Słów o rewolucyjnym zapale nie użyłem ani przypadkowo ani przesadnie. Coraz bardziej nabieram przekonania, że wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w maju tego roku przebiegać będą w cieniu wielkiej rewolucji, która właśnie nadchodzi. To, co dzisiaj dzieje się we Francji, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, Holandii, Belgii czy Skandynawii to nic innego jak rodzący się, wielki ruch rewolucyjny eksponujący coraz wyraźniej zbiorowe dążenie wielu narodów do realizacji wspólnego celu i planu jakim jest zmiecenie ze sceny wszystkich reżyserów, scenarzystów i aktorów biorących udział w przedstawieniu pod tytułem liberalna demokracja. Wszelkiej maści lewactwo uwielbia demokracje przymiotnikową, czyli bardziej lub mniej zakamuflowaną formę dyktatury przebraną w demokratyczne piórka.
Przerabialiśmy już demokrację ludową, czego uniknęli szczęśliwie nasi zachodni sąsiedzi żyjący po tej słonecznej stronie żelaznej kurtyny. Dzisiaj już wspólnie poddawani jesteśmy terrorowi demokracji z tym, że nie ludowej, a liberalnej. Zachodnie narody już coraz wyraźniej w tym diabolicznym lewackim eksperymencie podzielone zostały na tych, co na górze i tych, co na dole, z tym, że ci na górze bujają już w takim kosmosie, oderwani od realiów życia i rzeczywistości, że pozbyć się ich można tylko poprzez wielką rewolucję. Ludzie coraz bardziej zaczynają sobie zdawać sprawę, że stery Starego Kontynentu wpadły nie tyle w ręce lewackich nawiedzonych głupków ile w łapy śmiertelnie groźnych szaleńców.
Oto pierwszy z brzegu przykład. Publicysta i doradca polityczny, Eryk Mistewicz zacytował na Twitterze wypowiedź członka francuskiej elity i byłego ministra, Yvesa Cocheta. Brzmi ona następująco:
„Ograniczenie rozrodczości, ograniczenie liczby urodzin pozwoliłoby lepiej przyjąć migrantów, którzy stukają do naszych drzwi. Kraje rozwinięte powinny też „posunąć się” i dać miejsce ponieważ swoim stylem życia niszczą planetę. Gdyby się przestali rozmnażać a zostawili to tym, którzy pukają do ich drzwi, świat byłby szczęśliwszy”Zapewniam, że takich ideologicznych zboczeńców o zbrodniczych zapędach są całe rzesze i pełnią oni kluczowe funkcje w rządach państw zachodnich. Podobna sytuacja dotyczy zajmowania najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej. Oni z gębami pełnymi frazesów o wolności i liberalizmie z butami chcą włazić w życie poszczególnych ludzi i rodzin oraz decydować ile rodzice powinni mieć dzieci. Traktują macierzyństwo jak centralnie sterowany proces produkcyjny, który mogą dowolnie regulować. Jednak coraz bardziej dostrzegalne są symptomy paniki i strachu, które dopadają tę lewacką szarańczę. Oni wiedzą, że w starciu „kosmopolitycznych metropolii” z buntującą się „zacofaną prowincją” i zanikającą klasą średnią nie maja szans, ponieważ ta buntująca się prowincja stanowi, co najmniej 60 proc. Podobna sytuacja jest w Stanach Zjednoczonych, o czym świadczył wybór Donalda Trumpa na prezydenta. Paradoksalnie lewactwo, które zawsze marzyło o wywołaniu światowej rewolucji tę rewolucję w końcu wywoła, ale swoim ostrzem zwrócona będzie ona przeciwko nim samym. Ta rewolucja na naszych oczach właśnie nadchodzi.
Felieton ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
Ilustracja © Ben Garrison / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz