Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Czy Maciej Stuhr pochodzi od małpy?

Wręczeniu tegorocznych Polskich Nagród Filmowych Orły 2018 znowu towarzyszyły końskie żarty Macieja Stuhra. Dwa lata temu prowadząc galę kpił sobie z katastrofy smoleńskiej i Żołnierzy Wyklętych, czym wzbudził radosny aplauz sporej części widowni. Tym razem Stuhr rozbawił mało wymagającą publikę nawiązując do broniącej prawdy historycznej i honoru Polaków nowelizacji ustawy o IPN, która między innymi przewiduje karanie za rozpowszechniane kłamstw o „polskich obozach koncentracyjnych”. Tuż przed ogłoszeniem laureata w kategorii „dźwięk” konferansjer Stuhr junior powiedział:
„Z dźwiękiem jest podobnie jak z Niemcami - bywają dobrzy Niemcy, i tacy nie bardzo. Podobnie jak Żydzi, Portorykańczycy i Polacy… chociaż ustalenia w tej sprawie jeszcze trwają – po czym dodał: Podobno nawet Denis Urubko podjął próbę zdobycia K2 samotnie, ponieważ nie mógł dłużej wytrzymać w polskim obozie.

Słuchając tych kolejnych plugawych żarcików Stuhra przypomniała mi się pewna stara i bardzo wstydliwa historia z wczesnej młodości. Historia, której nigdy bym nie wyszperał w zakamarkach swojej pamięci gdyby nie spacer po cmentarzu jaki odbyłem dwa lub trzy lata temu w Dzień Zaduszny. Otóż chodząc cmentarnymi alejkami natknąłem się tam na grób kolegi ze szkoły podstawowej. Nie zwróciłbym może na ten grób większej uwagi, bo przecież nawet imiona i nazwiska z czasem zacierają się w naszej pamięci. Jednak na nagrobku widniało zdjęcie ze znajomą twarzą kolegi i widocznym charakterystycznym kołnierzem marynarskiej bluzy. Przypomniałem sobie, że Tadek wcielony na całe trzy lata do marynarki wojennej w ramach obowiązkowej służby wojskowej do domu już nigdy nie powrócił. A właściwie powrócił, ale w trumnie. Służył w wojsku jako nurek i zginął tragicznie, ponieważ uszkodzeniu uległ przewód, którym połączony był z powierzchnią. Po prostu nie był w stanie wydobyć się spod wody obciążony stalowym hełmem z iluminatorami oraz balastem umieszczonym na plecach, klatce piersiowej i w specjalnych butach. To wtedy od razu na tym cmentarzu przypomniała mi się związana z Tadkiem pewna szkolna historia.

Mieliśmy starszą nauczycielkę, której dwie charakterystyczne cechy od razu rzucały się w oczy. Po pierwsze to fryzura, którą stanowił długi warkocz zawijany w kok, a’la Julia Timoszenko. Po drugie to obozowy numer wytatuowany na jej lewym przedramieniu. Otóż Tadek zainicjował zabawę polegająca na tym, że wykorzystując nieuwagę nauczycielki do tego zawiniętego koka wrzucaliśmy drobne skrawki papieru lub popularny w tamtych czasach ryż preparowany. Aż wstyd się przyznać, ale na samym początku i ja aktywnie uczestniczyłem w tej szczeniackiej bezgranicznie głupiej zabawie. Stopniowo w miarę upływu czasu te idiotyczne wygłupy bawiły coraz mniejszą grupę uczniów. Po prostu nawet wśród niespełna jedenastoletnich gówniarzy zaczęła zwyciężać refleksja podpowiadająca, że ta cała pseudo zabawa jest mało śmieszna, a wręcz nieludzka zwłaszcza ze wzgląd na ten wytatuowany obozowy numer na ręce sędziwej nauczycielki. Doszło w końcu do sytuacji, w której śmieci do koka wrzucał nauczycielce już tylko Tadek, a radość z tego wyczynu okazywało zaledwie kilku wyjątkowo gruboskórnych małych debili. Jak pamiętam nasza klasa była dość nietypowa, ponieważ wśród chłopaków oczywiście najsilniejszym uczniem był prymitywny i wyjątkowo tępy osiłek, Tadek. Jednak w całej klasie największy respekt wzbudzała potężna Irka. I to ona właśnie któregoś dnia podczas przerwy złapała Tadka jedną dłonią za grzywę, a drugą za ucho tak mocno je przekręcając, że ten zawył z bólu, a łzy popłynęły mu z oczu. Powiedziała mu przy tym wyjątkowo spokojnym i opanowanym głosem, że jeżeli jeszcze raz zachowa się w podobny sposób w stosunku do naszej pani to ona ostatecznie się z nim rozprawi. I tak zakończyła się ta cała głupia zabawa.

Odnoszę dzisiaj nieodparte wrażenie, że będący już po czterdziestce Maciej Stuhr oraz wszystkie te wyfiokowane i wystrojone w wieczorowe suknie paniusie oraz gentelmani w smokingach i eleganckich garniturach, którzy uważają się za elitę i zrywają boki z jego żartów zatrzymali się w rozwoju na etapie tego śp. Tadka – niech mu ziemia lekką będzie. Oni nie są zdolni do żadnych ludzkich refleksji. Są bardziej gruboskórni i umysłowo płytcy niż moi jedenastoletni towarzysze ze szkolnej ławy. Oni swoim zachowaniem zdają się potwierdzać teorię Darwina, według której człowiek pochodzi wprost od małpy. Obserwując Stuhra oraz tych, których bawią jego kołtuńskie żarty zaczynam wierzyć, że rzeczywiście część ludzkiej populacji legitymuje się takim właśnie pochodzeniem. Niestety w całym tym towarzystwie nie ma ani jednej sprawiedliwej Irki, która wytargałaby Stuhra za grzywę i uszy tak mocno, żeby ten choćby powodowany zwykłym prymitywnym strachem zaczął udawać przyzwoitego człowieka.


© Mirosław Kokoszkiewicz
24 kwietnia 2018
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl





Ilustracja © DeS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2