Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Pełnomocnik NBP o tym, kto ile zarabia, czy prezes ma „aniołki” oraz czy „Wyborcza” uprawia „stalking”. „Te same teksty do znudzenia, do zaszczucia”

Rozmowa z panią Jolantą Turczynowicz-Kieryłło, adwokatem i pełnomocnikiem Narodowego Banku Polskiego, jakiej udzieliła redakcji „wPolityce”.


Redaktor „Prej” z portalu wPolityce.pl:
— Ostatnio głośno jest wokół NBP, wokół zatrudnionych osób, ich wynagrodzeń. Czy nie uważa Pani, że NBP powinien odpowiadać na wszystkie pytania dziennikarzy?

Jolanta Turczynowicz-Kieryłło:
— Jeśli rozumie się pozycję ustrojową Banku, charakter tej instytucji, znaczenie dla stabilności systemu finansowego odpowiedź jest oczywista. NBP nie może odpowiadać na wszystkie pytania, chociażby z uwagi na tajemnicę bankowa i inne przepisy prawa.

— No tak, ale mam na myśli odpowiadanie na głośne ostatnio pytania dot. zatrudnionych pracowników NBP, zwłaszcza asystentek prezesa Glapińskiego.

— Po pierwsze prof. Glapiński jako prezes NBP nie ma żadnych asystentek. Nie ma też „dwórek”, „aniołków” ani „przybocznych”, jak można wyczytać w „Wyborczej”. Jeśli ośmieszanie Dyrektorów Departamentów jednej z najważniejszych państwowych instytucji - jaką jest NBP - z tego tylko powodu, że są atrakcyjnymi kobietami, staje się metodą i narzędziem walki politycznej, to budzi mój głęboki i zasadniczy sprzeciw. To działanie niezgodne z interesem państwa oraz naruszające prawa człowieka. Czy dziennikarze „Wyborczej”, prowokujący medialny hejt, myślą o rodzinach kobiet, z których się naigrawają, o ich dzieciach, mężach? Czy myślą o bliskich ich przełożonych, na których także oddziaływają seksistowskie insynuacje?

Demokracja nie daje prawa wchodzenia w czyjeś życie w buciorach i zostawianie tam błota w ramach nieskrępowanej wolności słowa!

— Ale wracając do pytania…

— NBP nie jest instytucją która może w jakikolwiek sposób wdawać się w spory personalne dotyczące zatrudnionych tam osób ani tym bardziej rozpowszechniać dane osobowe i inne tzw. dane wrażliwe. W interesie państwa leży by NBP miał odpowiedni prestiż a celowe i bezpodstawne podważanie zaufania do jego organów uważam za poważne wykroczenie.

— Ale społeczeństwo ma prawo wiedzieć jak działają instytucje państwowe a dziennikarze mają prawo o tym pisać.

— Pełna zgoda co do tego. Problem pojawia się wówczas gdy informacje na temat konkretnych ludzi zatrudnionych w instytucjach są manipulowane co czyni ostatnio nagminnie „Gazeta Wyborcza” w odniesieniu do Dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP. Przy tym krytyka dotyczy na przykład wyśmiewania jej obecności na wszystkich oficjalnych wystąpieniach czy wyjazdach prezesa NBP, pomimo, że wprost wynika to z jej obowiązków służbowych w ramach pełnionej funkcji. Podobna krytyka spotyka Dyrektor Gabinetu Prezesa NBP, której Wyborcza zarzuca nie tylko urodę, ale także to, że będąc młodą dziewczyną miała przygodę z modą i reklamą. To z kolei ma świadczyć o braku kompetencji 20 lat później. Czy to są te standardy, do których dążymy? Eksponowanie tego, co nasz oponent robił w młodości, a potem naigrawanie się z różnych podejmowanych tzw. pierwszych prac? To żenujące. Podobnie jak atakowanie dzieci, czy żon osób publicznych, podważanie ich zdolności do samodzielnego myślenia, kariery, tworzenie na siłę nepotycznych czy koleżeńskich układów tylko po to żeby uzyskać doraźny cel polityczny. Jeszcze niedawno takie publikacje pojawiały się np w odniesieniu do syna czy byłej żony Mariusza Kamińskiego. I to jest zawsze bulwersujące bez względu na to po której stronie sceny politycznej występuje, bo dotyczy łamania pewnych zasad. Zasad, które są niezależne od preferencji partyjnych, dotyczą naszej godności, prawa do życia prywatnego i rodzinnego.

— To poważne oskarżenie.

— To moja opinia na podstawie faktów. Z przykrością obserwuję jak „Gazeta Wyborcza” schodzi do poziomu tabloidu, jak niszczy młodą kobietę i matkę, z przyczyn które odbieram wyłącznie jako walkę polityczną. 38-letnia atrakcyjna kobieta, odważna, bo brała udział jako obserwator wyborów na Ukrainie, zorganizowała ostatnio wielkie i piękne obchody 100-lecia Niepodległej przez NBP – jest na pewno niewygodna, bo zaprzecza kreowanym przez „Wyborczą” stereotypom tzw. moherowego PiS-u. Jest wykształcona, atrakcyjna, charyzmatyczna, zna języki obce, ma międzynarodowe kontakty… Swoimi działaniami „Gazeta Wyborcza” zaprzecza wszelkim głoszonym wartościom demokracji, takim jak szacunek dla człowieka, równość, wolność poglądów.

— A czy nie uważa Pani, że jeśli dyrektor w tak ważnej instytucji brakowałoby kompetencji, to byłby to poważny problem, wart nagłośnienia?

— Dobre pytanie. Tylko na jakiej podstawie ktoś kwestionuje kompetencje Pani dyrektor Wojciechowskiej, bagatelizując przy tym jej kilkunastoletnią pracę w NBP i zdobyte w ten sposób doświadczenie? Czy zdaniem „Wyborczej” Dyrektorem Departamentu Komunikacji i Promocji, szefem ochrony czy kierownikiem działu administracji może być tylko profesor ekonomii? Czy tylko wówczas „Wyborcza” zaprzestałaby hejtu?

— Mówiąc pół żartem, pewności też nie ma.

— Idąc tym tropem: czy Pan wie jakie wykształcenie ma jeden z dziennikarzy „Gazety Wyborczej” opisujących sprawy NBP? Wikipedia podaje, że pan redaktor Czuchnowski ma nieskończone studia na filmoznawstwie. Zaś Pani redaktor Wielowieyska, jak uważają niektórzy, niemal specjalizująca się w deprecjonujących artykułach dotyczących prezesa NBP a ostatnio także dyr. Martyny Wojciechowskiej, jest z kolei z wykształcenia… teatrologiem.

To ja teraz nie atakuję, ale zadaję retoryczne pytanie o kompetencje tych dziennikarzy i apeluję do „Gazety Wyborczej” w podobnej do niej stylistyce: proszę skończyć ten serial, proszę przestać robić polityczny teatr kosztem człowieka. To po prostu nieprzyzwoite, te dziesiątki publikacji ciągle o tej samej osobie, te same teksty do znudzenia, do zmęczenia, do zaszczucia. Obrażanie przez insynuowanie pozazawodowych relacji, nazywanie Dyrektor Departamentu NBP „dwórką”, „aniołkiem” czy „asystentką”, pomijając całą szowinistyczną otoczkę kpiącą z kobiety, matki, żony z powodu jej urody i wieku, jest akademickim przypadkiem przekroczenia wolności słowa. Ważniejsze jednak jest to, że cały ten proceder to uderza w powagę instytucji i jako takie stalkingowe publikacje „GW”, również te w internecie, moim zdaniem winne być zbadane przez odpowiednie organy państwowe. Bo moim zdaniem zasadne jest pytanie, czy nie jest to świadome działanie przeciwko interesowi publicznemu.

— Czy w takim razie będziecie pozywać dziennikarzy do Sądu.

— Panie Redaktorze, nie jestem pełnomocnikiem pani Martyny Wojciechowskiej, ale już nie zawodowa powinność, ale wręcz zwykła ludzka, w szczególności kobieca przyzwoitość i solidarność, każe powiedzieć Wyborczej stop temu stalkingowi. To już w naszym kraju atrakcyjne dziewczyny nie mogą zajmować eksponowanych stanowisk, żeby nie snuć nieetycznych domysłów? Gdzie są tym razem Rzecznik Praw Obywatelskich i organizacje broniące praw kobiet? Zakładam, że w trybie pilnym zajmą krytyczne stanowisko wobec takich praktyk.

Uważam, że publikacje „Wyborczej”, które mają charakter hejtu, powinny trafić do sądu i to wraz z wnioskami o zabezpieczenie przez zakaz rozpowszechniania takich treści.

— Nie obawia się Pani że zaogni to konflikt, że pojawią się znowu oskarżenia o ograniczanie wolności słowa, cenzurę?

— Panie Redaktorze, żyjemy w rzeczywistości, w której jak śpiewał Niemen „ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem”. Ta sytuacja pokazuje jak procedura prawna w postaci wniosku o zabezpieczenie jest potrzebna dla obrony praw człowieka. Tak jest w każdym cywilizowanym państwie. Przecież taki zmasowany medialny atak, powtarzany z regularnością zegarka, zniszczy każdego, wgniecie go w ziemię. Sprawy sądowe trwają długo. Co wtedy gdy okaże się ze to wszystko nieprawda, wskrzesimy zabitego? Poza tym na skutek tego rodzaju mowy nienawiści media społecznościowe, często bezwiednie, podchwytują takie „bad newsy” i rozsiewają je już praktycznie poza kontrolą kogokolwiek.

„Gazeta Wyborcza”, atakując za użycie prawnej formy obrony jaką są wnioski sądowe o zakazanie rozpowszechniania mowy nienawiści, nazywając to cenzurą prewencyjną, chce ograniczyć fundamentalne prawa człowieka. To jaskrawy przykład dyskryminacji. Media mogą atakować prowadzić i inspirować gigantyczny hejt, a osoba niszczona ma umierać w milczeniu? Ma mieć mniej praw niż oskarżony w procesie?! To absurd. I co dalej? Najwyżej po latach doczeka się przeprosin, przysłowiowym małym drukiem na ostatniej stronie. A kto zapłaci za jej zrujnowane życie, karierę, kto zapłaci jej rodzinie? Mówię „nie” brutalnej politycznej walce poprzez media, które w ten sposób chcą osłabiać politycznych oponentów, które poświęcają ludzi dla doraźnych celów.

— Czy oskarża Pani „GW” o próbę ograniczenia praw człowieka?

— Nikogo nie oskarżam. Jestem obrońcą. Ale jak w tym kontekście nazwać zmasowany hejt, jak nazwać kampanię zastraszającą za skorzystanie z przysługującej drogi prawnej do ochrony dobrego imienia NBP, z którą niedawno mieliśmy do czynienia? Czy po takim uderzeniu ktoś będzie miał odwagę sięgnąć po jakiekolwiek narzędzie obrony i wejść na ścieżkę prawną. Strach paraliżuje i ogranicza pole decyzji. To niemoralne, gdy ten strach buduje prasa. To niedopuszczalne, gdy najpierw się tworzy, a potem żeruje na niezdrowych emocjach. „Gazeta Wyborcza” w tej sprawie karmi się ludzkim cierpieniem dla korzyści w walce politycznej i chociaż to kamufluje, to musi pamiętać, że zło wraca. Wszyscy musimy o tym pamiętać.

— Jak Pani ocenia przebieg przesłuchania prof. Glapińskiego w Prokuraturze w Katowicach w sprawie tzw. afery KNF?

— Tak jak mówiłam po wyjściu z Prokuratury. Z uwagi na dobro i tajemnicę śledztwa przebieg przesłuchania nie może być ujawniony.

— A czy może Pani zdradzić, czy prof. Glapiński odpowiadał na pytania dotyczące spotkania z Markiem Chrzanowskim i Leszkiem Czarneckim. Pytam bo w jednym z mediów pojawiła się taka informacja.

— Zdrada nawet szczegółu jest zawsze zdradą. A ja jestem z wielopokoleniowej rodziny adwokackiej, w której lojalność była zawsze jedną z podstawowych wartości. Mogę natomiast powiedzieć, że prezes po przesłuchaniu wyraził zadowolenie, że śledztwo przebiega szybko i sprawnie, bo wszystkim zależy by sprawa ta została wyjaśniona. Zaapelował też do mediów o odpowiedzialne relacjonowanie tej sprawy właśnie z uwagi na charakter instytucji, która kieruje i dobro państwa. A zatem przytaczanie jego słów na temat przebiegu przesłuchania jest nieprawdą.

— Co uważa Pani na temat uzasadnienia wniosku posłów PO o dymisję prezesa Glapińskiego?

— Uważam, że uzasadnienie jest absurdalne, prawnie niedopuszczalne a osoby, które go złożyły liczą najwyraźniej na polityczną karierę. Tylko stosując pewną przenośnię zapominają, że sprzedając duszę diabłu nie można liczyć na jego wdzięczność.

— Ale czy nie uważa Pani że sprawy, które się toczą wokół NBP nie wpływają niekorzystnie na wizerunek banku?

— Jakie sprawy ma Pan na myśli?

— Na przykład kontrola NIK.

— Kontrola NIK w NBP jest co roku i nie widzę w tym nic poza nagłaśnianiem i manipulowaniem tą informacją przez „Gazetę Wyborczą”. Zresztą bank wydał oświadczenie w tej sprawie.

— A Prezes nie stresuje się, że wyjdą na jaw zarobki dyrektor Martyny Wojciechowskiej?

— Nie mogę się wypowiadać za Prezesa, poznałam go jako człowieka odważnego, silnego odpornego na polityczne zawirowania. I według mnie taka powinna być osoba piastująca stanowisko Prezesa Centralnego Banku. Mieć odpowiednią silną pozycję zawodową życiową społeczną by nie ulegać zewnętrznym wpływom. Wracając do pytania. Z tego co wiem, aktualna siatka płac obowiązuje w NBP od czasów prezesa Belki. Wynagrodzenia były i są o nią oparte, wcześniej nikt jej nie kwestionował, bo spełniała kryteria proporcjonalności kwoty pensji do rangi instytucji, zadań itd. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że publikacje „Gazety Wyborczej” mają za cel rozdrażnić elektorat wrażliwy na zarobki. Stąd powtarzanie jak mantrę wysokich kwot, nawet z wkalkulowanym ryzykiem procesu. Wzburza mnie, ze inne media bez sprawdzenia powtarzają te manipulacje za „Gazetą Wyborczą” jak bezmyślny refren lub echo. Tak jakby „GW” służyła rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych. Na tym polega właśnie specyfika hejtu i stalkingu. I dlatego tak ciężko się przed nią bronić. To mnie boli, że zdobyty po 89 roku szacunek i wiarygodność dziennik ten położył na tej samej szali co interesy Wydawnictwa.

— A tzw. afera KNF? Czy nie uważa Pani, że wpływa niekorzystnie na NBP?

— Panie Redaktorze, nie trzeba być specjalistą od wizerunku, żeby wiedzieć, że jeśli ktoś chce atakować instytucję to podważa zaufanie do niej. NBP jako instytucja jest niezależny i apolityczny. To dla wielu może być niewygodne. Dlatego wiązanie Banku Centralnego z aferami na podstawie domysłów czy medialnych spekulacji jest nadużyciem, które jest sprzeczne z interesem państwa. Dlatego tak ważna jest odpowiedzialność dziennikarzy za słowa które piszą, rzetelność w przekazywaniu informacji. Żeby była jasność tu nie chodzi o cenzurę ale o zasady o prawdę. Przykładowo Prof. Glapiński, czego może Pan nie wiedzieć, zna prof. Chrzanowskiego z działalności naukowej i w RPP ok.3 lat, nie był promotorem jego doktoratu ani habilitacji jak nieprawdziwe pisze „Wyborcza”. Jednak ten czas pozwolił mu na ukształtowanie pewnej oceny akademickiej i oceny ludzkiej. Czy z tego powodu, że nie odwrócił się od prof. Chrzanowskiego gdy wszyscy jak to się kolokwialnie mówi wieszali na nim psy ma być teraz oskarżany przez media? Czy już kompletnie odchodzimy od wartości? A gdzie jest zasada domniemania niewinności? „Wyborcza” chyba o niej w ogóle zapomniała.

— Czy nie uważa Pani zatem, że NBP powinien to wszystko szczegółowo wyjaśnić?

— Na to na pewno czekają służby wywiadowcze innych krajów, zainteresowane tym, by Bank Centralny zaczął wyjaśniać schematy swoich działań. Otóż nie, Panie Redaktorze. Myślę, że to jest właśnie trudnością tej sprawy: że prof. Glapiński, jako Prezes Narodowego Banku Polskiego odpowiedzialny m.in. za stabilność finansową państwa, nie może się wdawać w pozamerytoryczne dyskusje, spory itd. Powaga tej instytucji i wręcz interes narodowy wymaga, by nie była ona aktorem sceny politycznej. Prezes Glapiński to doskonale rozumie i swoim autorytetem za to ręczy. Natomiast nie rozumieją tego ci, którzy autorytet organów NBP bezpodstawnie podważają. Na szali interesów państwowych nie wolno kłaść partykularnych interesów politycznych.

Parafrazując Niemena: wierzę w to, że ludzi dobrej woli jest więcej, i te nieetyczne ataki - gdy zostaną zdemaskowane ich mechanizmy - będą powstrzymane przez samych czytelników.


© „Prej” / zespół wPolityce.pl
7 stycznia 2019
źródło publikacji: „NASZ WYWIAD. Pełnomocnik NBP o tym, kto ile zarabia, czy prezes ma …”
www.wPolityce.pl




Ilustracja © brak informacji / za: www.gazetaprawna.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2