Pamiętam, jak w latach dziewięćdziesiątych dojeżdżałem do pracy w wydawnictwie Axel Springer. Przesiadałem się na przystanku przy ul. Bitwy Warszawskie 1920 roku i musiałem trochę poczekać na autobus. Przy tym przystanku był taki mały sklepik gdzie sprzedawano figurki żołnierzy w historycznych mundurach. Nie takie malutkie tylko trochę większe. Wśród figurek chłopaków były też dwie wyobrażające dziewczyny. Jedna to była koleżanka z SS z nogami odzianymi w siatkowe pończochy, w tym jedną postawioną na krześle. Pochylona przy tym nisko, żeby było widać wylewający się ze stanika biust, a także pupę opiętą jakąś szmatką. Na górze miała bluzę mundurową, rozpiętą rzecz jasna z przodu. No i czapka. Na głowie miała czapkę z gapą. Druga w nie mniej ekstrawaganckiej pozie ubrana była w mundur amerykański. Zawsze sobie obiecywałem, że kupię którąś i dam jakiemuś koledze w prezencie. Niestety szkoda mi było forsy i te fantastyczne pamiątki gdzieś przepadły. Przypomniało mi się to wszystko wczoraj kiedy Bartek zaczął gadać o Zychowiczu. No, ale zmierzajmy ku meritum. Pomysł, by przeprowadzić zbiorową terapię narodu za pomocą literatury został zdemaskowany w Izraelu w latach sześćdziesiątych. Myśmy o nim nie wiedzieli i nie znaliśmy funkcji literatury, tej głównej, która się ujawnia właśnie teraz przy okazji książek Zychowicza. Można oczywiście dyskutować czy ona jest efektywna, o ile funkcja może być efektywna, ale zdaje się, że tym, którzy ten program wdrożyli w życie nie chodziło o emocje Izraelczyków, to znaczy nie chodziło im o to, by wojenne traumy minęły, już prędzej o to, by zostały utrwalone w emocjach najbardziej prymitywnych. Oczywiście można ten mechanizm zlekceważyć, ale jak sobie uświadomimy, co czytają polskie dzieci w szkole, to przyjdzie nam do głowy myśl, że lepiej tego nie robić. Izraelska pulpa tylko pozornie służyła terapii grupowej. W rzeczywistości chodziło i nadal chodzi o wychowanie do zemsty. To jest okoliczność, którą koniecznie należy rozpoznać, szczególnie jeśli człowiek zamierza wchodzić w jakieś polemiki z naszymi starszymi braćmi w wierze.
Jasne jest, że nad Żydami w czasie okupacji nie znęcały się cycate blondyny tylko odziani w mundury przestępcy, ludzie zdeprawowani krańcowo i krańcowo zdecydowani. Poza tym wychowani do zemsty, tyle że nie przez książki, a przez radiowe przemówienia dr Goebbelsa i tego drugiego. Im także nie zależało na tym, by Niemcy wyszli z traumy wojennej bezpieczniejsi jako naród, a także jako poszczególni obywatele. Zależało im na tym, by Niemcy dokonali zemsty na słabszych i uczynili to w możliwie gwałtowny sposób. I tak się stało. Ostatnią rzeczą jaką można robić w takiej sytuacji to eskalować. No, ale to mogę powiedzieć ja pojedynczy człowiek, który rozumie, a i to nie do końca jak się zachować w obliczu klęski. Tak nie myślą przywódcy wielkich narodów, których celem jest doprowadzenie tych narodów do sukcesu politycznego, przy maksymalnie upozorowanym szczęściu osobistym, to bowiem musi być realizowane w grupie i nigdzie więcej. Pokrywką na garnku, w którym gotują się te emocje pojedynczego człowieka reprezentującego naród po wielkiej traumie są właśnie groszowe opowieści o esesmankach z wielkim biustem. Teraz wiele się już zmieniło, ale ten moment, który wskazał Zychowicz jest ważny. I teraz kolejna sprawa. Jeśli stymuluje się emocje dużych grup za pomocą takiej pulpy, która ewoluuje w sposób naturalny w kierunku obrazków ruchomych, odpowiednio zhierarchizowanych, to w ludziach konsumujących te produkty musi, nie może być inaczej, narastać poczucie wyższości. Im większa była trauma tym poczucie wyższości musi być solidniejsze. Można oczywiście zbudować poczucie wyższości w grupie, która nie przeszła żadnej traumy, ale my się tu dziś takimi kwestiami nie zajmujemy. Nas interesuje to w jaki sposób wytworzone całkowicie sztucznie emocje, bo przecież nie uwierzę w to, że Żyd, co przeszedł Auschwitz czytał te śmieci, zmieniają ludzi nie rozumiejących tego czym była komora gazowa i co to jest prawdziwy strach. Wydaje mi się, że oni muszą traktować tę traumę dziadków jako dziedzictwo, a jeśli tak to dziedziczą także zemstę, którą im w głowie utrwaliły omawiane tu publikacje, a także wszystkie inne sposoby, których imają się Izaelczycy, by nie powiedzieć wyraźnie – kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Oni tego powiedzieć nie mogą. Najmłodsi z nich może nawet by się nad tym zastanowili, ale nikt i nic im w tym nie pomoże.
Dobrze wiemy, że zemsta nie jest terapią. Dobrze wiemy, że żaden bogobojny Żyd, nie tknąłby palcem swojego wojennego prześladowcy. Dobrze wiemy, że nie tak powinna wyglądać podnoszenie ducha narodów. No, ale takich sposobów imają się wszyscy, albo prawie wszyscy. Nasi też będą się ich niebawem imać, bo ktoś niedawno powiedział, że trzeba wlać polskie paliwo do silnika pop kultury. Powiem tak – pop kultura nie jest tym czym się wydaje, na pewno zaś nie jest bezpiecznym obszarem rozrywki przeznaczonym dla półgłówków. Widzimy to wszyscy prawda? Widzimy to w postawach Twardocha, Żulczyka, Zychowicza i reszty tych szmaciarzy…Widzimy, prawda?
I jeszcze jedno – jeśli widzimy, że nadchodzi nieuchronna klęska, albo postawiono nas w sytuacji krańcowego zagrożenie, które udało się jakoś przeżyć, należy przede wszystkim oderwać się od swojego prześladowcy, oderwać się od ogniska traumy i odskoczyć możliwie daleko. Niczego nie wyjaśniać, nie prostować i nie ulepszać i nie demonstrować swoich krzywd. One i tak, na nasze nieszczęście będą dość widoczne.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz