Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Koń a sprawa polska

Zwrotne momenty w historii naszego kraju nieodmiennie rozpoznaję po tym, że ludzie nie umiejący ustalić skąd wieje wiatr historii, nie mogący się zdecydować na którego konia postawić uprawiają dyscyplinę sportu zwaną pocztą węgierską. Polega to na jeździe na stojąco, w rozkroku na dwóch koniach na raz.
Wbrew pozorom najłatwiej jest jechać na koniach galopujących. Można wtedy zawiesić się na napiętych cuglach ( lejcach), a w odczuciach jeźdźca przypomina to trochę skiring. Naprawdę niebezpieczny jest moment gdy konie się zatrzymują gdyż trzeba szybko się zdecydować na którego z koni usiąść, a właściwie zeskoczyć. Brak zdecydowania grozi upadkiem między konie . Proszę uwierzyć próbowałam tej zabawy z opłakanym skutkiem. Proszę również wybaczyć, że w swoich tekstach ciągle nawiązuję do koni. Przez całe życie byłam z końmi czynnie związana, a teraz niestety pozostało mi tylko gadanie na ich temat.

Pocztę węgierską obserwujemy obecnie w samorządach. Lokalnym bonzom jest zupełnie obojętne jakie ugrupowanie naprawdę reprezentują. Chodzi im przede wszystkim o zachowanie władzy. Nie wiedzą czy warto już przesiadać się z konia PO na konia zwanego PiS czy może lepiej pośpiesznie zeskoczyć na ziemię to znaczy startować jako kandydat niezależny. Niektórzy próbują przeskoczyć w pełnym galopie na zupełnie innego, przebiegającego obok konia. To już nie poczta węgierska a prawdziwa dżygitówka, kozacka maniera i kozacka sztuka jazdy. Poczta węgierska to ryzykowne balansowanie na dwóch sprzężonych koniach i udany skok na właściwego. Dżygitówka to całkowita zmiana barw. Taką dżygitówkę czyli zdradę obserwowaliśmy wielokrotnie. W czasach Solidarności ludzie z kręgu lewicy laickiej nagminnie bratali się z duchownymi, korzystali z pomieszczeń i finansów kościoła, a nawet widowiskowo się nawracali i chrzcili swoje dzieci. Potem zdradzili swego opiekuna czyli Kościół Katolicki i uznali go za największe zagrożenie dla Polski. Nie wymieniam ich z imienia i nazwiska, bo nawet koniunkturalne ochrzczenie dziecka być może zaowocuje dla tego dziecka czymś dobrym i byłoby mi przykro gdyby czuło się w jakikolwiek sposób naznaczone.

Metafory hippiczne jak się okazuje są bliskie nie tylko mi, były bliskie nawet Kuroniowi, który opisując z zadziwiającą szczerością swoją i swego środowiska strategię wobec społeczeństwa polskiego traktowanego zawsze jako ciało obce, jako bierna ciemna i groźna masa, powoływał się na indiańskie sposoby uprowadzania i obłaskawiania dzikich koni. Otóż zdaniem Kuronia Indianin wskakiwał na dzikiego ogiera będącego przywódcą stada pozwalając się unosić w wybranym przez konia kierunku po to żeby pomału, zawracając nawet o 180 stopni, pociągnąć za sobą stado i wprowadzić je do zagrody pułapki. Cokolwiek myśleć na temat obyczajów Indian i dzikich mustangów (obawiam się, że to co pisze Kuroń są to literackie brednie rodem z Karola Maya) metafora ta dobrze oddaje strategię Kuronia i jego środowiska wobec nas wszystkich, wobec społeczeństwa polskiego. Dopóki jego frakcja nie uzyskała przewagi Kuroń starał się mówić wszystko to co ludzie chcieli słyszeć, przymilał się do nich, udawał przejętego robotniczymi strajkami, rozdawał zupę z kotła po to tylko żeby w chwili pijackiej szczerości wyznać: „ chamów trzeba za mordę trzymać i do roboty gonić, oto cała demokracja”. Michnik też był kiedyś uroczym młodym skromnym chłopakiem w podartym swetrze i mówił to co chcieliśmy usłyszeć. Wszyscy oni prezentowali ten sam modus vivendi oraz modus operandi.

To o czym piszę nie jest kwestią zwykłych nie spełnionych obietnic wyborczych ani kwestią marketingu politycznego. Ten kto ma nadzieję pożywić się kiełbasą wyborczą, albo kto naiwnie ulega czarowi specjalistów od wizerunku nie grzeszy rozsądkiem i jest sam winien swemu rozczarowaniu. Chodzi tu jednak o zasadniczą zmianę frontu, o podstęp czyli oszustwo. Właśnie o ten opisywany przez Kuronia zwrot o 180 stopni. Dla zgody narodowej, dla potrzeb pojednania można przystać na to, że nie każdego komunistycznego zbrodniarza dosięgnie sprawiedliwość i odpłata. Nie możemy się jednak zgodzić na rolę biernych baranów prowadzonych do rzeźni przez zdrajcę z pozłacanymi rogami. Tak to się właśnie odbywa w rzeźniach francuskich gdyż we Francji spożywa się o wiele więcej baraniny niż u nas. Aby uniknąć zamieszania i tumultu wywołanego przez przerażone odorem śmierci zwierzęta, do pomieszczeń gdzie dokonywany jest ubój stado wprowadza wybrany i specjalnie wytresowany baran. Aby uniknąć pomyłki maluje się mu rogi, a najczęściej się je pozłaca. Być może jest to prześmiewczy gest pracowników rzeźni wobec tak wykreowanego baraniego przywódcy. Takim baranem z pozłacanymi rogami był niewątpliwie Wałęsa, który – posługując się jego frazeologią- zamiast komuchów puścił w skarpetkach społeczeństwo. Być może takimi baranami z pozłacanymi rogami byli również założyciele PO. Pomimo wysokiego mniemania na swój temat chłopcy ze Świetlika to najczęściej ludzie z nizin społecznych, ciężko pracujący na swoją bułeczkę z masłem na fabrycznych kominach, którzy zachłysnęli się możliwościami otworzonymi przed nimi przez powiązanych ze służbami sponsorów takich jak opisywany przez Sumlińskiego Wiktor Kubiak. Jak twierdzi Sumliński u Kubiaka bywali najczęściej Donald Tusk, Krzysztof Bielecki, Mateusz Piskorski, Janusz Lewandowski. Oprócz pieniędzy na działalność partyjną otrzymywali od niego fundusze na podziemne wydawnictwa, czy na reklamę. Nie wiem czy do końca rozumieli do czego doprowadzą ich rządy- do państwa przeżartego korupcją, państwa funkcjonującego tylko teoretycznie, państwa w którym elity władzy współpracowały z elitami gangsterskimi. Sumliński sprzedaje nam informacje uzyskane od Masy i jego kolegi z Wiednia. Wiele sensacyjnych szczegółów znanych z innych źródeł potwierdza się, jest jednak w tych relacjach wiele pospolitych kłamstw. Obawiam się, że informatorom dziennikarzy śledczych właśnie o to chodzi, żeby kłamstwo stało się nieodróżnialne od prawdy.


© Izabela Brodacka Falzmann
5 maja 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © DeS dla ITP²

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2