Hubert Kowalski:
— Kilka tygodni temu został Pan zatrzymany na terytorium Rosji i zmuszony do opuszczenia Federacji. Jak do tego doszło?
Michał Sadłowski:
— Prowadziłem pod Petersburgiem wykład dla studentów i młodych ekspertów o prawnych mechanizmach i potencjalnych możliwościach współpracy między Unią Europejską a Euroazjatycką Unią Gospodarczą.
Następnie udałem się do Moskwy w celu zakupu literatury, spotkania ze znajomymi oraz powrotu do Warszawy. Jednak w nocy z dnia 27 na 28 lipca na dworcu kolejowym zatrzymali mnie funkcjonariusze policji oraz Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Otrzymałem decyzję, że jestem „osobą niepożądaną” w Rosji. Bez żadnego uzasadnienia, w mojej ocenie z wadami prawnymi.
— Jest Pan ekspertem od spraw obszaru poradzieckiego, zajmuje się Pan tą tematyką od dawna. Dlaczego rosyjskie służby uznały Pana za persona non grata?
— Panie Redaktorze, proszę o to zapytać przedstawicieli FSB. Z moich analiz wynika, że chodzi o działania odwetowe, czyli uznano mnie za „osobę niepożądaną” w odwecie za wydalenie obywateli Rosji przez polską stronę.
— Czy rosyjski resort spraw zagranicznych uzasadnił decyzję?
— Na ile mi wiadomo, a więc według stanu z dnia 24 sierpnia, rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych nie ustosunkowało się do sprawy. Kilka dni temu wystosowałem do Ambasadora FR w Warszawie oficjalne pismo z prośbą o wyjaśnienie przyczyn mojego zatrzymania przez policję oraz Federalną Służbę Bezpieczeństwa.
— Nie jest Pan jedynym Polakiem, który został wydalony z terytorium Federacji. Czy to część jakiejś szerszej kampanii przeciwko Polsce? Czy może to zwykła chęć utrudniania pracy obywatelom naszego państwa?
Relacje Polski i Rosji nie są najlepsze. Moje zatrzymanie i wydalenie związane jest niewątpliwie z ich stanem. Decyzja FSB i wydalenie utrudnia mi oczywiście pracę.
— Zaatakowano Pana również na łamach kremlowskiego portalu informacyjnego Sputnik, który jest polskojęzyczny. Był Pan zaskoczony nagonką?
— Mowa o tym artykule, gdzie okrzyknięto mnie „rusofobem”? Absolutnie nie. Zresztą w tym przypadku dość nieudolnie wykorzystano artykuł p. Macieja Pieczyńskiego z „DoRzeczy” oraz oświadczenie z mojego facebookowego mikroblogu o obszarze poradzieckim- „Michał Sadłowski o Wschodzie”. Niestety, ale jakość polskojęzycznej wersji Sputnika pozostawia wiele do życzenia. Cenię sobie np. armeńską wersję, kirgiską czy kazachstańską, z których czasem korzystam dla analiz i badań, ale stronniczość i brak weryfikacji informacji w wersji polskiej jest skandaliczny.
Chociaż w tym miejscu muszę sprawiedliwie oddać, że świat akademicki i środowiska eksperckie w Rosji zachowały się w mojej sprawie bardzo uczciwie. Otrzymałem wiele słów wsparcia oraz zapewnienia o możliwości dalszej współpracy.
— W Polsce nie ma większych partii politycznych o charakterze prorosyjskim. Tego typu poglądy są u nas bardzo niepopularne. Czy jednak środowiska proputinowskie rzeczywiście nie posiadają żadnego potencjału?
— Osobiście nie lubię określenia „proputinowskie”. Władimir Putin to niezwykle silny polityk, ale jako osoba zajmująca się ustrojami państw poradzieckich uważam, że jest on po prostu elementem systemu prawno-ustrojowo-politycznego Rosji. Dzisiaj on jest „carem”, ale za 15 lat ostateczną decyzyjną pełnię władzy będzie dzierżył ktoś inny. Stąd należałoby raczej mówić o środowiskach „prorosyjskich”. I tutaj w mojej ocenie, w najbliższych latach potencjał środowisk i sił politycznych prorosyjskich w Polsce będzie być może wzrastał. Rosyjskie elity mówią jeszcze o tym dość nieśmiało, ale już w kręgach ekspertów kształtują się różne koncepcje wykreowania lub znalezienia sił, które opierać będą swoje rządy na współpracy z Rosją. Tak, jak mniej więcej było to w Rzeczypospolitej w XVIII w.
Czyli potencjał w mojej ocenie jest, ale realnych wpływów na razie w Polsce nie mają. Chociaż tutaj trzeba powiedzieć jasno - polska polityka wobec obszaru poradzieckiego jest jeszcze na tyle chaotyczna, że Rosja nie potrzebuje na razie silnej inwestycji w rozwój takich środowisk w Polsce.
Osobiście uważam, że dla dobra państwa polskiego można i wręcz należy w określonych przypadkach współpracować z Rosją, ale nie może to być absolutnie relacja cechująca się fascynacją czy zupełnym podporządkowaniem.
— Stosunki polsko–rosyjskie są od lat bardzo napięte. Z czego to wynika?
— Przede wszystkim z rozbieżności interesów w regionie, a także odmienności cywilizacyjno-kulturowej naszych państw. Obecnie trwa praktycznie już otwarta i bezwzględna konkurencja o wpływy w Ukrainie i Białorusi. W pewnych aspektach również w Litwie, Łotwie i Estonii oraz na Kaukazie Południowym (głównie w Gruzji). Do tego dochodzą sprawy energetyczne. Potencjał naszego państwa wzrasta i to powoli zaczyna niepokoić Moskwę.
Dochodzi do tego kwestia, jak ułożyć relacje Polski, czyli państwa z silnymi tradycjami republikańskimi i wolnościowymi z Rosją, która w pewnym sensie, w zakresie ustroju powraca do dziewiętnastowiecznej policystyki, centralizacji. Z tej przyczyny już bardzo trudno nam się rozmawia, a być może będzie jeszcze trudniej.
— Jak, Pana zdaniem, będą wyglądały relacje polsko–rosyjskie w przyszłości?
Moim zdaniem wielkiej zmiany w najbliższym czasie nie będzie. Być może utrzymanie złych relacji będzie nadal trwało, z cząstkowymi próbami ich naprawienia i współpracy. Polska na razie nie jest dla Moskwy priorytetem. Ale tylko na razie. Jednakże, w mojej ocenie, najtrudniejsze wyzwanie w tym aspekcie może dopiero nadejść. W Rosji rozpoczęła się powoli zmiana pokoleniowa w strukturach władzy, głównie w federalnych organach średniego szczebla. Główną władzę natomiast sprawuje jeszcze tzw. złote pokolenie KGB, czyli osoby urodzone w latach 50., ale wkrótce będzie musiało przekazać władzę. Pokolenie to pojmuje Polskę nieco „z góry”, nie potrafi i nie chce dostrzec w nas partnera i rywala równego sobie (chociaż nas nie lekceważą). Pokolenie to nieco zna Polskę i posiada również pewien kompleks polegający na tym, że naszemu państwu się udało po 1989 r. Główne wyzwanie i może niebezpieczeństwo jest jednak takie, że ich miejsce zajmą ludzie doskonale wykształceni, znający tzw. Zachód, mający tam kontakty, którzy wprawdzie dostrzegą w Polsce państwo ważne i równe, ale nie porzucą chęci rywalizacji. Natomiast przewidzieć tok myślenia tych ludzi będzie niezwykle trudno. To oczywiście tylko jeden ze scenariuszy, który w Polsce jest mało rozważany.
Ale powtarzam też od dłuższego czasu. Polskie elity polityczne nie mogą traktować Rosji w kategorii wroga. Nie mogą też traktować Rosji w kategorii rywala. Rosję należy traktować jako wyzwanie. A taka percepcja to niezwykle trudne zadanie, właściwie jest to sztuka, którą praktykują Amerykanie, Niemcy czy Anglicy. Jej stosowanie jest niezbędne do właściwego ułożenia relacji z Rosją oraz obrony naszych interesów państwowych.
— Przejdźmy zatem do polityki międzynarodowej. Niedawno doszło do kolejnego spotkania Władimira Putina i Angeli Merkel. Wśród głównych tematów rozmowy pojawiły się m.in. kwestie Nord Stream 2 oraz ewentualnej misji pokojowej w Donbasie. Przywódcy obu państw byli raczej zgodni. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że oznacza to koniec izolacji Rosji na arenie europejskiej. Europa zechce dogadać się z Putinem?
— Czy Rosja po 2014 r. była realnie izolowana na arenie międzynarodowej? Raczej należałoby mówić o selektywnej izolacji. Jeśli przyjrzeć się szczegółowo relacjom Rosji z głównymi państwami europejskimi, to można dojść niewątpliwie do takich wniosków. Nie mówiąc już o relacjach Rosji z innymi graczami jak np. Chiny, Turcja, Iran, czy z państwami Ameryki Południowej oraz gdy mowa o stabilnym eksporcie rosyjskiego uzbrojenia.
W mojej ocenie władze Niemiec próbują podjąć niebezpieczną grę. Berlin chce być współpracownikiem lub współuczestnikiem Rosji w momencie, gdy będą rozgrywać się kluczowe wydarzenia na arenie światowej lub w momentach mających istotne (żywotne) znaczenie dla interesów Federacji Rosyjskiej. Pytanie tylko, jak wysoka jest stawka, zysk i konsekwencje tych procesów dla samych Niemiec i przyszłości Europy i Świata?
— Na koniec pytanie: co musiałoby się wydarzyć, żeby Rosjanie zbuntowali się przeciwko Putinowi?
— Raczej jest to niemożliwe, chociaż jak uczy nas historia, stuprocentowej pewności nie możemy mieć nigdy. W Polsce dominuje percepcja Rosji jako państwa zniewolonego przez grupę osób, która nie cieszy się realną popularnością. W Europie, ale co ciekawe, w Polsce, w mojej ocenie występuje silne lekceważenie Władimira Putina i jego aparatu władzy. Czujemy wobec Rosji całkowicie nieuzasadnioną wyższość. Przez to właśnie nie możemy kompleksowo ocenić potencjału Rosji, jej rozmaitych dysfunkcji, ale co najistotniejsze - przyszłości. A bez tego jesteśmy w dużej mierze bezradni w relacjach z Moskwą. Co ciekawe, przed marcowymi wyborami prezydenckimi w Federacji Rosyjskiej, w Polsce i ogólnie w Europie zwracano głównie uwagę na retorykę Putina w zakresie polityki międzynarodowej. Pomijano aspekt spraw wewnętrznych. Moim zdaniem to błąd.
Jedyna możliwość załamania się państwowości rosyjskiej i rewolucyjna zmiana w niej nastąpić może tylko w momencie silnego i przewlekłego kryzysu społeczno -gospodarczego. Tak, jak było w 1917 r., który stanowi przedmiot moich badań, czy w roku 1991. Jak na razie rosyjskie elity władzy powoli zaczynają myśleć o kolejnym „carze”, jeśli Putin nie zdecyduje się na kontynuowanie kierowania państwem po zakończeniu za 6 lat kadencji prezydenckiej.
© Hubert Kowalski
25 sierpnia 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Rozmowa z młodym polskim naukowcem zatrzymanym przez FSB”
www.Niezalezna.pl
25 sierpnia 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Rozmowa z młodym polskim naukowcem zatrzymanym przez FSB”
www.Niezalezna.pl
Ilustracja © brak informacji / www.niezalezna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz