Problemy z kobiecością
Pierwszy raz byłem wczoraj w Kauflandzie, w dodatku był to Kaufland w Dęblinie, gdzie pojechałem, że załatwić różne sprawy. Zakupy, interesy, trochę taniego sera z Ryk, który w sklepie przy mleczarni kosztuje trzy raz mniej niż na stoiskach promocyjnych w marketach. Wieczorem powrót. No, ale – ponieważ całe Rycice są rozkopane, wręcz rozwalone – wjechałem na jakąś blaszaną szajbę i auto stanęło na flaku. Jakoś z tego wyszliśmy, choć lał deszcz i żaden wulkanizator nie miał ochoty nam pomóc. Koledzy pomogli, konkretnie Mirek, i jeden Pan, którego osobiście nawet nie znam. Wezwał on ciemną nocą swojego pracownika, bo sam był chory, kazał otworzyć warsztat i naprawić to koło. Koledzy to potężna i niepotrzebnie lekceważona instytucja. Ja zawsze na niej bazuję. No, ale wracajmy do tej kobiecości z Kauflandu. Był tam kiosk, a w nim tygodnik Polityka. Na okładce tegoż była zaś postać kobieca w szatach maryjnych dłubiąca, o ile dobrze zapamiętałem w zębie. Obok był napis – Kobiety Kościoła, jak Kościół zmagał się z kobiecością.
I choć całą drogę w tę i z powrotem myślałem, że trzeba napisać tekst o kryzysie lewicy, postanowiłem go odłożyć, tak mnie to zmaganie się z kobiecością wkurzyło.
Jakim trzeba być durniem, żeby coś takiego wymyślić? Zmagał się z kobiecością….Jedynymi osobami, które zmagają się z kobiecością są same kobiety, a jedynym obszarem gdzie mogą to czynić jest obszar zajęty przez kulturę chrześcijańską. A gdzie tam chrześcijańską – katolicką, bo tylko tam pobożne i niepobożne niewiasty mają coś do powiedzenia. Znam księży usuniętych z parafii przez pobożne niewiasty, którym nie podobała się postawa tego czy innego kapłana. Może ktoś słyszał o jakimś rabinie, albo muftim, którego wywalono ze stanowiska, bo gromadka histeryczek się tego domagała? Jeśli tak, bardzo poproszę o przykład. Z kobiecością nie liczy się nikt poza chrześcijanami. To jest funkcja, którą prawo religijne stara się jakoś nagiąć i opanować, najczęściej metodami najbardziej brutalnymi, bo te wydają się najbardziej skuteczne. Tak się jednak składa, że tam gdzie w grę wchodzi krańcowa brutalność i opresja, poddani jej ludzie akceptują ją łatwo. Bo wiedzą, że żartów nie ma. Buntują się dopiero wtedy kiedy widzą, że można. To jest standard, o którym trzeba zawsze i na każdym kroku przypominać. Nawet jeśli takie przykłady są dobrze widoczne, jak na przykład ta idiotka O’Connor, która zamieniła się w muzułmankę, bo miała dość opresji jakieś poddawała ją zachodnia kultura. Uważam, że każdy taki przykład, powinien być omawiany i wyszydzany, a także wskazywany innym kobietom, którym się zdaje, że jak muszą coś zrobić w domu, albo wyjść z psem, to znaczy, że są poddawane opresji. Kłopot z tą opresją jest tak naprawdę głęboki i poważny, bo warunki jakie cywilizacja nasza stworzyła dla obu płci, warunki najdogodniejsze, ale wymagające samodzielności i odpowiedzialności stwarzają pewną pokusę. To są sprawy dość oczywiste i ja może nie powinienem o nich pisać, ale jednak napiszę. Takie okoliczności wywołują tęsknotę za siłą. To znaczy za innym ułożeniem spraw, w którym kobiecość nie musi się już martwić o nic, bo wszelkie decyzje, nawet te związane z fizjologią życia płciowego są poza nią. I to jest dla wielu kobiet sytuacja pociągająca, przynajmniej do momentu, w którym ona rzeczywiście nie zaistnieje. Osiągnięcie absolutnego spokoju emocjonalnego, związanego z dominacją mężczyzn i przeniesieniem na nich wszystkich decyzji jest interesujące. Kłopot z tym, że nie jest osiągalne, bo w innych kulturach, mężczyzn potrafiących zapewnić kobietom taki spokój jest zwykle niewielu, a większość z nich to aspirujący gamonie, którzy nie będą mieli w życiu ani jednej żony, albowiem na to nie zarobią. Z wielką ochotą za to będą demonstrować pogardę dla wszystkich, ze szczególnym wskazaniem na kobiety, oraz siłę, ale tylko wtedy kiedy będą w dużej grupie. Inaczej nie, w innych przypadkach będą grzeczni i usłużni. Jeśli do owych demonstracji dołożymy globalną, antykobiecą i antychrześcijańską propagandę, mamy gotowy schemat pułapki, w którą wpadają różna pogubione istoty.
Problemem jest tak naprawdę absurdalne nasilenie propagandy dotyczące rzekomej opresji w jakiej znajdują się kobiety chrześcijańskie i podkreślanie walorów życia kobiet w innych kulturach. Nie jestem kobietą, więc trudno mi orzekać o tym ostatecznie, ale mam wrażenie, że wszystkie te walory dają się streścić w jednym zdaniu – one są tam szczęśliwe, bo po pierwsze zakochały się naprawdę i nic już poza tym ich nie obchodzi, po drugie nie muszą ponosić żadnej odpowiedzialności za nic. W krajach chrześcijańskich z tą odpowiedzialnością jest różnie i tu włączają się zawsze feministki, które domagały się do niedawna partnerstwa, a teraz domagają się wszystkiego, obojętnie co by to nie znaczyło. Co to jest partnerstwo w rozumieniu feministek? To jest sytuacja ze złotego snu muzułmańskiej niewiasty, poszukującej absolutnego spokoju emocjonalnego. Tyle, że feministki tego głośno nie powiedzą. Nie wiem jak można, choćby w Polsce, jeszcze bardziej wyśrubować zasady partnerskiego pożycia. Bo partnerstwo to chyba znaczy, że dzieliby się obowiązkami nie po równo, ale według możliwości, jakie każdy ma. Tak to rozumiem. No, ale mniejsza…dla feministek nasz świat jest ciągle jedną wielką opresją. Przestałby nią być dopiero wtedy kiedy jedna z drugą, tyjąc z dnia na dzień, zaległaby w haremie, popalając nargilę i czekając, aż książę małżonek zaszczyci ją swoją obecnością. No, ale takich sytuacji nie ma, to jest fikcja, wymyślona właśnie po to, by inspirować wyobraźnię istot mocno ograniczonych i dotkniętych niezrozumiałymi aspiracjami.
Prócz propagandy antykobiecej przybranej w szaty propagandy antykościelnej, istotnym elementem jest lekceważenie kobiecości w praktyce, to znaczy traktowanie kobiet, tak jak mężczyzn, szczególnie w pracy. I kiedy przypomnę sobie w jakiś warunkach pracowała moja ś.p. matka i jej koleżanki, w czasach słusznie minionych, nie mogę się pozbyć wrażenia, że dziś zrobiliśmy znaczący krok do tyłu, jeśli oczywiście serio traktować bajanie o rozwoju społeczeństw ku powszechnemu szczęściu.
Podsumowując – kobiecość wymaga szczególnego traktowania i takie jest możliwe tylko w sytuacji, kiedy życie społeczne toczy się wokół licznych przykładów z życia świętych i błogosławionych niewiast. Nawet jeśli owe przykłady wywołują w niektórych paniach różne nieciekawe chętki, na przykład do rządzenia bez ponoszenia odpowiedzialności. Bo i tak bywa. Podstęp polega na tym, by za pomocą propagandy stymulować emocje kobiet i ich tęsknoty za życiem, w którym emocje nie sprawiają im już żadnych niespodzianek i zaskoczeń. Takiego świata nie ma. On jest iluzją, a za tą propagandą kryje się życie w okolicznościach przypominających wojskowy obóz, w którym rządzą niedomyci sierżanci o niskich czołach. W sytuacji zdemaskowania podstępu antykościelna propaganda zaczyna lamentować, że oto dokonuje się straszna opresja. Co w tej sytuacji powinni robić faceci? Ja mam na to tylko jedną odpowiedź – usamodzielniać się. Im wcześniej tym lepiej. Podejmować decyzje i nie oglądać się na nic. Można też pochodzić na siłownię, bo mężczyźni z kręgu kultury chrześcijańskiej często zmuszeni są do demonstrowania siły w pojedynkę, co się na przykład nie zdarza mężczyznom z kręgu innych kultur. Oni, kiedy znajdą się w pojedynkę, zaczynają negocjować. My nie zawsze możemy.
Na dziś to tyle. Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
Kryzys i klęska lewicy
Nie wiem czy wiecie, ale tak zwana lewica przegrała. W dodatku definitywnie i nieodwołalnie. Żeby się podnieść potrzebuje naprawdę dużego budżetu i nowego programu ideologicznego. Podmiana biednych robotników na bogatych pedałów okazała się kompromitacją, kobiety nie mają zamiaru stać na mrozie i wykrzykiwać idiotycznych haseł. Poza oczywiście garstką zdeterminowanych, ale i te trzeba długo namawiać. Lewica straciła swój rewolucyjny charakter, a jej prominentni propagandyści zniknęli z mediów, albo zostali zastąpieni kimś innym. Kimś bardziej praktycznym, kto rozumie, że w Polsce lewica nie może być ani za bardzo antykościelna, ani za bardzo rewolucyjna obyczajowo, ani antypolska. To się skończyło, albowiem projekt globalny określany zwykle jako komunizm międzynarodowy, siłą zaprowadzony w Rosji jest dziś definitywnie unieważniony. Można oczywiście rzec, że lewicę unieważniło 500+, ale to nie będzie do końca prawda. Lewica unieważniła się sama poprzez niezrozumienie okoliczności i poprzez liderów, którzy byli głęboko przekonani, że za chwilę zrobią prawdziwą karierę polityczną.
Pamiętam dokładnie jak w roku 2005 albo 2006 robiłem wywiad z Kazimierą Szczuką i ona mi powiedziała, że będzie wraz z koleżankami feministkami kandydować do parlamentu europejskiego. Nie dostała się tam, jak wiemy, ani ona, ani nikt z jej środowiska, bo okazało się, że mała Kazia żyje pewnym złudzeniem, które jest udziałem wszystkich, jak świat światem, oszukanych kobiet. One są potrzebne tylko do wzniecania tumultu i robienia skandalu, a kiedy przestają się do tego nadawać odstawia się je na bok i nikt się już nie przejmuje ich losem. I tak było z Kazimierą Szczuką. Dziś pani owa uczy polskiego w Szkolnym Ośrodku Socjoterapii przy ul. Rzymowskiego w Warszawie. I nie ma chyba żadnej możliwości, by swój los odmienić. Na jej miejsce bowiem, miejsce w mediach lub ewentualnie jakiejś, finansowanej z nierozpoznanego budżetu partii lewicowej, czekają dziesiątki jej podobnych istot, które za pięć minut sławy w mediach gotowe będą powiedzieć wszystko, czego tylko sponsor sobie zażyczy. Tak to jest i inaczej nie będzie.
Zniknął gdzieś prof. Jan Hartmann, kreowany na pierwszego, wyzwolonego z przesądów Żyda Rzeczpospolitej. Aleksandra Jakubowska zaś, zwana lwicą lewicy jeszcze niedawno, jest już po prostu „nasza” i stoi murem za PiS. Ktoś powie, że PiS to właśnie lewica i to PiS ukradł lewicy wszystkie możliwe argumenty potrzebne do prowadzenia politycznej dyskusji. Dołożył do tego niezbędne przy rządzeniu w Polsce elementy takie jak powierzchownie rozumiana tradycja polityczna oraz program socjalny i nachalny katolicyzm istot tak niewiarygodnych jak Jacek Kurski. I to będzie prawda. Tak właśnie jest, ale jak to świadczy o lewicy, o jej samodzielności i możliwościach wpływania na ludzi? Można rzec, że w ogóle nie świadczy, bo za pomocą mediów i paru groszy kreuje się w czasie jednego dwóch sezonów polityków dowolnej maści, którzy mówią akurat to co mówić trzeba. I chętni zawsze się znajdą, a dowodem na to jest Paweł Kukiz i Piotr Marzec Liroy. Klęska lewicy jest ostateczna. I nic nie pomoże nazywanie lewicą PiS-u, bo dziś każdy aspirujący do polityki dureń chce być prawicowy, powiedzieli mu bowiem i wmawiają to bez przerwy, na przykład w gazowni, że PiS to prawica i że prawica dzierży władzę. No, a jak się aspiruje to do władzy i sukcesu przecież.
Gazownia akurat musi tak pisać do partii Kaczyńskiego, bo jeśli okaże się, że PiS to lewica, wtedy dla gazowni nie ma już miejsca. Nie mają się w co zamienić, a w czarną sotnię jakoś nie wypada. Jedynym więc człowiekiem, który może uratować prawicowość PiS jest Jarosław Kurski, brat Jacka. On musi, dwadzieścia razy na dzień, powtarzać, że jego brat należy do partii prawicowej, niemal faszystowskiej. I liczyć przy tym na to, że nikt go z tym bratem nie skojarzy, a jego słowa potraktuje serio. Musi się przy tym Jarosław Kurski bratać z Donaldem Tuskiem i wykazywać różne proeuropejskie i anty socjalne tendencje. To jest ekwilibrystyka wyższego rzędu, na którą w wielu kręgach kształtujących opinię zgody nie ma i nie będzie, a wyczyny Jarosława Kurskiego, są tam oceniane jako pląsawica po prostu. I tak gazownia musi przekonać swoich czytelników, że jest lewicowa, a PiS to prawicowi faszyści, choć ani faszyści nie byli prawicowi, ani gazownia nie kocha ludu prostego, bo ten jest w swojej masie antysemicki przecież. Nie ma to jednak znaczenia w okolicznościach, którym rządzą cele doraźne i ludzie nie mający pojęcia jak je zrealizować. Gdzie jest w tym wszystkim prawica lub ludzie za prawicę uważani? Otóż oni są w tym samym miejscu, w którym Kazimiera Szczuka była w roku 2005 kiedy robiłem z nią wywiad. I to jest naprawdę niepokojące, przynajmniej dla mnie. Ponoć Grzegorz Braun opowiada, że będzie kandydował do parlamentu europejskiego z ramienia partii „Wolność”. Nie mówcie mi, że to są powierzchowne podobieństwa, w chwili kiedy cała polska polityka jest jedną wielką powierzchownością, którą próbują zarządzać ręcznie kreatury w rodzaju sierżanta Danielsa. Jeśli ktoś mówi, że chce kandydować do PE, musi mieć świadomość, że umieszcza się w pewnym nurcie, w pewnej tradycji. Niezbyt starej, ale jednak, w tradycji ludzi karmionych złudzeniami, którzy następnie, po wykonaniu swojej misji, a tą z pewnością nie było wejście do PE, zostają odsunięci, unieważnieni i zapomniani. Polityków bowiem, którzy kształtują sytuację w Polsce nic nie obchodzi prawica, lewica, lwica czy żentyca. Jedyne co może ich ewentualnie interesować to kłonica, za pomocą której wyrównają szansę wszystkich obecnych na politycznej scenie opcji. Polityków tych interesuje tylko to, by lud chadzający do urn miał co przeżuwać, pasza zaś którą się serwuje ma być maksymalnie przyswajalna. I do tego potrzebne są popychacze takie jak Kazimiera Szczuka czy Jan Hartman, ale także Kukiz z Liroyem. Nic więcej się nie liczy. Nie warto więc opowiadać o tym, że chce się kandydować do tego czy innego parlamentu, bo od wygłoszonych tam słów i opinii nic tak naprawdę nie zależy. No, ale co ja mogę wiedzieć na ten temat…czy mnie ktoś złożył propozycję kandydowania gdziekolwiek? Czy mnie ktoś próbował uwieść w taki sposób? A gdzie tam…I niech tylko spróbuje….
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie umieszczę dziś dwa nowe nagrania.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz