot.1 © domena publiczna / Rząd RP
fot.2 © Krzysztof Wójcik / Agencja Forum


UAKTUALNIENIE: 2019-02-15-00:00 CET (zmiany: dodany felieton p. Stanisława Michalkiewicza)

6 komentarzy:

  1. Wideo nie działa - potomstwo uboli z firmy-krzak KurwieMedia roszczą sobie prawa autorskie i zablokowali!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za powiadomienie. Wideo zostanie wymienione gdy tylko znajdziemy inną kopię.
      Anna / ITP²

      Usuń
    2. http://www.youtube.com/watch?v=QdVwLUWS4Sk

      Usuń
    3. Panu/Pani Anonimowemu powyżej dziękujemy za link.
      Anna / ITP²

      Usuń
  2. To było chyba najbardziej dramatyczne przemówienia polskiego Premiera od 1939 roku . . . Tylko z tego jednego już widać że Pan Premier Olszewski był wspaniałym Człowiekiem i Polakiem.
    Cześć Jego Pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2