Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Mój niemiecki przyjaciel Ahmed

        Ahmed był jednym z moich dobrych znajomych. Pierwotnie chciałem napisać „przyjaciół”, ale po chwili zastanowienia stwierdziłem, że wcale nie miałem do niego takiego samego zaufania, jak do innych przyjaciół polskiego lub niemieckiego pochodzenia i zawsze w rozmowie z nim powstrzymywałem się od wyrażania niektórych ze swoich opinii, czy używania przy nim słów, których używam w rozmowie z innymi. Owszem, lubiliśmy się i chyba byliśmy ze sobą szczerzy w prawie wszystkich innych tematach (tak przynajmniej uważam), ale z uwagi na muzułmańską religię wyznawaną przez Ahmeda nigdy nie poruszaliśmy jednego tematu: wiary. Dlatego też, pisząc ten list, zdałem sobie właśnie sprawę, że chyba oszukiwałem samego siebie, uważając Ahmeda za przyjaciela i zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy nie był, bo nie mógł być moim przyjacielem. Co najwyżej dobrym znajomym, chociaż teraz nawet i to określenie wydaje mi się trochę na wyrost.
Co więcej, po głębokim zastanowieniu doszedłem też do wniosku, że prawdopodobnie Ahmed także nie uważał mnie za swego przyjaciela, pomimo ciągłego nazywania mnie „przyjacielem”, ale też za kogoś w rodzaju dobrego znajomego, takiego „dobrze zaprzyjaźnionego białasa”, dzięki znajomości z którym status socjalny w jego własnej grupie etnicznej zyskiwał trochę blasku, bo – powiedzmy to sobie otwarcie – nie ma, a przynajmniej ja nie znałem drugiego Araba na moim berlińskim uniwerku, który miałby białych przyjaciół.

        Ahmed musiał mieć wrodzony talent do języków, bo niemieckiego nauczył się wybitnie szybko jak na kogoś, kto trafił tu z Syrii zaledwie 3 lata wcześniej. Dodam tylko, że jak zaczął naukę francuskiego, to wkrótce znał go lepiej ode mnie, pomimo moich wcześniejszych 4 lat nauki „Francuza” w szkole. Nie był wysoki, ale według znajomych mi dziewczyn był bardzo przystojnym mężczyzną i prawdopodobnie dlatego nie miał z nimi żadnych problemów, niezależnie od ich koloru skóry czy narodowości. Przez krótki czas chodził nawet z Rosjanką, co skończyło się dla niego tym, że brat Katji wraz z kolegami-Rosjanami jednego wieczoru dosłownie wybili mu dalsze spotkania z głowy. Wspominam o tym, bo być może nie wiecie, że normalne Rosjanki trzymają się tylko z innymi Rosjanami, a przynajmniej te, które poznałem (bo rosyjskiej biedoty utrzymującej się z kurewstwa nie uważam za normalne) i rzadko można spotkać Rosjankę z nie-Rosjaninem, a już z kolorowym chłopakiem to raczej nigdy. Białe dziewczyny z kolorowym chłopakiem to prawie zawsze Niemki, Francuzki, czasami też Polki, ale Rosjanki – nigdy. Przynajmniej ja do dzisiaj nie widziałem innej takiej pary, oprócz właśnie Ahmeda i Katji. […]

        Nie wiem, w jaki sposób Ahmed dostał się na ten sam wydział, na którym studiowałem. Nie chcę ujawniać zbyt wielu szczegółów o sobie, więc napiszę tylko, że był to jeden z rodzaju technicznych. Dodam też, że zawsze niełatwo było i nadal jest tam trudno się dostać. […] Ahmed pojawił się nagle i pomimo, że z pewnością był inteligentny (w przeciwieństwie do ogromnej większości znanych mi ludzi z barbarzyńskich krajów), to jednak wyraźnie nie grzeszył wiedzą techniczną, […] ale mimo to wytrwale studiował razem z nami.
Z jakiegoś powodu od początku mnie polubił, „przykleił się” do mnie, że tak powiem, i nie minęło wiele czasu, gdy był już częstym bywalcem w moim mieszkaniu. [Siłą rzeczy] poznał tym samym moich przyjaciół oraz znajomych, nie tylko moich, ale też obydwu moich sublokatorów, także studentów, którym podnajmowałem pozostałe sypialnie, aby obniżyć własne koszty utrzymania. Szybko stał się w pewien sposób nawet „duszą” towarzystwa, był „cool” (tego chyba nie muszę tłumaczyć?) i „ein glattyp” (to taka typowo niemiecka zbitka słowna, złożona z „glätte” i „type” oznaczająca kogoś fajnego; dosłownie to po polsku chyba by znaczyło „gładkoś” od „kogoś gładkiego”). Na imprezkach wyraźnie królował, rzucał kawałami, nawet robił różne hece, po prostu był zupełnie „normalny” w sensie „taki sam jak my”. [Chociaż] niezupełnie, bo co prawda nie pił nigdy alkoholu, […] nawet gdy nie było nic innego do picia, to wolał usychać z pragnienia a nie wziął nawet łyku piwa. [Ale] jakoś nikomu z nas nigdy to nie przeszkadzało. […]

        Jednego razu jednak, gdy Monika zrobiła bowle – to taka niemiecka specjalność, owoce w lekkim winie – którego wcześniej chyba nie znał i pewnie nie wyczuł w nim alkoholu, nasz Ahmed całkiem nieźle się zaprawił.
Pierwszy raz na imprezie stało się odwrotnie: wszyscy z nas byli praktycznie trzeźwi, bo na nikogo nawet kilka kubków bowle nie działa, a nic poważniejszego jeszcze nie otworzyliśmy […] tylko jeden Ahmed, najpierw powiedział coś niezrozumiale do Moniki (być może, że jest mu niedobrze?), a zaraz potem nie mógł już ani stać, ani chodzić i po prostu oklapł na fotel. Nie wiedzieliśmy, że coś mu się stało, bo nawet jeśli zrobił się wtedy czerwony to i tak na jego bardzo śniadej twarzy nie było widać żadnego rumieńca, […] a ci z nas, którzy wiedzieliśmy, że on nie pije, nie zauważyliśmy nawet, że Ahmed wysuszył prawdopodobnie kilka kubków i jeszcze podjadł sobie zaprawianymi kawałkami owoców z bowle. Dla kogoś, kto być może na pusty żołądek wypił i zjadł z owocami aż tyle choćby i nawet najsłabszego alkoholu po raz pierwszy w życiu, z całą pewnością musiała to być wręcz piorunująca mieszanka. Właściwie to teraz wydaje mi się, że on sam chyba nawet nie wiedział wtedy, co mu się stało.
Ahmed po prostu usiadł i przez dłuższy czas w ogóle nie odzywał się do nikogo, obserwując trwającą imprezę. Takie chwile zdarzały się wcześniej, a chociaż tym razem i chyba po raz pierwszy siedział bez zwyczajowego uśmiechu na twarzy, nikt z nas jakoś nie zwrócił na to uwagi, a tym bardziej nikt nie spodziewał się tego, co nastąpiło później, zaś […]

W pewnym momencie Ahmed podniósł się z fotela i doskoczył jak wystrzelony z procy do jednego z kolegów. Wykonał błyskawiczny ruch ręką niczym cios karate w szyję (pamiętam, że tak właśnie wtedy pomyślałem, bo dla mnie wyglądało to jak cios karate) i zaczął wykrzykiwać coś po arabsku. Oczywiście nie zrozumieliśmy z tego ani słowa, nie wiedzieliśmy w ogóle, co się dzieje, zaskoczenie było kompletne, ale gdy doskoczył do następnego kolegi zadając mu taki sam udawany „cios karate”, a następnie odepchnął mnie i dziewczynę z drogi aby zadać kolejny „cios” koledze stojącemu za mną, inni złapali go za ręce i siłą posadzili na kanapce. […] Ktoś wyłączył muzykę i w ciszy, która natychmiast zapadła, okrzyki Ahmeda stały się bardzo wyraźne. Nadal nie rozumieliśmy jego (chyba) arabskich słów, ale zrozumieliśmy powtarzane co kilka zdań „allahu akbar!” […] i to nam wystarczyło, aby zrozumieć jego intencje.
Jedna z dziewczyn przypadkiem nagrała całe to zdarzenie na swoim telefonie. Bez początku, bo najpierw była na balkonie i zwrócona w inną stronę, ale za to bardzo wyraźnie, bo od momentu usadzenia Ahmeda na kanapie nagrywała już tylko jego. Próbowaliśmy potem przetłumaczyć to nagranie przy pomocy tłumacza Google w smartfonie, jednak poza pojedynczymi słowami tłumacz Google nie mógł sobie poradzić z tłumaczeniem. […] Ale te pojedyncze słowa, które udało mu się przetłumaczyć, tylko potwierdziły to, co chyba każdemu z nas przyszło do głowy już tam i wtedy: że „w imię Boga” Ahmed nagle zdecydował się „ucinać łby” nam „niewiernym”, a jego „ciosy karate” były albo symbolicznymi, albo nawet „rzeczywistymi” uderzeniami miecza, który być może w pijanym widzie Ahmeda zdawało mu się, że rzeczywiście trzymał w ręku. […]
– Ale tobie nie chciał obciąć tego głupiego łba! – przypomniała mi później Monika, gdy wspominaliśmy to wydarzenie. Chciałem jej w odpowiedzi przypomnieć, że jej, ani żadnej z pozostałych dziewczyn Ahmed też nie próbował „uciąć głowy”, bo pewnie zgodnie z przypowieściami proroków jego wiary „oszczędził” je tylko po to, aby stały się dożywotnimi nałożnicami–niewolnicami Jaśnie Panów Muzułmanów. Ale nic jej nie odpowiedziałem. Niech sobie nadal uważa (jak chyba każda współczesna Niemka), że ten przystojny Arab, tak jak inni mężczyźni, bardzo lubił ją – podkochiwał się, jej zdaniem – za jej inteligencję, oczywiście. No bo przecież nie za te ślicznie ufarbowane blond włosy, naturalnie niebieskie oczy i z pewnością nie za wspaniale sterczące cycki rozmiaru jej kształtnej pupy…

        A Ahmed? Najpierw został wepchnięty do drugiej łazienki w dużej sypialni, w której drzwi można zamykać na klucz z każdej strony. Gdy go zamykaliśmy nie sprawiał żadnego kłopotu, nie awanturował się, nie krzyczał już, tylko cały czas bąkał coś pod nosem chyba po arabsku. Impreza oczywiście skończyła się i prawie zaraz potem wszyscy rozeszli się do domów, ale Ahmed siedział tam dalej w ubikacji i zaczęliśmy zastanawiać się już, co z nim zrobić, gdyż dzwonienie na jego numer domowy aby ktoś po niego przyjechał było bezcelowe, gdyż wiedzieliśmy, że jego rodzice (czy też krewni) mówili tylko po arabsku lub w jakimś innym nieznanym języku. Chyba po dwóch godzinach sam Ahmed rozwiązał problem za nas, bo nagle wróciła mu znajomość niemieckiego i waląc w drzwi zaczął wołać:
– Öffne! Öffne Sie die Tür!*
Gdy go wypuściliśmy nikt z nas nic nie powiedział. Ahmed także bez słowa i całkiem normalnym krokiem poszedł do kuchni po swoją kurtkę (mieszkanie było w starym domu i kuchnia, znajdująca się zaraz przy wejściu, miała mini–pomieszczenie kiedyś używane chyba jako spiżarka, a my używaliśmy go jak wchodzoną szafę albo garderobę). Z kurtką w ręku i w milczeniu nawet nie odwrócił się do nas i w panującej absolutnej ciszy cichutko zamknął za sobą drzwi.
Moi współlokatorzy nigdy więcej go już nie zobaczyli.
A ja spotykałem go jeszcze przez parę ostatnich miesięcy studiów. Chociaż „spotykałem” to nie jest właściwe słowo, bo już nigdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, żadnego „Guten Morgen”, „Guten Tag” czy nawet „hej!” i najwłaściwsze byłoby napisać, że od tego czasu jedynie „widzieliśmy się” na uniwerku. […]
Nie wiem, czy Ahmedowi było głupio? Wątpię w to. Wtedy, początkowo, rzeczywiście tak uważałem, ale dzisiaj myślę, że gdy pod wpływem alkoholu nieopatrznie wydał się z tym, co tak naprawdę o nas myśli, po prostu nie miał już potrzeby udawania jakiejkolwiek przyjaźni. Może się mylę… Nie wiem.

Wiem za to, że od tego czasu nigdy więcej nie dałem i nie dam się nabrać na żadne przyjazne gesty ze strony jakiegokolwiek wyznawcy islamu. I tego wam także szczerze życzę: nigdy, przenigdy nie dajcie się nabrać na ich uśmiechy i zawsze uważnie przyglądajcie im się i patrzcie dobrze, co robią. Bo wy też nigdy nie będziecie wiedzieć kiedy, czym i jak mogą was zaskoczyć.


© Imię i nazwisko
do wiadomości redakcji

Oryginał został otrzymany przez Redakcję ITP pocztą elektroniczną 17 maja 2018 r.





* Otwórzcie! Otwórzcie drzwi!


Za zgodą Autora tekst oryginalny został poddany bardzo obszernym zmianom przez innego Autora zaprzyjaźnionego z Redakcją ITP (tekst został m.in. znacznie skrócony, odpowiednio sformatowany i poddany korekcie pisowni, usunięto także wiekszość dialogów i zastąpiono niektóre wyrażenia niemieckie polskimi odpowiednikami, oraz inne zmiany).

Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2