Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Bitwa pod Diu

3 lutego 1509 roku w bitwie morskiej w pobliżu indyjskiego portu w Diu marynarka wojenna Królestwa Portugalii rozgromiła siły muzułmańskie i otworzyła dla Europy morską drogę do Indii. Ta mało znana w Polsce bitwa zaliczana jest do 10 najważniejszych bitew świata, gdyż złamanie islamskiego monopolu na dostawy produktów z Indii i Chin w krótkim czasie doprowadziło m.in. do znacznego zmniejszenia dochodów muzułmańskich władców pośredniczących w handlu między Europą i Azją. Tym samym spowodowało to zatrzymanie rozwoju muzułmańskich kalifatów i sułtanatów i – z braku funduszy – natychmiastowe zahamowanie ich ataków na Europę aż do czasów współczesnych.
Islamska wrogość i dżihad (ekspansja islamu w imię Allaha) odżyły dopiero wtedy, gdy sami ponownie zaczęliśmy finansować ich od połowy XX wieku i w niewyobrażalnym wręcz rozmiarze wzbogaciliśmy ich skarbce (wystarczy przecież odwiedzić miasta w Kuwejcie czy Arabii Saudyjskiej) płacąc im za ropę naftową – zamiast po prostu zabrać niepotrzebne im złoża ropy… ale to osobny, politycznie–niepoprawny temat.


© Imię i nazwisko do wiadomości redakcji
3 lutego 2018
dla: Ilustrowany Tygodnik Polski² ☞ tiny.cc/itp2


Zanim jednak doszło do bitwy pod Diu, kilka miesięcy wcześniej doszło do bitwy pod Dabulem, a przed nią do jeszcze kilku innych wydarzeń ściśle powiązanych z zastopowaniem dochodów dla islamskich pośredników (a także współpracujących z nimi przez pewien czas kupców weneckich) i przez to zatrzymaniem muzułmańskiej agresji na Europę na okres kilkuset lat. Współczesne lewactwo celowo jednak pomija te logicznie powiązane ze sobą fakty, a nawet usiłuje napisać historię na nowo i o tym także jest poniższy artykuł autora podpisującego się pseudonimem „pink-panther”.
Redakcja ITP²





Dabul


29 grudnia obchodzimy rocznice bitwy morskiej stoczonej 29 grudnia 1508 r. przez siły morskie wicekróla Indii Portugalskich Francisco de Almeida z siłami Sułtanatu Bidżapur w porcie Dabul (na wybrzeżu rejon Goa) po drodze do Diu, gdzie koalicja Sułtanatu Gudżarat, Sułtanatu Mameluków Egiptu, Imperium Osmańskiego, zamorina Kalikut i – jako „wsparcie techniczne” – wspomaganych przez siły Wenecji szykowały się do decydującego starcia z Portugalczykami, aby utrącić ich pochód na Wschód.

Francisco de Almeida
Francisco de Almeida został wicekrólem Indii Portugalskich w dniu 25 marca 1505 r. z zadaniem wybudowania czterech fortów dla bezpiecznego prowadzenia handlu pieprzem i innymi przyprawami przez portugalskie faktorie handlowe istniejące od : Wyspa Angediva (w rejonie południowego Goa) - 1498, Ouillon (Kollam) - 1502, Koczin (Kochi) – 1503 i Kannanore (Kannur)nad Morzem Arabskim.

Po drodze na wschodnim wybrzeżu Afryki w sile 11 okrętów odwiedził kolejno Sułtanat Kilwy, Sułtanat Adżuran a konkretnie port Barawa oraz port Mombasa, który bardzo źle przyjął Vasco da Gamę w 1498 roku. Doszło do regularnych bitew, które kolejno wygrywał. Zajął też wyspę Zanzibar.
Na wschodnim wybrzeżu Afryki Portugalczycy zdecydowali się wybudować dwa forty: w Kilwa oraz Fort São Caetano obok portu Sofala, w dzisiejszej Somalii. Wszystko to działo się w roku 1505.

Tak dynamiczny rozwój infrastruktury handlowej i wojskowej w kluczowych miejscach na zachodnim i wschodnim wybrzeżu Oceanu Indyjskiego i Morza Arabskiego wywołało gwałtowną reakcję dotychczasowych monopolistów handlu pieprzem: Sułtanatu Mameluków Egiptu i Republiki Wenecji, które przez port w Aleksandrii i Morze Śródziemne do początków wieku XVI trzymali pełny monopol na handel przyprawami z Wybrzeża Malabarskiego.

W roku 1506 flota portugalska została zaatakowana pod Kannanore przez flotę wyposażoną w działa wyprodukowane w Mediolanie i obsługiwane przez mieszane załogi: tureckie, arabskie i hinduskie (Kalikut). Bitwę wygrała flota portugalska pod dowództwem Lorenzo de Almeida, syna wicekróla Indii Portugalskich.
Ta klęska zmobilizowała koalicję anty-portugalską do wzmocnienia floty arabskiej przez siły weneckie, które dla potrzeb przyszłej konfrontacji z Portugalczykami przysłali do Aleksandrii okręty wojenne własnej produkcji wraz ze szkutnikami. Tam je rozebrali na części i załadowali na wielbłądy. Karawany wielbłądów przetransportowały części okrętów i specjalistów z Wenecji do portów nad Morzem Czerwonym, gdzie zostały na powrót złożone i uzbrojone. Była to pomoc wojskowa Wenecji dla Sułtanatu Mameluków w Egipcie.

Tak wzmocniona flota Mameluków – na zlecenie arabskich kupców w Kalikut – zaatakowała w marcu 1508 r. eskadrę okrętów portugalskich pod dowództwem Lorenzo Almeidy w porcie Chaul. Portugalczycy bitwę przegrali. Lorenzo Almeida, jedyny syn wicekróla, zginął w tej bitwie, a marynarze portugalscy trafili do niewoli.
Tymczasem król Portugalii przysłał nowego gubernatora Indii Portugalskich Alfonso de Albuquerque, który pojawił się w Kannanore 6 grudnia 1508 r., akurat wtedy, gdy Francisco de Almeida przygotowywał się do zemsty za śmierć jedynego syna i do uwolnienia portugalskich marynarzy. O stanie ducha wicekróla Indii wiele mówi to, że nie przyjął wówczas do wiadomości decyzji króla, a swego następcę zwyczajnie uwięził w forcie w Kannanore. Sam zaś wypłynął z całą Armada da India do portu w Diu, gdzie znajdowały się główne siły wroga.
W tym czasie z fortu na wyspie Angediva jeden okręt portugalski „Święty Michał” wypuścił się do portu Dabul aby sprawdzić, jakie siły tam stacjonują. Kapitan okrętu nieopatrznie zdecydował o przybiciu do brzegu. Tymczasem w ukryciu czekało 6 tysięcy wojska i cała załoga okrętu początkowo trafiła do muzułmańskiej niewoli, jednak następnego dnia wszyscy zostali wymordowani.

Dwa dni potem pojawił się tam jak anioł zemsty Francisco de Almeida wraz z armadą i po prostu zmiażdżył garnizon. W odwecie za wymordowanie załogi „Świętego Michała” kazał spalić miasto i wymordować wszystko, co żyje. Stało się to 29 grudnia 1508 roku. Po czym armada portugalska z okrętem wicekróla „Flor de la mar” (Kwiat morski) na czele 17 jednostek, w tym 4 ciężkich, udała się do portu w Diu, który marynarze portugalscy osiągnęli 2 lutego 1509 roku.

Diu


Proporcja sił była następująca: siły koalicji muzułmańskiej stanowiło 10 okrętów ciężkich, 20 okrętów lekkich i ok. 100 (zależnie od źródeł: od 70 do 150) łodzi uzbrojonych, 450 mameluków, 4000-5000 żołnierzy z Gudżaratu; natomiast Portugalczycy dysponowali łącznie 18 okrętami, z czego pięcioma ciężkimi, nowocześnie uzbrojonymi „nauls”, ośmioma karawelami lżejszymi i 5 lekkimi okrętami, w tym jedną brygantyną oraz 800 żołnierzami portugalskimi i 400 hinduskimi.


Portugalczycy przypłynęli 2 lutego 1509 r. w rejon portu Diu. Rankiem 3 lutego okazało się, że flota koalicji muzułmańskiej wycofała się do portu pod ochronę dział fortu i czekała na inicjatywę Portugalczyków.
Karawela portugalska
O godzinie 11 rano okręt flagowy wicekróla „Flor do Mar” podniósł na maszt królewski sztandar i oddał pierwszy strzał, ale nie brał udziału w późniejszej bitwie.
Mała galera „Święty Michał” ruszyła na czele, aby zbadać kanał prowadzący do portu. Okręty portugalskie ostrzeliwały okręty muzułmańskie nową metodą: strzelając do wody (aby dziurawić kadłuby okrętów poniżej linii zanurzenia). W ten sposób drugi ciężki okręt portugalski „Espirito Santo” (Duch Święty) zatopił zaraz na samym początku bitwy pierwszy okręt muzułmański.
Następnie „Espirito Santo” przeszedł do abordażu na okręt flagowy floty muzułmańskiej Amira Husseina Al Kurdi. Oddziały ciężkiej piechoty portugalskiej wskoczyły na okręt zanim jeszcze doszło do sczepienia okrętów. „Espirito Santo” został zaatakowany z drugiej strony przez okręt Mameluków, ale w tym samym czasie okręt portugalski „Rei Grande” z innej strony zaatakował muzułmański okręt flagowy.
Portugalski nau
W tym czasie „Flor da Mar” odciął flotyllę małych okrętów i łodzi muzułmańskich od toczącej się w kanale bitwy wielkich okrętów, strzelając do nich jak do kaczek. W trakcie bitwy oddał aż 600 strzałów. Małe stateczki zareagowały logicznie i w większości po prostu uciekły do Kalikut.
Do wieczora zatopione zostały dwa największe okręty muzułmańskie, a reszta, która nie zdążyłą uciec, została zdobyta.

O wyniku bitwy zadecydował poziom techniczny okrętów portugalskich i umiejętności portugalskich kapitanów, marynarzy, artylerzystów i piechoty. W bitwie z 450 Mameluków przeżyło zaledwie dwudziestu dwóch. Zginęło też 1400 marynarzy Gudżaratu.
Portugalczycy stracili 32 zabitych, w tym dzielnego kapitana Rui Pereira, który dowodził abordażem na muzułmański okręt flagowy. Mieli też ok. 300 rannych.
Ich łupy były imponujące: 6 okrętów wroga, w tym 3 ciężkie, 600 sztuk dział, a także łup honorowy: 3 królewskie sztandary bojowe Mameluków z Kairu, które zostały natychmiast wysłane do Portugalii.
Ponadto Malik Ayyaz (drugi dowódca koalicji muzułmańskiej) zwrócił jeńców portugalskich wziętych w bitwie pod Chaul („w dobrym stanie”).
Muzułmanie chcieli też oddać Portugalii samo miasto Diu, ale Francisco de Almeida odmówił jego przyjęcia uznając, że będzie „zbyt drogie w utrzymaniu”. Zagwarantował natomiast Portugalii prawo wybudowania w mieście faktorii. Ponadto kupcy z Diu, którzy finansowali budowę floty muzułmańskiej, musieli wypłacić okup w wysokości 300 tysięcy złotych serafin. Z tej sumy 100 000 zostało rozdzielonych między portugalskich marynarzy, a 10 000 przekazano na szpital chrześcijański w Kochin.

Bitwa pod Diu została uznana za jedną z kilku najważniejszych bitew w historii. W jej wyniku żaden okręt muzułmański nie pojawił się na Oceanie Indyjskim aż do czasów współczesnych.
Ponadto została też wygrana przez Portugalczyków w czasie, gdy islam – 
po pokonaniu Bizancjum – przygotowywał się do ostatecznego ataku na świat chrześcijański.

Pozbawienie Mameluków egipskich i Turków Osmańskich dochodów z handlu pieprzem i innymi przyprawami, który to handel na stałe przeniósł się z Morza Śródziemnego i Aleksandrii na szlak morski przez Ocean Atlantycki, było jednym powodów znacznego osłabienia gospodarczego islamu, a zwłaszcza Mameluków i uniemożliwiło modernizację muzułmańskiej floty oraz generalnie lepszego uzbrojenia sił muzułmańskich.

Droga do Indii


Mijają lata i wieki i to, co kiedyś było uznawane za wielki sukces ludzkości i chwałę chrześcijaństwa, obecnie jest przerabiane na antykatolicką politgramotę w stylu, jaki znamy od czasów Rewolucji Francuskiej czy jeszcze wcześniej – od czasów protestanckiego plądrowania katolickich klasztorów w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Niemczech.

Do tego można się w końcu przyzwyczaić.

Ale przerabianie wielkiego żeglarza i odkrywcy drogi do Indii – Vasco da Gamy – w masowego mordercę niewinnych muzułmanów, a portugalskich katolickich faktorii handlowych i misji świętego Franciszka Ksawerego w Indiach w odpowiedniki „kampanii rzezi Czerwonoskórych na Dzikim Zachodzie” – to nowe zjawisko, które winno być uważnie obserwowane.
Takie bezczelne kłamstwo musi czemuś służyć.

Jeśli jesteśmy wstrząśnięci i zgorszeni bezczelnością kłamstw na temat roli Polaków w II wojnie światowej, a zwłaszcza na temat realiów okupacji niemieckiej i sowieckiej, to winniśmy przyjąć do wiadomości, że czarna legenda jest nam przypisywana nie tylko dlatego, że byliśmy ofiarami i świadkami, ale też dlatego, że jesteśmy katolikami.
Nasza historia jest poddawana „obróbce na zlecenie” w sposób niesamowicie przypominający to, co dokładnie 500 lat temu różni „pamiętnikarze” – nie bez inspiracji z zewnątrz – robili z prawdą o wyprawach morskich portugalskich żeglarzy, poszukujących drogi do Indii na przełomie wieków XV i XVI.

Właśnie dokonywana jest „zmiana plusów i minusów” w historii portugalskich odkryć geograficznych z początku wieku XVI i w historii zmagań żeglarzy portugalskich z ówczesnym islamskim panowaniem na wschodnim wybrzeżu Afryki i zachodnim wybrzeżu Półwyspu Indyjskiego, zajmowanego w znacznej części przez Sułtanat ze stolicą w Delhi.
Jak ogólnie wiadomo, drogę morską do Indii przez Ocean Atlantycki i Ocean Indyjski, jako pierwszy przebył szczęśliwie Vasco da Gama, żeglarz w służbie króla Portugalii i ziem Algavre, Manuela I, wypływając 8 lipca 1497 r. z Lisbony w sile 4 okrętów i osiągając port w Kalkucie na Wybrzeżu Malabarskim w dniu 20 maja 1498 roku. W ten sposób monopol muzułmańsko–wenecki na niesłychanie zyskowny monopol handlem pieprzem, cynamonem i innymi przyprawami został złamany.
Co ciekawe, wyprawa ta, jakkolwiek bardzo dramatyczna z uwagi na nieprzewidywalne warunki żeglugi i muzułmańskie wrogie porty na wschodnim wybrzeżu Afryki – nie zostawiła po sobie jakichś negatywnych opinii o zachowaniu Vasco da Gamy wobec miejscowej ludności, którą spotykał po drodze.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z tzw. drugą wyprawą Vasco da Gamy do Indii, kiedy wiadomo już było, ze Portugalia osiągnęła olbrzymi polityczny i gospodarczy sukces i zaczęła się błyskawicznie bogacić.

Była to faktycznie już czwarta wyprawa portugalską, bowiem król Manuel I, po otrzymaniu raportu Vasco da Gamy po jego powrocie z pierwszej wyprawy 29 sierpnia 1499 r. wysłał do Indii tzw. drugą armadę portugalską pod dowództwem Pedro Alvaresa Cabrala, składającą się z 13 okrętów i 1500 marynarzy, celem podpisania stałego traktatu z władcą (zamorin) Kalikut na handel przyprawami i założenie tam portugalskiej faktorii handlowej.

Druga wyprawa wyruszyła 9 marca 1500 r. i po drodze „odkryła Brazylię”, po czym nie bez problemów (m.in. zaginięcie okrętu niedaleko Madagaskaru) w dniu 13 września 1500 roku dotarła do Kalikut, gdzie Portugalczycy natrafili na atak Arabów przy biernej postawie miejscowego władcy.

Nie znajdując chęci współpracy w Kalikut, po ostrzelaniu z dział arabskich okrętów i samego portu w Kalikut Cabral udał się do Koczin. Tam został przyjęty bardzo przyjaźnie i zawarł korzystne kontrakty, albowiem władca Koczin był dotąd „pod butem” zamorina Kalikut i Arabów.

Król Manuel I, nie czekając na powrót II armady, wysłał wiosną 1501 roku trzecią armadę do Indii pod dowództwem João da Nova. Ten zakupił ładunek zleconych przez króla przypraw w Kannanore, ale kiedy odpływał, 31 grudnia 1501 r. jego mała armada, składająca się z 5 lub 6 okrętów została zaatakowana przez flotę władcy (zamorina) Kalikut, w sile ok. 40 okrętów i 160 łódek (zambuks) i 7000 wojska. Flota portugalska podjęła walkę z przeważającymi siłami wroga. Dzięki przewadze ognia i techniki oraz taktyki morskiej – do 2 stycznia 1502 r. – kilka dużych okrętów zatopiła, a inne rozpędziła i w ten sposób wygrała pierwszą dużą bitwę morską na Oceanie Indyjskim. Nie tracąc żadnego ze swych niewielkich okrętów i nie gubiąc bezcennego towaru.

W tych okolicznościach król Manuel I wyekwipował czwartą armadę, tj. 20 okrętów, w tym 10 pod dowództwem admirała Vasco da Gamy, a 5 pod dowództwem jego wuja wiceadmirała Vincente Sodré, które wypłynęły 12 lutego 1502 r. z Lizbony.
Pozostałe 5 okrętów miało stanowić rodzaj ochrony. Na okręty załadowano między 800 a 1800 marynarzy. Wypłynęły one dopiero 1 kwietnia 1502 r.
Tak wielka rozbieżność w określeniu liczby uczestników wyprawy jest zastanawiająca w świetle faktu, iż wyprawa ta została opisana w najdrobniejszych, nawet najdrastyczniejszych szczegółach przez aż dwóch „historyków” a konkretnie: Thomé Lopeza, pisarza okrętowego czwartej armady, określanego również jako „naoczny świadek”, oraz Gaspara Correia. Jak pisarz okrętowy mógł nie wiedzieć, czy w wyprawie brało udział 800, czy też 1800 marynarzy?

Fałszowanie historii


Thomé Lopeza i  Gaspar Correia są wymieniani jako „pierwotne źródła historyczne” w związku z bardzo drastycznym, żeby nie powiedzieć „zbrodniczym” wydarzeniem na Oceanie Indyjskim z udziałem okrętów czwartej armady portugalskiej pod dowództwem Vasco da Gamy a nazywanej obecnie „incydentem statku z pielgrzymami”.
Według angielskojęzycznej wikipedii, w dniu 29 września 1502 r. w drodze z Batecala do Kannanore przy Wybrzeżu Malabarskim armada Vasco da Gamy natknęła się na duży statek handlowy o nazwie „Miri”, będący własnością jakiegoś ważnego muzułmanina z Kalikut (niejakiego Al Fangi), wiozący pielgrzymów islamskich z Mekki lub do Mekki (tu źródła są sprzeczne).
Statek został zatrzymany przez kapitana okrętu „Święty Gabriel” i jakoby został splądrowany przez portugalskich marynarzy, po czym Vasco da Gama (który – jak należy rozumieć – płynął na „Świętym Gabrielu”) miał dać rozkaz spalenia statku wraz ze wszystkimi pasażerami na pokładzie: mężczyznami, kobietami i dziećmi. Zamkniętymi w ładowni. Statek miał być ostrzelany przez portugalską artylerię i miał tonąć przez kilka dni. Pasażerowie mieli błagać o litość, ale Vasco da Gama miał być „głuchy na ich prośby o litość”.
Wszystko to możemy przeczytać dzięki „relacji naocznego świadka” – owego Thomé Lopeza, który miał napisać w swojej relacji: …nigdy [tego] nie zapomnę przez resztę moich dni”.
Po czym krwiożerczy zbrodniarz Vasco da Gama płynie spokojnie do Kannanore i podpisuje wielce korzystny kontrakt handlowy z intencją monopolu portugalskiego na Oceanie Indyjskim.

Pojawiają się jednak pytania i wątpliwości.

Po pierwsze, jak donosi sama wikipedia, „pochodzenie Thomé Lopeza jest bardzo niejasne” a dalej jest coraz gorzej. Miał on być zatrudniony na początku 1502 r. jako „pisarz okrętowy” na „statku bez nazwy” w eskadrze 5 okrętów armady, które wypłynęły około 2 miesiące po głównej armadzie. Podobno dogoniły tę główną armadę 21 sierpnia 1502 r., ale na to jest jedynie świadectwo samego Lopeza.

Druga wątpliwość jest taka, że opisując drogę powrotną czwartej armady do Portugalii, pisze on o zawinięciu 30 lipca 1503 r. do nieznanej wyspy, której położenie geograficzne odpowiada Wyspie Wniebowstąpienia, która jednakże została odkryta przez trzecią armadę portugalską w maju 1501 r. i została pierwotnie nazwana przez odkrywcę czyli dowódcę João da Nova jako „Wyspa Poczęcia” (Conceição), a nazwa „Wniebowstąpienia” została jej nadana później. O tym wszystkim Lopez nie mógł przecież wiedzieć, bo „armady mijały się w przestrzeni i czasie”.

Na koniec zaś najważniejsze: wszystkie te „wspomnienia” i „naoczne świadectwa” prawdomównego Lopeza pisarza okrętowego - „się NIE zachowały” w oryginale portugalskim z okresu tuż po powrocie IV armady do Portugalii.
Ukazały się w druku po raz pierwszy dopiero w roku 1550 (po śmierci Lopeza) i to u największego konkurenta i wroga Portugalii – czyli w Wenecji. I to w wersji językowej włoskiej, opracowanej podobno przez Giovanni Battista Ramusio, Wenecjanina i „podróżnika, który niewiele podróżował”. Za to był synem członka magistratu Wenecji i był ambasadorem Wenecji we Francji.

W opracowaniu dzieła Thomé Lopeza, jako części „kolekcji dzienników” zdobytych przez pana Ramusio, pojawiły się także dość fundamentalne trudności, albowiem w roku 1555 wydany został tom I zbioru pt. „Navigationi et Viaggi”, ale już tom II (bowiem „rękopis wziął i się zniszczył”) wydano dopiero w roku 1559, po tomie III wydanym w 1556 roku.
A pamiętniki pana Lopeza miały być wydane przez pana Ramusio już w roku 1550.
Zaś na język portugalski zostały one przetłumaczone i wydrukowane dopiero w roku 1812…

Drugie „najpewniejsze źródło” wiedzy o potwornych zbrodniach admirała Vasco da Gamy to wymieniony już „kronikarz” Gaspar Correia, który urodził się w roku 1492. Co oznacza, że w roku „zbrodni Vasco da Gamy” miał lat… 10 (dziesięć!).

I podobnie jak z Lopezem, według wikipedii „niewiele wiadomo na temat autora, jego pochodzenia i miejsca urodzenia”. Podobno Correia do Indii Portugalskich wybrał się gdzieś między rokiem 1512 a 1514 (w wieku lat 20-22) i służył jako prosty żołnierz. Miał być nawet „wybrany” na sekretarza samego admirała i gubernatora Indii Portugalskich Alfonso de Albuquerque. Członek najwyższych elit Królestwa Portugalii miał wybrać na sekretarza prostaka, zwykłego „gemajna” (jak pisał Henryk Sienkiewicz) niewiadomego pochodzenia, chociaż miał wokół siebie dziesiątki wykształconych synów szlacheckich z najlepszych portugalskich rodów!
Dziełem życia Gaspara Correi miała być „Lendas da India” (Legendy Indii), które to dzieło miało powstawać w czasie jego długiego (35 lat) pobytu w Indiach. Z tym, że znowu trafiamy na potworne rafy: rękopis w liczbie 3.500 stron miał być przywieziony do Portugalii już PO śmierci autora (czyli ok. 1563 r.) i przepisany lub wydrukowany „w ograniczonej liczbie egzemplarzy” oraz „rozesłanych tylko wśród uprawnionych osób”. Czyli do kogo?
Potem ślad po tym legendarnym dziele o legendach Indyj i okrucieństwie (też legendarnym ) admirała Vasco da Gamy – znika na całe 300 lat i „rodzina” (?) „która zachowała rękopis oryginału” nagle ujawniła „świadectwo historyczne”, które wydrukowała Portugalska Akademia Nauk w dwóch tomach (I tom – 1858, II tom – 1864).
Jakie to wiarygodne.
Jeden świadek, nieznany z imienia i nazwiska podobno się przysięgał, że w 1556 r. sam widział opublikowany manuskrypt w 12 tomach – w roku 1556…

I nie uwierzycie Państwo, ale w polskojęzycznej wersji wikipedii (a nie w angielskiej czy portugalskiej) jest dodatkowa informacja o Gasparze Correia następującej treści:
[…] Był także autorem niedokończonej i przez długi czas zapomnianej kroniki rządów królów Portugalii panujących w latach 1365–1533, w której opisał m.in. pogrom żydowskich konwertytów w Lizbonie w 1506 r., którego był naocznym świadkiem […]
Nie wiemy, jak „niedokończona kronika rządów Królów Portugalii w latach 1365-1533” dotrwała do czasów współczesnych, ale zapewne również w tym przypadku odnalazła je „rodzina”. Ta, której nie dało się ustalić dla okresu, kiedy Gaspar Correia żył.
No i nie piszą o tym dziele ani Portugalczycy, ani Brytyjczycy. A tutejsi spece od historii odkryć geograficznych dokopali się do „portugalskich pogromów”.

Dlaczego o tym piszę?


Głównie dlatego, że w grudniu 2015 r. wydawnictwo Random House wypuściło na rynek książkę autorstwa niejakiego pana Rogera Crowley’a pod tytułem „Conquerors. How Portugal Forged the First Global Empire”. (Zdobywcy. Jak Portugalia wykuła/sfabrykowała pierwsze globalne imperium).
Dzieło to jest reklamowane w wysokonakładowej gazecie The New York Times m.in. w artykule pana Iana Morrisa z 15 stycznia 2016 r. pt.„Conquerors: How Portugal forged the First Global Empire” m.in. takimi stwierdzeniami:
Alfonso de Albuquerque zmarł 500 lat temu, po tym jak spędził tuzin lat terroryzując nadmorskie miasta od Jemenu do Malezji. Wzbogacił tysiące ludzi i zabił dziesiątki tysięcy więcej. Mimo tego, iż nigdy nie dowodził więcej niż kilkoma tuzinami statków, zbudował jedno z pierwszych nowoczesnych interkontynentalnych imperiów. A to był dopiero początek: następny krok, jak powiedział, to będzie popłynięcie w górę Morza Czerwonego, zniszczenie Mekki, Medyny i ciała Proroka Mahometa oraz wyzwolenie Ziemi Świętej. Być może również zastanawiał się, czy mógłby całkowicie zniszczyć islam. […]

Okres 18 lat między grudniem 1497 r. kiedy Vasco da Gama okrążył Przylądek Dobrej Nadziei a grudniem 1515 r., kiedy Albuquerque zmarł na wybrzeżu indyjskim, był kluczowym punktem w historii i „Zdobywcy” Rogera Crowley’a opowiada stylowo tę historię. […]

Rzemiosło Crowley’a wyraża się najłatwiej w opowiadaniu historii o bezwzględnych, jednostronnych rzeziach […] W Mombasie w 1505 Portugalczycy zamordowali 700 muzułmanów ze stratą własną pięciu własnych ludzi. W Dabulu w jeden ostatni dzień roku 1508 „nie została żadna żywa istota”. Na Goa w 1510 r. Albuquerque zabił tyle ludzi, że miejscowe niesławne krokodyle nie były w stanie zjeść ich wszystkich […]

Teoria, że cywilizacja chrześcijańska była po prostu wyższa od kultur muzułmańskiej i hindu wydaje się równie nieprzekonująca. Jak Crowley to opisuje, Lizbona była mniej modelem Renesansu niż prekursorem Dzikiego Zachodu […]
No to mamy przełom kopernikański w naukach historycznych i w samoocenie Europejczyków, atakowanych przez wieki przez islam.
Chyba teraz rozumiemy, dla jakich celów tworzono kiedyś „świadectwa naocznych świadków portugalskich wypraw do Indii”, które odnajdywały się wyłącznie w formie tłumaczeń na języki obce kilkadziesiąt albo i kilkaset lat później od opisywanych zdarzeń. I to nie w archiwach portugalskich, tylko u starych wrogów Portugalii i wrogów katolicyzmu.
A biografie pamiętnikarzy były bardziej niż mętne.
[Dlatego warto było] przypomnieć najważniejszą bitwę morską, jaką stoczyli Portugalczycy u wybrzeży Indii w roku 1509 w porcie Diu, aby zrozumieć, co się tam naprawdę wtedy działo i o co toczyła się gra.

Korzyść z opisania bitwy jest taka, że słynni „naoczni świadkowie” unikali w sposób widoczny okoliczności bitewnych, więc jest szansa, że fakty zostały spisane z [najbardziej wiarygodnych] raportów wojskowych.

No i może jedna uwaga, wcale nie taka nieważna.
To, co najbardziej umyka oczom pana Crowley’a i redaktora z New York Timesa to drobny fakt, iż islam dotarł do Półwyspu Indyjskiego w VII wieku, a od 1206 do 1526 r. w północnych Indiach funkcjonował tzw. Sułtanat Delhijski ze stolicą w Delhi. A podbój miał charakter całkowicie łupieżczy. Do XV w. Indie przeżyły najazd Tamerlana, który m.in. Delhi zrównał z ziemią a ludność wyrżnął. Do XVIII w. rządzili północnymi Indiami Mogołowie.
A więc muzułmanie nie byli w Indiach „od zawsze”, a radżowie indyjscy nie byli wielbicielami muzułmanów. I to muzułmanie, a nie radżowie, byli niemal wyłącznymi wrogami Portugalczyków w czasie ich pobytu w Indiach i na wschodnim wybrzeżu Afryki.

Wracając do prozy, czyli handlu przyprawami. Turcy osmańscy byli zainteresowani panowaniem na Oceanie Indyjskim i wolnymi od Portugalczyków drogami morskimi, ale rzeczywiście wcześniej nie wykazywali zainteresowania wojnami morskimi (poza piractwem), bo ich sukces leżał w wojnach lądowych, do których mieli ciągły dopływ „rekruta” w postaci niewolników chrześcijańskich porywanych na Podolu i generalnie na południowych wybrzeżach Europy.

Najbardziej bolesne dla chrześcijaństwa było zdobycie przez muzułmanów Bizancjum w 1453 roku. Pan Crowley nie wydaje się jednak widzieć dowodu, że kiedy trzeba, techniki wojskowe i umiejętności muzułmanów były „wystarczające”. Jednak my pamiętamy jeszcze bitwę pod Warną z 1444 roku, a Węgrów czekała jeszcze bitwa pod Mohaczem w 1526 roku.


© pink-panther
30 grudnia 2018
źródło publikacji: „Antykatolicka propaganda czyli droga morska do Indii, Vasco da Gama i bitwa pod Diu”
www.SzkolaNawigatorow.pl



Portugalski fort w pocie Diu zbudowany w 1535 roku



Uwaga od Redakcji ITP:
Tekst został przeredagowany bez zgody i wiedzy Autora (zachowując całość opublikowanego tekstu) jak następuje:

akapity dotyczące bitwy zostały przesunięte na początek artykułu; dodano podtytuły dla niektórych akapitów; poprawiono pisownię, gramatykę i składnię niektórych zdań; zmieniono obcojęzyczne nazwy geograficzne na odpowiedniki polskojęzyczne lub zgodną z polską pisownią;

Ilustracje:
fot.1-5 © domena publiczna
fot.6 © CC-BY-SA Aotearoa / Wikipedia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2