Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

To nie nagonka, to obława

Krakowianka, Oliwia Dąbrowska miała zaledwie 3 latka, kiedy wystąpiła w obsypanym Oscarami filmie Stevena Spielberga, „Lista Schindlera” z 1993 roku. Nie miała wówczas pojęcia, że przejdzie do historii kina jako „dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. Scena z bezbronnym, niewinnym i przerażonym żydowskim dzieckiem idącym samotnie przez tłum ludzi wysiedlanych z krakowskiego getta musiała zapaść w pamięci każdego widza. W pewnym momencie dziewczynka ukradkiem wchodzi do jakiegoś opuszczonego domu i chowa się pod łóżkiem. W tym czarno-białym ponad trzygodzinnym obrazie jej czerwony płaszczyk jest jedynym barwnym elementem w tym przytłaczającym potwornym pełnym czerni i szarości krajobrazie zbrodni. Pewnie chodziło o to, aby w masowym ludobójstwie nie zatracić wrażliwości na los jednostki ginący zawsze po latach w morzu liczb i statystyk. Czerwony płaszczyk pojawia się jeszcze raz pod koniec filmu, kiedy na jednym z wozów wywożących zwłoki widzimy martwe ciało dziewczynki.

Kilka lat temu czytałem gdzieś wywiad z dorosłą już Oliwią Dąbrowską, która stwierdziła, że film „Lista Schindlera” zniszczył jej życie i odcisnął piętno na psychice. Mimo złożonej przez nią obietnicy, że film obejrzy dopiero po osiągnięciu pełnoletniości nie wytrzymała i obejrzała go jako jedenastolatka. Scena z odzianym w esesmański mundur komendantem obozu w Płaszowie, austriackim zbrodniarzem wojennym, Amonem Göthem zabijającym kobietę i jej dzieci wywołała u niej trwającą do dzisiaj traumę. W rolę Amona Götha wcielił się brytyjski i amerykański aktor, Ralph Fiennes. Choć w związku z udziałem w filmie Oliwia Dąbrowska przeżyła szczególne życiowe doświadczenie to jej reakcja na widok niemieckiego esesmańskiego munduru nie jest niczym szczególnie wyjątkowym jeżeli chodzi o nas Polaków. Trudno w Polsce znaleźć rodzinę, która nie straciła kogoś bliskiego w wyniku zbrodniczej i ludobójczej wojny rozpętanej przez Niemców i późniejszej okupacji naszego kraju.

I teraz przejdę do niedawnej wypowiedzi Stevena Spielberga, który podczas gali z okazji 25-lecia jakie minęło od premiery „Listy Schindlera” opowiedział historię, która rzekomo miała się wydarzyć na planie podczas kręcenia filmu. Według niego ćwierć wieku temu jakaś Polka wykrzyczała do ubranego w esesmański uniform aktora Ralpha Fiennesa, że bardzo podoba się jej ten mundur i chciałaby żeby SS znowu chroniło Polaków. Spielberg z cynicznym uśmieszkiem dodał: „A po tym jak, to opowiedziałem, to gdy w Polsce będę następnym razem, to zostanę aresztowany. bo oni ostatnio uchwalili taką ustawę”. Dla mnie nie ulega najmniejszej wątpliwości, że amerykański reżyserski gwiazdor żydowskiego pochodzenia z pełną premedytacja łże i to na zamówienie „Przedsiębiorstwa Holokaust”. Spielberg puszcza w świat absurdalne dla nas Polaków przesłanie jakobyśmy o niczym innym nie marzyli jak o powrocie na nasze ziemie esesmańskich ludobójców, którzy na dodatek mieliby nas „znowu chronić”. Otóż opowiedziana przez Spielberga scena mogłaby się wydarzyć tylko w jednym przypadku i przy nieprawdopodobnym zbiegu następujących okoliczności. Otóż ćwierć wieku temu plan zdjęciowy musiałby się znajdować w pobliżu jakiegoś szpitala psychiatrycznego w Krakowie, a autorka słów, które zacytował Spielberg była pacjentką i jednocześnie folksdojczką, lub sypiającą z esesmanami dziwką z czasów niemieckiej okupacji, która właśnie uciekła z wariatkowa wprost na plan zdjęciowy i na dodatek jakimś szczęśliwym zarządzeniem losu perfekcyjnie posługiwała się językiem angielskim. No cóż wyobraźnia Spielberga jest bujna, o czym wiemy choćby z takich filmów jak „Szczęki” czy „Park Jurajski”. Dziwne też, że pamięć cudownie odświeżyła mu się po 25 latach i to akurat w momencie, kiedy trwa bezpardonowa żydowska antypolska krucjata. Perfidia tego spielbergowskiego kłamstwa polega na tym, że choć w Polsce tego absurdu nikt nie kupi to jednak odmóżdżona światowa opinia publiczna uzna jego opowieść za prawdziwą, Właśnie o to temu oszustowi chodziło.

Jednak trzeba pamiętać, że również film „Lista Schindlera” to obraz kłamliwy tak jak jego reżyser, choć namalowany na tle rzeczywistej tragedii narodu żydowskiego. Główny bohater to mówiąc najdelikatniej postać dwuznaczna, która z utworzeniem słynnej listy ocalonych Żydów najprawdopodobniej nie miała wiele wspólnego. Oskar Schindler był bliskim przyjacielem sadysty i zbrodniarza, Amona Götha – komendanta obozu w Płaszowie, którego filmowa postać tak strasznie zapadła w pamięci Oliwii Dąbrowskiej. Był również kobieciarzem, bon vivantem i alkoholikiem, a także od 1938 roku szpiegiem Abwehry cenionym szczególnie za działalność na szkodę Polski i Czechosłowacji. Po wojnie Schindler zbiegł do Argentyny i zapewne sam był zaskoczony biegiem późniejszych wydarzeń i mitologią jaką wokół niego stworzono windując go na „dobrego Niemca”, który w okupowanej Polsce ratował Żydów, podczas gdy ten zabiegał jedynie o utrzymanie ciągłości produkcji w swoich zakładach dzięki zatrudnianiu darmowych żydowskich robotników dostarczanych mu przez kumpla sadystę i ludobójcę.

Pod koniec „Listy Schindlera” widz otrzymuje informacje jakoby w dzisiejszej Polsce żyło 4 tys. Żydów, podczas gdy liczbę potomków Żydów ocalonych przez Schindlera szacuje się na 6 tys. Co poprzez tę manipulację powiedział światu Spielberg? Ano ni mniej ni więcej to, że jeden „bohaterski Niemiec” ocalił więcej Żydów niż cały polski naród. A ilu tak naprawdę Żydów ocalało w okupowanej Polsce? Aby nie być posądzonym o stronniczość odwołam się do publikacji Żydowskiego Instytutu Historycznego:
„Do końca 1945 wyjechało z Polski prawdopodobnie ok. 2 530 Żydów. Po pogromie kieleckim (4 VII 1946) e.Ż. z P. przekształciła się w masowy exodus, w większości do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. W tym okresie wyjechało ok. 200 tys. osób. W 1946–1948 przybyło do Palestyny 17 tys. Żydów pol., a do końca 1950 – 106 tysięcy. Większość emigrujących udała się do Stanów Zjedn.; w 1945–1956 przybyło tam 160 tys. Żydów z Polski, 12 tys. wyjechało do Kanady, 15 tys. do Australii i Nowej Zelandii, a ok. 30 tys. do krajów Ameryki Łacińskiej. Po 1947 emigracja nielegalna straciła na znaczeniu. Emigrującym z Polski Żydom udzielały wówczas pomocy HIAS, Joint, Wydział Emigracyjny CKŻP, a w przypadku emigracji do Izraela – również Biuro Palestyńskie oraz przedstawicielstwo dyplomatyczne tego kraju. W 1949 i 1950 wyjechało z Polski ponad 30 tys. Żydów, na podstawie prawa do optowania za obywatelstwem państwa Izrael. Do 1956 wyjeżdżały tylko nieliczne osoby, którym udało się uzyskać specjalne pozwolenie, przede wszystkim w ramach łączenia rodzin. Kolejna fala e.Ż. z P. nastąpiła w 1956. Wyjechała wówczas również większość spośród ok. 25 tys. Żydów, którzy powrócili ze Związku Radzieckiego (por. repatriacja Żydów polskich ze Związku Radzieckiego). Do 1959, szczególnie w 1956–1957, wyjechało ok. 40–50 tys. Żydów, zaś w 1961–1967 – tylko 3 800. Po wojnie sześciodniowej i w wyniku kampanii antysemickiej 1968 (Marzec ’68) wyjeżdżano do Izraela z jednostronnym dokumentem podróży. Prawdopodobnie emigrowało wówczas 15–25 tys.”

Jako że niektóre liczby mogą dotyczyć tych samych grup emigrujących z Polski Żydów na podstawie zacytowanego fragmentu ostrożnie oszacuje liczbę ocalałych na 300 tys. To dlatego Spielberg posunął się do manipulacji podając liczbę 4 tys. Żydów. Liczył, że publika odbierze to jako garstkę ludności żydowskiej, której udało się przeżyć podczas wojny w „antysemickiej Polsce”. Spielberg wiedział i wie doskonale, że przeciętny amerykański widz filmy fabularne łyka bezrefleksyjnie i traktuje jako źródło rzetelnej wiedzy historycznej.

Zastanawiam się nad jakimś optymistycznym zakończeniem tego mojego tekstu, ale nic takiego nie przychodzi mi do głowy. No cóż, obrażamy się na cały świat za kłamliwe szkalowanie Polski, ale tak naprawdę niewiele robimy, aby poradzić sobie na tym polu z wrogiem wewnętrznym. W Krakowie mamy muzeum „dobrego Niemca” Schindlera a w centrum stolicy muzeum POLIN, które wyrasta na eksterytorialną żydowską placówkę, realizującą antypolską propagandę i politykę. Mimo buńczucznych zapowiedzi o repolonizacji mediów sprawa gdzieś ugrzęzła w szufladach ministra Glińskiego podobnie jak ucichła sprawa należnych Polsce niemieckich reparacji. Nikt nie ma odwagi przeprowadzić ustawy reprywatyzacyjnej, która ukróciłaby zakusy żydowskich zawodowych wyłudzaczy. Muskuły pręży się tylko tam gdzie nie da się sprawdzić prawdziwej siły tych politycznych mięśni. Prezydent Duda mówi do Ukraińców: „Musi być przywrócona zgoda na ekshumacje” – gdyż wie, że nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się na terytorium obcego państwa. I jak na tchórza przystało nigdy nie powie, że musi być przywrócona zgoda na ekshumacje w Jedwabnem, choć to leży już w jurysdykcji polskiego państwa. Władze siedzą cicho nawet po tych jednoznacznych słowach prof. Krzysztofa Szwagrzyka: „Bardzo źle się stało, że ekshumacje zostały przerwane. Należało je przeprowadzić za wszelką cenę do końca. Podejmując decyzję o tym, żeby przerwać, tak naprawdę, ta sprawa nie została wyjaśniona. I ona będzie zawsze wracała, dopóki badania do końca nie będą przeprowadzone”. Wygląda to tak jakby polskim władzom zależało na tym by kłamstwo o Jedwabnym dalej żyło, a liczba 1600 rzekomo zamordowanych utrwaliła się w światowej opinii publicznej. Niestety odnoszę wrażenie, że mimo patriotycznej i bogoojczyźnianej otoczki czyni się dzisiaj wszystko, aby doszło do grabieży polskiego mienia przez pazerne organizacje żydowskie. One doskonale wiedzą, że to jest wbrew istniejącemu w cywilizowanych państwach prawu i dlatego próbują do tych 65 czy jak twierdza niektórzy 300 mld dolarów uzyskać rzekome prawo moralne poprzez uczynienie z nas Polaków narodu zbrodniarzy i sprawców Holokaustu.

Pewnie znajdzie się ktoś, kto po przeczytaniu tego mojego tekstu powie, że jestem zbyt popędliwy i niesprawiedliwy w swoich surowych ocenach, bo przecież są także Żydzi, którzy nas bronią - jak choćby bardzo aktywny od niedawna w Polsce, Jonny Daniels. Ja wtedy odpowiem, że przy tak wielkich operacjach zawsze potrzebny jest ktoś świetnie wyszkolony, komu powierzona zostaje rola tak zwanego dobrego ubeka, który w przerwach między zrywaniem paznokci, a podtapianiem poczęstuje herbatką i papieroskiem oraz okaże nam pełne zrozumienie.

Jesteśmy w roku obchodów 100-lecia naszej niepodległości. Trudno o bardziej okrągłą i piękną rocznicę. Myślę, że ukoronowaniem tych obchodów powinna być uroczysta konferencja, podczas której Polski rząd wyrazi podziękowanie państwu Izrael i środowiskom żydowskim, zwłaszcza tym w USA, za godne włączenie się w obchody tego naszego narodowego święta i zaangażowanie takich gwiazd Hollywood jak choćby Steven Spielberg, który podczas kręcenia „Listy Schindlera” uważany był za serdecznego przyjaciela Polski i goszczony niczym król. Nigdy wam tego nie zapomnimy odwieczni i serdeczni żydowscy przyjaciele, bo jak pisał Ignacy Krasicki: Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły / Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły


© Mirosław Kokoszkiewicz
15 maja 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja Autora © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2