Jak wszyscy już dobrze wiemy, blogerzy byli od samego początku traktowani przez polityków i dziennikarzy jako zasób. Darmowy, rozentuzjazmowany zasób koncepcji, myśli, gotowych schematów, zdyscyplinowany i dający sobą powodować.
Tego entuzjazmu nie dało się zatrzymać niczym, bo nie można wytłumaczyć człowiekowi potrafiącemu pisać, a przez lata zmuszanemu do milczenia, żeby nie pisał, bo mogą go wykorzystać. Blogerzy podejmowali to wyzwanie i pisali, nawet wtedy kiedy było wiadomo, że różne funki na chama korzystają z ich pracy. Tak było między innymi z eską, która wielokrotnie skarżyła się na tę, nierozwiązywalną i nie dającą się okiełznać sytuację. Mimo wszystko pisała, robiła dokumentacje, wydawała wreszcie książki i była przez cały czas obecna na tym dziwnym rynku, na którym się wszyscy znajdujemy. Wiadomo bowiem, że nie było i nadal nie ma wyjścia. O tym, bowiem kto może pisać, wydawać, objaśniać różne niełatwe, fachowe nieraz (jak w przypadku eski) kwestie, decyduje się gdzie indziej. My zaś, ludzie zwani ciągle blogerami, możemy tylko patrzeć na tę paradę durniów, która przesuwa się przed naszymi oczami i z mądrymi minami wykłasza swoje, nieautentyczne kwestie.
Eska nie żyje, ale była to chyba ostatnia osoba, o której można by powiedzieć, że miała tendencje do lamentowania. Nie lamentujmy więc i nie przejmujmy się tym, że pan minister Gowin reformuje szkolnictwo wyższe, pan Liroy-Marzec kandyduje do Europarlamentu, a pan Ziobro ściga mowę nienawiści w internecie. Po prostu zajmujmy się tym, co czyniliśmy z takim powodzeniem do tej pory. Mam bowiem wrażenie, że nawet jeśli nie wiemy gdzie znajdują się klucze do bram królestwa, to na pewno wiemy, gdzie leżą wytrychy. Tamci zaś nie posiadają tych informacji. Jakby tego było mało, są między nami tacy, którzy sami potrafią taki wytrych zrobić i zeń skorzystać. Esce nie jest on już potrzebny, na szczęście…pomódlmy się więc za nią i nie odpuszczajmy ani na moment głąbom, próbującym udawać fachowców. I niech przy tych starciach, oby jak najbardziej gwałtownych, będzie przy nas eska, pani inżynier-architekt, samorządowiec, dokumentalistka i autorka. Tego Wam wszystkim życzę.
Rzeknę teraz słowo w kwestii bliskiej bardzo sercu eski, w kwestii reformy szkolnictwa wyższego, a także tych licencjonowanych czasopism, gdzie za publikację płaci się punktami, a wkrótce dojdzie do tego, że autor za te punkty będzie musiał płacić żywą gotówką. Nie wiem czy wiecie, ale na liście punktowanych wydawnictw znajduje się Krytyka Polityczna, a także Czarne oraz nieistniejąca od jesieni Bellona. Z prawicowych zaś domów wydawniczych Napoleon V. I żadna z tych instytucji nie posiada pisma periodycznego, jedynego autentycznego na rynku wydawniczym charyzmatu władzy. Ja mam takie pismo, ale mnie nikt na tę listę nie wciągnie. Sami dobrze wiecie co by się wtedy stało. Pytałem już nawet co trzeba zrobić, żeby się na tej liście znaleźć. Odpowiedziano mi szczerze, że liczą się kontakty. Pozostaniemy więc tu gdzie jesteśmy i będziemy robić dalej to co robimy, wypłacając autorom pieniądze (wiem, że małe) a nie punkty.
Wracajmy jednak do blogosfery. W zasadzie jej nie ma. Ci, którzy mieli poważne plany związane z istnieniem obszaru wymiany wolnej myśli zostali unieważnieni bądź, jak eska, odeszli. My się gdzieś tam kołaczemy na peryferiach, a w środku trwa festiwal wymiany ciosów, którego bohaterami są ludzie myślący inaczej. Tacy, co im się zdaje, że po napisaniu dwóch, trzech kontrowersyjnych tekstów spłynie na nich sława. Popyt na łatwe ekscytacje, zwane nie wiadomo dlaczego sukcesami jest duży, podobnie jak popyt na manipulacje, uznawane za objawienia. I to się chyba już nie zmieni. Nie jest to już problem eski, ale ciągle jest to nasz problem. Będziemy się starali jakoś go rozwiązywać.
Patrzę wstecz na tę, krótką i pewnie niezbyt dla świata ważną, historię blogosfery i myślę o tym, jak dziwne emocje kierowały ludźmi, którzy zaczynali dziesięć lat temu publikować w salonie24. Jedno można powiedzieć – były to emocje, którym trudno z istoty zarzucić nieszczerość. Mało było w tym wyrachowania, jeśli oczywiście nie liczyć mojej własnej postawy. Ja bowiem od początku zabrałem się za pisanie z myślą o tym, by wykorzystać nadarzającą się okazję tak, jak tylko się da. Mieliśmy w blogosferze różnych przegranych entuzjastów, z dobrym startem, takich jak Paweł Paliwoda, mieliśmy wyautowanych fachowców z kluczowych branż takich jak Kejow (kto go dziś pamięta?). Byli też inni, których ja nie zapamiętałem. No, ale ja nie jestem kronikarzem blogosfery. Tę rolę pełni elig, która zawsze umieszcza wspomnienia o zmarłych blogerach, pod koniec każdego roku.
Mimo tych wszystkich smutnych konstatacji odnoszę wrażenie, że blogerów nie ubywa, a na pewno nie tutaj. Oby ta tendencja się utrzymała.
Na koniec chciałbym zwierzyć się wszystkim z pewnego niepokoju. Nie wiem co się dzieje z wierzącym sceptykiem. Nie mogę się do niego dodzwonić, jego syn nie odpowiedział na mojego maila. Jestem pełen najgorszych przeczuć. Może ktoś coś wie i nas poinformuje? Tak by przynajmniej wypadało. Może Janek jest chory, może czegoś potrzebuje…Nie wiem. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku.
Na koniec powiem jeszcze tylko – żegnaj eska, niech Ci się przyśni kubełek wiśni…
Coryllus.
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz