Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Lato gorące, czy chłodne? Monoteizm politeistyczny

Lato gorące, czy chłodne?

        Korzystając z tego, że Polska akurat objęła rotacyjne przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, pan prezydent Andrzej Duda wyruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych.
Tak się złożyło, że podróż pana prezydenta do USA przypadła zaledwie tydzień po podpisaniu przez prezydenta Donalda Trumpa ustawy nr 447 JUST, przeciwko której próbowały lobbować różne środowiska Polonii amerykańskiej, jak się okazało – bezskutecznie. Niewątpliwym osłabieniem tych usiłowań działaczy Polonii amerykańskiej było uporczywe i zagadkowe milczenie nie tylko aktualnych polskich władz państwowych z panem prezydentem Dudą na czele, ale również – nieprzejednanej opozycji. Najwyraźniej i jedni, i drudzy wiedzą, co im wolno, a co jest surowo zabronione. Na domiar złego, fałszywe i wielokrotnie dementowane pogłoski, jakoby pan prezydent Duda i premier Morawiecki mieli szlaban na wizyty w Białym Domu, okazały się prawdopodobne, a być może nawet prawdziwe, bo pan prezydent Duda Biały Dom omija szerokim łukiem.
Nie tylko zresztą Biały Dom. Podczas wizyty w Nowym Jorku nie znalazł czasu na spotkanie z tamtejszą Polonią, natomiast spotkał się z przedstawicielami organizacji żydowskich. O czym rozmawiał – tego oczywiście nie wiemy. Wiemy tylko, o czym nie rozmawiał. Pan Krzysztof Szczerski oświadczył bowiem, że sprawa żydowskich roszczeń majątkowych nie była w tej rozmowie poruszana. I ja nawet w to wierzę, bo po cóż poruszać temat, który już został uzgodniony i przyklepany? Obawiam się, że pan prezydent na dalszy rozwój sytuacji będzie miał wpływ ograniczony i że żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, korzystając z uchwalonej przez Kongres ustawy i z siły Stanów Zjednoczonych, poradzą sobie same zarówno przy inwentaryzacji nieruchomości w Polsce, jak i potem – przy wymuszaniu przekształceń własnościowych. Pan prezydent, podobnie zresztą jak pan premier, nie mówiąc już o Naczelniku Państwa, będzie co najwyżej zaangażowany do tłumaczenia mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, że tak będzie najlepiej. Jak bowiem nie od dziś wiadomo, pieniądze szczęścia nie dają, a przecież najważniejsze, żebyśmy byli szczęśliwi, jak nie na tym świecie, to przynajmniej na tamtym, więc jeśli nawet „wszystko nam także się odbierze, byśmy własnością gardzili szczerze”, to dla naszego, najlepiej pojętego dobra. Jestem pewien, że pan prezydent jakoś sobie z tym zadaniem poradzi, chociaż na pewno czekają go jeszcze trudne momenty w Chicago, gdzie uczestnicy spotkania mogą w tej sytuacji nie odczuwać wobec pana prezydenta staroświeckiej rewerencji, a nawet dać temu wyraz. No, ale na tym świecie nie ma rzeczy doskonałych i jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, zwłaszcza gdy w grę wchodzą Żydzi, którzy nawet w samolotach obsługiwani są w pierwszej kolejności.

        Jak bowiem już dawno zauważył ówczesny sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej Anioł kardynał Sodano, „od jednych narodów wymaga się czegoś, od innych narodów nie wymaga się nic”. Mogliśmy się o tym przekonać przy okazji przeniesienia ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy, co sprowokowało Palestyńczyków, uważających Jerozolimę za stolicę ich przyszłego państwa, coś w rodzaju powstania. Jak mogliśmy się przekonać, palestyńscy demonstranci w strefie Gazy rzucali kamieniami, na co izraelskie wojsko odpowiadało strzałami z ostrej broni i w rezultacie zginęło co najmniej 60 osób, zaś liczba rannych idzie podobno w tysiące. Izraelski premier Beniamin Netanjahu oświadczył poruszonej opinii międzynarodowej, że Izrael ma prawo do obrony. W identyczny sposób 1 września 1939 roku uzasadniał uderzenie na Polskę wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler – że mianowicie chodzi o obronę uciśnionej przez Polaków mniejszości niemieckiej. Tak samo zresztą Józef Stalin uzasadnił słynne „wkroczenie” Armii Czerwonej do Polski (bo o ile Niemcy na Polskę „napadły”, to Armia Czerwona tylko do Polski „wkroczyła”) – że chodzi o obronę zachodnich Białorusinów i zachodnich Ukraińców. Dodam jeszcze, że Hans Frank swoje rozporządzenie z 1943 roku zatytułował: „o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie”. Od razu widać, że raz rzucona w przestrzeń słuszna, a przynajmniej użyteczna idea, prędzej czy później znajdzie swego amatora i że – jak zauważył bohater książki Roberta Penn Warrena „Gubernator”„człowiek poczęty jest w grzechu, a zrodzon w nieprawości, zaś życie jego upływa od odoru pieluch do smrodu całunu” i że żaden naród nie jest od tej przypadłości uwolniony, bez względu na to, jakie bajki by o sobie opowiadał.

        A skoro już doszliśmy do pieluch i całunu, to wypada odnotować eskalację protestu, jaki prowadzą w Sejmie rodziny osób niepełnosprawnych. Dotychczas najważniejszym postulatem protestujących było uzyskanie od rządu po 500 złotych w gotówce, ale to się pewnie zmieni za sprawą wspomagających protest autorytetów moralnych. Oto na przesłuchanie do resortowej „Stokrotki” w TVN został wezwany JE bp Tadeusz Pieronek. Na wszystkie pytania odpowiedział celująco, jak się należy, a już po wszystkim zagrzał wszystkich do kontynuowania protestu, twierdząc, że to (tzn. 500 złotych) im „się należy”, i wezwał do „wytrwania do końca”. No dobrze – ale jaki właściwie ma być ten „koniec”? Z obfitości serca usta mówią, toteż jedna z uczestniczek protestu ujawniła, że tak naprawdę chodzi o to, by żaden kandydat PiS nie został wybrany podczas tegorocznych wyborów samorządowych. Ale nie tylko takiego końca możemy się spodziewać. Oto pani Janina Ochojska, której Straż Marszałkowska, ku powszechnemu zgorszeniu („świat wstrzymał oddech...”), nie chciała wpuścić do Sejmu, powiedziała, że 500 złotych to za mało. Nie da się ukryć, że 1000 złotych wygląda znacznie lepiej niż 500, a jeszcze lepiej – trzy tysiące, które poza tym odzwierciedlają datujące się jeszcze od starożytnych Rzymian przekonanie, że omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko, co potrójne, jest doskonałe. Skoro tak twierdzą autorytety, to tylko patrzeć, jak i uczestnicy protestu zaczną stawiać coraz wyższe żądania, podobnie jak to czynił trybun Marek Liwiusz Druzus, pragnąc przelicytować Gajusza Grakha w demagogii. W tej sytuacji „danina solidarnościowa” – ten najnowszy wynalazek pana premiera Morawieckiego, może nie wystarczyć, zwłaszcza gdy inne grupy społeczne też zechcą sobie sprywatyzować część budżetowego Sezamu, którym rząd tak się do niedawna przechwalał.

        A to jest całkiem prawdopodobne również z tego powodu, że przed oblicze sejmowej komisji badającej aferę Amber Gold właśnie zaczęli być wzywani generałowie. Na początek dwóch; generał Dariusz Łuczak, będący szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego od kwietnia 2013 do listopada 2015 roku, i generał Krzysztof Bondaryk, będący szefem ABW od 2008 roku do 2013. „Do czego doszło – żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy!” – a w tej sytuacji można spodziewać się wszystkiego, a zwłaszcza – eskalacji protestów. Skoro tak czy owak Żydzi wszystko wezmą, to niech i nasz człowiek pożywi się chociaż okruszkami, no nie?


Monoteizm politeistyczny


        Antoni Słonimski w czasie wojny, a i później też, przebywał w Wielkiej Brytanii, skąd oprócz podziwu dla tego „narodu kupców”, którzy nie wpadali w histerię nawet w obliczu niebezpieczeństwa, wyniósł też sporo krytycyzmu wobec Anglików. Może nie takiego, jakiemu dał wyraz niemiecki, a właściwie – jak żądają obecnie ormowcy politycznej poprawności - „nazistowski” publicysta, który zarzucał Anglikom, że swoje Imperium budowali przy pomocy podstępu, fałszu i zdrady, podczas gdy Niemcy budują swoje metodą „radosnej wojny”, ale nawet cięższego kalibru. W swoim „Alfabecie wspomnień” przytacza rozmowę z pewnym Anglikiem, który mu wyznał, że gdyby został postawiony wobec konieczności wyboru, czy zdradzić przyjaciela, czy ojczyznę, błagałby Boga, by pozwolił mu zdradzić ojczyznę. - Znając Boga Anglików – skomentował Słonimski – nie miałem wątpliwości, że takiej modlitwy na pewno nie wysłucha.

        Rzeczywiście, coś musi być na rzeczy z tym Bogiem Anglików – o czym mogliśmy się przekonać przy okazji afery z Alfim Evansem, który przez sędziego – sodomitę, został skazany na śmierć głodową pod pretekstem, że dalsze utrzymywanie go przy życiu nie leży w jego interesie.. Uzasadnienie rzeczywiście osobliwe, zwłaszcza w sytuacji, gdyby na organy Alfiego oczekiwały z niecierpliwością jakieś handełesy, robiące w ludzkim mięsie, czyli „ludzinie”. Jak zauważył Stanisław Lem w „Głosie Pana” - „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie”, toteż tylko patrzeć, jak rozmaici „etycy” w rodzaju pani Magdaleny Środziny, czy biegającego po Krakowie za filozofa pana Jana Hartmana, dostarczą patetycznych uzasadnień dla liberalizacji handlu „ludziną” - choćby z racji „zrównoważonego rozwoju”, do jakiego dąży ponura sekta, ukrywająca się pod enigmatycznym szyldem „Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot”. Jużci – skoro dopuszczalny jest legalny handel wołowiną, to dlaczego nie „ludziną”, skoro i wół i człowiek to tylko „istoty”, niechby nawet „czujące”, niemniej jednak? Zresztą nie tylko etycy zostaną do tego wynajęci, bo przecież nie można się przy tym obejść bez prawników. A ci – jak zauważył poeta - „nigdy nie oszaleją. Świat się będzie już walił, wąż ognia równik oplecie i kontynenty zapali, a oni, ironiści, mędrkowie wykrętów chytrych, wyciągną z teczki paragraf i rozprostują na wytrych”. Nie inaczej sądził ksiądz profesor Stefan Pawlicki. Pewnego razu uczestniczył w posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego, które z jakiegoś powodu się przedłużało, wzbudzając coraz żywszy niepokój księdza Pawlickiego, akurat tego samego wieczoru zaproszonego na kolację. Słynny smakosz wiercił się niespokojnie, wreszcie zabrał się do wyjścia, ekskuzując się zdawkowo i oświadczając, że bez względu na to, jaką decyzję podejmie prześwietny Senat, to „uzasadnienie już znajdą panowie koledzy z Wydziału Prawnego”. Bo pod ciśnieniem potrzeb handełesów sytuacja zmierza do tego, o czym w wierszu „Gołąb ostatni” napisał wspomniany Antoni Słonimski: „Porwały mnie plemiona zdziczałych tubylców, zbrojne w maczugi światła, strzały laserowe, ponaddźwiękowe dzidy, kobaltowe proce, paraboliczne bębny, flety bioplazmy, wtórujące podskokom sztucznych serc, lub krwawych, wydartych z piersi trupów, jeszcze nie ostygłych”.

        Wróćmy jednak a nos moutons, czyli do Anglików. Otóż rodzicom małego Evansa towarzyszył katolicki zakonnik, ojciec Gabriel Brusco. Ponieważ ŻADEN angielski duchowny katolicki nie ośmielił się wspierać rodziców Alfiego, ani towarzyszyć mu w chorobie, sam zgłosił się do nich i czuwał przy łóżku chłopca, podobno ku rosnącej irytacji pracowników szpitala. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, toteż nie trzeba było długo czekać, by arcybiskup Liverpoolu, Patryk McMahon, nakazał zakonnikowi opuścić szpital. Wkrótce potem został przed oblicze biskupa pomocniczego diecezji Westminster Jana Sherringtona, wezwany na rozmowę, której treść została tchórzliwie utajniona, ale zakonnik niezwłocznie powrócił do Włoch. Wisienką na torcie w tej całej sprawie jest poparcie, jakiego szpitalowi, którego personel uznał, że leczenia Alfiego Evansa nie leży w jego interesie, udzielił przewodniczący Episkopatu Anglii, kardynał Wincenty Nichols.

        Czyż to nie jest dowód, że katolickie duchowieństwo narodowości angielskiej wyznaje całkiem innego Boga, niż, dajmy na to, papież Franciszek, czy choćby przewielebny ojciec Gabriel Brusco? Najwyraźniej Bóg Anglików zabrania swoim wyznawcom sprzeciwiania się orzeczeniom pederasty, gwoli dodania sobie powagi przebranego w „śmieszne średniowieczne łachy”. Musi to być całkiem inny Bóg od tego, który nakazywał swoim wyznawcom, by bardziej słuchali Jego, niż ludzi, bez względu na to, w co ci ludzie by się nie przebierali. W tej sytuacji musimy postawić pytanie, czy w przypadku wyznania rzymsko-katolickiego mamy do czynienia z mono, czy jednak z politeizmem, skoro jedni kardynałowie wyznają jednego, a inni – całkiem innego Boga? Być może przewielebne duchowieństwo brytyjskie tylko z inercji i gwoli zachowania pozorów – bo czyż kardynałowi wypada tak z dnia na dzień zmieniać emploi? - oficjalnie opowiada się przy chrześcijaństwie, ale tak naprawdę uprawia kult Świętego Spokoju, który również w Kościele katolickim szerzy się z szybkością płomienia. Ponieważ nikt, a już zwłaszcza ja, nie mam najmniejszej możliwości zajrzenia do duszy Jego Eminencji Wincentego kardynała Nicholsa – o ile oczywiście ma on duszę - to nie ma innej rady, jak dedukować o tym, w co właściwie on wierzy, po tak zwanych „owocach”, czyli decyzjach i zachowaniach – a te wskazują raczej na kult Świętego Spokoju, w którym najważniejszym przykazaniem jest to, by nikogo, a zwłaszcza osobistości ważnych, wpływowych, a w ostateczności – tylko majętnych -w żaden sposób nie urazić.

        „Fenomen ten godzien rozbiorów” również z tego powodu, że zmusza on nas do zrewidowania dotychczasowego, jak się okazuje – powierzchownego podejścia do nacjonalizmu. Jak wiadomo, istotą tej ideologii jest przekonanie – po pierwsze – że „naród” nie jest hipostazą, tylko bytem rzeczywistym, a po drugie – że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. Ostatnio JE abp Stanisław Gądecki nie tylko potępił nacjonalizm, ale nawet oświadczył, że nie ma on nic wspólnego z „dojrzałym patriotyzmem”. Czy jednak słusznie, skoro – jak możemy ponad wszelką wątpliwość stwierdzić - katolickie duchowieństwo w Wielkiej Brytanii czci całkiem innego Boga, niż, dajmy na to, katolicy włoscy, czy polscy, co skłania do podejrzeń, że każdy naród ma swojego Boga, co stanowi poszlakę, że rację mógł mieć prof. Tadeusz Zieliński twierdząc, że dla umysłu filozoficznie wyrobionego, różnica między politeizmem, a monoteizmem nie jest nie do pokonania, a po drugie, że postawa jego Eminencji Wincentego kardynała Nicholsa pokazuje, że można być jednocześnie i nacjonalistą i dojrzałym patriotą?


© Stanisław Michalkiewicz
18 maja 2018
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © DeS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2