Nie mam pretensji o te ambicje, bo świadczą o pewnej ideowości. Problemy są trzy.
Po pierwsze, plany te zwykle formułują nie ci, którzy własnym poświęceniem wywalczyli w Polsce zmianę roku 2015. Z tego faktu płynie pewna niezręczność sytuacji i, śmiem twierdzić, bezużyteczność porad.
Po drugie, nie bardzo rozumiem, dlaczego Prawo i Sprawiedliwość w obecnym kształcie ma być koniecznie zmienione. Dlaczego niby to mechanizm ten ma być nieskuteczny? Kadry za słabe? Na półmetku kadencji, biorąc pod uwagę stopień realizacji programu zadeklarowanego przed wyborami, broni się raczej teza przeciwna.
No i po trzecie, takie postulaty dowodzą niezrozumienia sprawy fundamentalnej, zasadniczej i najważniejsze w analizie sytuacji politycznej we współczesnej Polsce. Otóż PiS gra (a czasami bardzo ostro) znacząco powyżej zasobów, jakimi dysponuje. Jego zaplecze biznesowe, medialne, akademickie, zaprzyjaźnionych organizacji, wpływów zagranicznych itp. jest znacząco mniejsze niż te, jakie posiada obóz III RP. To zaś narzędzia w demokracji kluczowe. Trzeba więc szanować i rozwijać te, które są, a nie liczyć na gruszki na wierzbie. Tego typu reform można dokonywać, ewentualnie, w drugiej lub najlepiej trzeciej kadencji. Dziś podjęte przyniosą taki efekt, że wszystko się rozedrga, rozreguluje (już zaczyna), a pierwsza kadencja będzie ostatnią.
Przewagę zasobów obozu III RP udało się zniwelować dzięki ominięciu tych struktur w komunikacji z Polakami i wytworzeniu nielicznych własnych (w znaczeniu światopoglądu) elementów, które zresztą są właśnie osłabiane. Chyba świadomie. O konsekwencjach tej polityki, o złudnym micie iż da się zmieniać III RP wraz ze strukturami III RP więcej napisałem w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”.
A teraz pozwolę sobie sformułować małą poradę dla rządzącej prawicy: lepsze bywa wrogiem dobrego, szanujcie więc to, co macie. Mam coraz większe wrażenie, że ta pycha, z którą najczęściej się w polskiej polityce przegrywa, ma w przypadku dobrej zmiany formę zapału reformatorskiego skierowanego do wewnątrz. Przybiera to zjawisko formy coraz bardziej ostre, chwilami wręcz niechęci do tych środowisk, do tego zaplecza, które wywalczyły zmianę w Polsce. I dotyczy to, choć w różnym stopniu, wszystkich ośrodków obecnej władzy.
Pobudka może być bolesna. Bo można być pewnym, że w momencie rozstrzygającym, nowi „sojusznicy” w reformowaniu PiS spuszczą temu to PiS niejeden łomot (tym bardziej, że w grze będzie prawdopodobnie ukochany przez nich Tusk, budzący w tych środowiskach odruchy bezwarunkowe), a starych już nie będzie.
© Michał Karnowski
3 kwietnia 2018
źródło publikacji:
www.wPolityce.pl
3 kwietnia 2018
źródło publikacji:
www.wPolityce.pl
Ilustracja Autora © wPolityce.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz