Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Skrzydła nielota

W 2007 roku tygodnik „Polityka” ówczesnego lidera Platformy zagrzewał do boju hasłem „Tusku musisz!”, przejętym później zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników byłego premiera.

Dla pierwszych Donald Tusk znów musi wrócić i wygrać z Andrzejem Dudą i obozem dobrej zmiany. Dla drugich – Tusk musiał odejść, teraz zaś musi zostać rozliczony ze swoich rządów i afer. 11 lat temu lider PO wziął sobie apel „Polityki” do serca i wygrał wybory. Dziś tygodnik na okładce zamieszcza Grzegorza Schetynę jako motyla o wielobarwnych skrzydłach, ozdobionych twarzami Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer. Inny poziom, inne oczekiwania i chyba też dobra mina do złej gry.
„Koalicja przypina skrzydła” głosi okładka, wewnątrz mowa już o koalicji „uskrzydlonej”, co wskazywałoby na nowy oddech i przypływ nowych sił.
Wygląda to jednak na myślenie życzeniowe, zwłaszcza w kontekście polityki ogólnopolskiej. Lider opozycji (a nie oszukujmy się, odkąd Ryszard Petru zniknął z Nowoczesnej, tylko jedna osoba może używać tego tytułu i jest nią, przynajmniej na razie, Grzegorz Schetyna) liczył zapewne na premię za jedność, dotąd raczej chętnie wypłacaną przez polskich wyborców siłom politycznym, które potrafiły zjednoczyć się wokół jakiejś sprawy.

W swoim czasie beneficjentem tego zjawiska był Sojusz Lewicy Demokratycznej, jeszcze nie jako partia, lecz lewicowe, trochę szersze, niż tylko postkomunistyczne, pospolite ruszenie, później AWS, jeszcze później, choć już w mniejszym stopniu PO i PiS, które zjednoczyły wokół siebie sporą część rozbitków z Akcji Wyborczej „Solidarność”, Unii Wolności i środowisk spoza tych dwóch ugrupowań.

Jak wiemy partie te, najpierw działając w częściowym przynajmniej porozumieniu, później zaś w coraz ostrzejszym konflikcie, skupiły wokół siebie prawie całe polskie życie polityczne. Pozostałe partie, choć często próbujące działać pod hasłem odejścia od „POPiS-u”, zmuszone były zawsze do określania się wobec tych dwóch sił. I, z wyjątkiem Kukiz’15, stanęły po stronie PO.
Stało się tak również z Nowoczesną, która, choć początkowo określała się jako partia powstała ze sprzeciwu wobec praktyki rządów Platformy, po wyborach szybko zaczęła tracić autonomię na rzecz tego ugrupowania. A że zbuntowana córka okazała się, jak w porządnym serialu, skruszoną młodszą siostrą, trudno mówić o faktycznym zjednoczeniu samodzielnych podmiotów w imię wyższej sprawy – Nowoczesnej już chyba nikt jako oddzielnej partii nie postrzega, choć wciąż tak właśnie notowana jest w sondażach. Dlatego też żadnej premii nie ma.

W momencie zawarcia porozumienia w kwestii wspólnego startu w samorządach, ogłaszanego zresztą na raty i zapowiadanego na tyle długo, by znikł efekt świeżości, Platforma od Nowoczesnej różniła się już mniej, niż PiS różni się od Porozumienia Jarosława Gowina. Dołączenie zaś do tej koalicji Barbary Nowackiej powoduje raczej pewien dysonans poznawczy zarówno wśród sympatyków tej polityk lewicy, jak i zwolenników PO.

Niektórzy pamiętają jeszcze, jak ta sama Nowacka od czci i wiary (choć może w tym kontekście słowo „wiara” nie jest na miejscu) odsądzała posłów Platformy i Nowoczesnej, gdy ich głosami sejm wykluczył prace nad projektem złagodzenia przepisów antyaborcyjnych. Dziś zaś lewicowa aktywistka próbuje przekonywać Polaków, że PiS to partia antyspołeczna, stojąca po stronie bogatych, co znów nie współgra z przekazem siły politycznej, której próbuje stać się częścią. Na tych skrzydłach Schetyna się nie wzniesie. Warto wreszcie odnotować, że obie pokazane na nieudanej grafice panie zareagowały całkiem słusznym wzburzeniem na to przedmiotowe potraktowanie przez redakcję „Polityki”.

Na razie największa partia opozycji, wciąż liczona w sondażach oddzielnie, notuje, w zależności od badania, poparcie niższe o 10% lub nawet połowę od Prawa i Sprawiedliwości. To zaś wciąż ma szansę na samodzielne rządy, choć w przypadku wejścia do sejmu kilku sił rozdrobnionej opozycji nie jest ona cały czas oczywista. Przed Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim bardzo poważne zadanie.

W sejmikach, które ze wszystkich elementów samorządu rządzą się regułami najbliższymi polityki ogólnopolskiej, koalicje tworzące się wokół Platformy mają szanse na zachowanie władzy w bardzo wielu województwach, według najgorszych dla PiS sondaży może być to nawet 13 województw, według lepszych – wciąż w ok. dziesięciu. Kłopotem dla rządzących może być klimat, w którym nawet partie, nie tworzące dziś koalicji obywatelskiej deklarują, że nie wyobrażają sobie współpracy z PiS, wiec de facto planują udział w porozumieniu odwrotnym.

Kandydujący na prezydenta Krakowa Łukasz Gibała używa tu budzącego jak najgorsze skojarzenia określenia „kordon sanitarny”. Jeśli zwycięży ten skrajnie partyjny sposób myślenia jest to wiadomość zła nie tyle dla Prawa i Sprawiedliwości, co dla mieszkańców. Samorządy w permanentnym konflikcie z rządem nie będą miały czasu na zwykłą pracę na rzecz mieszkańców. Co więcej, praktyka pokazuje, że opozycyjni włodarze i urzędnicy skłonni są sabotować rozdział państwowych, a nawet (co zakrawa przecież o świętokradztwo po tej stronie sporu) unijnych, zakładając, że skutki ich zaniechania propagandowo uderzą we władze w Warszawie.

Czy jednak faktycznie PiS, choć pozostaje najsilniejszym graczem, nie ma (nie licząc oczywiście partnerów ze Zjednoczonej Prawicy) możliwości koalicyjnych lub przynajmniej siły przyciągania do siebie nowych osób i środowisk? Opozycja pewność tą mogła stracić tydzień temu, gdy współpracę z Patrykiem Jakim ogłosił Piotr Guział, dotąd niezależny kandydat na prezydenta stolicy, związany z lewicą i ruchami miejskimi. Czy będzie to jedyny taki przypadek, czy też część faktycznie wrażliwych społecznie lewicowców wybierze tę drogę, przedkładając kwestie społeczne nad sprawy obyczajowe, w których o porozumienie będzie trudniej?

Nie tak dawno jakąś formę współpracy z PiS, połączoną z próbą łagodzenia stanowiska tej partii w sprawach spornych postulował publicysta Rafał Woś, który za swoje przemyślenia zapłacił zresztą krytyką ze strony dużej części swojego (jak się okazało – do czasu) środowiska, co z kolei doprowadziło do zerwania stałej współpracy ze wspomnianą już w tym tekście „Polityką”. Według najnowszych informacji, prawdopodobnie też tekst przyczynił się do likwidacji działu „Opinie” portalu gazeta.pl pod redakcją Grzegorza Sroczyńskiego, na którym się ukazał. Już po artykule Wosia manewr całkowicie przeciwny wykonała Barbara Nowacka, której zresztą w PiS nikt o zdrowych zmysłach by sobie nie wyobraził, lecz być może artykuł ten przeczytał również Guział.

Warszawski samorządowiec zaś ma już na swoim koncie lokalne współrządzenie z PiS, a i ostatnie lata, poświęcone głównie punktowaniu działań Hanny Gronkiewicz-Waltz musiały przybliżyć go do jej największych politycznych przeciwników. Sprawy lokalne rządzą się swoimi prawami, sojusze układają się tu rozmaicie i deklaracje partyjnej góry nie zawsze muszą znaleźć pokrycie na dole.

Opozycja chyba nie jest zresztą aż tak pewna swego, skoro nie potrafi wygrać z PiS, dokładniej zaś z premierem, nawet w sądzie a po wszystkim wyraża tylko zdziwienie i zaszokowanie sytuacją. Mateusz Morawiecki, który dał się unieść wiecowej atmosferze, powiedział w Szczecinie, że za rządów Platformy nie budowano dróg. A że budowano, PO poszła do sądu, tyle, że „bez żadnego trybu”, a raczej w trybie wyborczym, który nie ma tu nic do rzeczy.

Sąd zaś najwyraźniej nie był wystarczająco rozgrzany i polityków pogonił. Czym zresztą premierowi zbytnio nie pomógł, ponieważ gdyby nakazał sprostowanie, mógłby on rozwinąć je po swojemu i przypomnieć, jak wyglądało to budowanie, jaki los spotkał podwykonawców i ile za to wszystko zapłaciliśmy, co gorsza na ogół nie tym, którzy się najbardziej napracowali. Cóż, temat został ucięty. Może, jak chce Władysław Frasyniuk, trzeba będzie pójść do TSUE, który dla wielu osób, w tym dla sędziów, którzy dobrowolnie pozbywają się kompetencji, stał się nagle stałym elementem polskiego sądownictwa?

O sądownictwie, ani nawet o nowych skrzydłach szefa opozycji nie rozmawiano w tym tygodniu w Waszyngtonie, dlatego też najważniejszym przekazem z rozmów Duda – Trump dla wielu mediów okazało się zdjęcie, na którym prezydent USA siedzi, a Polski – stoi. Jak zresztą każdy, kto znajduje się na tym miejscu, ale antypatie potrafią czasem zasłonić oczywiste sprawy.


© Krzysztof Karnkowski
22 września 2018
źródło publikacji:
www.TVP.info





Ilustracja © brak informacji / „Polityka”

OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2018-09-22-12:37 / A.P. (zmieniona ilustracja)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2